Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rey

Rey zarzuciła na głowę obszerny kaptur i zrobiła krok na zewnątrz Sokoła.

Zrobiła dwa kroki i poczuła, że narzuta już przemokła, tak samo jak jej buty i spodnie.

Oby ten cały cień był gdzieś w jakimś budynku, bo walczyć tutaj byłoby raczej ciężko.

Gdy wszyscy wysiedli, ruszyli w gęsty las, gdzie mniej padało. Było ciemno, zimno, mokro i mrocznie, a C-3PO co kilka metrów mówił, jak bardzo złe są jego przeczucia. Co chwila, ktoś grzązł w błocie z cichym przekleństwem na ustach.

- Stać! - krzyknął nagle Keiter, idący przodem i uniósł rękę. Wzrok skierowany miał na urządzenie na swoim drugim nadgarstku. - Niedługo las się skończy i pojawi się budynek, w którym, według Lando, znajdują się generatory!

Rey wciągnęła wilgotne powietrze po czym przymknęła powieki.

Poczuła kilka nikłych nitek Mocy prowadzących do nieopodal stojącego budynku, kilka ciemnych nitek, a na ich końcach... niebezpieczeństwo.

Otworzyła oczy.

Ruszyli dalej.

Po kilku minutach marszu linia drzew się skończyła i zobaczyli przed sobą duży, szary budynek z lądowiskiem na dachu i kilkoma antenami. Rósł w górę, zdając się nie kończyć, kryjąc swój dach w ciężkich, deszczowych chmurach.

Dziewczyna spojrzała w niebo. Wiedziała, że gdzieś wysoko, niewidoczne dla radarów, są bojowe X-wingi dowodzone przez Poe.

Zbliżyli się po cichu do tylnej ściany budynku, jedynej niechronionej przez szturmowców. Keiter zbliżył się do końca i dał znak R2, by ten przejechał do drzwi i otworzył je.

Kilka pisków i wszyscy mogli wejść do środka. Robot zamknął za nimi wrota i zrobiło się zupełnie cicho, nie było nawet słychać padającego deszczu. Rey zdjęła narzutę i odrzuciła ją, a ta z cichym plaskiem spadła na nieskazitelnie białą podłogę.

- Wiecie jaki jest plan - szeptem odezwał się Luke, rozglądając się. - R2, C-3PO, zostajecie tutaj, włamujecie się do systemu i czekacie na ewentualne znaki od nas. Chewie, Rey i Keiter za mną. Celem jest wywabienie ich stąd, żeby można było rozpocząć ostrzał z powietrza - ledwo przebrzmiało ostatnie słowo, a mężczyzna odwrócił się i ruszył korytarzem.

- Niech pan na siebie uważa, panie Luke - zawołał jeszcze za nim złoty robot, a ostatnia sylaba cicho przebrzmiała między nieprzyjaznymi ścianami.

Szli cicho, każdy kurczowo ściskał w ręce swoją broń.

Biały, czysty korytarz nagle się skończył i stanęli przed schodami, kamiennymi, wytartymi i widocznie bardzo starymi.

Przystanęli, zdezorientowani.

- Założę się, że w tym miejscu Lando po prostu zbankrutował... jak zwykle - westchnął Luke i przewrócił oczami, po czym zaczął wchodzić do góry, niepewnie trzymając się metalową dłonią zardzewiałej poręczy.

Przeszli na drugie piętro, gdy usłyszeli wreszcie głosy przepuszczone przez wokabulatory i kroki stóp w zbrojach. Chebacca odbezpieczył kuszę, a Luke nacisnął przycisk i z jego miecza wysunęła się zielona świetlna klinga. Keiter i Rey zdobili to samo.

Luke zrobił krok, by wyłonić się zza ściany, gdy nagle tuż przed jego twarzą pojawił się blaster, a zaraz za nim maska szturmowca.

Szara, w kolorze brudnego dymu, z kilkoma wgnieceniami w okolicy skroni.

I nagle zarówno Luke, jak i Keiter i Rey, mimowolnie zacisnęli powieki i odchylili się w tył.

Czerń. Ciemność.

Strach, ból, nienawiść, krew, zło.

Ciemna strona.

To było jak wiatr.

Jak wiatr przynoszący ze sobą całą potęgę Ciemnej strony.

Rey nie mogła, nie umiała zrozumieć.

To tylko

szturmowiec.

Przezwyciężyła to okropne uczucie, otworzyła oczy, wyprostowała się. Zaczęła podnosić rękę, by zabić napastnika, gdy ten przybliżył blaster do twarzy Luke'a i niskim, ludzkim, niezmienionym głosem powiedział:

- Pójdziecie ze mną.

W tym momencie jednak Skywalker ocknął się i niemal niewidocznym ruchem wytrącił szturmowcowi blaster z dłoni. Po czym odsunął się, robiąc miejsce Rey, która mieczem przedziurawiła pierś żołnierza.

Ten, jakby w ogóle się tym nie przejąwszy, ponownie uniósł blaster i wykierował w Luke'a, i zaczął naciskać spust.

Laserowy pocisk wymknął się lufy.

W ostatniej chwili Keiter wyjął miecz i odbił go, tuż przed nosem Luke'a Pocisk zawrocił i uderzył w maskę szturmowca, jednak nie przebił jej, a jakby spłynął, jakby został zneutralizowany.

Keiter zamachnął się mieczem jeszcze raz z zamiarem zadania cięcia w tors, ale szturmowiec odskoczył. Zaraz później spojrzał na swoją pierś, jakby dopiero przypomniał sobie o ziejącej w niej dziurze.

Upadł.

Zza ściany wyszło kolejnych kilku i wycelowali blastery w rebeliantów.

Wyglądali jak...

jak cienie. Ludzkie cienie.

Mieli szare zbroje, w różnych odcieniach, o nierównych konturach, niewyraźnie majaczących w nikłym świetle żarówek. Można było dostrzec wgniecenia, zarysowania, plamy krwi, przypalenia. Ślady wieloletnich walk widoczne były na zbrojach, a krzyki ich ofiar szeptami wkradały się w umysł Rey.

- Pójdziecie z nami - powiedział wolno jeden z szturmowców, dobitnie akcentując każde wymawiane słowo.

Chewie, Rey i Keiter równocześnie spojrzeli na Luke'a, czekając na jakikolwiek rozkaz.

Ten zacisnął zęby, westchnął i widocznie podjął w myślach decyzję.  Spojrzał na podopiecznych, później na wrogów. Zamknął miecz.

- Dobrze - powiedział głośno i pewnie. - Pójdziemy.

Co?!

- Chyba żartujesz! - syknęła Rey, jeszcze mocniej zaciskając dłoń ns metalu, aż zbielały jej kostki.

Zaufaj mi, Rey, proszę.

Dziewczyna wzięła głęboki oddech i z trudnością przezwyciężyła chęć oporu.

Niech będzie. Ostatni raz zgadzam się na kapitulację.

Szturmowcy, nie opuszczając broni, podeszli bliżej, po czym przykładając rebeliantom lufy do pleców, ruszyli po kolejnych, starych schodach, na wyższe piętro.

Luke ledwo zauważalnie, ręką w kieszeni, wysłał wiadomość do R2.

Z każdym krokiem budynek stawał się brudniejszy i ciemniejszy, tynk odpadał ze ścian, farba się łuszczyła, a światło z żarówek co chwila gasło. I ta wewnętrzna, zła ciemność, również narastała, gęstniała, zdawała się otaczać idących.

- Agghrgg - zawył cicho i żałośnie Chewie, jakby coś go zabolało.

- Dasz radę - powiedziała Rey, głaszcząc Wookiego po ramieniu.

Nagle szturmowcy zatrzymali się bez słowa.

Wszyscy znaleźli się w szerokim korytarzu, z ciemno zielonymi ścianami i żółtymi, blaszanymi szafksmi pod każdą z nich. Powietrze było mętne, pełne latających pyłów i kurzu.

Keiter zakaszlał, a Rey przetarła dłonią twarz, czując jak brud oblepia jej policzki.

- Teraz umrzesz - powiedział jeden z żołnierzy, chwytając za drzwiczki jednej z szafek.

Umrzesz?

Kto?

Szturmowiec otworzył szafkę. Była pusta, a mimo to Luke nagle zamarł, a jego oczy powiększyły się. Chwycił za miecz świetlny, a jego mina wyrażała nieskończone przerażenie. Zrobił da kroki w tył i z krzykiem zaczął młócić mieczem powietrze, wprawiając przyjaciół w osłupienie.

- Co wy mu robicie! - krzyknęła Rey, rozejrzała się z paniką, po czym jednocześnie z Keiterem rzucili się na najbliżej stojących szturmowców.

Ci spodziewali się ataku, jednak nie o takiej sile.

Rey udało się uciąć głowę jednemu z nich, jednocześnie unikając laserowych pocisków, które na nią nieustannie spadały.

Odwróciła się i przedziurawiła plecy żołnierza atakującego Keitera, ten jednak nadal stał i pozbawiony wcześniej blastera, walczył własnymi rękami okrytymi bardzo odporną na gorąco zbroją.

Rey wyjęła blaster z kieszeni trupa, po czym wystrzeliła z bliska, w samą szyję, w miejsce okryte materiałem, a nie zbroją i żołnierz wreszcie upadł, odłaniając Keitera.

Chewie schował się za jedną z szafek i stamtąd strzelał z kuszy w szturmowców, choć na jednego trzeba było wykorzystać pokaźną ilość naboi.

Słychać było świst strzałów i mieczy, a także... krzyk. Nieustający krzyk przerażenia Luke'a  Skywalkera.

- Kei! - krzyknęła dziewczyna, siłując się z wyjąkowo wysokim żołnierzem. - Musimy zamknąć tę cholerną szafkę, czymkolwiek jest!

- Jestem odrobinę zajęty! - odparł chłopak, próbując pokonać dwóch napastników i osłaniać się przed strzałami.

Szlag!

Trzeba wezwać wsparcie, ale kto poradzi sobie z tymi bestiami?

Mimo to przełożyła komunikator do ust.

- Poe, pilnie potrzebujemy wsparcia, jesteśmy w środku na jednym z wyższych pięter, szybko! - krzyknęła rozpaczliwie i wróciła w wir walki.

Zabiła jednego, dwóch, trzech, a ich jakby nie ubywało. Zaczynała odczuwać zmęczenie, a kątem oka była w stanie dostrzec na swoim ciele kilka ran. 

W tle nadal słychać było krzyk Luke'a,  a w jego oczach były łzy. Walczył z niewidzialnym przeciwnikiem, a Rey przepełniala wściekłość, gdy zdała sobie sprawę, że nie może mu pomóc, dopóki Poe i Samer nie przybędą z odsieczą.

Nie zauważyła, że jeden ze szturmowców, wyjątkowo drobny i niepozorny, od jakiegoś czasu kręcił się wokół niej, nie strzelając i nie atakując. Nie zauważyła też, jak ten sam żołnierz podchodzi do jednej z szafek i coś przy nie kombinuje, przykładając elektroniczne urządzenia.

Gdy zabiła kolejnego swojego przeciwnika, upadł, odsłaniając jej widok na jedną z blaszanych szafek.

Ktoś ją otworzył, pokazując Rey coś, czego nie chciała nigdy widzieć, czego nie chciała doświadczyć, przed czym się zawsze ukrywała.

Krzyknęła.

Wrzask Keitera, który wołał ją po imieniu był ostatnim, co dotarło do niej z rzeczywistego świata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro