Rey
- Rey? - Dameron zajrzał przez otwarte drzwi jej pokoju, pukając. - Chodź.
- Coś się stało? - zapytała, widząc w jego oczach cień niepokoju.
- Jeszcze nie wiem - westchnął chłopak, po czym odwrócił się i zaczął iść, gestem przywołując Rey.
Dziewczyna dogoniła go po kilku krokach, wiążąc włosy.
- Lando Carlissian - powiedzial Poe. - Coś ci to mówi?
- Szmugler, oszust podatkowy, miasto w chmurach, zdrada Hana i Leii? - wyrzuciła z siebie potok haseł Rey pytającym tonem. Poe przewrócił oczami.
- To przyjaciel Hana, Leii i Luke'a. Może nie ma krystalicznie czystej kartoteki, ale koniec końców jest naszym sojusznikiem i zawsze odpala Ruchowi Oporu jakieś rzeczy ze swoich czarnych interesów.
- I co w związku z tym? - Rey weszła za chłopakiem do sali łączności i podeszła do Leii i kilku innych wysokich rangą dowódców.
- Lando ostatnio produkował nam nowe generatory mocy do krążowników, bo starsze modele przestały się sprawdzać w starciach z Porządkiem - zaczęła wyjaśniać Organa, a C-3PO i R2-D2 odkodowywali wiadomość. - Z tego, co już R2 odszyfrował wynika, że ktoś się do owego sprzętu dobiera.
- Najwyższy Porządek? - zapytała Rey.
- Gorzej - odparł C-3PO, trzymając przy uchu słuchawkę, a jego głos brzmiał na jeszcze bardziej przestraszony niż zwykle.
- Gorzej? - zapytała Leia.
- Nie wiem co to może oznaczać, ale z tonu głosu pana Lando wnioskuję, że mamy kłopoty - robot złapał się mechaniczną dłonią za swoją złotą głowę.
- Ale co on powiedział? - dopytywała się Leia, coraz bardziej zła i zaniepokojona.
- Nazwał to cieniem Vadera - powiedział robot i widząc minę generał Organy, dodał: - mam co do tego bardzo złe przeczucia.
Rey rozejrzała się po sali. Wybuchły szepty, a większość obecnych miała przerażone miny.
Już miała zapytać Poe o co dokładnie chodzi, gdy Keiter stanął na krześle i zawołał, by wszyscy się uciszyli.
- Przecież cień to tylko legenda! - krzyknął. - Cień nie istniał i nie istnieje, przestańcie panikować.
Nie odniosło to oczekiwanego skutku i wszyscy znowu zaczęli rozmawiać, będąc jeszcze bardziej przerażonymi.
Co. Się. Dzieje.
- Mam pytanie - Rey uniosła rękę. Nie krzyknęła, a mimo to wiele twarzy odwróciło się ku niej. - Czym jest ten cały cień Vadera?
- Jakku to aż taka dziura, że nie opowiadacie tam sobie strasznych historii? -zapytał Poe i wyglądał na szczerze zdziwionego.
- Cień Vadera to legion przyboczny Anakina Skywalkera. Nikt go nigdy nie widział, więc wszystkie niewyjaśnione zbrodnie Imperium przypisuje się jemu. Szturmowcy w czarnych i szarych zbrojach, o czerwonych tęczówkach i z żelaznymi kośćmi - wyjaśnił Samer, a sala ucichła.
- To nie jest prawda - Keiter wyrzucił ręce do góry i znowu zawrzało.
- Cień istnieje - powiedziała Leia i momentalnie zapadła cisza. Słychać było tylko szum zaburzonego hologramu i piski R2. - A przynajmniej istniał. Nie wiem, czy Snoke go reaktywował, czy może to nadal te same istoty - Istoty? - ale tak. Zagrożenie jest realne.
Nikt nie pytał, skąd Leia wie.
- Musimy odzyskać generatory - powiedział Poe. - Jeśli przejmie je porządek, zgniecie nas momentalnie, a my nie zdążymy znaleźć nowego dostawcy.
- I trzeba pokonać cień - dodał Skywalker, który dotychczas bez słowa stał przy drzwiach.
- Musimy wyruszać natychmiast - powiedziała Leia, a Rey przeszedł dreszcz. - Rey, Keiter, Luke i Chewie, lecicie Sokołem. Poe, ty i twoja czerwona eskadra wyruszacie pierwsi, zaraz za wami Mafilie i twoja niebieska eskadra. W razie czego żółci przygotowują się jako ewentualne wsparcie. Komandorze Aiter, proszę przygotować transportowiec z ziemnymi działami. I niech Moc będzie z nami.
Rey nie ruszyła się z miejsca, mimo że wszyscy biegiem puścili się do drzwi, zakładając hełmy i wołając swoje roboty astromechaniczne.
- Nie do końca wiem z czym mam walczyć - powiedziała, patrząc na Leię.
- Z bardzo groźnym, imperialnym legionem szturmowym - odparła generał i z wysiłkiem się uśmiechnęła. - Jestem prawie pewna, że nie spotkasz tam nikogo posługującego się mieczem świetlnym - dodała, jakby czytając z myśli Rey jej obawy. - Leć. I pilnuj Luke'a.
- Halo, mam sześćdziesiąt trzy lata! - krzyknął z udawanym oburzeniem Luke, przechodzący obok.
Leia z uśmiechem pokręciła głową.
- I jestem starszy o dwanaście minut! - dodał Skywalker, wychodząc.
Rey uśmiechnęła się i również pobiegła do hangaru.
Zgarnęła po drodze R2 i C-3PO. Na pokładzie Sokoła była już reszta załogi.
- Wszyscy kurs Nalbe... indendio? - mówiła Leia przez komunkator. - Nalbineodo? Lando zaczyna wybierać sobie coraz dziwniejsze miejsca. Roześlę współrzędne, bo przeczytać się tego nie da.
- Ahgrrghh! - zaryczał Chewie i poderwał Sokoła z ziemi.
Ciepła, zielona planeta oddalała się, aż zniknęła zupełnie, gdy skoczyli w nadprzestrzeń.
Rey opadła na jedno z tylnych siedzeń. Spojrzała na Luke'a, siedzącego obok. Fotel pierwszego pilota przed nim był pusty, bo Keiter wyszedł do ładowni przejrzeć broń, która mogłaby się przydać.
Luke położył swoją prawdziwą dłoń na oparciu przedniego fotela, a w oczach momentalnie zabłysły łzy.
Wookie zaryczał smutno.
- Tak, pamiętam - zaśmiał się Luke. - Zawsze "młody", nigdy po imieniu.
- Hragaaahhhh - dodał Chewie.
- Tak i śmiał się ze mnie, że to tylko bajki, że Moc to głupota. Ostatecznie oddał mi syna na szkolenie - Luke opuścił głowę. - A ja zawiodłem.
- Jestem pewna, że nie - Rey odważyła się odezwać. - To on zawiódł. To Ren.
Luke mocniej zacisnął dłoń na oparciu.
- Zawsze wiedziałem, że kiedyś wrócę. Że ktoś mnie mimo wszystko znajdzie, przyleci, poprosi o pomoc. A ja ulegnę, gdy ten ktoś powie "Leia cię potrzebuje, Han cię potrzebuje"... Tak, Chewie, ty też - dodał ze śmiechem, gdy Wookie zawył z oburzeniem. - I wrócę, zobaczę te wszystkie radary, ekrany, X-wingi. Pełno robotów i ludzi, gotowych oddać życie dla większego dobra. Ale nie chciałem, by to życie oddał Han - Luke uderzył o oparcie metalową kończyną. - Nie zdążyłem nawet go zobaczyć. Nie zdążyłem usłyszeć tego głupiego "dzieciaku", zobaczyć jak przytula Leię i jak ona się wtedy uśmiecha.
Gdyby żal i tęsknota miały fizyczną postać, wyglądałaby jak ten załamany mężczyzna, patrzący pusto w przestrzeń kosmiczną, ze łzami w oczach, bo nie zdążył przeprosić przyjaciela.
Rey zobaczyła Hana dającego jej blaster, Hana proponujacego jej pracę, Hana wpadającego na Sokoła...
Hana spadającego w przepaść.
W nagłym przypływie uczuć Rey zerwała się z miejsca i mocno przytuliła Skywalkera.
Zaskoczony mężczyzna dopiero po chwili odwzajemnił gest i Rey poczuła, jak Luke ją ostrożnie obejmuje.
Pachnie piaskiem i solą morską.
- Oh - usłyszała głos Keitera. - Co przegapiłem?
- Hgraaaaahhh - wyjaśnił Chewie.
- Oo - chłopak pokiwał głową, siadając w miejscu pierwszego pilota. - Następnym razem muszę się pilnować kiedy wychodzę z kokpitu - przeciągnął wajhę i prawą ręką zaczął przełączać kontrolki nad głową, zaś lewą dłonią sięgnął za siebie i poczochrał włosy nadal przytulonej co Luke'a Rey. - Wstawaj. Czeka nas bitwa.
Dziewczyna wtuliła nos w szare szaty Skywalkera.
Takie to uczucie mieć ojca?
W tym samym momencie Luke gwałtownie ją puścił i odsunął się.
- No, wystarczy - powiedział i krzywo się uśmiechnął. - Dziękuję.
Rey usiadła na fotelu w chwili wyjścia z nadprzestrzeni. Przed nimi widniała ciemna planeta, zasnuta równie ciemnymi chmurami, z których padał gęsty deszcz.
Zaczynamy.
______________________________________
Hej, cieszę się, że nadal ktokolwiek czyta tę opowieść. Szczerze się bałam, że jak wreszcie wrócę to już nikogo tu nie będzie.
Naprawdę dobrze Was widzieć❤
Postaram się utrzymać tempo i Waszą ciekawość.
Jak ktoś ma ochotę odetchnąć od Gwiezdno wojennych opowiadań pisanych moją ręką, serdecznie zapraszam do mojej nowej opowieści "Runaway". Narazie zamieściłam tylko prolog, dawajcie znać, co myślicie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro