Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Poe

Wylądował na polanie niedaleko lasu, razem z kiloma innymi X-wingami. W wielkim pośpiechu otworzył drzwi i wybiegł na zewnątrz, podążając za BB-8, a cała reszta ruszyła za nimi.

Szybko dotarli do budynku, później do schodów. Gdy wpadli na jedno z najwyższych pięter, każdy trzymając w pogotowiu mniejszą lub większą broń, Poe przez chwilę przestraszył się, że przybyli za późno.

Skywalker i Rey zdawali się potracić zmysły, krzycząc i płacząc, wymachując bez powodu mieczami, a Keiter powoli tracił wszystkie siły, krwawiąc z wszytkich chyba możliwych miejsc.

Jednak Poe przypomniał sobie, kim są i od kogo przybywają.

Generał Leia nie wysłała nas tutaj, byśmy przegrali.

- Ognia! - krzyknął i zza jego pleców sypnął się deszcz pocisków.

Chwilę później z tłumu wybiegł Samer, wymachując żółtym mieczem, i zaczął krążyć, jakby tańczyć ścinając głowy, ręce, wytrącając blastery z opancerzonych dłoni.

- Zamknijcie szafki! - krzyknął, znajdując chwilę oddechu.

- Wchodzimy! - wydarł się Poe i pierwszy wbiegł w kłębowisko szarych postaci.

Widział, że musi strzelać precyzyjnie, w konkretne miejsca, inaczej nikogo nie zabije.

Jednak kiedy tylko znalazł się obok pierwszego szturmowca, poczuł się słaby, poczuł się mały i smutny i każdy mięsień jakby przestał działać. Powoli zaczął już upadać, gdy przypomniał sobie Leię i Luke'a.

Nie mogę pozwolić na to, żeby straciła kogoś jeszcze.

Nie mogę zostawić Finna.

Wycierpieli wystarczająco dużo.

Ostatkiem sił wstał znowu i przystawił blaster do szyi szturmowca. Wystrzelił.

- Celujcie w nieopancerzone części! - krzyknął i gdy powoli zaczęły upadać kolejne postacie, zaczął przeciskać się do jednej z szafek, tej, przed którą stała Rey.

Widział dwóch szturmowców pilnujących blaszanych drzwiczek, ale mimo wszystko szedł, bo wiedział, że samymi blasterami nie wygrają z...

Cieniem Vadera.

Jednak istnieje.

Podszedł powoli do Rey, a szturmowcy nawet się nie ruszyli. Musieli go widzieć, a mimo to, nic nie robili.

Jednak po chwili Poe poczuł ból w chyba każdym nerwie swojego ciała, przeszywający i kłujący. Popatrzył na swoje ręce, jednak nigdzie nie widział ran. Mimo to czuł, jakby był rozrywany, przypalany żywcem.

Ale zrobił jeszcze jeden krok, później dwa kolejne, ze wzrokiem utkwionym w brudną, żółtą czeluść szafki.

Położył dłoń na ramieniu Rey, gdy się zbliżył.

- Rey - wyszeptał przez zaciśnięte zęby.

Usłyszała go, bo się odwróciła. Patrzyła wprost na niego.

Nie widzi mnie.

Wzrok miała pusty, odległy, a oczy pełne łez.

Poe odsunął rękę i zrobił kolejny, wymagający ogromnego wysiłku krok.

Był za blisko.

Żołnierze wycelowali blastery.

- Już nieraz grożono mi śmiercią - powiedział i nawet się boleśnie i krzywo uśmiechnął. Wyciągnął rękę, by zamknąć szafkę i nagle zobaczył, jak palec jednego ze szturmowców niebezpiecznie naciska na spust.

Przez głowę Poe przeleciała jedna myśl.

Zdążę zanim umrę?

Jednak nagle śmierć się oddaliła, wraz z błyskiem żółtego miecza świetlnego Samera.

Jednym cięciem wytrącił żołnierzom blastery z dłoni, jednak nie w porę.

Dwa laserowe pociski zdążyły trafić w pierś młodego Jedi.

Upadł na plecy, ostatnie spojrzenie skierował na Poe.

- Teraz - szepnął i jego głowa uderzyła o posadzkę.

Poe skoczył przed siebie i zatrzasnął blaszane drzwi, które zdawały się ważyć tony.

Rey upadła, patrząc nieprzytomnie wokoło. Podbiegło do niej dwóch rebeliantów i pomogli jej wstać, a później uciec. Szła, ledwo powłócząc nogami, ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w ziemię.

Poe odetchnął i zobaczył, że pod drugą ścianą Keiterowi udało się zamknąć szafkę i uratować Luke'a.

Szarych żołnierzy zaczęło wreszcie ubywać, jednak podobnie się działo także z rebeliantami. Poe spojrzał na leżącego u jego stóp Samera. Jego niebieskie oczy wydawały się wyrażać zdziwenie, jednak już nic nie widziały.

Dojrzał to Chewie, który pomagał Skywalkerowi wyjść z korytarza. Zaryczał, po czym podszedł i wziął zwłoki Samera, zanim te zdążyły rozproszyć uwagę walczącego nadal Keitera.

Poe podniósł komunikator do ust, chowając się za rogiem.

- Mafilie? - powiedział.

- Poe? - odpowiedział mu wysoki, kobiecy głos. - Coś długo wam schodzi, co się dzieje?

- Podlećcie nad północne skrzydło i na mój znak zacznijcie ostrzał - powiedział, na drugim komunikatorze wybierając częstotliwość BB-8.

- Poe, tam są generatory, nie możemy tego rozwalić!

- Nie mamy wyboru, ten cholerny szwadron śmierci jest zbyt silny - powiedział Poe. - Na mój znak strzelacie. To jest rozkaz. - rozłączył się.

- BB-8 - powiedział do drugiego sprzętu i odpowiedziała mu seria pisków. - Są jakieś grodzie w korytarzu między schodami na ostatnie piętro północnego skrzydła?

Chwila ciszy, po której nastąpiło kilka różnych dźwięków, które brzmiały jak kłótnia między BB-8, a R2.

- Są i możemy je zamknąć, panie komandorze - odezwał się nagle C-3PO. - Proszę nie zważać na ten jazgot.

- Em, okej - odparł zdziwiony Poe. - Na mój znak macie je zamknąć. Jak najszybciej.

Rozłączył się i z obawą spojrzał na pole walki.

Kilkanaście postaci w szarych zbrojach leżało na ziemi, jednak drugie tyle leżało osób w mundurach Ruchu Oporu.

Poe poczuł delikatny ucisk w okolicach serca.

Wyszedł zza ściany, z blasterem gotowym do wystrzału.

- Wszyscy odwrót! - krzyknął, a sam ruszył w przeciwnym kierunku niż reszta, likwidując jak największą ilość szturmowców.

Żołnierze biegli w stronę schodów, śląc za sobą deszcz laserowych pocisków. Kilka z nich uderzyło Poe, który po chwili miał już poranione ramiona, uda i przypalone ucho. Nagle obok siebie zobaczył zielony błysk, a gdy odwrócił się, zobaczył Keitera, który też został, by zapewnić reszcie bezpieczną ucieczkę.

Gdy ostatni mundur Ruchu Oporu zniknął za zakrętem, Poe podniósł komunikator do ust.

- BB-8! Zamykaj grodzie! - krzyknął i zobaczył, ze z tłumu wybiega jeszcze jeden rebeliant, młody chłopak, chudy, z czupryną gęstych, jasnych włosów. Odwrócił się i patrzył na Poe, gdy w jego stronę leciały lasery. - Biegnij! - krzyknął komandor. - Uciekaj!

Chłopak odwrócił się i odbiegł w dół po schodach, a wielka, potężna grodz opadła na ziemię po obu stronach.

Strzały ucichły i zrobiło się bardzo ciemno, nawet Keiter zamknął miecz.

Poe czuł wokół siebie aluminiowe zbroje i słyszał ocieranie się o siebie różnych materiałów.

Było ciemno, tak okropnie ciemno.

Włączył komunikator i wyraźnie powiedział.

- Rozpocząć ostrzał.

Był spokojny, tak bardzo, jak nigdy. Nie szukał kaskaderskich sposobów ucieczki, ani nie walczył. Po prostu stał i czekał.

Jednak nie usłyszał odpowiedzi z komunikatora, żadne strzały również nie padły.

Jedyne co mu pozostało, to czekać na to, co zrobią szturmowcy.

Więc stał i czekał, a ciemność szczelnie go otaczała, powoli wkradając się w jego umysł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro