Kylo Ren
Przy jego lewej nodze błysnęło zielone, mocne światło. A razem z nim, uderzył w niego znajomy podmuch, podmuch pełen jasności.
Słabość.
Światło zaczęło wdzierać mu się w duszę, razem z kolorem miecza, ze świadomością, że miał on należeć do Leii Organy, do jego matki.
Co mu przyszło do głowy, żeby oddać broń rudemu?
Spojrzeli na siebie z generałem i Kylo już wiedział, czemu to zrobił.
Siła i pewność rozbłysła w tych zazwyczaj mętnych, strachliwych oczach Huxa.
Kylo Ren po prostu przez chwilę znowu chciał poczuć się trochę lepszy.
Chciał się poczuć, jakby był trochę bardziej synem Leii.
Trochę bardziej sobą.
- Ren, idioto, na co czekasz!? - usłyszał nagle przepełniony zniecierpliwieniem głos Neri i ocknął się.
Oczywiście Snoke nie rzucił się w wir walki. Siedział nadal na swoim fotelu, zasłoniwszy się murem z ciemnych zbroi. Amineria tańczyla przed nimi zadając ciosy, a także w większości ich unikając. Hux tymczasem próbował odeprzeć atak dwóch żołnierzy, widocznie bardzo niepewnie czując się z mieczem w dłoni.
A Nitreah? Nitreah ze śmiechem na ustach rozrzucała i aktywowała swoje kostki, jakby nic innego przez całe życie nie robiła.
Kylo zrobił krok na przód i rzucił się w ciszy na stojących przed nim żołnierzy, którzy bezpośrednio zakrywali swoimi ciałami Wodza.
Mięśnie poruszały się same, ruch wynikał z instynktu i wyćwiczenia, nie z siły rozumu. Jedyne, na czym skupiał się rozum Kylo, to całkowite zamknięcie się na niszczący wpływ Cienia Vadera.
Ren miał w sobie zbyt wiele ciemności, by móc przyjąć jeszcze dodatkową dawkę.
Żołnierze ustawili się wokół niego, całkowicie zasłaniając mu widok na resztę pomieszczenia. Mógł widzieć tylko matowe zbroje i masywne blastery wycelowane prosto w niego.
Kylo błyskawicznie uniósł prawą nogę, jednocześnie sięgając mieczem w przeciwną stronę. Czuł, jak stopą wytrąca broń stojącym za nim wrogom. Uruchomił swój miecz i przeciął w połowie kolejne trzy blastery.
Szybko ocenił sytuację i zarejestrował jeszcze dwie sprawne bronie. Kopnął leżące na ziemi blastery poza zasięg żołnierzy i łokciem wytrącił kolejny, a mieczem ostatni.
Nawet nie zdążył zauważyć, że kilkanaście laserowych pocisków niemal trafiło go w głowę w czasie, gdy je neutralizował.
Jednak pozbawienie żołnierzy ich broni nie oznaczało unieszkodliwienia ich. Dwóch wyjęło krótkie, elektryczne pałki, a trzech noże. Pozostali jakoś opancerzyli swoje dłonie i stanęli, gotowi w ten sposób walczyć z Kylo.
Słyszał krzyki Aminerii i dziecięcy śmiech Nitreah. Był ciekaw, czy Snoke się śmieje. Zawsze się śmiał, gdy widział, że jego podwładni sobie nie radzą.
Kylo zadał cios z prawej strony i zetknął się w elektryczną pałką, po czym błyskawicznie skoczył w lewo, by umknąć przed nożem i ordynarnie, z pięści przyłożył kolejnemu szturmowcowi w twarz.
W maskę.
Auć.
Palce zabolały go niemiłosiernie, zanim pomyślał, jak głupio postąpił. Z wściekłością władował miecz żołnierzowi prosto w kawalek materiału na szyi. Ten upadł, wydając głuchy dźwięk.
Podskoczył, gdy kolejny chciał zadać mu cios w kolana i zadał idealnie cięcie, w następstwie którego blaszana głową upadła na posadzkę prosto przed nogi Nitreah.
- Blee - skrzywiła się dziewczynka i pojawił się w jej oczach strach. - Mistrzu, za tobą!
Kylo odwrócił się i w ostatniej chwili odepchnął mieczem dwie pancerne pięści. Jednoczesnie zauważył od prawej strony zbliżający się nóż.
Nastąpiło wyładowanie i nóż się cofnął.
- Dzięki młoda - zdołał wydusić przed kolejnym obrotem i ciosem.
Nitreah zasalutowała i odbiegła w stronę Huxa, wymachującego już coraz pewniej swoim zielonym mieczem.
Myślał, że zostało ich trzech, ale się mylił. Znikąd napłynęło ich wiecej, znowu go otaczając, a gdy wyskoczył, zobaczył, że za nimi stoi kolejny rząd.
Snoke nadal siedział, nietknięty i tak, śmiał się.
Bo znowu wygrywał.
Kylo nadal skakał i obracał się, uderzał i kopał, i ciął.
Aż nagle zorientował się, że nie słyszy już krzyków Aminerii. Ani śmiechu Nitreah.
I z tej chwili skorzystał cień, wytrącając mu miecz z dłoni. Ale on nie chciał się poddać. Nie mógł się poddać. Zaczął używać czystej Mocy, odpychając żołnierzy, ale to otworzyło lukę w jego pancerzu.
Ciemność, gęsta jak nigdy, wdarła się w niego, a silne, twarde dłonie złapały go za przeguby i głowę i powaliły na kolana.
Zawiodłem.
Zapadła cisza i tylko chrapliwy, obrzydliwy śmiech Snoke'a roznosił się po przestronnej sali. Jedyne, na co mogli teraz liczyć to niekontrolowana siła Huxa i Meeliene.
- Głupcy - odezwał się Snoke, nadal mając na twarzy drwiący uśmiech. - Naprawdę mysleliscie, że t o może się udać? Chaotyczny skok po władzę? Myśleliście, że mnie zaskoczycie? Że nie wiem, że mój generał odkrył w sobie coś nowego? Głupcy - powtórzył, ale już się nie uśmiechnął. - Zginiecie za to.
- Bez nas sobie nie poradzisz - wyrwał się nagle Hux, tonem tak bezczelnym, że Kylo nie był pewien, czy to napewno on.
- Za kogo ty się masz?! - warknął Wódz i wstał z fotela. Utykając, dotarł do Huxa i popatrzył na niego pogardliwie. Złamie go. Rudy jest za slaby. - Kim jesteś, by tak mówić? Nawet nie znasz własnego imienia. Odebrałem ci wszystko. Wszystko.
Hux jednak nadal patrzył hardo w oczy Snoke'a. Jego wzrok powoli mętniał, dłonie zaczęły mu już drżeć. Jednak znalazł w sobie jeszcze ochłap odwagi.
- Ale bez Rena? Czym teraz będziesz straszył Organę?
- Właśnie, nasze cudowne dziecko, Ben Solo - powiedział Snoke, wyjątkowo wyraźnie, prawie nie sycząc. Hux przepraszająco spojrzał na Kylo. Ten jednak pogodził się z upadkiem. Lepszej chwili na prawdę nie będzie. - Stanąłeś do buntu, bo zatęskniłeś za mamą? Pożałowałeś ojca? Czy może przypomniała ci się ta cuchnąca kupa futra?
- Kylo... - usłyszał drżący głos Aminerii. - Powiedz, że to nieprawda - strach powoli przeradzał się w złość.
- O, nie powiedziałeś swojej Neri, czyim jesteś synem - zaśmiał się Snoke, schylając się do niego. - Być może to lepiej. Pani generał znalazła sobie nowego synka, o którego może się troszczyć. Dameron. Poe? Zdaje się być znacznie stabilniejszy niż ty. Kto wie, jego może nawet kocha.
Kylo spojrzał prosto w czarne, małe oczy Snoke'a. Czuł w sobie tak potężne rozdarcie, że nawet nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Nie miał pojęcia kim jest, chciał chwycić swój miecz i niszczyć, ciąć, demolować. Z drugiej strony jednak czuł się małym chłopcem, czekającym, aż Sokół Millenium wyląduje i będzie mógł zobaczyć matkę. Jak się uśmiecha i pyta, czy sam podszedł do lądowania.
- Chewbacca - powiedział cicho.
- Co? - zapytał Wódz, zbity z tropu.
- Ta cuchnąca kupa futra ma imię. Chewbacca. I jest o niebo lepszy od ciebie - powiedział i spuścił głowę. Był słaby. Tak bardzo słaby.
Poczuł ból, gdy dostał lufą blastera w kark.
- Na szczęście już nie będziesz miał okazji używać takich porównań - powiedział Snoke i oddalił się. - Aminerio. Ty mnie zawiodłaś najbardziej.
Kylo odważył się podnieść głowę. Neri płakała. Łzy skapywały bezgłośnie na czarną, porysowaną posadzkę.
- Prawda boli, czyż nie? - zapytał i dłonią podniósł podbródek dziewczyny. - Byłaś okłamywana, przez ten cały czas? Jakże mi przykro. Gdybyś była posłuszna, nie musiałabyś teraz cierpieć.
Amineria się nie odezwała. Wydawała się mała i drobna. Taka słaba. Nie mogła nikomu ufać.
Kylo mógł teraz dramatycznie wykrzyczeć przeprosiny. Może by mu nawet wybaczyła. Ale jego duma nie pozwalała mu otworzyć ust. Nie chciał, by załamał mu się głos.
- A ty, drogie dziecko - Snoke wreszcie podszedł do Nitreah. Klęczała, ale nie opuszczała głowy. Oczy miała szeroko otwarte i biła z nich dziecięca, naiwna odwaga. - Wybrałaś niewłaściwą drogę. Mogłaś mieć tyle rzeczy, fantastyczne wykształcenie. Siłę. Stanowisko. Byłaś wybrana, drogie dziecko. Nie skorzystałaś z tego.
Nitreah nic nie powiedziała.
Po prostu splunęła Snoke'owi pod nogi.
Na twarzy Wodza dopiero teraz zagościła prawdziwa wściekłość. Mógł znieść wiele rzeczy, bunt, nieposłuszeństwo, obelgi. Ale nie takie znieważenie.
Niecierpliwie machnął pokrytą wrzodami dłonią.
- Zabić i... - nie zdążył skończyć zdania.
Na jego szyi pojawiła się nitka, cienka, ale nawet Kylo z odległości widział jej kolor.
Niebieski, jakby emanujący jakimś światłem.
Głowa Snoke'a upadla głucho na podłogę, a zaraz po niej jego suche, małe ciało.
Za nim stała Meeliene.
- Ledwie zdążyłam - powiedziała podnosząc i opuszczając dłoń, a żołnierze puścili zakładników. - Posprzątajcie to i wyjdzcie - powiedziała to szturmowców, a ci ze skinieniem głowy wykonali polecenie.
Amineria rzuciła się kobiecie na szyję i mocno ją przytuliła.
- Jak? - zapytał Hux wskazując na drzwi, za którymi zniknęli żołnierze.
- Podporządkowują się temu, kto zabije ich poprzedniego dowódcę - wyjaśniła. - Takie głupie plemienne, zwierzęce zachowanie. To chyba ich jedyna wada - uśmiechnęła się łagodnie, wodząc po twarzach swoich wspólników.
Amineria puściła Meeliene i rzuciła się na Huxa, tymczasem kobieta pogłaskała po głowie Nitreah. Hux przybił piątkę dziewczynce, po czym ta przytulila się mocno do Aminerii.
Kylo na to patrzył i poczuł się nieswojo. Czuł satysfakcję, ale nie radość. Hux poklepał go po plecach, a Ren ledwo powstrzymał się, by nie odskoczyć pod wpływem dotyku.
- Przepraszam, Ren - odezwał się generał. - Dzięki za miecz i całą pomoc.
- Nie ma sprawy, rudy - odparł Kylo i spróbował się uśmiechnąć.
Po czym wyszedł szybko z sali, zanim ktoś jeszcze zdążył do niego podejść.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro