Kylo Ren
Słabość.
Słabość, znowu ta cholerna słabość!
Kylo czuł gniew, ogromną wściekłość. Jak mógł zatrzymać się przy Organie? Przecież się jej wyrzekł, obiecał sobie nigdy się do niej nie zbliżyć, nie okazać jej litości!
Nie mógł sobie wybaczyć.
Nawet pogrążony z Mocy czuł wciąż niepokój, wciąż szarpały nim wyrzuty sumienia, widział wściekłość i zdziwienie w oczach Aminerii, wyobrażał sobie rozczarowanie Huxa, Meeliene i Snoke'a.
Słabość.
Otworzył oczy i spojrzał w bok, na siedzącą na drugim z siedzeń dziewczynę. Odpłynęła w Mocy, jednak wyczuwszy wzrok i zainteresowanie Kylo, ockneła się, wyraźnie wypoczęta i z nową siłą.
- Czemu ją oszczędziłeś, Kylo? - zapytała odrazu.
- Nie było czasu na walczenie z nią - odparł zbyt szybko, by dziewczyna mu uwierzyła. Spojrzała na niego krzywo, oczekując prawdy.
Nie mogę powiedzieć jej wszystkiego.
- To byłoby... niehonorowe - odezwał się po chwili. - Mieliśmy miecze, ona tylko blaster. Możemy walczyć tylko z równymi sobie. Jeśli chcę zabić Organę, muszę do niej strzelić. Może nie wyglądam, ale... nie mógłbym jej zabić wiedząc, że walka nie była równa.
- A dzieci z Akademii Jedi były ci równe? - zapytała Amineria, nie bez wyrzutu.
- One były już zdolne do walki, zresztą większość dzieci zabili szturmowcy - odparł. - Organa, mimo że jej nienawidzę, jest silna. Zasługuje na śmierć w walce.
- Ona nie uczestniczy w walce - odparła dziewczyna z nienawiścią w głosie. - Ona siedzi w bazie i wydaje rozkazy, nie narażając życia. Wysyła innych na śmierć, by ginęli za nią i za to, w co wierzy. Nie jest warta godnej śmierci. Znałeś ją?
- Częściowo - odrzekł Kylo cicho.
- Więc wiesz, jaka jest - powiedziała dziewczyna twardo. - Zimna i wyrachowana.
- Tak samo jak my - rzekł Ren. - Zniszczymy ją, obiecuję. Ale dziś nie był to odpowiedni moment.
Amineria spojrzała na niego niepewnie i widać było, że nadal mu nie wierzy. Jednak nie odezwała się, odpuściła.
- Jesteśmy - rzuciła tylko i zaczęła wykonywać obliczenia potrzebne do wprowadzenia statku z nadprzestrzeni. Po kilku minutach ich oczom ukazała się ogromna baza Nowego Porządku.
Jednak coś nie pasowało, coś wyglądało inaczej.
Rój małych, najróżniejszych statków wokół bazy...
Zaczęło się.
- Ren? - odezwała się Amineria niepewnie. - Co się dzieje? To nie są nasze statki.
- Nie są - potwierdził, a ponury uśmiech satysfakcji pojawił się na jego twarzy. - Snoke od kilku miesięcy szukał potencjalnych uczniów. Widzę, że postanowił sprowadzić ich do bazy.
- Przecież to miała być tajemnica! - wykrzyknęła dziewczyna.
- I teoretycznie jest - odparł Kylo. - Reszta statków, które były z nami na misji zapewne dopiero kilkanaście minut temu dostała rozkazy do startu z Takodany. Tylko my to widzimy i Snoke to wie.
- Ale przecież ktoś musi tym kierować, ktoś musi kierować ich lądowaniem...
- W centrum dowodzenia siedzi Hux, a szturmowców wtajemniczonych jest tylu, ile naliczysz statków.
- Czyli... zaczyna się - wyszeptała Amineria.
- Pewnie zaraz dostanę wezwanie do Snoke'a - powiedział Kylo. - To - pokazał na rój statków. - oznacza, że nowa Akademia jest ukończona. Będziemy się przenosić.
- Gdzie? - zapytała szybko dziewczyna.
- Jeszcze nie wiem - odparł. - Ale się dowiem.
Resztę drogi pokonali w ciszy. Gdy wyszli z transportowca, na zewnątrz czekał na nich Hux i dwóch oficerów.
- Snoke nas wzywa, Ren - powiedział Hux, zgodnie z oczekiwaniami Kylo.
- Rozumiem - odparł, kryjąc pod maską uśmiech. - Do zobaczenia później, Aminerio - dodał po chwili, ku zdziwieniu wszystkich.
- Przyjdźcie do mnie po naradzie - odparła dziewczyna z cieniem uśmiechu na ustach. - Powodzenia u Snoke'a.
Co mnie trafiło?
Kylo nie rozumiał własnych uczuć, ale faktycznie cieszyła go perspektywa spotkania się po raporcie z Huxem, Aminerią i Meeliene. Czuł ponurą radość z faktu, że nie jest sam, bo zrozumiał, że w grupie jest siła.
- Zetrzyj ten uśmiech z twarzy, rudy - warknął Ren. - Idziemy do Wodza. Ostatnim co on chce widzieć, jest nasza radość.
- Masz plany? - zapytał tylko Hux.
Kylo w odpowiedzi wskazał na kieszeń płaszcza. Pancerne drzwi przed nimi otworzyły się, ukazując ciemną i zimną samotnię Snoke'a.
Weszli, a dźwięk ich kroków echem roznosił się po sali. Gdy dotarli do fotela, na którym siedział Wódz, klęknęli.
- Mistrzu.
- Wodzu.
- Wstańcie - rzekł, unosząc prawą dłoń, bladą i pokrytą brodawkami. - Raport z misji, Kylo.
Chłopak po krótce streścił przebieg walk na Takodanie. Pominął kwestię Leii Organy, wymijając się kłamstwem, że uciekła, nim zdążyli ją schwytać.
- Plany? - zapytał krótko Snoke.
- Mam - Kylo wyciągnął dysk z kieszeni. - Z danych wynika, że nowa baza Ruchu Oporu jest na jedynym ze światów Wewnętrznych Rubieży.
Snoke bez słowa wziął dysk i schował go do skrytki w podłokietniku.
- Jak widzieliście, nasi nowi uczniowie przybyli do bazy - powiedział po chwili, jak zwykle przeciągając głoski. - W związku z tym przenosimy się. Na Metrchramin.
- To jeden z światów środka, niebezpiecznie blisko planet będących pod dyktandem Ruchu Oporu - zaprotestował szybko Hux.
- Nie spodziewają się nas tam - odparł Wódz. - Akademia i wszystkie inne budynki są juz ukończone. Kurs mamy ustawiony, jutro będziemy na miejscu. Za dwa dni rozpoczynamy szkolenie. Dziewczyna ma zająć się młodymi, uczyć ich podstaw. Hux, masz z nimi przerabiać podstawy naszego systemu, nasze wartości i cele. A ty, Kylo Renie - Snoke spojrzał na chłopaka z uwagą. - Razem ze mną zajmiesz się starszymi osobami i młodzieżą. Będą nam potrzebni już niedługo.
- Tak jest Mistrzu - Kylo pochylił głowę, a przed kręgosłup przebiegł mu dreszcz. Wyobraził sobie zastępy nowych, mrocznych rycerzy Ren. Armię, z którą wreszcie będą mogli podbić Galaktykę. - Mogę wiedzieć, jak wielu uczniów mamy?
- Niewiele, ale wystarczy - odparł wymijająco Snoke. - To wszystko na dziś. Jutro z rana stawcie się na mostku. Zaczyna się prawdziwa wojna.
Ren i Hux uklękli na chwilę, po czym pośpiesznie wyszli z sali.
- Mamy to, rudy - powiedział Kylo, gdy szli w stronę pokoju Aminerii. - Mamy Akademię.
- Imponujące - odrzekł Hux, zdziwiony, że nie wyczuł nienawiści w jego głosie. - Ci młodzi ludzie to siła, która pozwoli nam zetrzeć Ruch Oporu w pył. A... - zawahał się na chwilę, jakby nie był pewien, czy faktycznie chce się odezwać. - Kiedy powiesz Aminerii, że to ty jesteś Benem Solo? Że to ty zabiłeś jej jedyne dobre wspomnienie?
- Kiedyś jej powiem - odparł Kylo zimno. Ale kiedy? Jak zacznie mi ufać? Bym mógł zburzyć kruchą harmonię? Czy może w tym samym czasie, gdy poraz kolejny zabronię jej mordowania mojej matki? - Ale jeśli ty przedtem powiesz jej na ten temat choć słowo, zabiję cię, rozumiesz? - zwrócił się do niego, przenikając go zimnym spojrzeniem na wylot.
- Jeśli będziesz zwlekał zbyt długo, nie obiecam ci tego - warknął Hux i otworzył drzwi do pokoju Aminerii.
Dziewczyna siedziała na łóżku, rozmawiając z Meeliene. Śmiała się i... Kylo poraz pierwszy stwierdził, że naprawdę cieszy się z jej obecności.
Nie.
Nie mogę się cieszyć, czuć przywiązania. Żadnych uczuć oprócz gniewu i nienawiści. Nie mogę zdradzić wartości, o których krzyczę tak głośno.
- I jak było? - zapytała dziewczyna z uśmiechem, patrząc na Huxa.
- Jutro przenosimy się na Metrchramin. - odparł rudy z uśmiechem. - Wreszcie będziemy mieć bazę z prawdziwego zdarzenia.
Czas do późnej nocy zleciał Kylo niezwykle szybko. Poraz pierwszy, od wielu lat, poczuł się normalnym człowiekiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro