Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kylo Ren

Otrzymawszy rozkazy od Snoke'a, Kylo Ren szedł zająć miejsce w dużym statku, na którym znajdował się już oddział klonów. Cieszył się, że są to klony, a nie wyszkoleni szturmowcy. Wśród klonów nie zdarzy się zdrada.

Szedł, a u jego boku podążała Amineria. Szli ramię w ramię, jakby byli równi.

Nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy równi.

Dziewczyna szła prosto, z usniesioną głową, a po jej twarzy błąkał się uśmiech.

Kylo Ren zdawał sobie sprawę, że wyglądają jak zgrany duet. Nawet ubrani byli identycznie, w czarne spodnie i bluzy, a na wierzch zarzucone mieli długie do ziemi płaszcze. Zatknięte za pasami mieli dokładnie takie same, czerwone miecze świetlne. Różnili się tylko wzrostem i tym, że Kylo miał na twarzy swoją maskę.

Dotarli na miejsce. Statek miał otwarte wejście, a wokół wznosił się biały dym. Przy samej klapie stał wyprostowany jak zwykle Hux.

A ten tu co?

- Chciałem życzyć powodzenia - powiedział generał. Słowa zapewne miały brzmieć miło i ciepło, jednak kamienna twarz tego nie wyrażała. Amineria przystanęła przy nim i promienie się uśmiechnęła.

- Dzięki, Hux - powiedziała, po czym weszła na pokład.

- Powodzenia, Ren - powiedział równie sztywno rudy, jednak tym razem w jego głosie zabrzmiała nutka niepewności. Niepewności, ale nie nienawiści.

Kylo jednak nie odpowiedział. Odwrócił się od generała i wszedł na pokład.

Wewnątrz statku stał już oddział klonów ubranych w nieskazitelnie czyste, białe zbroje. Kylo przez chwilę poczuł absurdalną potrzebę zatrzymania się przy nich i wypowiedzenia jakichś kilku pokrzepiających, zagrzewających do walki słów. Szybko jednak zdusił w sobie to uczucie i ruszył dalej, do kokpitu.

Za dużo czasu spędzam z tą dziewczyną. Prawie tak dużo jak wtedy, gdy miałem cztery lata, a ona przychodziła do mnie po każdej lekcji ze Skywalkerem.

Zacisnął pięści. Wiedział, że nie może wspominać przeszłości, ale duchy tamtych wydarzeń wciąż do niego powracały i nie mógł się od nich odpędzić.

Jak mam zapomnieć o Neri, gdy codziennie muszę patrzeć jej w oczy?

Wszedł do kokpitu. Amineria siedziała już na fotelu pierwszego pilota i ustawiała kurs. Kylo zajął drugie miejsce i zdjął maskę.

- Dlaczego ją nosisz? - zapytała dziewczyna, nie odwracając wzroku od ekranu.

Ukrywa twarz słabego chłopaka, którym kiedyś byłem.

- Kiedy inni widzą maskę, zamiast twarzy, nie wiedzą z kim mają do czynienia. To wzbudza respekt - wyjaśnił Kylo. - Ty też powinnaś o jakiejś pomyśleć.

- Uważasz, że mam zbyt miłą twarz? - zapytała Amineria zaczepnie.

- Zbyt dużo światła z niej bije - powiedział chłopak, czując delikatny ucisk w gardle. Światło mnie prześladuje. Znowu. Słabość. - I zbyt często się uśmiechasz. Pod maską nie byłoby tego widać - wziął do ręki komunikator i podniósł do ust. - Baza, wahadłowiec 78 gotowy do startu.

- Lordzie Kylo, proszę lecieć. Osłona pańskiego statku jest już w powietrzu - odpowiedział mu z głośnika głos przestraszonego oficera.

- Przyjąłem.

- Nie powinnam się uśmiechać? - zapytała Amineria, kierując statkiem.

- Nie powinnaś czuć chęci, by to robić. Powinnaś karmić się nienawiścią, przypominać sobie całe zło, które ktokolwiek, kiedykolwiek ci wyrządził. Musi kierować tobą czysta chęć zemsty. Kogo nienawidzisz?

- Skywalkera, za to, że traktował mnie jak śmiecia i nigdy nie doceniał - powiedziała beznamiętnie dziewczyna, patrząc przed siebie. - Organy Solo, że nigdy nie chciała mnie słuchać. Rodziców, że zawsze ważniejsi dla nich byli moi młodsi bracia. Moich braci, że nie próbują mnie szukać - urwała na chwilę. - Chyba zaczynam to czuć, Ren. Mam ochotę ich zabić.

- Dobrze - Kylo nawet się uśmiechnął prawym kącikiem ust. Dobry początek. - Jeśli wzbudzisz w sobie dużo nienawiści, wszystko pójdzie z górki. Wiem na swoim przykładzie.

- Czemu tak znienawidziłeś własną rodzinę? - zapytała po chwili Amineria, cichym i niepewnym głosem.

Wie, że poruszyła zły temat.

Przed oczami Kylo w jednej chwili pojawiło się pierwsze wspomnienie z Hanem Solo w roli głównej. Młody, przystojny facet, uśmiechający się prawym kącikiem ust. Obejmował ładną kobietę, swoją żonę. Byli dumni. Pierwszy dzień, gdy Kylo wziął w ręce miecz świetlny.

Zaraz później w głowie chłopaka pojawiło się inne, świeższe wspomnienie - stary, siwy Han Solo, przebity mieczem, spadający w otchłań.

Drugie ze wspomnień jest znacznie słodsze.

- Wejdźmy w nadprzestrzeń - powiedział tylko i usłyszał, że jego głos brzmi zbyt cicho.

Słabość.

Amineria nie odpowiedziała i zaczęła uruchamiać odpowiednie podsystemy. Kilka minut później Kylo przeciągnął wajhę i statek zaczął poruszać się prędkością nadświetlną.

- Skąd wiesz, że nienawidzę własnej rodziny? - zapytał spokojnie, patrząc na towarzyszkę.

- Domyślam się - odpowiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami. - Każdy, kto odrzuca światło, kiedyś znienawidził bliskich. Nikt mu nie zostaje, więc przechodzi na drugą stronę, w nadziei, że tam kogoś spotka. Ostatecznie nie znajduje przyjaciół, ale to już nie ma znaczenia. Więc? - uśmiechnęła się. - Powiesz mi coś wreszcie? Chcę trochę poznać osobę, za którą mogę stracić życie.

- Dobrze - odparł Kylo i poczuł ból w bliźnie na boku. Nie mogę powiedzieć jej prawdy. Solo jest jej jedynym dobrym wspomnieniem. To nie jest odpowiedni moment. - Moi rodzice byli wysoko postawionymi urzędnikami na Naboo. Wyemigrowali tam z Courscant. Oczekiwali ode mnie, że będę takim samym wpływowym politykiem jak oni, a ja od najmłodszych lat nie spełniałem oczekiwań. Gdy odkryto u mnie wrażliwość na Moc, oddali mnie do Akademii. Bylem przeciętny. Nadal nie byli zadowoleni. Presja otoczenia, wiecznie niezadowoleni rodzice i mistrz... Bylem coraz bardziej opryskliwy, rówieśnicy przestali mnie tolerować. Uciekłem. Snoke kontaktował się ze mną wiele lat przed moją ucieczką, aż wreszcie wziął mnie do siebie i wyszkolił do końca - westchnął i spuścił wzrok. Po chwili poczuł dłoń Aminerii na swoim ramieniu. Przeszedł go dreszcz, gdyż nie doświadczył tak czułego gestu od bardzo długiego czasu. 

Zanim pomyślał, sięgnął swoją dłonią do dłoni dziewczyny, po czym złączył je. Poruszył ramieniem i przeniósł rękę na swoje udo. Ręka Aminerii nadal spoczywała w jego dłoni.

Kylo przełknął ślinę.

Co ja robię.

Odzywają się we mnie dawne instynkty.

Słabość.

Nagle zdał sobie sprawę, że w takim położeniu może wydawać się słaby. Szybko odsunął dłoń.

- Już dawno pogodziłem się z samotnością, a rodziców szczerze nienawidzę. Ojca zabiłem. Teraz moim największym wrogiem jest Ruch Oporu. Tylko oni stoją nam na przeszkodzie do przejęcia władzy w Galaktyce - powiedział, nie patrząc na Aminerię.

- Nie musisz być samotny, Ren - powiedziała dziewczyna, nie patrząc na niego. Jej ton był stanowczy i pewny. Też była trochę zdezorientowana wydarzeniem sprzed kilku minut. - Jest Hux, jest Meeliene, teraz też ja. Niedługo będzie z nami cała gromada dzieciaków wrażliwych na Moc. Być może nawet natrafimy na kogoś w naszym wieku, kto zechce się szkolić.

- Ciemna Strona to samotność. Nie możemy się przywiązywać. Uczucia nas zgubią - powiedział Kylo już swoim zwyczajnym, zimnym tonem.

- Gadasz jak Skywalker! - krzyknęła Amineria, patrząc na chłopaka z gniewem. - Nie można się przywiązywać, kochać, mieć przyjaciół. Dlaczego nie możemy być lepsi od Jedi, Ren? Dlaczego my nie możemy znaleźć siły w relacjach, skoro oni tego nie potrafią?

- Miałaś przyjaciół w Akademii? Pewnie, że miałaś, pamiętam jak mówiłaś chociażby o Solo. I co? Uciekłaś do Snoke'a. Jesteś pewna, że chcesz popełniać błąd poraz kolejny?

- Może teraz ja cię czegoś nauczę, Ren - powiedziała Amineria przez zaciśnięte zęby, zbliżając się do chłopaka. Niebieskie oczy. Oczy Neri. - Nie dasz rady walczyć, będąc obojętny na współwalczących. Nie dasz rady pokonać nikogo, jeśli tobie samemu nie będzie na niczym zależało. Masz tylko kilka osób w tej zimnej bazie, z którymi możesz porozmawiać i nie zmarnuj tego. Nie zamierzam nadal spędzać z tobą kilku godzin dziennie, widząc, że mnie nienawidzisz. Musimy współpracować, Ren.  Odrzuciłeś wszystkie nauki Jedi, wiec odrzuć też tę. Od dzisiaj możesz się przywiązywać. Tylko to cię uratuje. I tak odnoszę wrażenie, że nie masz żadnych uczuć - po wypowiedzeniu tych słów, Amineria udała prosto na fotelu i zaczęła przygotowywać statek do wyjścia z nadprzestrzeni, jakby nigdy nic.

- Masz charakter, dziewczyno - powiedział Kylo, zaśmiawszy się krótko. - Będzie z ciebie wojowniczka.

Amineria nie odpowiedziała. Podniosła ręce i związała włosy, po czym sama wprowadziła statek, zanim Kylo w jakikolwiek sposób zdążył jej w tym pomóc. Później zupełnie sama zbliżyła się do lasu na Takodanie i wylądowała, wyłączywszy pole masujące. Wstała i wyjęła miecz świetlny. 

- No chodź, Ren - powiedziała, wychodząc z kokpitu. - Czas skopać kilka rebelianckich tyłków.

Oj tak, czas najwyższy.

Wstał i poszedł za dziewczyną, uruchamiając komunikator i skaner, który miał wykazać, gdzie dokładnie znajduje się baza Ruchu Oporu.

Spoglądając na różowawy hologram Takodany zrozumiał, że lubi Aminerię. Aminerię, nie Neri.

Ona już nigdy nie będzie Neri. Ale to z Aminerią się dogadam.

I to z Aminerią zburzę tę nędzną bazę z kartonu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro