Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Amineria

Biegła między gruzami, w pyle i spadającym tynku, z oczami przesłoniętymi łzami.

Obok niej biegł Kylo, z mieczem w dłoni, ale nie patrzył na nią. Miał ciągle zaciśniętą szczękę, na ręce wyszły mu żyły, a kostki zbielały.

Z drugiej strony próbował dotrzymać im kroku Hux, trzymając miecz i obejmując Nitreah, uwieszoną mu na szyi.

Za nimi ubezpieczała ich Meeliene.

Amineria wiedziała, od początku, że coś musi się nie udać. Że zwykłe zwycięstwo będzie za łatwe, a nawet jeśli będą musieli zapłacić, Snoke na pewno zabezpieczył swój dobytek.

I miała rację.

Okazało się, że system funkcjonowania organizmu Wodza był bezpośrednio związany z działaniem bazy.

Gdy umierał Snoke umierała także baza i wszystkie połączone urządzenia, statki i maszyny. Gdy Meeliene im to powiedziała, dosłownie obrzucili ją pytaniami.

Wtedy ziemia zadrżała.

A teraz biegli, biegli w stronę najstabilnieszego z hangarów, o którym wiedział tylko Hux. Stacjonowała tam jednostka specjalna przygotowana do ataku w razie masowej zdrady lub ataku.

Generał nigdy nikomu o tym nie powiedział.

Wieczne kłamstwa.

Nie mogli pójść nigdzie indziej, bo inne drogi odciął im gruz, szczeliny w ziemi, albo radioaktywne odpady.

Amineria nie wiedziała, jak będą mogli teraz wspólnie funkcjonować, jak ona będzie mogła wytrzymać ze świadomością, że oddała tym ludziom wszystko, powiedziała wszystko.

A w zamian?

Nie otrzymała nic.

Hux dopadł do jedynej cało stojącej ściany w zasięgu ich wzroku i jedną ręką nadal przytrzymując Nitreah, drugą wstukał szybko kod.

Amineria patrzyła na niego i prawie się uśmiechnęła. Był zupełnie inny niż na początku. Nie był już taki sztywny i oschły. Dbał o przypadkowe dziecko, nic nie robił sobie z tego, że ma porwany i brudny mundur, a jego oczy wreszcie rozbłysły jasnym ogniem.

Drzwi rozsunęły się. Generał opuścił dziewczynkę na ziemię i popchnął ją do wnętrza hangaru.

- Wchodzcie, wchodzcie! - krzyczał, poganiając resztę ręką, sam stał wciąż na zewnątrz.

Meeliene i Kylo biegli, jednak Amineria stanęła w progu.

- A ty? - zapytała, nie patrząc na niego.

- Ja muszę wrócić. Znaleźć jakieś dane. Nic o sobie nie wiem, a jeśli ta baza runie... Nigdy się nie dowiem nawet jak mam na imię - wyjaśnił i dłonią delikatnie obrócił twarz dziewczyny w swoją stronę. - Przepraszam. Nie powinienem cię okłamywać.

- Neri?! - to Kylo stał nadal w korytarzu i patrzył w ich stronę. Hux błyskawicznie cofnął rękę. - Choć już, mamy mało czasu!

- Idź - powiedział generał i odszedł.

Amineria wyskoczyła do hangaru i zatrzasnęła za sobą drzwi, czując w oczach nieznośne pieczenie.

Okazało się po chwili, że niezniszczalny hangar nie jest niezniszczalny, że w przypadku śmierci Wodza, on także umiera. Tyle że wolniej.

We wnętrzu hangaru znaleźli cztery myśliwce starego modelu. Były jednoosobowe.

- Nitreah leci ze mną - powiedziała odrazu Amineria.

- Nie zmieścicie się, a mamy cztery statki - oparł spokojnie Ren

- A generał? - zapytała dziewczynka, przysuwając się bliżej Aminerii. Rozejrzała się. - Gdzie pan generał?

- Wrócił... po dane - odparła dziewczyna, kładąc rękę na jej ognistych włosach. - Ale to nic. Zostawimy mu myśliwiec i poleci za nami.

- Punkt docelowy każdego ze statków jest inny - powiedziała Meeliene, przechodząc od jednego pojazdu do drugiego. - Nie da się tego zmienić. I nie wiadomo jaki jest punkt. Są losowe.

Amineria otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Mają się rozdzielić? Polecieć w różne strony galaktyki? Teraz, gdy są tak słabi, że nic nie mogą zrobić?

- Przegraliśmy tę wojnę - powiedziała cicho.

- Nie - podszedł do niej Kylo i położył jej rękę na ramieniu. - Spójrz na mnie. Neri. Spójrz. - podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. Teraz widziała podobieństwo. Z tak bliska mogła zobaczyć ukryte w jego twarzy rysy Hana Solo. - Nie przegraliśmy tej wojny. Ale żeby ją wygrać, musimy przeżyć. Z rudym, bez rudego, nie wiem. Ale musimy przeżyć.

Popatrzyła na niego jeszcze raz. Nie było w nim złości, ale nie było też współczucia. Obok nich spadł pierwszy kawałek tynku, więc kiwnęła potakująco głową i odeszła w stronę statku.

- Ale niech Nitreah leci ze mną - powiedziała, odwracając się. - Nie da rady sama, jeśli poleci w zupełnie innym kierunku.

- Nie możecie, przeciążycie sprzęt - odparł Kylo.

- Razem ważymy tyle samo, co szturmowiec w zbroi - zaprzeczyła dziewczyna.

- To statki dla oddziałów specjalnych, to drobne, małe stworzenia w lekkim uzbrojeniu - wyjaśniał szybko Kylo, podnosząc głos, by być slyszalnym przez hałas. - Zresztą, nawet jeśli masz rację, Nitreah musiałaby siedzieć w luku bagażowym, bardzo małym. Nawet jeśli dałaby radę, mogłaby przez przypadek uszkodzić układ chłodzenia albo pierwsze sprzężenia hipernapędu.

- Skąd to wiesz? - zapytała Amineria po chwili ciszy.

- Pracowałem kiedyś przy Sokole - powiedział, odwracając głowę.

- Mogę polecieć sama - powiedziała odważnie Nitreah.

- Widzisz? - Ren zwrócił się do Aminerii, wskazując na dziecko.

- Ona nie wie, na co się pisze!

- Nie mamy czasu - powiedział Kylo, zrezygnowany. - Da radę. Nie ma wyboru.

Amineria spojrzała na dziewczynkę, później na Meeliene. Obie pokiwały potakująco głowami.

- Dobra - powiedziała wreszcie, a Nitreah podskoczyla radośnie. - Uważaj na siebie, młoda - dodała i zaczęła wspinać się po drabince.

- Póki nie wylecimy w hiperprzestrzeń, utrzymujcie kontakt. Musimy wiedzieć co i jak, gdzie jesteśmy i gdzie będziemy - powiedziała Meeliene przez komunikator, wchodząc do kabiny.

Ren otworzył wyjście i wskoczył do własnego myśliwca.

Amineria zapięła pasy i uruchomiła myśliwiec, co chwila spoglądając na Nitreah. Miała nadzieję, że reszta dzieciaków postąpiła zgodnie z instrukcjami i także zdołała się ewakuować. Wśród innych nauczycieli i starszych uczniów, a także dowódców, byli dobrzy ludzie.

Tak naprawdę jesteśmy tchórzami.

Wyleciała ponad powierzchnię planety i zobaczyła, jak zapadają się jeziora i lasy, jak odłamki wszystkiego co martwe i żywe unoszą się i odlatują w niebyt. Widziała odlatujące statki ewakuacyjne, którym Meeliene podsyłała swoje przypuszczalne współrzędne. Ustalili, że to z nią wszyscy będą bezpieczni. Poza tym, to na jej rozkazach był teraz Cień Vadera.

Pomyślała, że Snoke miał naprawdę ogromną wiedzę i porządnych ludzi na odpowiednich stanowiskach.

Mógł stworzyć potężne imperium, a my go zabiliśmy.

Statek skończył przygotowania do skoku w nadprzestrzeń.

Dziewczyna spojrzała jeszcze raz w stronę planety i pomyślała o rudym generale, który wreszcie, po tak długim czasie znalazł w sobie odwagę i człowieczeństwo. O generale, którego być może już nigdy nie zobaczy, a który stał jej się tak bardzo bliski. Później spojrzała na małe punkty na tle kosmosu, które były dotychczas jej przyjaciółmi. O Kylo... Benie Solo, którego nie umiała nienawidzić, na którego nie mogła być zła, mimo, że powinna. Nie wiedziała, kim właściwie on jest. Ile w nim Bena, a ile Kylo. Ale to nie miało znaczenia, bo w tym momencie, mimo że znała druzgocącą prawdę, mimo że miała świadomość, że ją okłamywał, to nie umiała pogodzić się z myślą, że więcej go nie zobaczy. Przypomniała sobie jak na nią patrzył podczas ich pierwszej wspólnej misji i kilka minut temu, gdy mówił jej, że muszą przeżyć.

Musimy? Nie przeżyjemy razem. Przeżyjemy osobno, w innych układach, w innych częściach galaktyki.

I wtedy rozległ się jego głos w interkomie.

- Dziewczyny - mówił wolno, ale w jego głosie było podniecenie. - Chyba mam pomysł jak zmienić współrzędne na te same w każdym z naszych statków.

______________________________________
Hejka hej!
Jest tu jeszcze ktoś?
Odzywajcie się czasem, piszcie co jest ok, a co nie, muszą choć trochę wiedzieć czego oczekujecie!
Jakieś spekulacje?
Specjalne prośby?
Zażalenia?
Skargi?
Przyjmę wszystko!
Dajcie trochę aktywności i atencji mojej spraagnionej duszyczce.
Polećcie fanfika znajomym.
Przyprowadźcie mamę.
Help me a little bit.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro