Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

*Oczami Bena*

54439

Po wpisaniu kodu, bariera ultradźwiękowa na chwilę dezaktywowała się, pozwalając niemal niepostrzeżenie przedostać się na teren dawnego Dharmaville. Całe osiedle pogrążone było już we śnie. Małe domki przycupnęły obok siebie, jakby w obawie przed tajemnicami kryjącymi się w mrocznej dżungli, napierającej na nie z każdej strony. W powietrzu unosił się duszny zapach skoszonej trawy, tak bardzo niepasujący do tego miejsca.

Szybkim krokiem, kuląc się nieznacznie pod ciężarem nasilającego się bólu, przemknął starannie utrzymanymi alejkami, zatrzymując się dopiero w zacisznym przedsionku swojego domu. Tu pozwolił sobie na chwilę złapać oddech, zanim popchnął drzwi. Alex nie zadała sobie trudu, by zamknąć je na klucz. Była młoda, roztrzepana, a jednak nawet tak drobna niesubordynacja mogła skończyć się w tym miejscu prawdziwym nieszczęściem.

Światło, które wypełniło cały salon tuż po jego wejściu, nieznośnie raziło oczy. Dookoła panował nienaruszony niczyją ręką ład, który Ben tak uwielbiał. Fotografie i książki leżące na półkach, pianino stojące przy przeciwległej ścianie, mały stolik do kawy- wszystko oblekło się już lekką warstwą kurzu, co nie umknęło jego uwadze.

Był w domu sam.

 

*Oczami Alex*

W ramionach Karla było wyjątkowo ciepło i przytulnie. Spędzili ze sobą kilka naprawdę upojnych dni, ciesząc się swoim towarzystwem tak, jak jeszcze nigdy do tej pory nie mieli okazji.

Pomysł spędzenia samotnych nocy w "domu rodzinnym" zupełnie nie przypadł jej do gustu. To, że zniknie z niego na kilka... może kilkanaście nocy, zapewne nie umknie uwadze tak dokładnego człowieka, jakim był Benjamin Linus, jednak warto było podjąć ryzyko.

Tym razem jednak jakieś nieokreślone uczucie kazało jej spędzić czujnie noc. Jak się okazało- całkiem słusznie. Kilka minut po godzinie pierwszej usłyszała chrzęst żwiru i ciche kroki. Skulona postać przemknęła pod oknami.

- Wrócił.- sama nie wiedziała, skąd brała się u niej ta pewność.- Karl, on wrócił.- powtórzyła nieco głośniej, szturchając leżącego obok chłopaka łokciem.

- Chyba nie masz zamiaru teraz wracać?- gdzieś z ciemności dobiegł ją zaspany głos.

Prychnęła ze złością, zrywając się z łóżka. Ubrawszy się w pośpiechu, boso popędziła do domu.

Miała rację. Z ich okien wylewało się blade światło, rozjaśniając trochę nocne ciemności.

W salonie, jak gdyby nigdy nic, siedział on. W podartej koszuli, ze źle założonym na ramię opatrunkiem, który powoli przepuszczał napierającą nań krew. Wyglądał niemal komicznie wśród tak sterylnie utrzymanego otoczenia. A raczej wyglądałby, gdyby nie siła jego spojrzenia, która kazała Alex szybko odwrócić wzrok. Zdawałoby się teraz, że te duże, niebieskie oczy, były jedynym, co mogło wskazywać Benjamina Linusa, jako potencjalnego posiadacza uczuć. I to uczuć wyjątkowo nieprzyjemnych.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nadal się go boi. Dziwny, irracjonalny lęk paraliżował całe jej ciało. Zupełnie tak, jak bywało to przed laty.

Będzie tak teraz siedział, obarczając ją tym spojrzeniem. Za chwilę albo wybuchnie, albo jak gdyby nigdy nic zapyta swoim delikatnym, a jednocześnie niemal tnącym powietrze głosem, o coś, na co z pewnością nie chciała odpowiadać.

Nie wiedziała, która opcja była gorsza. Wiedziała natomiast jedno.

Mimo usilnych starań, znów bała się własnego ojca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro