•ℓιѕт ρα¢ниą¢у вяαткαмι•
Od wydarzenia tamtego mnogo lat minęło.
Rok 1763 nastał, smutny był to dzień dla ludu Rzeczpospolitej. Wszyscy w czarne szaty ubrani władcę żegnali.
Nie każdy jednak szczery smutek odczuwał, gdyż władca o dobro unii nie dbał, lecz swój żywot za to dowartościowywał.
Polska Sasa nie lubował, lecz towarzysz jego z ziemi litewskiej ambicje artysty strasznie szanował.
Biedna Białorusinka przybita była, nawet jeśli do Polisia w czasie tym się zbliżyła.
Ten o nią dbał i rozpieszczał, mimo, iż czasu dużo na rzecz Litwy, czy najukochańszej przyjaciółki swej jej nie poświęcał.
Ceremonia sztuczne łzy z poddanych wyciągnęła, w tym Estonii, Ukrainy czy Łotewki kochanego. Panienka Natalya strony ich nie trzymała. W czarną suknie przez Litwę zakupioną z miną kamienną stała.
Sas pochowany. Nikt długo przy nim nie został, prócz młodzieńca jednego, który swym losem przyszłym myśli zaprzątał. Blondynka zza ukrycia go obserwowała i zatroskana na niego patrzała.
Jednak uwadze blondyna nie uciekła i moment potem jej wzrok z jego miał się spotkać. Feliks gestem ją do siebie zaprosił i swój smutek na twarzy wnet w uśmiech zamienił.
- Powiedz mi, Bielarusko ma kochana. Jak ty myślisz, cóż to z nami teraz będzie? Czy po śmierci jego, wódz niczym Sobieski przyjdzie? Czy kolejny artysta, co całkowicie kres nam przyniesie? -
Blondynce twarz posmutniała. Jaki kres? Czyżby znów unia się rozpaść miała? Zakłopotanie na jej bladej twarzyce zobaczyć się dało. Już swe malutkie usteczka otwierać miała, lecz nagle głos Polaka znów usłyszała.
- Ah, wybacz, wybacz. Niepotrzebnie tylko twe myśli zaprzątam. Z Litwą kochanym coraz gorzej mi się żyje, a tyś jak siostra dla mnie i z mych problemów zwierzyć ci się chciałem. Dość już smutków, wracajmy lepiej. Samiśmy tu zostali, a siostrzyczka twoja pewnie się o ciebie martwi. - odpowiedział ze swym wiecznym uśmiechem, za który go Arlofskaya podziwiała. Nie zawsze on szczery był, lecz by innych nie martwić, to innego wyjścia nie znajdował.
Ramie jej ujął i zaczęli w stronę domu swojego zmierzać. Całą drogę w milczeniu przeszli, jednak obydwoje uśmiechnięci.
Gdy próg przekraczali od razu Łotewke zobaczyli. Ten do Polski podszedł z informacją, że partner jego ma do niego sprawę. Polska poważną minę przyjął i skinął głową tylko, dając znak iż zrozumiał.
Białoruś znów zatroskana wyraz twarzy przybrała, co ukochany jej zauważył i ją po ramieniu delikatnie poklepał. Po geście tym Polak w swą stronę zaczął zmierzać, a gdy z oczu nadrobnej panience zniknął, to i ona w swą stronę odeszła. Gdy już do pokoju swojego weszła, siostra zatroskana na nią czekała. Fiołkowo oka koło Oleny zasiadła, a chwilę potem pytania od niej otrzymała.
- Sestro, gdzieś ty się tyle podziewała? Znaleźć z Estonią i Latviją cię nie mogłam! - załamanym głosem rzekła, swą siostrzyczkę kochaną przytulając.
- Spokojnie, ja żem tylko dłużej z Polszą przy grobie szefa naszego świętej pamięci została.- spokojnym tonem jej odparła.
- Tuż to kamień z serca dla mnie Nataszko najukochańsza! -
Rozmawiały do godziny później o wszystkim jak i o niczym. Długowłosej rozmówki z siostrą przyjemność sprawiały, lecz nie tak wielką jak Ukraince, siostrzyczce jej kochanej. Ta, za każdym razem kiedy z nią rozmawiała stare czasy sobie przypominała. Te, kiedy jeszcze we trójkę razem byli. Olena o nich bardzo dbała, siostrze z jej pięknych, jasnych włosów warkocze pletła, braciszkowi legendy opowiadała, gdy po prostu z nimi chwile z uśmiechem spędzała.
W czas rozmyślań Bragińskiej, jej młodsza siostra na zegar spojrzała.
Godzina późna już była. Nagle panienka pomyślała, że Polis czas wolny mieć już będzie i że się do niego wybierze. Żwawo z miejsca swego wstała i siotrze swojej oznajmiła, że do pewnej osoby iść udać się musi. Olena na wieść tą lekko posmutniała, ale Natlayi zamartwiać nie chciała i tylko głową kiwnęła. Obie z jej pokoju się udały, każda we własną stronę.
Po krótkim czasie blondynka do celu dotarła. Delikatnie w drzwi zapukała, a chwilę potem odpowiedź otrzymała, która do wejścia ją zachęcała. Weszła, jednak niezbyt śmiało i od razu miejsce jej przygotowano.
Polak spytał, cóż ją do niego przyniosło o tej porze, znów tym swym melodyjnym głosem. Fiołkowo oka jedynie o chęci rozmowy powiedziała, co towarzysz jej z uśmiechem na twarzy zaakceptował.
Długie godziny przegadali, aż wreszcie noc późna, w tym i pora senna ich zastała.
Białoruś chęć snu odczuła, więc Polaka przeprosiła i do siebie się udała. W przed czas jeszcze słodkich snów od niego usłyszała.
W trakcie swej krótkiej wędrówki przez okno wysoko zbudowane spojrzała. Noc piękna była z czystym niebiem, księżycem i miliardem małych gwiazdek przyozdobione.
Białoruś na widok ten tylko pod nosem się słabo uśmiechnęła.
Kiedy do pokoju swojego weszła, coś na toaletce zobaczyła. Bliżej podeszła i się okazało, iż to list w białą kopertę zapakowany. Nie miał on podpisu, za to miał mocny zapach, bliski sercu panienki.
Pachniał jak bratki, jak kwiat narodowy Polski. On sam tak często pachniał i przez to Białorusinka kwiat sobie ten upodobała.
Wielką chęć otworzyć go miała, jednak zmęczenie górę wzięło i zmusiło panienkę by pokusę odrzuciła. Po dniu ciężkim Arlovskaya nawet czasu czy chęci na przebranie nie miała. Bezwładnie na łóżko opadła i w sen głęboki szybko zapadła i o wszystkim, w tym jak i o liście równie szybko zapomniała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro