Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

W niedzielę wstałabym pewnie późno, gdyby nie pobudka, którą urządził nam tata. Po obiedzie mieliśmy wracać do domu, więc uznał, że nie możemy spać do południa. Po śniadaniu i porannej toalecie zagrałam z wujkiem w szachy. Po dość krótkiej grze, którą przegrałam, zagrała ze mną jeszcze Lily, babcia, ciocia i Tom. Wygrałam tylko z babcią, a cała reszta mnie ograła. Po tych wszystkich porażkach zaproponowałam grę w kalambury. Podzieliliśmy się na drużyny i losowaliśmy hasła z internetu. Graliśmy na filmy i książki. Ja byłam w drużynie z mamą, ciocią i babcią. Grupa druga składała się z taty, dziadka, wujka i Toma, a w drużynie trzeciej były Kayla, Lily i Rose. Ja losowałam pierwsza. Miałam pokazać Króla Lwa. Nie było to zbyt trudne, ale moja drużyna i tak miała problemy ze zgadnięciem. Udało nam się w ostatnich sekundach zdobyć punkt.
Gra nie trwała długo. Po obiedzie pożegnaliśmy się z rodziną i wróciliśmy do domu.

W poniedziałek wstałam, kiedy rodzice zbierali się do wyjścia.

- Wychodzimy. Śniadanie masz na stole w kuchni. Pa.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, a oni już wyszli. Udałam się do kuchni, gdzie na talerzu leżały kanapki z serem i ketchupem, a obok stał kubek z herbatą. Kiedy kończyłam jeść, do pomieszczenia weszła Kayla. Miała na sobie spodnie do jazdy konnej i wygladała na trochę zmęczoną, więc domyśliłam się, że właśnie skończyła trening.

- Wiesz, gdzie poszli rodzice? - zapytałam.

- Mówili coś o jakimś prawniku, czy czymś. Wyglądali, jakby szli do sądu.

- A po co? - zaskoczyła mnie ta odpowiedź.

- Pewnie chcą odszkodowanie za zniszczenie stajni. Stajenni widzieli jakiegoś człowieka z papierosem i zapałkami zaraz przed pożarem. Dzięki kamerom policja ustaliła, że przechodził obok, zapalił papierosa i wyrzucił na nasz teren niedopaloną zapałkę, która upadła na resztki siana, które nie zostały jeszcze posprzątane. Watpię, żeby ten człowiek dostał jakąś ciężką karę, bo nawet nie zauważył, że coś takiego miało miejsce. Kiedy usłyszał, co się stało, sam zgłosił się na policję.

- Uczciwie z jego strony.

- Ale i tak musi zapłacić za szkody. Przynajmniej sprawa jest już załatwiona.

- Jak trening? - spytałam po chwili ciszy. Musiałam ułożyć sobie w głowie to, czego się dowiedziałam. Od dłuższego czasu ta niewiedza nie dawała mi spokoju.

- Dobrze. Diament jest w świetnej formie. Bardzo się z tego cieszę, bo jadę z nim dzisiaj na zawody. Chcesz jechać ze mną?

- Zamierzałam spotkać się dziś z Jasperem. Jutro wyjeżdża.

- Może jechać z nami. Nie ma problemu. Wyjeżdżam przed dwunastą.

- Zaraz do niego zadzwonię i zapytam.

Pobiegłam do swojego pokoju po telefon i szybko wybrałam numer Jaspera. Po kilku sygnałach chłopak odebrał.

- Cześ Lisa. Co słychać?

- Cześć. Chciałbyś dzisiaj pojechać ze mną i z moją siostrą na zawody?

- Bardzo chętnie. O której mam być?

- Przyjedziemy po ciebie około dwunastej.

- Ok, będę czekał. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia.

Rozłączyłam się, po czym poszłam do Kayli.

- Jedziemy z tobą. - powiedziałam.

- To super. Coś tam wymyślę na obiad po drodze, żebyście nie byli głodni. Napiszę tylko sms'a do mamy, żeby się nie martwiła, jak wróci.

- To ja pójdę się przebrać.

Założyłam fioletową koszulkę z kotkiem, czarne bryczesy i szarą bluzę, bo tego dnia było dość chłodno. Włosy zaplotłam w warkocz. Po założeniu butów udałam się do stajni. Tam zajęłam się Karmelem, za którym bardzo tęskniłam w weekend. Obejrzałam dokładnie jego nogę, wyszczotkowałam go, wyczyściłam mu kopyta i wyprowadziłam ze stajni. Poszłam z nim na krótki spacer, a później odprowadziłam go do boksu. Dałam mu marchewkę, przez chwilę przy nim stałam i głaskałam go. Kiedy wyszłam ze stajni, zobaczyłam swoją siostrę, która właśnie pakowała rzeczy do samochodu i przygotowywała przyczepę dla koni.

- Mogłabyś wyprowadzić już Diamenta?

- Tak, już po niego idę. - zgodziłam się.

Udałam się na pastwisko, wzbudzając tym zainteresowanie będących tam koni i wyprowadziłam siwka. Przywiązałam go, przyniosłam szczotki, derkę i bandaże. Razem z Kaylą go wyczyściłyśmy, a siostra założyła mu derkę. W tym czasie ja zajęłam się owijkami. Kiedy koń był już gotowy, Kayla pobiegła do domu po ubrania, a ja zaprowadziłam Diamenta do przyczepy. Był już przyzwyczajony do podróży, więc nie miałam większych problemów z wprowadzeniem go do środka. Wsiadłam do samochodu, a zaraz po mnie Kayla zrobiła to samo. Było kilka minut po dwunastej, kiedy odjeżdżaliśmy spod domu Jaspera. Po drodze zadzwonił telefon Kayli. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Jasper pomógł mi otworzyć przyczepę i wyprowadzić z niej Diamenta. Wcześniej dowiedziałam się, gdzie możemy go zaprowadzić. W tym samym czasie, moja siostra oddzwoniła do swojej przyjaciółki. Gdy do nas podeszła, miała smutny wyraz twarzy.

- Emily miała wypadek na drodze. Jakaś kobieta weszła nagle na ulicę, przez co jadące przed nią auto zahamowało, a ona nie zdążyła i wjechała w nie.

- Nic jej nie jest? - zmartwiłam się.

- Nie, jest w porządku. Nie jechała zbyt szybko. Wiozła swojego konia w przyczepie. Jemu też nic nie jest, ale ani samochód, ani przyczepa nie są zdatne do jazdy. Poprosiła mnie, żebym pojechała tam i zabrała stamtąd Lunę, bo jest niespokojna, przez to co się stało.

- A co z zawodami? Zgłosiliśmy już, że przyjechałaś.

- W samochodzie mam ubrania na przejazd. Nie chcę robić kłopotu, nagłym odejściem z zawodów, więc mogłabyś pojechać za mnie? To konkurs skoków, więc nie powinnaś mieć problemu.

Kayla chce być wszechstronna, więc od kilku miesięcy zaczęła jeździć też na zawody w skokach przez przeszkody.

- No nie wiem...

- Proszę. Jeździłaś na Diamencie nie raz. Dasz sobie radę. Niedługo powinni zawołać zawodników na obejrzenie przeszkód. Poza tym to są zawody amatorskie. Jest bardzo niski poziom, więc przeszkody nie powinny być trudne.

- No dobrze. Pojadę.

- Wielkie dzięki! Chodźmy cię zgłosić.

- Mam w tym czasie wypakować rzeczy? No wiecie, siodło, ogłowie... - odezwał się Jasper.

- Tak, dzięki za pomoc. - odpowiedziałam.

Kiedy już załatwiłyśmy formalności, Kayla odjechała, a ja i Jasper przygotowywaliśmy Diamenta.

- Bardzo cię przepraszam, że tak to wyszło. Teraz pewnie się zanudzisz, siedząc sam na widowni.

- Nie masz za co przepraszać, to nie twoja wina. Poza tym, nie będzie wcale tak nudno. Lubię patrzeć na skoki.

Dokładnie czesałam grzywę Diamenta, a Jasper w tym czasie szczotkował jego sierść. Koń musiał się ładnie prezentować. Kiedy już zaplotłam grzywę i ogon, chłopak zaczynał czyścić kopyta. Wzięłam ubrania i poszłam się przebrać. Całe szczęście, że ja i Kayla mamy ten sam rozmiar. Dzięki temu, ubrania pasowały na mnie idealnie. W trakcie siodłania konia, rozmawialiśmy z Jasperem na różne tematy. Później zostałam zawołana do obejrzenia parkuru. Przeszkody naprawdę nie należały do najtrudniejszych. Stały tam dwa oksery i sześć stacjonat, z czego dwie ustawione były w szeregu. Najwyższa przeszkoda miała 110 cm. Po obejrzeniu parkuru wróciłam do Jaspera i Diamenta. Korzystając z wolnej chwili, zrobiliśmy sobie małą sesję zdjęciową. Później wspięłam się na grzbiet siwka i odjechałam na ujeżdżalnię. Chłopak natomiast poszedł zająć miejsce na widowni. Zrobiłam z Diamentem rozgrzewkę, po której przeskoczyliśmy parę razy przez niską przeszkodę, ustawioną z boku ujeżdżalni. Początkowo koń był trochę zdezorientowany, że dosiada go ktoś inny, niż moja siostra. Wśród mojej konkurencji zauważyłam dwie osoby na kucach, a cała reszta na dość wysokich koniach. Zapowiedzieli pierwszą zawodniczkę. Była to kobieta na karym koniu, którego rasy nie potrafiłam rozpoznać. Miała bardzo dobry czas, ale zrzuciła dwie poprzeczki. Jechała zbyt szybko, a jej koń dodatkowo rozpędzał się przed przeszkodami. Następnym zawodnikiem był chłopak na gniadym koniu pełnej krwi angielskiej. Na oko mógł być ode mnie młodszy o około 3 lata. Jechał bardzo dobrze, ale miał zrzutkę na ostatniej przeszkodzie. Po nim miała być moja kolej. Wjechałam na parkur, zakłusowałam i przeszłam do galopu. Najechałam na pierwszą przeszkodę, którą była niebiesko-biała stacjonata, mierząca niecały metr. W odpowiednim momencie dałam Diamentowi znak do skoku. Koń jednak posłuchał mnie o sekundę za późno, przez co dotknął przednimi kopytami poprzeczkę. Siwek skoczył ze sporym zapasem, przez co prawie straciłam równowagę. Podczas lądowania nasłuchiwałam dźwięku upadającej belki, jednak nic takiego się nie stało. Jakimś cudem udało nam się jej nie strącić. Popędziłam lekko Diamenta, kiedy wyczułam, że zwalnia. Tym razem, kiedy najechałam na kolejną stacjonatę, która była niewiele niższa od poprzedniej, przygotowałam konia do skoku trochę wcześniej, półparadą zwracając jego uwagę na siebie. Zauważyłam, że Diament bardzo interesuje się ozdobami przy przeszkodach, więc musiałam zrobić coś, żeby skupił się na skoku. Półparada chyba coś dała, bo zwrócił jedno ucho w moją stronę i tym razem skoczył idealnie. Po drugiej stacjonacie musiałam zwolnić, żeby zmieścić się w szeregu. Przed kolejną przeszkodą zaczęłam liczyć kroki. Często tak robię, kiedy mam przeskoczyć szereg. Diament podniósł kopyta z ziemi w odpowiednim momencie, dzięki czemu mieliśmy kolejny czysty skok. Między dwoma niezbyt wysokimi zielono-białymi stacjonatami było miejsce na dwa foule. Po dwóch niewielkich krokach galopu, przycisnęłam mocniej łydki, uniosłam się w siodle i przesunęłam dłonie wzdłuż szyi konia. Po wylądowaniu pogoniłam trochę Diamenta, kierując go na następną przeszkodę, którą był nieduży okser. Koń znów zajął się czymś innym, niż skokiem, więc ponownie zwróciłam na siebie jego uwagę. W ostatniej chwili udało nam się wzbić w powietrze. Niewiele brakowało, żeby siwek ponownie dotknął kopytami poprzeczki. Przy następnym okserze nie było żadnych problemów. Po nim przyszła kolej na dwie ostatnie stacjonaty. Jedna mierzyła 80 cm, a druga 110 cm. Z tą pierwszą łatwo sobie poradziliśmy. Przy drugiej Diament skoczył zbyt wysoko, ale byłam na to przygotowana. Najważniejsze, że nie zrzucił belki, a przejazd był czysty. Momentami bałam się, że zahaczy przednimi kopytami, ale nie mam mu tego za złe, bo przygodę ze skokami zaczął dość niedawno. Przeszłam do kłusa, a następnie do stępa. Na mniejszej ujeżdżalni rozkłusowałam i rozstępowałam Diamenta, po czym go odprowadziłam. Jasper już na mnie czekał.

- Świetnie ci poszło. Już się bałem, że ta belka z pierwszej przeszkody spadnie. - zaśmiał się. - Napewno zajmiecie pierwsze miejsce.

- No nie wiem. Dużo błędów mieliśmy w tym przejeździe, ale dziękuję. Pomożesz mi przy nim?

- Pewnie.

Rozsiodłaliśmy Diamenta i wyszczotkowaliśmy go. Był cały spocony, więc założyłam mu derkę. Było po nim widać, że się zmęczył. W nagrodę, że tak dobrze mu poszło, dałam mu kilka marchewek, które zostawiła mu Kayla. Później wzięłam konia na uwiąz i przespacerowałam się z nim, żeby ochłonął. Chodziliśmy blisko ujeżdżalni, żeby móc obejrzeć przejazdy innych zawodników. Kiedy ostatnia osoba zakończyła przejazd, została zapowiedziana przerwa, żeby sędziowie mogli się naradzić, pomocnicy zabrać przeszkody, a ostatni jeźdźcy - zająć się końmi. Po tej przerwie, wszyscy zawodnicy wraz z końmi zostali zawołani na ujeżdżalnię. Na środku ustawiono podium, a wszyscy jeźdźcy stanęli za nim w szeregu.

- Trzecie miejsce zajął... Brian Woods. - usłyszałam, a chłopak stojący na końcu szeregu przekazał uwiąz mężczyźnie, który właśnie do niego podszedł, i stanął na podium. Sędziowie przypięli rozetę do kantara jego konia, a później uścisnęli mu rękę i założyli medal. - Drugie miejsce zajęła... Lisa Johns. - Jasper podszedł do mnie, żeby przytrzymać Diamenta, a ja stanęłam na podium, podziękowałam sędziom za gratulacje i przyjęłam medal. W tle słyszałam oklaski ludzi na widowni. Byłam bardzo szczęśliwa z zajęcia takiego miejsca.
Pierwsze miejsce zajęła kobieta, która jechała zaraz po mnie. Później inni zawodnicy także dostali rozety za udział, tyle że mniejsze.

Kiedy było już po wszystkim, zadzwoniłam do siostry, żeby po nas przyjechała. Gdy odstawiliśmy Diamenta do domu, Kayla wzięła nas na pizzę. Było bardzo wesoło. Po obiedzie pojechaliśmy do domu. Resztę dnia spędziłam ze swoim chłopakiem. Chciałam jak najlepiej wykorzystać czas, który jeszcze możemy spędzić razem. Graliśmy w różne gry planszowe, byliśmy na krótkim spacerze, a nawet nauczyłam Jaspera lonżować konia. Późnym wieczorem wrócił do domu. Umówiliśmy się, że następnego dnia pożegnam się z nim, zanim wyjedzie. Lotnisko było dość daleko, więc nie mogłam z nim tam pojechać. Nie chciałam się z nim żegnać, ale nie miałam wyjścia.






To chyba najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam. Mam nadzieję, że wam się podobał :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro