Rozdział 37. Rodzina Creswell
Tak, to ten rozdział, który musiałam pisać od początku, bo się usunął.
- Regan, nie widziałaś może mojej koszuli? - zapytał Percy, który od rana chodził jak na szpilkach. W końcu nie na co dzień poznawało się rodzinę swojej dziewczyny.
- W szafie - powiedziała dziewczyna, nie odrywając wzroku od czytanego przez nią magazynu.
- A te granatowe buty? - zapytał znowu, schylając się wszędzie w ich poszukiwaniu.
- Tam, na najniższej półce - wskazała ręką na niską szafkę przeznaczoną na buty. Stał na niej wazon z bukietem polnych kwiatów, który uzbierała Ginny.
Regan zmarszczyła brwi i w końcu odrzuciła na bok gazetę.
- Co się dzieje? - uniosła brew, przyglądając się bacznie Percy'emu. W ich związku to on był osobą, która zawsze wiedziała gdzie co jest.
Chłopak przetarł dłonią twarz. Westchnął i usiadł na miejscu obok niej, co nie było tak łatwe, jak mogłoby się wydawać, gdyż Regan rozciągnęła się na prawie całym łóżku.
- Twoja rodzina jest taka. . . Pozytywna. Oni pewnie liczą na kogoś takiego i może się zawiodą, bo przecież wiesz, że ja - jednak nie dokończył, bo dziewczyna przerwała mu niemal od razu, gdy tylko zauważyła do czego zmierzał. Podniosła się tak, że już nie leżała, a siedziała po turecku.
- Chyba żartujesz, Percy. Przecież jesteś świetny! Mądry, kreatywny, przyjacielski, przeuroczy. O tym, że przystojny, to chyba nawet nie muszę wspominać - roześmiała się cicho - Na pewno cię polubią. W końcu wiedzą, że cię kocham, co jasno daje im do zrozumienia, że jesteś godny zaufania.
Percy wydawał się być lekko podniesiony na duchu dzięki jej słowom. Nieco niepewnie ją objął, a ona wtuliła głowę w zagłębienie jego szyi.
- Cieszę się, że jesteś - powiedział chłopak w jej włosy na tyle cicho, że sam ledwo to usłyszał. Był niemal pewien, że ona nie słyszała jego słów.
Kiedy po kilku minutach się od siebie oderwali, Percy był cały czerwony, a Regan rozpromieniona. Była szczęśliwa, że chłopak przytulił ją sam z siebie. Widziała, że ich relacja była coraz mocniejsza.
- No, skoro ty tak elegancko się ubierasz, to ja chyba też muszę coś wybrać - zeskoczyła z łóżka i podeszła do szafy, którą już zdążyli podzielić między sobą.
Percy przez cały czas nie spuszczał z niej wzroku, chociaż co jakiś czas rzucała za siebie, czyli dokładnie tam gdzie siedział, sukienki, które z jakiegoś powodu nie przypadły jej do gustu. Raz nawet dostał jedną z nich prosto w twarz.
W końcu odwróciła się do niego z dwiema sukienkami w rękach.
Pierwsza była liliowa, dopasowana, na cieniutkich ramiączkach. Większą część pleców miała wyciętą.
Druga za to była błękitna. Miała szerokie ramiączka i była rozkloszowana u dołu, a jej dekolt był kwadratowy.
Obie sięgały lekko przed kolana.
- Która? - zapytała, prezentując je mu z przodu i z tyłu. Percy wciągnął gwałtowniej powietrze, gdy zauważył jak duże wycięcie na plecach miała jedna z nich.
- W obu będzie ci ładnie - chłopak starał się wykręcić od odpowiedzi.
- No ale zobacz, ta jest dopasowana i cieńsza, a ta za to jest zupełnie inna na dole i nie ma wyciętych pleców.
- No ale - zaczął, lecz rudowłosa rzuciła mu gniewne spojrzenie - Fioletowa bardziej mi się podoba - powiedział w końcu, wzdychając.
- Liliowa - poprawiła go dziewczyna, po czym przebiegle uśmiechnęła - Dobrze wiedzieć, że podobają ci się bardziej dopasowane.
Po tych słowach wyszła z pokoju, aby przebrać się w łazience, a Percy zaczerwienił niczym dorodny pomidor.
★★★
Regan wyszła z kominka kilka minut po dwudziestej. Zaraz za nią pojawił się Percy. Pomieszczenie było puste, lecz dziewczyna czuła dochodzący z kuchni zapach potraw przyrządzanych przez jej mamę.
- Połóż tutaj walizkę - powiedziała rudowłosemu, wskazując na miejsce obok kominka. Sama również odłożyła tam swoją. - Gotowy? - zapytała, jednak gdy na niego spojrzała, zauważyła, że był niemalże zielony - Hej, oddychaj - roześmiała się cicho - Będzie dobrze - szybko pocałowała go w nos, po czym pociągnęła w stronę salonu, skąd wydobywały się rozmowy - Jesteśmy! - zawołała.
Usłyszeli odsuwane krzesła, a po chwili przekleństwo Corneliana Creswell, taty Regan, który najprawdopodobniej uderzył się o nie nogą.
Kiedy weszli do salonu, Percy zdążył zobaczyć tylko bogato zastawiony stół i stojących przy nim tatę i rodzeństwo Regan. Po tym jego wzrok przeniósł się na jej mamę, która stanęła centralnie przed nimi.
- Percy, prawda? - uśmiechnęła się ciepło, na co pokiwał głową. Również się uśmiechnął.
- Miło panią poznać.
- Oh, nawet nie wiesz ile o tobie słyszałam! Nie mogłam się doczekać aż cię poznam! Ostatnio kiedy tu byłeś, niestety musieliśmy być z Cornelianem w pracy.
- Nawet nie domyślasz się ile narzekała na to, że nie mogła cię zobaczyć - parsknął tata Regan, również do nich podchodząc - Miło cię poznać - powiedział - Pamiętaj jednak, że nie będzie tak miło, jeśli skrzywdzisz Regankę - dodał od razu.
- Tato!
- Cornelian! - zawołały w tym samym czasie Regan i Katheryn, rzucając mu gniewne spojrzenia.
- Nie mam zamiaru jej nigdy zranić - odpowiedział Percy, nie zwracając uwagi na to, że to była poniekąd groźba w jego kierunku.
- W takim razie widzę, ze się dogadamy - Cornelian roześmiał się serdecznie i poklepał go po plecach.
- Myślę, że możemy już usiąść - uśmiechnęła się pani Creswell, wskazując na stół - Mam nadzieję, że będzie wam smakowało.
- Przecież jeszcze my - odezwał się oburzony słowami mamy Raphael.
On i Rebecca podeszli do pary rudowłosych i przedstawili z ogromnymi uśmiechami na twarzach.
★★★
Wieczór mijał w tak przyjaznej atmosferze, że nikt nie chciał wstawać od stołu. Po stresie Percy'ego nie było już śladu i Regan była niemal zdziwiona tym, jak dobrze dogadywał się z jej rodziną. Sama siedziała rozpromieniona, gdyż widok rudowłosego śmiejącego się i rozmawiającego z jej rodziną był dla niej czymś magicznym.
Koło północy usłyszeli trzask dochodzący z kuchni, przez który przerwali rozmowy. Spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.
Raphael, marszcząc brwi, wstał od stołu i otworzył drzwi, które do tej pory były delikatnie uchylone.
Tempem torpedy wybiegła z niej duża, ruda, puchata kulka, która wskoczyła na kolana Regan.
Rubrumek! - zawołała ze śmiechem, unosząc go do góry i całując w pyszczek - Mój skarb!
- Percy, ja byłbym zazdrosny na twoim miejscu - odezwał się tata Regan powodując tym ogólne rozbawienie przy stole.
Dopiero dwie godziny później Regan z Percym wstali od stołu, lekko już zmęczeni wszystkim, co się tego dnia wydarzyło.
Pożegnali się ze wszystkimi i nawet zaproponowali pomoc w sprzątaniu, czemu od razu przeciwstawiła się Katheryn.
- Tylko tam spokojnie w nocy, żebym nie musiał interweniować - roześmiał się pan Creswell, chociaż dało się wyczuć w tym pewne ostrzeżenie.
- Oni są dorośli, Cornelian - zganiła go pani Creswell.
- Kobieto, to ty masz jakieś dziwne sugestie. A może ja akurat ostrzegałem ich, żeby się nie przewrócili, jak wejdą do pokoju i zapomną zapalić światła? - zaczął się bronić mężczyzna, na co Katheryn westchnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro