Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Myśli szalały w głowie Johna, który nie potrafił tak do końca sobie wytłumaczyć. Dlaczego on go pocałował? Przecież to całkowicie bez sensu.

- Miłego dnia - powiedział Cel i odszedł. John nie zareagował chociaż był świadom, że powinien. Powinien zrobić wszystko co tylko był w stanie by zabić Cel w tym momencie.

Ale nie potrafił. Nie chciał go (aż tak szybko) zabić. Było w nim coś ciekawego. Jego zachowanie wskazywało na to, że naprawdę był inteligenty.

Potrafił go zaskoczyć. W życiu nie spodziewałby się, że zostanie pocałowany przez Cel. Zwykle wszystko szło pomyśli Kruka i dość sprawnie.

Teraz jednak było inaczej i John musiał przyznać, że czuł ekscytację.

Cel zniknął już z zasięgu wzroku więc John ruszył w stronę Gniazda. Tym razem był bardziej ostrożny idąc, poszedł nawet okrężną drogą by zgubić ewentualny ogon.

Wszedł do Gniazda. To konkretne było ich główną kryjówką i jednym z pięciu gniazd na terenie Londynu. Ile ich było na świecie? John osobiście nawet nie liczył.

Ich główne Gniazdo to było jedyne miejsce które John mógł określać mianem "domu". Chociaż też tak nie do końca.

Mary, mająca pseudonim Wrona, już czekała na niego w małym przedpokoju.

- Hej - powiedziała przeciągając głoski - I jak? Zabiłeś go? - spytała zaraz. John uśmiechnął się lekko rozbawiony.

- Hej - powiedział. - Nie zabiłem go - John sprawnie płaszcz oraz buty. Kątem oka obserwował reakcję Mary. Zdecydowanie była zdziwiona.  Nie dziwiło go to. Zwykle gdy wracał do domu był w fazie czekania na przelew.

- Dlaczego? - spytała Mary wbijając wzrok w Johna. Szukała jakiś podpowiedzi. Śladów tego że musiał uciekać i tylko dlatego nie mógł zabić swojego Celu.

Nie mogła znaleźć żadnego i to ją niepokoiło. Nie pamiętała kiedy Johnowi zdarzyło się zawieść. Był Krukiem, niezawodnym zabójcą na zlecenie. Zawsze koniec końców wykonywał zlecenie.

Teraz jednak nie wydawało się żeby zrezygnował z wykonania swojego planu z jakiegoś dobrego powodu. Było to cholernie dziwne i niepokojące.

- pocałował mnie - powiedział John. Szok sprawił, że Mary zamarła na chwilę.

- co?! - krzyknęła gdy minął szok.

- Pocałowała mnie. Byłem w takim szoku że nim się ogarnąłem to on już poszedł - powiedział John. Mary wewnętrznie odetchnęła z ulgą. Mimo wszystko wolała takie wytłumaczenie na nie wykonanie zlecenia niż jakby John miałby być prawie złapany przez policję.

- Po co to zrobił? - spytała a John wzruszył ramionami. Nie widział. Ale chciał się dowiedzieć dlatego już w głowie opracowywał plan śledzenia mężczyzny.

- a kiedy planujesz go zabić w takim razie? - padło pytanie na które póki co John nie znał odpowiedzi. Wiedział że będzie musiał to zrobić, nie wiedział tylko kiedy będzie miał okazję.

- po szpieguje go trochę i wtedy zdecyduję - powiedział, a Mary skinęła głową. - przynajmniej jest jakieś wyzwanie nie to co ostatnio

Mary zaśmiała się cicho na wspomnienie ostatniego zlecenia. Facet praktycznie sam wszedł im pod spluwę.

Poszedł do pokoju w którym zazwyczaj opracowywali plan i szyli siebie nawzajem (albo siebie samych) gdy była taka potrzeba. John naprawdę cieszył się że oboje mieli taką wiedzę i umiejętności by móc operować. W szpitalu ciężko by było się wytłumaczyć z kuli w brzuchu. Usiadł na kanapie stojącej w rogu pokoju. Zaczął się zastanawiać.

Zdecydowanie musiał zacząć nagrywać jego dom i dowiedzieć się czegoś więcej o kamerach już zamontowanych w domu. Przydałoby się też mieć podsłuch. No i ewentualnie jakaś pluskwa.

Westchnął cicho, czuł że zbytnio kombinował ale jednocześnie wiedział że najprawdopodobniej nie dało się tego załatwić w bezpieczny sposób i jednocześnie nie kombinować.

Poza tym chciał dowiedzieć się czegoś więcej o swoim celu.

Wyciągnął z jednej z szafek kamerę. Oraz po dłuższym namyśle także podsłuch. Nie wiedział kiedy będzie miał okazje wejść nie zauważonym do mieszkania. Pluskwa nie była aż tak ważna, przy odrobinie pracy można i bez niej namierzać.

Namierzył Cel, który był w domu swojego brata. Było to jedno z miejsc podanym przez Zleceniodawcę jako często uczęszczanym przez Cel.

Wyszedł z domu i ruszył w odpowiednią stronę. Miał szczęście, bo kiedy przyszedł jego cel akurat wychodził. Zaczął go śledzić.

Kiedy doszli już na Baker Street a Cel zniknął za drzwiami, John westchnął cicho niezbyt zadowolony. Oczywiście wiedział że nie uda mu się zabić celu, ba nawet planował by tego nie robić ale i tak czuł do siebie żal. Część niego chciała strzelić i zabić Cel już teraz.

Ale skoro postanowił, że będzie szpiegować cel to będzie to robić.

Zamontował swoją kamerkę tak by widzieć drzwi i okna Celu poczym wrócił do domu, wciąż mając poczucie, że nie wykonał swojego zadania.

Ale jednocześnie wciąż chciał dowiedzieć się czegoś więcej.

- może dałoby się włamać na kamery? - mruknął cicho sam do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro