10 | CO ZA STRATA PIĘKNEJ NOCY
Wyobraźnia Ani ostatnio wydawała się nieco zawodzić.
— Co? — zapytała całkowicie zdezorientowana. Teraz wszystko wydawało się nieprzewidywalne.
— To ja napisałem ten liścik, Aniu. Billy kłamał — odpowiedział Gilbert, patrząc jej głęboko w oczy.
To niemożliwe... — pomyślała dziewczyna.
— Nie, wcale nie.
— Zrobiłem to, Aniu. Napisałem ją.
— Nie. To niemożliwe. Dlaczego Billy miałby kłamać? Skąd wiedział, że ma czekać za Rushdon? Wyjaśnij to.
Brunet westchnął.
— Nie jestem pewien, ale Aniu, to ja napisałem ten liścik. Przysięgam.
— Udowodnij to.
Gilbert wziął głęboki oddech i wbił wzrok w swoje stopy. Wsunął ręce do kieszeni, a następnie zaczął recytować każde słowo, które znał na pamięć.
— Aniu Shirley-Cuthbert, jeżeli uczyniłabyś mi ogromną przyjemność bycia moją parą na balu, byłbym dozgonnie wdzięczny. Spotkaj się ze mną za The Grand Rushdon, gdzie będzie odbywał się bal. Będę czekał. Z poważaniem, twój sekretny wielbiciel
Oddech uwiązł jej w gardle, a serce ponownie przyspieszyło.
— T—to nic nie znaczy. Mogłeś to przeczytać, kiedy nie patrzyłam.
Chłopak ponownie westchnął.
— Położyłem go na ławce podczas lunchu, kiedy jadłaś. Chciałem zapytać cię osobiście, kiedy dawałem ci jabłko, ale wiedziałem, że jesteś z przyjaciółkami i prawie go nie wzięłaś, postanowiłem tego nie robić, by cię nie zawstydzić. Więc w zamian napisałem liścik. Domyśliłem się, że jeśli tylko zobaczysz, od kogo jest, od razu go wyrzucisz, więc postanowiłem być anonimowy. Wiedziałem, że będziesz ciekawa i przyjdziesz.
Usta Aniu uchyliły się, jakby próbowała coś powiedzieć, jednak nie wyszły z nich żadne słowa.
— Nawet narysowałem małe jabłko z tyłu. Myślałem, że to um, da ci małą wskazówkę — przyznał, pocierając kark z przyzwyczajenia.
— Co? Nie widziałam... — przerwała nagle.
Rozłożyła notatkę chowaną w rękawie i odwróciła papier. Ku potwierdzeniu słów Gilberta, w prawym dolnym rogu widniało jabłko — szczegół, który przegapiła.
Ponownie popatrzyła na chłopaka, który uważnie ją obserwował. Poczuła się, jakby wszystkie słowa zniknęły z jej umysłu i zostały wrzucone w głąb oceanu.
— Chciałem zaprosić cię na bal, Aniu. Naprawdę. Ale powiedziałeś, żebym zaprosił Ruby, a ja nie wiedziałem jak ci to wyznać. Chciałem cię uszczęśliwić i myślałem, że zrobię to, prosząc Ruby. Jednak nadal chciałem pozostać wierny moim słowom i spotkać się z tyłu Rushdon. Tak też zrobiłem. Zostawiłem Ruby przy stole i dałem jej kordiał, żeby się nim zajęła. Powiedziałem, że niebawem wrócę. Miałem iść się z tobą spotkać, ale byłem strasznie zdenerwowany. Dobre dziesięć minut chodziłem po drugiej stronie sali balowej. — Nerwowo stłumił śmiech. — Kiedy w końcu zebrałem się na odwagę, poszedłem na miejsce i wtedy... Byłaś tam... Z Billym... I ty...
— Uciekłam — powiedziała w końcu.
— Tak. — Odetchnął brunet.
— Ale... Nie rozumiem. Dlaczego chciałeś mnie zaprosić? Nienawidzisz mnie.
Gilbert zachichotał i ponownie wbił wzrok w swoje buty.
— Naprawdę jesteś niczego nieświadoma, Aniu.
Potem zaczął się w nią wpatrywać, a Shirley naprawdę chciała odwrócić wzrok, ale nie mogła. Jej oczy były niczym przykute magnesem do tych jego.
— Nie nienawidzę cię. Nigdy tak nie było. Nawet nie wiem, jak doszłaś do takiego wniosku. Myślałem, że to wyjaśniłem...
Ania miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi.
— C—co wyjaśniłeś? — zapytała, chociaż w głębi siebie dobrze znała odpowiedź.
Gilbert popatrzył prosto w jej szeroko otwarte niebieskie oczy, nie zauważając w nich ani odrobiny światła. Jego spojrzenie było poważne i przekazywało Ani milion słów, których jego usta nie mogły wypowiedzieć.
I tak po prostu słowa, które chował bezpiecznie pod swoim językiem przez te wszystkie lata, w końcu zniknęły.
— Lubię cię, Aniu.
Chciał powiedzieć „kocham cię" albo „Aniu, jestem całkowicie i beznadziejnie w tobie zakochany. Kiedy tylko się poznaliśmy, byłem twój".
Jednak pomyślał, że nie była gotowa to usłyszeć. Obawiał się, że ją odstraszy, bo wiedział, przez ile przeszła i nie chciał, by czuła się zobowiązana odwzajemniać jego uczucia.
Chciała do niego podbiec.
Chciała rzucić mu się w ramiona i powiedzieć mu, jak bardzo go lubi.
Chciała przeczesywać palcami jego włosy, zapamiętać jego zapach i powiedzieć mu wszystkie swoje sekrety.
Jednak nie zrobiła tego.
Zamiast tego, powiedziała najgorszą rzecz, jaką tylko mogła.
— Nienawidzę cię.
Gilbert popatrzył na nią, wyraźnie zraniony.
— Ty... Nienawidzisz mnie? — zapytał, a jego oczy się zaszkliły.
Blythe nigdy nie był zbyt emocjonalną osobą. Zawsze starał się być silny i nie działać zbyt pochopnie. Nawet na pogrzebie własnego ojca powstrzymywał łzy i była to najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek musiał zrobić.
Ale jej słowa były inne.
Jej słowa go złamały.
— Tak. Nie cierpię cię, Gilbercie Blythcie. — Aniu poczuła łzy w swoich oczach, ale wiedziała, że musi to zrobić.
Choć bardzo chciała z nim być, to była pewna, że on nie kochał jej tak bardzo, jak ona jego i to najbardziej ją oblało. Wiedziała, że w końcu się mu znudzi, a to ją złamie. Wiedziała również, że nie była dla niego odpowiednia. Tak bardzo chciała powiedzieć mu, co czuła i po raz pierwszy być samolubna, ale kiedy słowa chłopaka w nią uderzyły, przemyślała wszystkie plusy i minusy.
Początkowo nie chciała przyznać mu się do swoich uczuć, ponieważ bała się czekających ją konsekwencji. Potem zdała sobie sprawę, że może zaryzykować bycie z nim. Ale teraz, kiedy patrzyła w tak dobrze znajome zielone oczy, myślała o konsekwencjach, które mogą spotkać Gilberta; osąd ludzi, możliwy żal za tak zwykłą dziewczynę, nieskończone dogryzanie, użeranie się z jej temperamentem i wszystko pozostałe.
Była zbyt złamana, zbyt wadliwa.
A on był zbyt dobry.
— Czemu? — zapytał, a jego głos się złamał. Posłał jej mały uśmiech, próbując ukryć smutek, ale oboje wiedzieli, że już na to za późno.
Ponieważ jesteś dla mnie za dobry — chciała powiedzieć.
— Ponieważ... Ponieważ po prostu tak — wydusiła, a łzy frustracji i poczucia winy zaczęły spływać po jej twarzy. — Nienawidzę cię, Gilbercie Blythcie. I chcę, żebyś przestał wtrącać się w moje życie, bo nie jesteś mi potrzebny. Jesteś uciążliwy i mi przeszkadzasz. To przez ciebie moje przyjaciółki ciągle się ode mnie odwracają, jestem poniżana i to przez ciebie nie mogę normalnie myśleć!
Nie chciała powiedzieć ostatniej części, ale to były najprawdziwsze słowa, jakie kiedykolwiek powiedziała.
— I nawet nie jesteśmy przyjaciółmi — wyszeptała, starając się ukryć drżenie głosu.
Ania wiedziała, że nie powinna patrzeć na Gilberta, ale była zbyt zrozpaczona, by myśleć. Spojrzała na niego i to była najgorsza rzecz, jaką mogła kiedykolwiek zrobić. Gilbert płakał. A Ania była pewna, że jej serce właśnie się złamało.
Na twarz miał mały, wyrozumiały uśmiech, ale łzy pokazywały coś zupełnie innego. Po raz pierwszy od dawna Gilbert pozwolił sobie płakać przed kimkolwiek inny i poczuł się wolny. Ale to nie pozbyło się bólu, które przyniosły słowa Ani. I wiedział, że nie pozbędzie się go przez długi czas... Być może nigdy.
— W porządku, Aniu — powiedział, próbując się uspokoić, ale jego ból nadal był widoczny. — Rozumiem. Wiedziałem, że cię denerwuję, ale nie wiedziałem, że mnie nienawidzisz. Przestanę. Wybacz mi wszelkie przykrości, jakie spowodowałem.
Zapadła cisza, podczas której patrzyli na siebie, a ich twarze były mokre od łez i zmęczone. Gdy światło księżyca oświetlało ich twarze, noc stawała się jeszcze piękniejsze. Co za szkoda, że okoliczności nie pozwalały im się tym cieszyć.
— Chodź. — Gilbert przerwał ciszę, a jego spojrzenie przeniosło się na ziemię. — Robi się strasznie późno, powinienem odprowadzić cię do domu.
Tym razem Ania nawet nie próbowała mu odmówić, ponieważ wiedziała, że to ostatni raz, kiedy są tak blisko siebie. Chciała delektować się każdą chwilą, zanim pozwoli mu odejść. Poza tym nawet nie miała pojęcia, gdzie się znajdują, a już zdecydowanie nie wiedziała, jak wrócić.
Reszta ich drogi na Zielone Wzgórze była niesamowicie cicha. Nie dało się zliczyć chwil, kiedy Ania chciała coś powiedzieć lub cofnąć wszystkiego, co powiedziała, ale zawsze gryzła się w język.
Robię to dla ciebie, Gilbert. Będzie ci lepiej beze mnie.
Kiedy dotarli do bramy, Blythe w końcu postanowił się odezwać.
— Przestanę ci już przeszkadzać — powiedział bez żadnych emocji na twarzy, ale jego oczy wypełniły się smutkiem. — Obiecuję.
Po tym Gilbert odwrócił się i odszedł, nawet nie zadając sobie trudu, by rzucić jej ostatnie spojrzenie, bo doskonale wiedział, że gdyby to zrobił, mógłby się po prostu załamać.
Ania stała nieruchomo, patrząc, jak znika w oddali. Ściągnęła płaszcz spoczywający na jej ramionach i pozwoliła łzom wypłynąć.
Zapomniała go zwrócić i chciała go zawołać, ale za bardzo się bała, że jeśli wróci, to może już nie pozwolić mu odejść.
Gilbert jednak był świadomy faktu, że Ania miała jego płaszcz. Postanowił jej go zostawić.
Tej nocy Ania płakała do poduszki, tak samo, jak pierwszej nocy po przyjeździe na Zielone Wzgórze.
Wyglądała przez okno sypialni, kiedy leżała na boku i obserwowała, jak światło księżyca oświetla kwitnące drzewo, przez co błyszczało.
Jeszcze mocniej zaszlochała.
Co za strata pięknej nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro