17 (gofry i gorąca czekolada)
Po tym jak pomogłam Clausowi w porannych czynnościach poprosiłam go, by poczekał na mnie chwile.
- Kochanie, teraz ja pójdę się ogarnąć dobrze? - zapytałam patrząc na niego
- Dobrze śnieżynko - odparł, nie podnosząc na mnie wzroku, mimo naszej rozmowy nadal był smutny, nie dziwiłam mu się, nie wiedział co dzieje się z jego ukochanym wujkiem i tatą, ja sama się o nich niepokoiłam, ale miałam nadzieję e nie jest z nimi aż tak źle, nie znałam ich praktycznie wcale, a Stefana tym bardziej, a jednak z jakiegoś powodu obchodził mnie ich los, może spowodowane było to tym że byli rodziną Clausa którego polubiłam, w chwili w której go ujrzałam, albo dlatego że są tacy ludzie, że mimo ich nie znasz nie widziałaś ich nigdy wcześniej na oczy, oni mają w sobie coś takiego, co mówi ci że ta osoba jest dobra, sympatyczna, warta zaufania i rozumiesz się z nią od pierwszej chwili, ja tak właśnie miałam z Clausem, Damonem, Stefanem i dziewczynami, czułam że ze Stefanem było by tak samo, ale puki co nie miałam jak tego sprawdzić, lecz liczyłam na to że jednak będzie mi to dane
- Kochanie, tu masz pilot możesz włączyć sobie bajki przez ten czas i pomyśleć co byś chciał zjeść na śniadanie on tylko pokiwał główką a ja wyjęłam jeszcze ubrania z szafy, dziś raczej nie miałam zamiaru iść na jarmark, miałam nadzieje że dziewczyny nie będą mieć mi tego za złe i jakoś sobie poradzą, czułam że tu w domu jestem bardziej potrzebna niż im, tam chociaż jeszcze wczoraj miałam całkiem inne plany, zamierzałam zabrać chłopaków na jarmark, no cóż nikt nie przewidzi jak plany mogą zmienić się w jednej chwili. Wyjęłam wreszcie ubrania i posyłając uśmiech chłopcu zamknęłam się za drzwiami.
Rozebrałam się jeszcze z wczorajszych ubrań, po czym weszłam pod gorący strumień prysznica. Przymknęłam powieki rozkoszując się ciepłem i wtedy tam, gdy tak stałam przypomniał mi się mój sen. Las, deszcz, burza, strach, chłopacy i Gabryś... Nie mogłam uwierzyć w to, że mi się przyśnił, bo od 10 lat nie śnił mi się nigdy, chociaż bardzo tego chciałam, jeszcze dziwniejsze było to, że razem z nim byli Damon, Stefan i Enzo i jego słowa, że jest przy mnie i bym patrzyła sercem, nie oczami, i że prawda o nim jest blisko.
Zakręciłam deszczownice i i zdenerwowana wyszłam z brodzika. Byłam zła, bo od wczoraj w jej poukładanym zwyczajnym życiu zaczęły dziać się dziwne rzeczy, których nie rozumiałam w żaden sposób. Wytarła się szybko, po czym włożyła dżinsowe jasne spodnie, niebieską bluzkę i biały sweterek. Na bose stopy naciągam ciepłe białe skarpetki, szczotkuje zęby i włosy. Gotowa wracam do pokoju, a tam zastaje Clausa w tej samej pozycji w jakiej go zostawiła. Miała wrażenie, że malec nie ruszył się ani o milimetr.
- Kochanie, wszystko dobrze? - zapytała, siadając obok niego
- Tak, ale chciałbym już iść sprawdzić co z wujkiem i tatą, możemy? - zapytał z nadzieją w głosie
- Dobrze, chodźmy - wzięła go za rączkę i razem wyszli z pokoju.
W kuchni pachniało pysznym jedzeniem i gorącą czekoladą.
- O jesteście, w samą porę, właśnie gofry się upiekły, wystarczy je tylko wyłożyć i posmarować tym na co ma się ochotę. Zrobiłem bitą śmietanę, jest też dżem i owoce, a do picia czekolada z piankami lub z tym co chcecie i tak w ogóle to dzień dobry kochani
Patrzyłam na uśmiechniętego Damona w ubraniach mojego brata i nie dowierzałam w to co widzę. Czy wczorajsza sytuacja ze Stefanem też mi się tylko przyśniła? Byłam pewna, że nie, ale kto wie? Może serio zwariowałam
- Tata! - krzyknął Claus i rzucił się w stronę ojca - Jak się czujesz? Co z wujkiem? - zaczął zadawać pytania, a ja dzięki temu wiedziałam, że nie jest ze mną aż tak źle.
.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro