15 (dziwny sen)
Usiadłam na łóżku i tuliłam malca do siebie, trząsł się od płaczu, a ja czułam się tak jak te kilkanaście lat temu gdy tuliłam zapłakanego Gabrysia, gdy stracił rodziców, wtedy byłam mała i bez radna, dziś byłam dorosła, ale nic się w tej kwestii nie zmieniło, nie wiedziałam co zrobić i jak mu pomóc.
- Śnieżynko, czy wujek wyzdrowieje? - zapytał patrząc na nią zapłakanymi oczkami
- Na pewno kochanie, nie martw się, wujek tylko bardzo się zmęczył jak naprawiał wasze auto, i po prostu zasnął, odpocznie i znowu wszystko będzie dobrze, pójdziemy wszyscy razem na jarmark i będziemy się wszyscy dobrze bawić, zobaczysz
- Obiecujesz?
- Tak skarbie - odparłam, chociaż sama nie wierzyłam w to co mówię, miałam nadzieję że mam racje i chłopakowi nic nie będzie, tym bardziej że widziałam jak Damon to wszystko przeżywa, było mi go szkoda i Clausa też
- Skarbie, może się położysz i odpoczniesz jak wujek? - zaproponowałam z nadzieją
- A jak jutro wstanę to wujek też już się wyśpi i będzie zdrowy?
- Tak kochanie - odparłam mając nadzieję że się nie mylę
- Dobrze, ale zaśpiewasz mi na dobranoc i położysz się obok dopóki nie zasnę, tak robi tata i wujek
- Dobrze, a co mam zaśpiewać? - zapytałam kładąc się obok niego, uprzednio wycierając mu zapłakane oczka, które do złudzenia wyglądały jak te Gabrysia, i na ten widok rozczuliłam się jeszcze bardziej, wytarłam mu jeszcze nosek i zaczęłam cicho nucić
- Nie to, zaprotestował sam nucąc melodie o jaką mu chodziło, a ja słysząc ją zamarłam, tą samą piosenkę, śpiewał mi zawsze Gabryś gdy byłam smutna, albo chora, mówił zawsze że to piosenka jego mamy, że ułożyła ją specjalnie dla niego, byłam skołowana tym wszystkim, ale teraz nie był czas na dochodzenie - przytuliłam Clausa i śpiewałam mu tak dopóki jego oddech się nie wyrównał, a ja nie miałam pewności że śpi, dopiero wtedy się delikatnie podniosłam, po czym ruchem ręki pokazałam przyjaciółką, by udały się za mną do pokoju brata
Usiadłam na dywanie, a one obok mnie, dopiero teraz przypomniałam sobie że się z nimi umówiłam na wieczór, i że nie ma z nimi Victori
- Przepraszam dziewczyny, przez to wszystko zapomniałam że byłyśmy umówione, nie wiem co tu się dzieje, czuje się jak w jakimś filmie w którym zaczynam grać główną role, dzień zaczyna się wspaniale, zaczynam prace na jarmarku, mam zabawną historie z butami, super bawię się z przyjaciółkami, a po powrocie do domu zastaje przystojnego faceta z dzieckiem, które wygląda jak mój przyjaciel z dzieciństwa, spędzamy fajnie czas aż nagle przychodzi jego nie mniej przystojny brat i patrząc na mnie mówi "Ty żyjesz?", po czym mdleje
- Kochana, to na prawdę dziwne, ale miejmy nadzieje że nic mu nie będzie i wszystko się wyjaśni, a teraz idź spać, jutro przyjdziemy - mówi Caroline
- A gdzie Vica? - pytam jeszcze
- Coś jej wypadło, ale przyjdzie jutro - odpowiada Bonnie
- No dobrze - odpowiadam, po czym odprowadzam dziewczyny do drzwi, przytulam je na pożegnanie, następnie wracam do pokoju i w ubraniach kładę się obok dziecka
Noc nie należała do łatwych, Elena przewracała się z boku na bok, a gdy zauważyła że swoim zachowaniem zaburza sen Clausa, ułożyła się na wznak i tępo wpatrywała się w sufit, analizowała to wszystko, lecz w żaden sposób nie mogła pojąć tej całej sytuacji i słów chłopaka, te dwa słowa "Ty żyjesz?" wwiercały się w jej mózg i nijak nie chciały ustąpić, dopiero nad ranem zasnęła ciężkim snem, który nie przyniósł ukojenia, a wręcz przeciwnie, było chyba jeszcze gorzej niż na jawie
Była w ciemnym zimnym lesie, w samej sukience na ramiączka, była sama i przerażona, chciała, by ktoś ją uratował, by zabrał ją w jakieś ciepłe i suche miejsce, ale nie było nikogo, jedynie to co było słychać to tylko złowrogi wiatr, dźwięki dzikich zwierząt i szum oddalonego nieco stawu, na domiar wszystkiego nocne niebo przeciął grzmot, a chwile później lunął lodowaty deszcz, krzyczała ile sił w płucach, wzywała Gabrysia, chciała, by ją znalazł i zabrakł do domu, do ich domu, lecz pogoda uniemożliwiała jej próby, załamana, wystraszona, zmarznięta i przemoczona, usiadła pod drzewem i zakryła twarz rękoma, pamiętała jak mama zawsze jej mówiła że podczas burzy nie można chować się pod drzewem, lecz teraz było jej wszystko jedno, jej łzy mieszały się z kroplami deszczu, nie wiedziała ile tak siedzi, wydawało jej się że całą wieczność, lecz nagle z tego transu wyrwał ją jakiś głos, wydawał się bardzo znajomy, uniosła wzrok i kilka metrów dalej stał Gabryś, jej Gabryś, wyglądał tak samo jak gdy widzieli się po raz ostatni, za nim stali Damon, Stefan i Enzo, ale ona nie zwracała na nich uwagi, teraz liczył się tylko on, jej wytęskniony przyjaciel, zerwała się na nogi zapominając o wszystkim, teraz nie liczyło się to że jest zimno, że pada, a burza jest coraz bliżej, teraz chciała go przytulić i wreszcie być szczęśliwą po 10 latach, już chciała podbiec do niego, gdy on ruchem ręki nakazał mi stać, po czym przemówił swoim pięknym głosikiem za którym tak tęskniłam
- Moja kochana Eleno, nie płacz, jestem przy tobie, prawda o mnie jest blisko ciebie, tylko popatrz sercem, nie oczami - następnie uśmiechnął się do mnie tak jak zawsze to robił, po czym spojrzał jeszcze na chłopaków i z radosnym śmiechem zniknął wśród drzew, a ja poczułam na twarzy ciepłą rączkę
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro