Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jesteś inny, a jednocześnie jesteś tym samym Matthew

– Ostatnie piętro – powiedziałem, wsiadając do windy i opierając się plecami o lustro. Złapałem w palce półgolf pod samą szyją i pociągnąłem, wpuszczając pod materiał trochę powietrza. Dłoń Matthew trzymała mnie całą drogę i teraz poczułem na własnej skórze zapach kawy, którą musiał przesiąknąć w pracy. Nie używał perfum, ale nie musiał. Jego ciało i wzrok same w sobie mnie uwodziły.

Matthew spojrzał na tablicę z numerami pięter i wcisnął najwyższą liczbę. W dalszym ciągu wyglądał jak zmokły kogut. Jego włosy jako jedyne względnie wyschły, ale przez to prezentował się bardziej dziko niż wcześniej.

Stał obok mnie, więc sięgnąłem dłonią w górę i starałem się okiełznać sklejone i poskręcane końcówki, ale bałagan na jego głowie był nie do naprawienia.

– Jin – odezwał się – dlaczego raz jesteś dla mnie taki miły, a potem mówisz mi o rzeczach, przez które boli mnie tu.

Wziął moją dłoń z własnej głowy i przyłożył do miejsca na piersi, gdzie biło jego serce.

– Wiesz, że jestem draniem – odparłem, uśmiechając się. – Tobie się tylko wydaje, że bywam miły.

Ścisnął mnie mocniej i przysunął dłoń do swoich ust.

– Może tak jest – powiedział spokojnie, a potem wymruczał coś tak cicho, że nie byłem pewny, czy się nie przesłyszałem. Brzmiało jak "A może i tak było od początku".

Chociaż jego ton nie wydawał się zadowolony, pocałował wierzch mojej dłoni, palce i wnętrze, a potem sam wtulił ją we własny policzek i zamknął oczy. Przysunął się bliżej i oparł czoło o mój bark.

Był rozpalony, prawie tak jak kilka dni wcześniej, kiedy odwiedziłem go w wynajmowanej w slumsach piwnicy.

Powinienem to przewidzieć. Odkąd go dziś zobaczyłem, wyglądał na przemęczonego. Ale cały czas zaślepiało mnie pragnienie. Takie, które potrafił zniwelować tylko on. Najlepiej, gdybym zostawił go samego w łóżku, naszprycował lekami i zakazał pracy na parę dni. Na pewno po tym czasie nie dałby mi żyć i zamęczał godzinami. To była miła perspektywa. Gdybym tylko był tak cierpliwy, może starałabym się ją urzeczywistnić. Moje potrzeby były jednak zbyt silne i miały u mnie priorytet.

– Co jest, dzieciaku? – Wsunąłem mu palce we włosy i poczochrałem je jak niesfornemu psu. – Chyba mi teraz nie powiesz, że mam ci dziś odpuścić, bo nie masz siły? – zapytałem z nutą drwiny.

Zamiast odpowiedzieć, objął mnie ramionami. Jego głowa wcisnęła się w moją szyję, a biodra naparły, aż kością ogonową zatrzymałem się na ścianie windy.

– Nadal za grosz w tobie opanowania – skarciłem go.

Zacząłem się śmiać i uniosłem twarz ku górze. W rogu windy była mała kamera, ale mało mnie obchodziło, co pomyśli sobie gruby ochroniarz z miską chipsów po drugiej stronie obiektywu.

Pod materiałem jeansów coś pęczniało i mocno wbijało się w moje udo.

– Pod pewnymi względami jesteśmy takimi samymi napalonymi samcami, Matthew. Czy ty, czy ja obaj chcemy od siebie dokładnie tego samego.

Czułem się w tym momencie jak wrak człowieka. Z bezsenności, drgawek przez brak dragów, natłoku obowiązków w firmie i ciągłych problemów z projektem. Byłem spocony od trawiacego całą drogę zimnego potu, ale Matthew bez żadnych oporów złapał przy szyi za ciemny materiał i odsunął go od ciała, zastępując go własnymi zębami, a po nich językiem.

Chyba poproszę o zmniejszenie premii dla ochroniarza, który ma dziś dyżur przy monitoringu, bo za takie filmiki w sieci trzeba płacić grube pieniądze.

Matthew w końcu odsunął się, pozostawiając na łączeniu mojej szyi mokry, piekący znak.

– Zrobię dla ciebie wszystko, Jin.

– I to właśnie chciałem usłyszeć.

Jego dzisiejsze dziwne zachowanie po części mi się podobało. Nie gadał dużo, jego ciało szczerze odpowiadało i poprawnie reagowało na moje słowne zaczepki, no i nie zostawił śladów w widocznym miejscu na mojej szyi. Wystarczyła zwykła koszula z kołnierzem, by zapewne ciemnoczerwony okrąg po jego zębach był całkowicie niewidoczny.

Widać, że mnie słuchał. Tylko ciekawe, czy nadal będzie mnie irytował gadką, jak przejedziemy do tego, po co się tu naprawdę spotkaliśmy?

Twarz Matthew wyrażała niezadowolenie, a jego psie oczy smutek, kiedy winda stanęła i musieliśmy wyjść. Nie miałem ochoty dostarczać staremu cieciowi przed monitorem więcej darmowych wrażeń, więc w małej ciasnej przestrzeni ograniczyłem się tylko do jednego głębokiego pocałunku.

Usta Matthew były gorące i miękkie, a język śmiało odpowiadał na moje ruchy. Poprawił się od swojego pierwszego razu, kiedy robił to tak nieporadnie, jakby chciał mnie połknąć. Jego obecne umiejętności oralne połączone z pożądliwym spojrzeniem wystarczyły mi, aby bielizna zrobiła się ciasna. Byłem pewny, że on ma większy problem, dlatego po odezwaniu się dzwonka windy, złapałem go za nadgarstek i wyprowadziłem. Kątem oka dostrzegłem odbicie naszych twarzy w lustrze w windzie. Nie byliśmy już tak bladzi jak wcześniej, gdy do niej wchodziliśmy.

Musiałem coś zrobić, żeby szybko wylądować w łóżku, bo dziś długo nie wytrzymam tego napięcia. Moja tolerancja na niego stawała się coraz słabsza, a każde spotkanie uświadamiało mi, że granica między nami się kurczy. Zaczynałem czuć się zbyt komfortowo w jego towarzystwie. Powoli traciłem rozum, grunt pod nogami i zależało mi, żeby utrzymać tę relację.

To słabość dla mnie i niebezpieczeństwo dla niego.

Chyba jednak złożę stróżowi wizytę w innym celu niż grzeczne upomnienie, żeby skupił na swoim życiu, a nie czyimś. Zwłaszcza kimś takim jak ja.

Zanotowałem to w pamięci i przekroczyłem próg apartamentu. Szare panele, ciemne ściany i szarówka za oknem. Deszcz nadal padał, uderzając i spływając po panoramicznych szybach z widokiem na Seul. Dachy sąsiednich budynków były małymi figurami, a samochody na ulicach dziecięcymi resorakami. Lubiłem patrzeć z góry, tak jak to sobie wymarzyłem, ale to miasto zmieniło mnie, a patrzenie przez okno na świat nie wywoływało uśmiechu czy nawet satysfakcji.

Matthew wszedł za mną, zamykając drzwi i rozglądając się dookoła. Zdjął przemoczoną, nadal kapiącą zieloną koszulę i przewiesił ją przez przedramię. O nic nie pytał. Ja również milczałem. Zdjęliśmy buty i pociągnąłem go prosto do łazienki. Chciałem jak najszybciej mieć za sobą te niepotrzebne dodatki do seksu, ale nie byłem człowiekiem, który nie dotrzymuje danego słowa.

Po wizycie Brandona zmieniłem kod do zamka w drzwiach. Tym razem użyłem numeru identyfikatora Matthew, który zapamiętałem przy naszej pierwszej rozmowie w Muzeum Sztuki, gdy sprawdzaliśmy z Yoonbalem i Sungchi, czy nie jest podstawionym gliną. Tego kodu Brandon nie zgadnie tak łatwo.

Włączyłem ciepłą wodę, żeby wanna się napełniała i wyciągnąłem świeże ręczniki, kładąc je przy zlewie. Matthew stanął przy mnie. Trzymał dłonie wzdłuż ciała, ale jego wzrok jasno mówił "chcę cię dotknąć". Chyba pierwszy raz starałem się, żeby tego nie zrobił.

– Unieś ręce – odezwałem się.

Ta gęstniejąca z każdą chwilą atmosfera była spowodowana tym, że nigdy się nie wstrzymywaliśmy. Gdy oboje chcieliśmy seksu, to robiliśmy to jak najszybciej. Takie odwlekanie to zabawa, jakiej jeszcze żaden z nas nie poznał. A przynajmniej nie ze sobą i nie będąc razem w jednym pomieszczeniu.

Czy wydałbym temu chłopakowi rozkaz, czy poprosił go o coś – Matthew Raynor robił wszystko, co mu mówiłem. Jego ręce znalazły się w górze, a moje po obu stronach jego talii. Nie przestawał na mnie patrzeć, zwłaszcza w moje oczy. Ten wzrok przewiercał mnie, tworzył dziurę w moim umyśle, każąc mi się całkowicie skupić na nim i zapomnieć o wszystkim poza tymi dwoma punktami. Dlatego tak go lubiłem. Dlatego wytrzymywałem jego palący wzrok i nie chciałem się od niego odrywać nawet na chwilę.

Przesunąłem palcami po jego bokach i złapałem za brzeg beżowego T-shirta. Ściągnąłem go bez dalszej zwłoki i przyklęknąłem na jednym kolanie. Zieleń pogłębiła swój odcień, ciemne źrenice się rozszerzyły, kiedy rozpinałem mu pasek, guzik od jeansów, a potem zamek.

Mogła być to mała forma kary dla niego, za to, że tak się wstrzymywał. A może chciałem zobaczyć, gdzie sięga jego granica? I moja.

Spodnie były całe mokre, ale nie sposób było zgadnąć od jakich płynów, za to wnętrze czarnych bokserek bez dwóch zdań wypełniało jego podniecenie. Musiał się wstrzymywać już dłuższy czas.

Czyżby stał mu, odkąd pojawiłem się w kawiarni aż do teraz?

Popatrzyłem między jego nogi, oceniając działanie na tego chłopaka. Prawdopodobnie byłem na dobrej drodze, by go od siebie uzależnić tak bardzo, jak ja uzależniłem się od niego. Klęcząc przed nim, czułem nieodpartą pokusę, by zacząć seks od właśnie zrobienia mu dobrze ustami, ale w tyle głowy cały czas kołatało sumienie i moje wypowiedziane na głos słowa.

"Kąpiel, jedzenie, seks" – właśnie w tej kolejności.

Niepocieszony, że sam sobie to nakazałem, zganiłem się w myślach kolejny raz, że miękłem przez niego. Dlaczego stary Jin Cheong-Woo miałby się przejmować czyimś złym samopoczuciem lub głodem, skoro było widać jak białe na czarnym, że ma ochotę na mnie taką samą jak ja na niego? Do tego dziś nie był tak wykończony i zamroczony gorączką jak ostatnio, tylko stał przede mną chętny, napalony, twardy i ociekający. Wystarczyło jeszcze raz go dotknąć albo polizać i to by wystarczyło, że nie moglibyśmy się od siebie oderwać do rana.

Ja i moje przeklęte słowa – skarciłem siebie.

– Jesteś okrutny – rzucił mi z góry z tym samym chłodnym spojrzeniem.

Zaśmiałem się i wstałem. Minąłem go i wyłączyłem wodę.

Miał rację. Jestem okrutny. Dla nas obu.

– Sam się zgodziłeś na kąpiel i sam chciałeś coś zjeść. Nie miej teraz do mnie pretensji. – Zerknąłem na niego przez ramię i dodałem: – No, wskakuj do wody. Podobno jestem okrutny, a teraz to ty stoisz ze sterczącą pałką. Do tego boso na zimnych płytkach. To będzie tylko twoją winą, jak dziś stracisz znów przytomność od gorączki. Będziesz mnie wtedy błagać, żebym cię nie ujeżdżał, a ja przypomnę ci tę chwilę.

Mina Matthew nic nie wyrażała, ale ciemne wory pod oczami były tylko trochę mniejsze od moich. Nie przedstawialiśmy się najlepiej, dlatego też obu nam przyda się ciepła woda i coś, co wypełni żołądki i doda trochę energii, którą spalimy później.

Stanął przy mnie i bez kolejnej uwagi wszedł do wody. Podwinąłem rękawy do łokcia i zanurzyłem rękę do połowy przedramienia, siadając na brzegu wanny.

Na jego udzie dostrzegłem gęsią skórkę.

– Za zimna? – zapytałem.

– W sam raz.

– Jeśli jest za zimna lub za ciepła, to zaraz temu zaradzimy.

Matthew powoli zanurzał się w wodzie, podwyższając jej poziom. Usiadł z dłońmi złączonymi z przodu na ugiętych kolanach, patrząc na nie.

– Nie powinienem się najpierw porządnie umyć, zanim tu wszedłem?

– Przyszedłeś się tu szorować, czy się rozgrzać? – Mokrą dłonią zacząłem nieco poprawiać jego włosy.

– Nie wiem.

– Ale ja wiem. Połóż się i wygrzej. Zrelaksuj się trochę. Ciągle pracujesz albo się uczysz. Co mi przyjdzie z tego, że zaprosiłem cię do siebie, jak ty nawet raz mnie nie zadowolisz?

Zacisnąłem palce na jego głowie i pociągnąłem za włosy, żeby na mnie spojrzał.

– Zadowolę cię tyle razy, ile będziesz chciał, Jin – odrzekł.

– Czcze gadanie – zasyczałem i przysunąłem się bliżej jego twarzy. – Masz tu leżeć po szyję w wodzie, aż będziesz gorący jak gotowany rak, zrozumiałeś?

– A ty, Jin? – Zabrał moje palce ze swojej głowy i przyłożył je do ciepłej szyi, gdzie pod skórą czułem pulsującą krew. – Też przemokłeś i jesteś zimny.

Zabrałem dłoń i wstałem. Objąłem go wzrokiem i nic nie mogłem poradzić na moją irracjonalną potrzebę, aby być blisko niego.

– Pójdę po coś do ubrania, co nie wygląda jak stara, znoszona koszula w kratę i zaraz wrócę. – Obróciłem się, a w drzwiach jeszcze mu rzuciłem: – Dopuść więcej wody. Niech się przelewa, jak będziemy tam razem.

Kiedy zamykałem drzwi odgłos lejącej się wody znów wypełnił łazienkę. Zacisnąłem usta i przytrzymałem się chłodnego drewna.

Chyba miałem gorączkę, że zabrałem go do siebie i w dalszym ciągu nie odebrałem opłaty za bycie modelem. Mimo to świadomość, że był tak blisko, że leżał w mojej wannie, umyje się moimi kosmetykami i założy moje ciuchy... przynosiła mi wewnętrzny spokój.

W każdej minucie chciałem seksu z nim, ale nawet jak teraz tego nie robiliśmy, było to do zniesienia.

Pulsowanie między nogami nie ustępowało, silna chęć, by poddać się jego dłoniom, zamknięty pomiędzy jego ciało a łóżko, nie zmalała, ale to wszystko nadal było do zniesienia.

Wystarczyła jego obecność. Chłód zielonych oczu. Spokojny beznamiętny głos, krótkie odpowiedzi, oszczędność w słowach. I moje imię, które wymawiał, jakby było dla niego ważne. Wyjątkowe.

Rozmyślałem o tym, wybierając losowe ubrania z szafy, zwracając uwagę tylko na to, by były jak największe i wróciłem do łazienki. Lustro było zaparowane, a Matthew leżał w wodzie i wystawała mu tylko głową oraz przedramiona, którymi opierał się o brzegi wanny. Jego oczy były zamknięte i myślałem, że śpi, ale otworzył je, jak tylko usłyszał trzask. Zacząłem się rozbierać, a on obserwował w ciszy, jak kolejne części garderoby lądowały na podłodze. Nagi zgarnąłem wszystko łącznie z jego przemoczonymi ubraniami i wrzuciłem do pralki. Ustawiałem włącznik z opóźnionym startem na godzinę. Nie lubiłem brać kąpieli w hałasie, a z takim dudnieniem i moim obecnym stanem psychicznym wywaliłbym urządzenie przez okno. Dodałem jeszcze opcję suszenia i w końcu mogłem wejść do wody.

Była gorąca, aż parzyła skórę, ale Matthew leżał w niej po brodę, więc stwierdziłem, że to ja jestem taki przemarznięty.

Kiedy stanąłem w środku, Matthew przesunął się wyżej, robiąc mi miejsca między swoimi udami. Bez zastanowienia tam usiadłem, a gorąca pierś od razu przylgnęła do moich pleców. Zadrżałem, szybciej oddychając. Dwa ramiona pojawiły się w zasięgu mojego wzroku i objęły mnie, jeszcze mocniej przyciągając do drugiego ciała.

– Jesteś taki zimny, Jin. – Usłyszałem przy uchu delikatnie drżący głos.

– Czy nie od tego mam właśnie ciebie?

Słyszałem, jak wciąga powietrze, a jego uścisk jeszcze się zwiększył, prawie całkowicie mnie unieruchamiając. Uśmiechnąłem się i oparłem głowę o jego bark. Powoli zamknąłem oczy. Pierwszy raz od dawna czułem prawdziwe ciepło, które wnikało w głąb mojego ciała i naprawdę je ogrzewało. Było to miłe. Pozwalało mi odpocząć, rozluźnić się, schować, udając, że jestem zamknięty w bezpiecznym miejscu. Z dala od świata, z dala od firmy, od gangsterskiego życia, od niebezpieczeństw czających się za każdym rogiem. To taki błogi stan, podobny do tego, który pojawia się, gdy jesteśmy pomiędzy jawą a snem. Jeszcze przytomni, ale jedną nogą w krainie wykreowanej przez nasz umysł. Gdzieś na tej granicy coś miękko lądowało na mojej szyi, na policzku, na skroni i czole. Czyjeś dłonie delikatnie gładziły moje ramiona, tors i brzuch, a głos powtarzał "Jin, jesteś taki piękny. Bądź tylko mój".

– Jesteś taki głupi – mamrotałem już prawie przez sen – że...

Nie pamiętam czy coś jeszcze zdołałem powiedzieć. Poza dotykiem ust na własnych wargach nie pamiętałem już kompletnie nic.

*

Do świadomości przywrócił mnie dźwięk płynącej wody. Z trudem uniosłem powieki, jakby ważyły tonę. Zobaczyłem dwie pary nóg. Przeplatały się ze sobą i wystawały ponad falującą powierzchnię. Poruszyłem się, ale coś zakleszczyło się na mojej piersi, nie pozwalając mi nawet się przekręcić. Pół siedziałem, pół leżałem, oparty o coś ciepłego i ludzkiego. Rozgrzana skóra, miękkie ciało, silny uścisk.

Matthew Raynor.

– Woda zrobiła się chłodna. Napuszczam ciepłą. Zbudziłem cię?

Czy mnie obudziłeś? To i tak cholerny cud, że byłem w stanie zasnąć.

– Ile spałem? – spytałem, spoglądając w bok na ciemniejący mrok za oknem.

– Nie więcej niż pół godziny. Czujesz się lepiej?

Ziewnąłem, zastanawiając się nad pytaniem. Moja dłoń przesuwała się w tę i z powrotem po przedramieniu Matthew, które trzymało mnie w połowie piersi i dopiero po dłuższej chwili uświadomiłem sobie, co robię.

– Czuję się fatalnie – oznajmiłem, ponownie zamykając oczy. – Nie spałem jeszcze z niczym, co wbijałoby się w mój krzyż, jakby chciało mnie przebić na wylot. Czy on nigdy nie opada?

– Kiedy jesteś obok, to nie. Do tego tak jak teraz...

– To musi być męczące.

– Jeśli mogę cię mieć, to nic nie jest męczące.

Wygiąłem usta w uśmiechu i otworzyłem jedno oko, by sięgnąć stopą do kranu i go wyłączyć. Skóra na palcach dłoni była już ściągnięta od za długiego przebywania w wodzie, więc wiedziałem, że mój relaks się kończy.

Matthew puścił mnie, ale tylko po to, żeby wziąć moją rękę i przyciągnąć ją do swojego policzka. Leżąc na jego piersi, zerknąłem w górę na przystojną twarz i oczy – przymknięte, z małą zmarszczką powyżej na środku czoła. Przesunąłem kciukiem po ciepłym policzku, zahaczając o zarysowaną kość żuchwy i szyję. Klatka piersiowa pode mną zafalowała, a moje palce uwolniły się z jego chwytu, kierując się dalej i wyżej, za ucho, na włosy i tył głowy. Otworzył oczy, które błyszczały intensywną zielenią i czystym pożądaniem. Ściągnąłem jego usta niżej, a moje uniosłem i pocałowałem go. To był krótki buziak i bardziej przypominał chęć wybudzenia kogoś z lekkiego snu niż zachętę do seksualnej zabawy, ale pod moimi plecami i tak coś się poruszyło.

– Naprawdę nie jesteś skomplikowanym facetem, jeśli chodzi o te sprawy.

Tym razem głośno się zaśmiałem i usiadłem. Wziąłem z półki szampon i przez bark podałem go Mattowi.

– Masz, zajmij sobie czymś ręce, żebyś nie zabrudził spermą wody. Jeszcze chwilę w niej posiedzimy. – Buteleczka zniknęła z mojej dłoni. – Możesz się na coś przydać i umyć mi włosy, a tym – podałem mu drugi pojemnik – plecy.

Usłyszałem za sobą plusk i ciepła woda znalazła się na mojej głowie, zalewając twarz. Po chwili Matthew znów napełnił dłonie i wylał na mnie ich zawartość.

– W takim tempie zajmie nam to wieki.

A mi paliło się, aby przejść do kolacji, a potem jeszcze przyjemniejszego deseru.

Sam zanurzyłem całą głowę, a potem reszta kąpieli poszła nam szybko. Palce, które masowały moją głowę i myły włosy, były długie i silne. Czasami czułem się jak rzeźba, której rysy po rzeźbieniu są ostre i załagodzić to mogą tylko opuszki, ścierając w jednym miejscu nadmiar twardego materiału, aby miał idealny, gładki kształt. Matthew właśnie tak mnie dotykał, choć może bardziej delikatnie. Za to plecy i bliznę mył, jakby zrobiono mi ją wczoraj. Przesuwał dłońmi ostrożnie, powoli i chyba zdarzyło mu się dwukrotnie mnie tam pocałować.

Gdzie się podziała ta gryząca i nienasycona bestia, która na mnie naciskała, jakbym był tubką pasty do zębów, z której chce się wydobyć resztę zawartości? Ten dwudziestoczteroletni chłopak, który już za swoim pierwszym razem niemal pozbawił mnie przytomności, o godności nie wspominając, był w tej chwili innym człowiekiem. Lubiłem jego ostrą i dominującą stronę, lubiłem chyba większość facetów, z którymi sypiałem i też lubili się ostro zabawiać, ale Matthew, który przesuwał dłonie po moim ciele, jakby miał przed sobą drogocenną rzeźbę, wbrew moim przypuszczeniom wcale mnie nie irytował, nie nudził i nie męczył. Pierwszy raz, odkąd sięgam pamięcią, niemal zwyczajny dotyk drugiej osoby był przyjemny. Nie tak rozpalający, jak zaciskające się na sutkach zęby lub ujeżdżanie jego nabrzmiałego penisa, ale wystarczało, żeby wyłączyć mój umysł i skupić się tylko na bodźcach płynących z zewnątrz.

A może... może po prostu byłem tak zmęczony, że moje ciało stało się nadwrażliwe?

On pomógł mi podczas kąpieli, więc ja także pomogłem jemu. Woda szybko zrobiła się mętna, więc spuściliśmy ją i poszliśmy dokończyć mycie pod prysznicem. Cienka granica między nami zrobiła się jeszcze cieńsza, ale chyba oboje poza odczuwaniem pożądania wiedzieliśmy, że w obecnym stanie, to nasze randez-vous w mojej pościeli zakończy się, gdy jeden z nas dojdzie. Tym razem obaj wyglądaliśmy jak umęczeni życiem faceci, a do dobrego seksu, do którego Matthew mnie przyzwyczaił, potrzeba było czegoś więcej niż samych chęci.

W kuchni w moich odrobinę za krótkich ubraniach Matthew o dziwo wyglądał bardzo dobrze. Zwykły biały T-shirt opinał się na umięśnionym ciele i bicepsach, a spodnie zwisały mu na biodrach i uwydatniały dość jędrne, kuszące pośladki.

Usiadłem przy konturze oddzielającym część kuchenną od salonu i z uśmiechem przyglądałem się jego tyłkowi. Rzadko komu pozwalałem nadawać tempo, dominować w łóżku, ale nie mogłem narzekać na niego, nawet jeśli był ode mnie dziesięć lat młodszy i nie tak dawno temu całkowicie niedoświadczony. Dobrze przeczuwałem, że sprawdzi się jako top, choć nie myślałem, że w tej spokojniej twarzy i uległym ciele tkwi pełen energii demon. Na co dzień był na moje skinienie i odpowiadał mi taki stan rzeczy. Ale poznanie go od innej, totalnie nieprzewidywalnej strony, to jak rzucenie się w środek huraganu na oceanie i powolne zanurzanie się w toni. Bez dwóch zdań pochłonął mnie całego. Gdybym to ja miał być na górze, jestem pewny, że zniósłby wszystkie moje perwersje, ale to dla mnie nie byłoby wystarczające. Jego ogromny penis marnowałby się, nieużywany jak trzeba i do czego został stworzony. Ja potrafiłem go dobrze wykorzystać, aby seks w pełni zaspokajał potrzeby nas obu i żebyśmy czerpali z tego pełne zadowolenie.

Nadal jednak jego tyłek był zachęcający.

– Zjesz coś z makaronem? – zapytał.

– Jeśli będzie dobrze doprawione i pikantne, to zjem cokolwiek. Chcesz coś do picia? Może wino?

– Nie, dziękuję.

No tak. Jego tolerancja na alkohol była niska. Chciałem nalać sobie whisky z lodem, ale nic by to nie dało. Nie potrafiłem się upić. Równie dobrze mógłbym wypić zwyczajną wodę. Przypomniałem sobie o jasnoniebieskiej plastikowej butelce, którą kupił dla mnie Matthew i poszedłem po nią. Wróciłem, przy okazji niosąc ciasto.

– Chcesz teraz zjeść? – spytałem.

Napiłem się wody, czekając na odpowiedź.

– Nie, ale powinniśmy je schować do lodówki.

Po tych słowach sam to zrobił. Czuł się swobodnie w mojej kuchni. Nie zadawał niepotrzebnych pytań, gdzie co jest i czy może to wziąć. Na początku pootwierał wszystkie szafki, sprawdzając, co zawierają, a potem zachowywał się, jakby był u siebie.

W stosunku do mnie, kiedy nie jesteśmy nago i tak blisko, że bliżej się już nie da, zawsze wyglądał na niepewną osobę, bojącą się coś zrobić samemu lub wbrew mnie. Jednak dziś wstrzymywał się przy mnie z przejęciem inicjatywy, a z drugiej strony jego postawa była pewna siebie.

Trochę przypominał mi tego Matthew, którego zobaczyłem, po obudzeniu się w hotelowym łóżku. Spełni każdą moją prośbę, ale nie wykona pierwszego kroku do tego, czego najbardziej chcę.

Tak jest lepiej – przekonywałem siebie. – Ja ustalam granice, ja inicjuję, a on tylko musi podążać za moimi słowami. Tak jest lepiej.

Nabijałem jedzenie na widelec, mając w głowie właśnie te myśli. Makaron był idealnie ugotowany, a mięsny sos doprawiony i ostry. Danie było niewyszukane i łatwe do przyrządzenia, ale miało w sobie tę nutę ostrości, która przemawiała do moich kubków smakowych i pustego żołądka. Tak naprawdę, to przypominała mi Matthew Raynora.

Wspomniany chłopak przepłukał brudne naczynia i włożył je do zmywarki. Potem patrzył jak jem, sam skubiąc tylko od czasu do czasu coś z talerza.

– Za ostre dla ciebie, szefie kuchni? – zagadałem żartem.

– Nie. Jest w porządku.

Niestety, nie potrafił kłamać. Na jego skroniach pojawiły się kropelki potu, więc ciało samo go zdradziło. Był takim zabawnym dzieciakiem, że zlitowałem się nad nim i przysunąłem mu butelkę. Popatrzył na mnie, potem na nią i wypił wszystko.

Niezwykle zabawny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro