Rozdział 6 - Szkoła i nowy chłopak Ice?
1 września
To już dziś. 1 września. To dzisiaj zobaczę swoją klasę i dla nauczycieli zacznie się piekło. To dziś znajdę sobie pierwszą ofiarę i to dziś pokażę im kim jest Ice. Postanowiłam od razu pokazać, że nie będą mieć lekko. Pokaże to całą sobą. Wygląd też musi o tym świadczyć.
Odnalazłam w garderobie czarną koronkową mini bez pleców i z rękawkiem trzy czwarte całym z koronki. Na półkach znalazłam najwyższe szpilki. Oczywiście czarne z ćwiekami. Strój miały dopełniać złota bransoletka z czaszkami oraz kolczyki i naszyjnik do kompletu. W uszach mam po trzy dziurki, więc w dwie pozostałe pary włożyłam kolczyki w kształcie czarnych pająków. W wardze także mam kolczyk. Czarny, ale powiem szczerze że w najbliższym czasie się go pozbędę. Niech wiedzą czego mają się spodziewać.
Zrobiłam jeszcze bardzo mocny makijaż tj. mocno pomalowane rzęsy, gruba kreska, fioletowe cienie i szminka tego samego koloru. Idealnie pasowała do moich włosów, a przy tym wyglądało o groźnie.
Kiedy zeszłam na dół spotkałam Eric'a w kuchni. Coś czuje, że czekał na mnie.
- Możemy pogadać siostra? - poważny ton zupełnie do niego nie pasuje. mam się bać? Nigdy nie był taki.
- O co znowu chodzi? - odpowiedziałam chłodno. Przed nim nie musiałam zgrywać miłej, choć i tak kochałam go bo w końcu to mój brat. Eric zbadał mnie wzrokiem.
- Widzę, że już od pierwszego dnia chcesz pokazać miłą stronę. No no nawet kolczyk w wardze jest. Czarny. Czyli teraz już oficjalnie Ice? Przed mamą też? - Też poczuliście ten sarkazm, kiedy mówił o "miłej stronie"? Ja tak. I to bardzo. Uśmiechnęłam się do niego.
- Zabawę czas zacząć. Nie zamierzam już dłużej udawać. Im szybciej mnie wywalą z tej pierdolonej budy tym lepiej. A ty? Przeszedłeś samego siebie. Elegancik. - odpowiedziałam zadziornie. Z nim mogę się droczyć godzinami.
- Dzięki, dzięki. Sama dobrze wiesz jak ważne jest pierwsze wrażenie siostrzyczko.
- Doba, do rzeczy co chciałeś? - Jego wyraz twarzy zmienił się momentalnie. Uśmiech szybko znikł, a teraz stał się poważny.
- Nie spierdol sobie tu życia młoda. Znajdź sobie przyjaciół, albo chociaż normalnych znajomych. Proszę. - W tym momencie ja również przestałam się uśmiechać.
- Prosisz o byt wiele bracie. To nie jest takie proste.
- Z twoim wyglądem to na pewno nie. Czy ty zawsze musisz być zimna jak lód?
- Eric, ja się zmieniłam. Nie jestem już twoją młodszą siostrzyczką Bell. Jestem Ice i już nic tego nie zmieni. Nigdy.
- Posłuchaj. Ja wiem, że tęsknisz za nim i wiem, że mu obiecałaś, ale proszę złam tą obietnicę.
- Ale ja nie obiecałam mu. Przyrzekłam to sama przed sobą. Nie wiesz jak to jest. Jak ja się czułam po wypadku moim, a jego śmierć tylko wznieciła we mnie agresję, którą tłumiłam przez te wszystkie lata. Ice, którą byłam już po wypadku tylko wzmocniłam. Ja nie mogą mieć przyjaciół.
- Ale...
- Dość! Koniec tematu. Nie chcę o tym mówić. - Podniosłam głos. W odpowiedzi otrzymałam tylko lekkie skinięcie głową.
- To co? Jedziemy?
- Jasne. Jestem gotowa. - Zabrałam tylko skórzaną kurtkę i torebkę, do której wcześniej schowałam telefon i portfel.
- Poczekaj w samochodzie, ja skocze do pokoju po telefon.
- Okey.
Po chwili Eric znalazł się w samochodzie i udaliśmy się do szkoły. Po 10 minutach byliśmy pod moją. Eric musi jechać trochę dalej, bo chodzi do technikum, a ja do LO, które jest bliżej naszego domu. Wysiadłam z czarnego BMW i udałam się na salę gimnastyczną.
Po durnym apelu, z którego i tak nic nie pamiętam ruszyłam pod salę gdzie mieliśmy mieć jakieś cholerne spotkanie z wychowawcą. Znalazłam, sala 38. Matematyczna. Cóż, czyli wychowawca bądź wychowawczyni uczy majcy. Zapowiada się ciekawie. Pewnie weszłam do sali, głośno zatrzaskując drzwi. Spojrzenia obróciły się w moją stronę. Grono sztywniaków i wypindrzonych lal. Zwykła chołota jakiej nie mało. Aż miło będzie zabawić się ich kosztem. Uśmiechnęłam się chytrze sama do siebie. Czuję że będę się dobrze bawić.
- Dzień dobry, ty jesteś.. - usłyszałam nauczycielkę. Jakieś 30 lat.
- Nowa.
- Jak się nazywasz?
- Serio? Jest pani aż tak tępa, że nie potrafi zapamiętać jednego cholernego nazwiska, jednej uczennicy? Zajebista ta wasza szkoła. - powiedziałam sarkastycznie.
- Nie odnoś się tak do nauczyciela. Pytałam jak masz na nazwisko.
- Zluzuj, to nie wszystko na co mnie stać. Jestem Swan. Anabelle Swan.
- Usiądź, a poza tym to nie jest ubiór do szkoły.
- Bo co? Pośle mnie pani do dyrektora? Jak dziecko w podstawówce?
- Tak, bo tak się zachowujesz. Siadaj!
- Chętnie.
Jestem zdolna. Już zdążyłam sprawić, by znienawidziła mnie nauczycielka. Rozejrzałam się po sali. Jedyne miejsce było obok blondyna w ostatniej ławce. No trudno. Udałam się w jego kierunku i zajęłam miejsce.
- Cześć. Jesteś Anabelle, tak?
- Zgadza się. A teraz zamknij się grzecznie, bo nie planuję sie z nikim zaprzyjaźniać, a na pewno z kimś takim jak ty. - powiedziałam z tonem pełnym wyższości i odrazy do nowo poznanego. Chyba go to nie zraziło, bo dalej gadał myśląc, że mnie to obchodzi.
- Takim jak ja to znaczy? - yhh chyba wiem na kim będę się najbardziej znęcać.
- Z kimś kto nie jest wart mojej sympatii.
- Skąd wiesz, że nie jestem jej wart?
- Widzę.
- To znaczy?
- To co ludzie mówią o ocenianiu książki po okładce jest bzdurą. Nasz wygląd odzwierciedla nasz charakter. Pokazuje jacy jesteśmy, a ja nie lubię takich jak ty.
- Czyli jakich osób nie lubisz?
- Grzecznych, z dobrego domu, kujonów, POLAKÓW... Mam wymieniać dalej?
- Nie musisz, ale dlaczego nie lubisz Polaków?
- Jesteście nudni. Poza tym zdecydowana większość z was to katolicy, prawda?
- No tak, a co w tym złego?
- To, że Bóg nie istnieje. Gdyby istniał nie było by nie tu i nie wyrzekłabym się wiary. Nie pozwoliłby, aby działy się rzeczy jakie się dzieją.
- Co ty w ogóle wiesz o naszej wierze? Czytałaś kiedykolwiek Pismo święte?
- Tak, czytałam i znam je na pamięć. Także ten fragment bodajże z księgi wyjścia, jak to ten wasz wspaniały Bóg rozkazał zabić tych, którzy odeszli od niego. Gdyby istniał i był tak miłosierny i sprawiedliwy jakim go przedstawiacie nie kazał by zabijać własnego ludu.
- Ale skoro czytałaś to wiesz , że oni sami od niego odeszli. Nie chcieli jego opieki.
- Przecież dał im wolną wole, dał im wybór. - podniosłam głos, bo nauczycielka zwróciła na mnie uwagę
- Swan, Mars możecie zostawić te rozmowy na później?
- A może pani zamknąć ten swój jebany ryj i mi nie przeszkadzać kiedy mówię? - powiedziałam wprost. Tutaj właśnie taka będę. Bezpośrednia.
- Co proszę?
- To co powiedziałam. Jeżeli jest pani głucha to nie mój problem. Ja nie lubię się powtarzać. - odpowiedziałam z wyższością i jadem w głosie.
- Swan do dyrektora!
- Hah chyba sobie żartujesz. Ani mi się śni.
- Że co?! - teraz to ją nieźle wkurzyłam. Wszyscy w klasie patrzyli na mnie z niedowierzaniem lub strachem na twarzach. Boją się. To dobrze. - To, że pochodzisz z bogatego domu i masz dobrze ustawioną rodzinę nie znaczy, ze będziesz się tak do mnie zwracać.
- Ktoś kto wygląda jak zwykła dziwka nie jest wart innego traktowania.
- Rodzice cie w ogóle nie wychowali. Bezstresowe dzieciństwo tak? Kim muszą być twoi rodzice że na to pozwalają.
- Zamknij kurwa ryj! - Teraz ja nie wytrzymałam. - Jeszcze raz będziesz mieszać w moje życie rodziców to uwierz, że nie skończy się to dla ciebie dobrze. Znam ludzi, na których sam widok inni trzęsą się ze strachu, na własne oczy widziałam nie jedną śmierć, nie mam sumienia, a zaprzyjaźniła się z ludźmi, z którymi nikt taki jak wy nie przeżyłby minuty. Nie jesteście warci by żyć w ich obecności, by oddychać tym samym powietrze. Jesteście zwykłymi prostakami nie mającymi pojęcia o prawdziwym życiu, o bólu..- powiedziałam ostro, nauczycielka popatrzyła ze zdziwieniem i ...strachem? Wkurzona wyszła z klasy.
- No nieźle... Zgasiłaś najgorszą nauczycielkę w szkole.
- Zamknij mordę do cholery!- krzyknęłam. Nie zdarza mi się to często, ale mimo że matematyczka tego nie wiedziała, to trafiła w mój czułe punkt. Rodzinę. Oni nie są winni mojemu zachowaniu, więc nie powinni być w to mieszani.
- Spokojnie Anabelle..
- Dla was jestem Ice. Zimna jak lód, niebezpieczna. Niech ktokolwiek spróbuje wejść mi w drogę a pożałuje. On i jego bliscy. - syknęłam ze złością. Popatrzyli na mnie ze strachem. Podobał mi się ich lęk, ale nie myślałam o ty teraz. Jestem zbyt zdenerwowana. Wyszłam z klasy i postanowiłam się przejść do parku. Na miejscu usiadłam na jakiejś ławce i trochę się uspokoiłam. Po chwili usłyszałam czyjś głos.
- Możemy się dosiąść? - Powiedział jakiś chłopak.
- Nie. - syknęłam.
- To nie była prośba.
- A myślisz, że mnie to kurwa obchodzi? Nie, a więc idź sobie.
- Ani mi się śni. - Popatrzyłam na niego. Wysoki, ubrany na czarno, brunet. na oko starszy o rok, może dwa lata. Typowy bad boy. Idealnie.
- Czego chcesz?
- Nie widziałem cię tu jeszcze. Taka dziewczyna jak ty powinna zadawać się z kimś takim jak my, a nie siedzieć samotnie w parku.
- Preferuje raczej głośne imprezy z dużą ilością alkoholu, a nie chłopaka szukającego dziwki w parku. Nie znajdziesz tu takiej, a jeśli już to na pewno nie w tym miejscu. Jestem u tylko ja. - uśmiechnął się do mnie. - Czego się szczerzysz?
- Idealnie byś do nas pasowała. - Nie powiem, podobał mi się ten pomysł. - Wredna dziewczyna i motocyklista. Idealne połączenie.
- A wy to kto? - byłam naprawdę ciekawa, ale pytałam obojętnym tonem.
- A no tak nie przedstawiłem ci się. Jestem Marek, to są Mateusz i Dawid. - wskazał towarzyszy. - Pasujesz do nas, a z nami nikt ci nie podskoczy. To jak?
- Okey, ale mam jeden warunek. Mówiłeś, że jesteś motocyklistą, a więc pokaż motor.
- Chodź za mną ślicznotko. - powiedział coś do chłopaków, którzy przyszli z nim po czym oni sobie poszli. No cóż, czułam się pewniej z nim sam na sam. Zawsze w razie czego łatwiej pokonać jednego gościa niż trzech.
Poszliśmy na parking. Kiedy zobaczyłam czarny motocykl zaniemówiłam.
- To twój? Jest piękny.. i na pewno szybki. - uśmiechnęłam się na myśl o dużej prędkości.
- Podoba ci się? Wsiadaj podwiozę cię do domu. Wiem gdzie mieszkasz.
- Skąd znasz mój adres? - Byłam zdziwiona. Skąd on do cholery wie gdzie ja mieszkam?!
- Jesteś tu nowa i .. inna. Plotki szybko o takich ludziach się roznoszą. Szczególnie jeśli ktoś taki wprowadzi się do willi, na którą nie stać normalnej osoby.
- No tak.. - i wszystko jasne. - bardzo widać, że jestem nowa?
- Masz 17 lat, a pełno tatuaży, kolczyk w wardze, fioletowe włosy i kurewsko mocny makijaż. Taką dziewczynę się zapamiętuje.
- Miło. Osiągnęłam to co chciałam.
- Tak w ogóle to jak masz na imię?
- Mało istotny fakt. Mów mi Ice.
- Ice?
- Długa historia. Nie mam ochoty jej opowiadać.
Odwiózł mnie do domu. Jest przystojny. Chyba się za niego zabiorę. Nie żeby to była jakaś wielka miłość. Nie wierze w miłość. Chcę się nim tylko trochę pobawić, a potem rzucić kiedy mi się znudzi. Tak po prostu. Widzę, że mu się podobam i wykorzystam to. Pożegnałam go lekkim pocałunkiem i odwróciłam się w stronę domu. Chciałam go sprowokować i udało się. Złapał mnie za nadgarstek, odwrócił w swoją stronę i przyparł do ogrodzenia. Wpił swoje usta w moje. Całował mnie mocno, namiętnie. Rękę trzymał na moim tyłku nie zważając czy ktoś się na nas gapi. W sumie to ja też miałam gdzieś przechodniów. Chce tylko zabawić czyimiś uczuciami.
Po jakimś czasie odszedł, a ja zauważyłam Karola patrzącego na mnie z okna. Gdy zorientował się, że go widzę szybko uciekł. Czego on kurwa ode mnie chce? Nie ważne. Dla mnie ten dzień oficjalnie zaczął zabawę w Polsce.
------------------------------
1843 słowa
Uff i mamy rozdział 6.
Od razu takie małe wytłumaczenie. Ice jest ateistką, a ja pisząc tu o wierze (a raczej jej braku) nie mam na celu nikogo urazić.
Już jutro, tak jutro, kolejny rozdział. Pojawi się pewnie gdzieś około 15-16, bo napisze go na wattpadzie już dziś, aby na jutro została mi już tylko publikacja.
Na koniec prosze o vote i komentarze
Wasza pojebana
~Luna
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro