Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piętnasty

Przyniosłam dodatkowe poduszki do salonu. Ułożyłyśmy papierowe talerzyki na stoliku do kawy stojącym przed kanapą. Sadie upuściła coś w kuchni, przez co Haw krótko zaszczekał. Rozległo się pukanie do drzwi. Krzyknęłam do siostry, żeby otworzyła. Rozłożyłam jeden z koców, kiedy Sadie zza ściany powiedziała:

- James? Coś się stało?

Wypuściłam wolno powietrze z ust, idąc w kierunku korytarza. Położyłam dłoń na ramieniu siostry, uśmiechając się do Jamesa.

- Zaprosiłam go.

Sadie wywróciła oczami, mrucząc coś pod nosem. Odwróciła się i odeszła z powrotem do kuchni. Machnęłam do Jamesa, żeby wszedł do środka. Rozłożyłam drugi koc.

- Pomóc w czymś? - spytał, stając obok mnie.

Zaprzeczyłam głową, siadając na brzegu kanapy. Uniosłam głowę do góry, żeby na niego spojrzeć.

- Nie jest w zbyt dobrym humorze - wyszeptałam.

Zmarszczył brwi, masując kark.

- Z powodu? - zapytał cicho po dłuższej chwili milczenia.

Przygryzłam wargę, wsuwając palce dłoni pod uda.

- Dzisiaj znowu rozmawiała - ściszyłam głos jeszcze bardziej - z Bruce'em.

- Mhmmm - mruknął tylko w odpowiedzi.

- To trochę dziwne, nie uważasz? - nachyliłam się do przodu, mocniej zadzierając głowę. - Nie rozstali się przecież wczoraj...

- Czy on jej przypadkiem nie nachodzi? - wyszeptał, wpatrując się prosto w moje oczy.

Uchyliłam usta, ale prawie podskoczyłam na kanapie, gdy po salonie przeszło ciche chrząknięcie połączone z niezręcznym pociągnięciem nosem. Przeniosłam wolno spojrzenie na opartego ramieniem o framugę Cadena ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej. James wyprostował się i zrobił krok do tyłu. Prawie uderzył w stolik do kawy. Podniosłam się powoli, zakładając włosy za ucho.

- Dziwne - uśmiechnęłam się do Cadena. - Nie spóźniony?

- Jak widać - powiedział i opadła na wygniecione już przeze mnie miejsce na kanapie. - Wasz tata jeszcze nie wrócił?

Wtedy w progu pojawiła się Sadie z garnkiem w ręku.

- Kolejny? Ile osób tu jeszcze zaprosiłaś?

- To nie ja... - urwałam i westchnęłam.

Usiadłam obok Cadena, kładąc poduszkę na udach. Sadie położyła garnek na stoliku pomiędzy talerzykami. Znowu zniknęła, tym razem idąc w kierunku schodów. James posłał mi pośpieszne spojrzenie. Poszedł za nią, zostawiając mnie zmarnowaną przed wielką porcją makaronu.

- Wszystko dobrze? - Caden sięgnął za moimi plecami po koc.

- Powiedzmy - przeniosłam swoją poduszkę za plecy, opierając się o nią. - Wybrałam świetny film, spodoba się tobie.

Uniósł kącik ust, mówiąc:

- Tak, na pewno.

Podciągnęłam kolana pod brodę. Z piętra rozeszły się podniesione głosy. Spojrzałam Cadenowi w oczy ze zdziwieniem. Zmarszczył czoło.

- Nie wtrącaj się do cholery!

- Przecież to nie jest coś nic nieważnego!

Słowa były trochę zniekształcone przez dzielący nas od nich sufit. Caden wstał, uścisnął moje ramię i położył swój koc na moich nogach.

- Nie przejmuj się - powiedział spokojnym tonem. - Zaraz wrócę.

Niepewnie wszedł po schodach. Usłyszałam jego ciche pukanie do drzwi na górze. Sadie i James zamilkli. Drzwi się otworzyły, potem ktoś zaczął schodzić po schodach. James skierował się do wyjścia ze smutną miną. Przypomniał sobie o mnie i posłał mi smutny uśmiech. Uniosłam dłoń i pożegnałam się ledwo widocznym gestem. Po chwili Sadie zbiegła.

- Wyszedł - powiedziałam pośpiesznie.

Poirytowana wypuściła powietrze z ust i wymijając zdezorientowanego tatę, wybiegła na dwór.

- Wrócił już pan - Caden pocierając czoło, zszedł na parter. - Dzisiaj chyba niestety będziemy musieli darować sobie kolację.

- O nie - tata wyjął bazylię w doniczce - Zostajesz i wcinasz razem z nami. Najwyżej Sadie później do nas dołączy, jeśli będzie chciała - starał się mówić tak jak zawsze, ale coś w jego głosie zdradzało niepokój o nią.

Caden pokiwał głową, powoli przenosząc na mnie wzrok. Opuściłam głowę. Po chwili przykucnął obok mnie, łapiąc za dłonie.

- Hej - szepnął. - Wszystko będzie dobrze.

Ścisnęłam mocniej palce na jego skórze i cofnęłam dłonie, kładąc je na kocu. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek słowa brzmiały tak pięknie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro