Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty pierwszy

Ubierałam grubą parę skarpet, skacząc na jednej nodze w poszukiwaniu swetra, gdy krzyczałam z salonu:

- Sadie, jesteś już gotowa?!

- Za dwie minuty, a co ty już jesteś?!

- To wychodzę z Haw przed dom! - ułożyłam dłonie w tubę wokół ust.

Przywołałam psa, żeby założyć mu obrożę i otworzyłam wejściowe drzwi, wpadając na Jamesa pociągającego z zimna nosem.

- Ooo..., nie wyszłyście jeszcze, dobrze.

Zamrugałam i roześmiana strzepałam śnieg z jego czapki. Zaprzeczyłam głową, mówiąc:

- Właśnie wychodzimy, więc jeśli masz sprawę, to przykro mi spacer cię nie ominie.

Jęknął teatralnie, sięgając sobie drugą parę rękawiczek do ubrania z górnej półki. Haw zaszczekał radośnie, wybiegając na ośnieżone podwórze. Wskoczył prosto w największą zaspę. Sadie zbiegła po schodach i zatrzymała na nasz widok. Uśmiechnęła się niezręcznie do Jamesa, on uniósł dłoń i pokazał jej kciuka. Uniosłam brwi i zgromiłam ich pytającym spojrzeniem.

- Bruce nie jest już więcej waszym kłopotem - odparł, zamykając za nami drzwi.

Skierowaliśmy się w stronę lasu. Szłam przed nimi, rzucając co jakiś czas patyk psu. Obejrzałam się przez ramię i uśmiechnęłam na widok rozgadanych w szepcie towarzyszy.

- Przynieś patyk! No przynieś! - krzyczałam do Haw. - Mądry piesek, właśnie tak.

Pogłaskałam go po pysku, biorąc ponowny zamach gałęzią. Zakryłam usta, oglądając jak wysuszony patyk leci w stronę wyłaniającego się zza zakrętu Cadena.

- Co jest? - powiedział i złapał zręcznie gałąź.

Kiedy mnie spostrzegł, zaśmiał się głośno.

- Już czymś we mnie rzucasz! - podbiegł. - Nawet nie zdążyłem cię dzisiaj jeszcze czymś rozzłościć.

- To było przez przypadek - uniosłam kąciki ust.

- Jasne, ty i przypadek, coś nie dowierzam - droczył się i pstryknął delikatnie palcami w moje czoło.

Dramatycznie złapałam się w miejscu, gdzie powinno zaboleć.

- Już bijesz moją siostrę?

- To ona pierwsza brutalnie targnęła się na moje życie.

- Mówiłam, że to był wypadek - machałam rękoma na boki.

Caden objął mnie ramieniem i spojrzał z góry w moje oczy.

- Tylko się z ciebie trochę nabijamy, przecież wiesz - pogładził moje plecy. - A właśnie. Szedłem akurat do was.

Sadie uniosła brew.

- Organizujemy taki jakby bankiet z okazji wygranej, musicie przyjść.

- Organizujecie, wy?

James tryknął moją siostrę w bok, a ona szepnęła: No co?

- Przyjedziemy - odparłam szybko przyjaznym tonem.

Caden rozpromienił się, odetchnąwszy z ulgą. Stanął do mnie bokiem, rzucając daleko Haw patyk.

- Dziękuję Ruby - powiedział odwrócony plecami do mnie obserwując mojego bawiącego się psa. - Naprawdę wiele to dla mnie znaczy, że... Naprawdę dziękuję.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro