Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty drugi

Zakładałam jasną sukienkę z grubego materiału wiązaną w pasie na kokardę, zastanawiając się, czy mnie też będą dzisiaj fotografować. Poprawiłam pasmo włosów, wpinając je ponownie w koka sterczącego na głowie. Powolnym ruchem dłoni uniosłam zdjęcie zrobione w pierwszej klasie. Stałam tam obok Cadena, w tym samym uczesaniu, co teraz. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Obróciłam głowę w stronę drzwi na cichy dźwięk rytmicznego pukania w drewno.

- Ruby, James już przyjechał. Zbieraj się, bo za piętnaście minut musimy wychodzić - Sadie brzmiała poważnie.

- Dobrze - odpowiedziałam, jej stukot obcasów cichł powoli na korytarzu.

Westchnęłam, przyglądając się sobie w lustrze. Przybrałam na twarzy najszerszy uśmiech, na jaki było mnie stać, po czym rozluźniłam mięśnie, chwytając w pośpiechu małą torebkę z cekinami. Zgięłam zdjęcie w pół i wsunęłam do portfela. Szybko zbiegłam po schodach, o mało nie wywracając się na wysokich, czarnych butach mamy. Tata podał mi płaszcz i w czwórkę wsiedliśmy do pick-upa Jamesa. Przez cały czas jazdy wpatrywałam się w ośnieżone drzewa mijane po drodze. Niebo powoli przybierało ciemny, bury kolor granatu. Zimny chłód wieczora, czuć było w powietrzu. Zaparkowaliśmy na ogromnym podjeździe rezydencji Cadena. Sadie uważnie na mnie spojrzała i położyła dłoń na moich plecach, szepcząc spokojnym, ciepłym głosem:

- Będzie dobrze, spróbuj się trochę zabawić.

Przytaknęłam jej, chociaż w klatce piersiowej czułam dudnienie, jakby stado koni galopowało mi po sercu. Z daleka widać już było stojących przed drzwiami dziennikarzy. Wystawiłam szpilkę za próg samochodu i zręcznie stanęłam na odśnieżonym bruku. Tata podszedł do mnie, wyciągając zgiętą w łokciu rękę. Posłałam mu uprzejmy uśmiech i chwyciłam pod podstawione ramię. W drzwiach zdjęliśmy płaszcze i wzięliśmy po lampce szampana stojącego w hallu. Sadie z tatą odeszli kawałek rozmawiając o jakimś wiszącym na ścianie obrazie, w tym czasie James stojący nieopodal mnie dyskutował o czymś z mężczyzną w garniturze pilnującym parkingu. Przycisnęłam kieliszek do piersi i uniosłam głowę w momencie, kiedy po szerokich, białych schodach niespiesznym krokiem schodził Caden w kremowej, drogiej koszuli włożonej do czarnych, garniturowych spodni. W dłoni trzymał bukiet różowych róż przewiązanych białą, szeroką wstążką. Światło dobiegające z jednego z salonów odbijało refleksy od wiszącego nade mną kryształowego żyrandola. Zauważył mnie i zatrzymał się na moment, uniósł kącik ust. Po chwili z salonu dobiegły okrzyki nawołujące go, westchnął i pośpiesznie skierował w stronę zebranych. Odstawiłam kieliszek z powrotem na tacę, przełknęłam ślinę, dołączając do siostry dyskutującej wraz z tatą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro