Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemnasty

Siedziałam wygodnie na kanapie po tym, jak pomogłam tacie z obiadem, przewijając kanały w telewizji. Na moim udzie spoczywał pysk Haw, który powoli zamrugał oczami. James wyszedł razem z Sadie jakiś czas temu, cicho do siebie pomrukując. Za oknem prószył lekko śnieg przez wiatr obijający się o szybę. Na parę sekund przerwało łącze, ale obraz wrócił, choć delikatnie zdeformowany. Odłożyłam pilota na bok, głaszcząc psa pomiędzy uszami. Kiedy rozległo się łagodne pukanie Haw zerwał się na nogi, biegnąc w stronę drzwi wejściowych. Odrzuciłam wełniany koc, podążając za psem w grubych skarpetkach. Uchyliłam drzwi, a przez próg do domu wszedł Caden. Strzepał zimny puch z niebieskiej czapki, marszcząc brwi. Haw zamachał ogonem radośnie, obchodząc nogi mężczyzny. Skrzyżowałam ręce na piersi, przenosząc cały ciężar na jedną nogę.

- Czemu tak nagle zniknęłaś? - zapytał, zdejmując kurtkę i rozpinając buty.

Bezmyślnie podałam mu kapcie, które założył od razu.

- Co? - mruknęłam, wpatrując się w jego zaczerwienione z zimna policzki.

Wciąż miał surową minę, ale jego ton w głosie złagodniał. Pogłaskał Haw, przechodząc obok mnie w kierunku salonu.

- Miałaś zaczekać - mówił, oglądając się na mnie przez ramię. - Skończyłem wywiad chwilę później, a po tobie żywego ducha nie było.

Wróciłam do salonu, zatrzymując się obok niego. Podrapałam się po karku, wzruszając niby od niechcenia ramionami.

- Nie chciałam ci przeszkadzać. Wyglądało, jakbyś dobrze się bawił.

- Było fajnie, było fajnie, dopóki nie poszłaś - westchnął, siadając na blacie stolika do kawy. - Potem bez ciebie... - urwał i potrząsnął głową na boki. - Miałem ochotę sobie stamtąd iść.

Opuściłam zrezygnowana ramiona, siadając obok niego. Pomiędzy moimi nogami położył się Haw, pomrukując co chwila.

- Właściwie - zaczęłam skubać skórkę przy paznokciu - poczułam się nie na miejscu. Tak jakbym nie pasowała do twojego nowego życia.

Nastała cisza, przerywana dźwiękami, wydawanymi przez psa.

- Wiele nad tym myślałem - przytakiwał do swoich słów. - Pierwszym błędem byłoby założyć, że to ty nie pasujesz. To wszystko inne powinno się dopasowywać do ciebie w moim życiu.

Przekręcił głowę do boku, spoglądając na mnie. Wyglądał dobrze. Musiał się niedawno ogolić, bo szczecina zniknęła z jego brody. Włosy miał gęste, rozwichrzone w każdym możliwym kierunku. Przypominał chwilami swoją nastoletnią wersję.

- Ale mimo to wiele się zmieniło, co? - zapytałam spokojnie cichym głosem.

- Tak - odpowiedział smutno. - Trochę się pozmieniało.

Położyłam policzek na jego ramieniu, wyczuwając nikły zapach pianki do golenia.

- Niestety będzie się zmieniać - objął mnie, gładząc moje przedramię. - To nieuniknione.

Wolałabym wrócić do dni, w których beztrosko przekomarzałam się z nim i siostrą. Nie chciałam prowadzić z nim sentymentalnych rozmów. Nie chciałam omawiać z nim rozłąki, która nastąpiła przez jego karierę. Chciałam siedzieć przy nim tak jak teraz w czasie, który zatrzymał się w miejscu. Miałam tyle pytań, które cisnęły się mi na usta od jego powrotu, ale bałam się je wypowiedzieć z obawy o odpowiedź. Zamknęłam powieki, pozwalając sobie na chwilę złudnego szczęścia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro