Rozdział szesnasty
Biały Kwiat szła za Jastrzębim Skrzydłem na polanę, będącą areną treningową. Szara Łapa gadała cały czas, o tym jak się cieszy z treningu z bratem i jak to będzie grzeczna. Doszli, a zmrożony piasek szczypał w łapy.
- Wróbla Łapo, pochwal się ruchem bitewnym jakiego cię ostatnio nauczyłem - Jastrzębie Skrzydło zwrócił się do ucznia. Kocurek przysiadł przy ziemi, udał, że unika ciosu w ucho i wyskoczył w powietrze. Obrócił się, kopnął i płynnie wylądował na ziemi. Biały Kwiat widziała zazdrość w oczach swojej uczennicy. Może wreszcie kotka zacznie jej słuchać? Szara Łapa podbiegła do Wróblej Łapy i zagadała do niego.
- Jak wrócimy do obozu, to mnie nauczysz tego, prawda? Jestem przecież twoją siostrą!
- O nie - Biały Kwiat wystąpiła do przodu. - Po to tu przyszłaś, żeby się tego nauczyć.
- Brawo - zamruczał jej Jastrzębie Skrzydło do ucha. Uśmiechnęła się nikle.
- Mogę jej pokazać? - zapytał Wróbla Łapa cicho swojego mentora.
- Myślę, że nie ma problemu. My z Białym Kwiatem pójdziemy na polowanie - powiedział wojownik. Biały Kwiat chciałaby mieć takie zaufanie do swojej uczennicy, ale wierzyła, że Wróbla Łapa sobie poradzi. Skinęła głową i poszła za partnerem w las. Kiedy tylko ich futra przysłoniła biel śniegu, kocur przysunął się do niej i zamruczał.
- Hej, musimy jednak coś upolować - zaśmiała się kotka.
- Mamy dużo czasu - Jastrzębie Skrzydło polizał ją po uchu.
- Wiem - Biały Kwiat odsunęła się od kocura, w obawie, że jego czułości mogą spowodować zamrożenie ciepłego futra. Jastrzębie Skrzydło mruknął niezadowolony. Biały Kwiat ruszyła nieco naprzód zbliżając się do rzeki.
- Wiesz co? - kocur znowu spróbował zacząć rozmowę.
- No?
- Na ostatnim zgromadzeniu jeden z kotów Klanu Pioruna nauczył mnie wspinać się na drzewa.
- Czyżby to była piękna kotka o srebrnym futrze? - zaśmiała się Biały Kwiat, ale w jej głosie można było wyczuć zazdrość. Jastrzębie Skrzydło skrzywił się, ale nie odpowiedział. Polowanie na ryby szło im bardzo słabo. Zwierzęta łowne nie chciały się rozmnażać w zimie, co skutkowało brakiem pożywienia. Kotka czuła krępującą ciszę. Może potraktowała partnera nieco za ostro?
- Choć, musimy jeszcze zgarnąć Szarą Łapę i Wróblą Łapę do obozu - kocur złapał upolowane przez siebie ryby i ruszył w kierunku areny treningowej. Po chwili byli już w obozie wraz z uczniami. A tam akurat odbywało się spore zamieszanie. Po środku niego stała dobrze znana Białemu Kwiatowi kotka. Zimowa Łapa. Mała trzęsła się z zimna, głodu i strachu, ale dumnie stała przed Liliową Gwiazdą.
- Co tu robisz? - powiedziała spokojnie przywódczyni patrząc na kotkę nic nie znaczącym wzrokiem.
- U...uciekłam jakiś czas temu z domu. Z...z Klanu Pioruna. Oni...oni szkolą na uczniów kociaki w wieku trzech księżycy.
- To jakiś absurd! - wrzasnął któryś z wojowników, ale przywódczyni nie odezwała się, a jej pysk nadal miał nienazwany wyraz.
- Ja...ja przepraszam. Kradłam wam zwierzynę - Zimowa Łapa pochyliła ze smutkiem głowę. - A...ale nie miałam co jeść.
Liliowa Gwiazda nadal się nie odzywała i lustrowała uczennicę wzrokiem. Czuło się wyraźnie napiętą atmosferę. W tedy przywódczyni odezwała się.
-Ile msz księżycy?
- Pięć...
- Jesteś zdolna skoro jeszcze żyjesz. Zostań w Klanie Rzeki - Liliowa Gwiazda zeskoczyła z kamienia i podeszła do uczennicy. Powiedziała jej coś cicho i odeszła. Klan się rozszedł i na środku została Zimowa Łapa i Biały Kwiat z uczniami i partnerem. Uczennica widząc znajomy pysk podbiegła do niej i nieco niepewnie zapytała.
- Pamiętasz mnie?
- No jasne! - kotka liznęła Zimową Łapę po uchu. - Co powiedziała Liliowa Gwiazda?
- Że dopóki nie skończę sześciu księżycy mam siedzieć w żłobku - odparła Zimowa Łapa i dodała. - I wracam do imienia Zima.
- Skoro tak - Biały Kwiat skinęła głową i odeszła razem z Jastrzębim Skrzydłem do legowiska wojowników. Kątem oka widziała jak Szara Łapa prowadzi nową do żłobka, żegna się i wychodzi. Zastanawiała się, czy Liliowa Gwiazda rzeczywiście zauważyła potencjał kotki, czy po prostu nie mogła pozwolić na śmierć kociaka. Zwinęła się tam w kłębek i zasnęła słuchając głośnego mruczenia partnera.
Następnego dnia Biały Kwiat obudził ból brzucha. Czyżby to była ryba, którą wczoraj zjadła? Choroby z powodu zatrutych ryb już kilka razy zdarzyły się w historii Klanu Rzeki. Ziewnęła przeciągle i delikatnie wyszła z objęć partnera. Ten nawet się nie obudził. Postanowiła natychmiast zgłosić się do medyka, by ten ocenił jej chorobę i dał odpowiednie zioła. Wyszła z legowiska wojowników i przeciągnęła się, co spowodowało jeszcze większy ból. Westchnęła i ruszyła powoli w kierunku legowiska medyka. Niestety jej drogę zastąpił jej ojciec.
- Nigdy tak wcześnie nie wstawałaś - zainteresował się. - Może byś dołączyła do porannego patrolu.
- Nie mogę, idę do Wieczornego Chłoda - kotka powiedziała ostro.
- Rozchorowałaś się?
Kotka zastanowiła się chwilę.
- Nie wiem.
- Jak się dowiesz, to mi powiedz. Muszę wiedzieć, co się dzieje w moim klanie - zastępca odszedł szybkim krokiem. Biały Kwiat skinęła głową, choć wiedziała, że Brzozowy Zmierzch i tak tego nie zauważył. Wślizgnęła się do jaskini medyka i zauważyła kocura przeglądającego zioła.
- Nie sądziłam, że wstajesz tak wcześnie - powiedziała zdziwiona.
- Muszę wstać, żeby przejrzeć zioła i wiedzieć co zbierać. Co się stało Biały Kwiecie - Wieczorny Chłód zerknął na kotkę.
- Obudził mnie silny ból brzucha. Myślę, że zjadłam coś zepsutego - wojowniczka odparła.
- Podejdź no tu, niech cię obejrzę - medyk wskazał legowisko z mchu przeznaczone dla pacjentów. Biały Kwiat posłusznie się położyła na posłaniu, a Wieczorny Chłód ostrożnie obwąchał jej brzuch. Zamyślił się na chwilę i jeszcze raz powąchał.
- To coś poważnego? - zmartwiła się Biały Kwiat.
- Jeszcze nie wiem, poczekaj - kocur położył łapę na jej brzuchu i delikatnie nacisnął. Wojowniczka syknęła, ale się nie skomentowała.
- I co?
- Możesz wstać, nic ci złego nie jest - kocur powiedział ostrożnie, jakby się czegoś obawiał. Biały Kwiat syknęła, bo ból nasilił się i na chwilę zanikł.
- Jak to nic, to skąd ten ból - kotka nadal nic nie rozumiała.
- Spodziewasz się kociąt Biały Kwiecie.
Wojowniczkę na chwilę zamurowało. Stała patrząc się bezmyślnie na medyka. Ten dalej ciągnął.
- Jesteś już mniej więcej w połowie ciąży, nie zauważyłaś wcześniej nic nadzwyczajnego? - medyk zapytał. Kotka przecząco pokręciła głową.
- No cóż. Widać, że kocięta były spokojne, ale teraz muszą rozruszać kości. Pójdę powiedzieć o tym Liliowej Gwieździe, a ty przygotuj się na przeprowadzkę do żłobka.
Wieczorny Chłód zniknął w tunelu. Biały Kwiat stała jeszcze przez chwilę w miejscu, a potem przyjrzała się swojemu brzuchowi. Był nieco napęczniały, to prawda, ale kotka nie zauważała nic innego prócz tego i bólu. Wyszła powoli z legowiska medyka i rozejrzała się wokoło. Zaraz podbiegł do niej Jastrzębie Skrzydło ze swoją gadaniną.
- Gdzieś ty zwiała! Szukałem ciebie i myślałem, że jesteś na porannym patrolu. Brzozowy Zachód jednak powiedział mi, że nie, że jesteś u medyka. Zaniepokoiłem się więc, bo strasznie wcześnie wstałaś i może coś ci jest. Co się stało? Jesteś chora? Masz jakąś ranę? Oset? Kolec?
- Nie...
- No to co? - Jastrzębie Skrzydło spojrzał na nią głupkowato.
- Nie wiem, czy jesteś na to gotowy, bo ja nie - Biały Kwiat westchnęła i położyła się. Czuła się zmęczona całą tą sytuacją. Jastrzębie Skrzydło milczał. - Bo wiesz - wzięła głęboki wdech - zostaniesz ojcem, spodziewam się kociąt.
Kocura zamurowało podobnie, jak wcześniej Biały Kwiat. Po kilku sekundach zapytał.
- Czy Brzozowy Zachód już wie?
- Nie - kotka warknęła - i się nie dowie ode mnie. Ja mu mogę tylko zatwierdzić. I tak będzie na mnie zły.
- No cóż... życzę ci miłego pobytu w żłobku - zamruczał kocur i pocieszająco polizał ją po uchu. Pomogło. Nawet ból brzucha na chwilę ustał.
Strasznie dużo mi to zajęło, no nie? Wybaczcie, ale nie miałam zbytnio czasu. I tyle. Do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro