Prolog
Rok Pański 1554 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały niezwykłe zdarzenie. Latem, we wszystkich zakątkach świata, obserwowano nocami przez ponad trzy dni krwawy księżyc! Przez ów cały rok obserwowano aż 20 komet, o przeróżnych rozmiarach jak i intensywnych kolorach, na nocnym niebie na całym świecie. Nawet pory roku przemieszały się tak że nawet najstarsi ludzie takich rzeczy nie pamiętali. Wszędzie z wyjątkiem dwóch krajach...
W państwach rządzonych przez Króla ze starej, niegdyś, potężnej Dynastii, Jagiellonów. W Zjednoczonej Koronie Królestwa Polskiego i w Wielkim Księstwie Litewskim.
To też wszyscy w Europie, tak ze Wschodu, Południa, Północy i Zachodu, zwracali wzrok i myśli ku Potężnym krajom który dzięki Unii ciągnął się od brzegów Bałtyku aż do Wielkiego Dniepru na Ukrainie sięgając nieomal do Morza Czarnego. Zwracają się ku stolicy obu krajów, Krakowowi skąd spodziewają się dojrzeć niebezpieczeństwa.
W tym czasie, w dalekim wyspiarskim kraju na Wschodzie, tego roku rodziły się dzieci. Ale nie zwykłe. Ponad dwudziestka się urodziła i każde się czymś wyróżniało nie tylko względem siebie ale także wszystkich innych ludzi. Nie mieli ciemnych niczym nic włosów ani do końca skośnych ciemnych oczu. Niektóre zostały uznane za demony inne po prostu za odmieńców. Wszystkie urodziły się w jednym kraju ale w różnych Prowincjach.
Lud, jak to on, bał się ich. Uważał za zwiastun śmierci i cierpienia, plag i zniszczenia. Zabito by je... Gdyby nie kapłani. Oni widzieli w dzieciach coś wyjątkowego, coś nieziemskiego. Zebrali je więc wszystkie do Wielkiej Świątyni nieopodal Kioto wraz z rodzinami. Było to trudne zwarzywszy na toczącą się od ponad 221 lat Wojnie Domowej. Jednak z pomocą Niebios i wstawiennictwu samego Cesarza dzieci i ich rodziny bezpiecznie dotarły do celu.
Tam po wielu tygodniach debatowania zdecydowano. Dzieci z rodzinami wysłano do niewielkiej Świątyni nieopodal góry Fuji znajdującej się w gęstwinach nieprzebytego lasu. Pod nią rodzice dzieci mieli zbudować swoje domy i chronić dzieci za wszelką cenę. Mnisi mieli im w tym dopomagać.
Mija 10 lat...
W roku Pańskim 1564 Zygmunt August z Bożej łaski król Polski, wielki książę Litewski, krakowski, sandomierski, sieradzki, łęczycki, kujawski, kijowski, ruski, wołyński, pruski, mazowiecki, podlaski, chełmiński, elbląski, pomorski, żmudzki, inflancki, etc. pan i dziedzic, przeżywał emocjonalny kryzys. W swoim życiu pochował już dwie żony, Elżbiete Habsburżanke i Barbare Radziwiłówne. Na dodatek od ponad dekady czuł na sobie nacisk ze strony sąsiednich krajów upatrujących w nim przyczyn kryzysów w swoich krajach. Szerzył się tam bowiem głód konflikty religijne. Spowodował to rok 1554, wszyscy to wiedzą. Plony w większości poumierały a zwierzęta z braku pożywienia uciekły lub umierały. A dokąd uciekły? Tam gdzie jest jedzenie. A w tym przypadku tam gdzie rak 1554 był łaskawy. Czyli do Polski i Litwy.
Oba kraje zbiły majątek na dostawach jedzenia dla reszty krajów za i tak uczciwe ceny choć mogli ich wykorzystać. Były taki plany na podwyższenie cen jednak Król je zablokował. Nie zamierzał być kojarzony jako Judasza Europy.
A mimo tej dobroci ona go napiętnowała. Oskarżano go o czary sojusz z ciemnymi siłami. On odpierał te zarzuty ale nie miał dość silnych sojuszników. Jedynie silna Armia Koronna gwarantowała jego panowanie.
To wszystko sprawiało że postanowił udać że wraz z całym dworem do najświętszego miejsca w Polsce, na Jasną Górę, w nadziei że modląc się do obrazu Matki Boskiej znajdzie odpowiedź na dręczące go pytania i że wskaże mu drogę którą winien podążyć.
Król, wraz ze swoją trzecią żoną Katarzyną Habsburżanką po swojej lewej stronie, z cały dworem jak i elitą Częstochowy i oczywiście duchownymi modlił się. Modlili się i modlili już od ponad trzech godzin, bez przerwy. Odkąd tu przyjechali, było w tedy południe, udali się modlić. Za Króla przykładem udali się w ciszy wznosić modły o znak do niebios.
Modły nieustanie trwały na klęczkach. Nawet mnisi, modlący się większość życia, zaczynali odczuwać bóle w udach lecz nikt z nich nie miał prawa przerwać modłów, nie nim Król nie skończy pierwszy się modlić.
Ale Król nie zdawał się skory do przerwania modłów. Wydawał się w nich wręcz zatopiony. Jakby pozostawił swoje ciało na ziemi a dusza powędrowała do nieznanego miejsca szukając odpowiedzi na swoje pytania.
Ale tak naprawdę nie spodziewał się że naprawdę je otrzyma. A sposób w jaki je otrzymał był najmniej z oczekiwanych.
Coś trzasnęło ze strony obrazu. Zebrani podnieśli głowy. Trzasnęło po raz drugo. Kapłani wstali. Obawiali się uszkodzenia obrazu. Chcieli go ratować. Lecz nim do niego dotarli nastąpił trzeci silniejszy trzask który powalił trzech duchownych którzy byli najbliżej obrazu.
Król dalej klęcząc mając ręce ułożone do modlitwy obserwował ów obraz ze strachem ale i jeszcze większym podziwem. Ręce mu się trzęsły, instynkt nakazywał uciekać ale postanowił pozostać na swym miejscu. Zostać i czekać na to co ma się stać.
Nagle obraz zaczął świecić! Biło od niego niesamowicie jasne światło!
Ci co w między czasie wstali ponownie uklękli bądź padli na ziemię z przerażenia.
-" Słuchajcie!" - Wszyscy usłyszeli w głowie donośny głos i nie potrafili stwierdzić z której strony dobiega - "Kraj wasz czeka zagłada jak nie posłuchacie!" - Wszyscy jak jeden mąż podpełzli do obrazu ze spuszczonymi głowami - "W dalekiej Japonii narodziły się dzieci, dzieci z mocami, dzieci potężne" - Mówił głos - Jedno z nich, o zielonych lekko połyskujących włosach jak i oczach, jest wybrany jako przywódca tych dzieci! Ono poprowadzi was do prawdziwego zjednoczenia!" - Ludzie byli w szoku ale słuchali obrazu Matki Boskiej - "Wyślijcie flotę, wyślijcie ludzi, i to jak najwięcej i przyprowadźcie go do tego kraju inaczej upadnie a wraz z nim z czasem upadnie i ludzkość!" - Oznajmił donośnie głos
Nikt się nie poruszał przez długi czas po tym jak obraz przestał mówić. W tedy Król wstał powoli. Jego żona z przestrachem. Król chciał odwrócić się do poddanych ale przed sobą zobaczył połyskujący naszyjnik. Miał złoty łańcuszek z zawieszonym połyskującym wszystkimi kolorami tego świata kryształem. Niepewnie sięgną do niego ale ten sam gdy tylko wyciągnął po niego rękę przybył do niego. Zaskoczony Król nieomal jęknął z zaskoczenia. Nagle jednak szybko przybrała w nim nie lada odwaga i energia której nie czuł od lat swej młodości. Energicznie zwrócił się do swoich poddanych.
- Głupcami byśmy byli, mości panowie, gdybyśmy sprzeciwili się woli Boskiej - Oświadczył Król pokazując Kryształ trzymający w dłoni na widok który wszystkim stanęła Gula w gardle - Nie czekajmy więc - Oznajmił - Szykować ludzi! Szykować flotę! Znajdziemy te dzieci! Znajdziemy Wybranego do Polsko-Litewskiej Korony! Naprzód!
Wiwaty były na tyle głośne żeby usłyszeli ich ludzie z poza twierdzy klasztornej. Już niedługo miało odbyć się podróż. Po dzieci wybrane do kierowania krajem któremu przeznaczono czołowe miejsce w kierowaniu światem ludzi!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro