Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52. Portal cz.4

Marcel słuchał Alberta i miał wrażenie jakby jego głos docierał do niego z coraz dalszej i dalszej odległości. Każde słowo mroziło mu krew w żyłach. Poczuł jak świat wiruje mu przed oczami. Wyglądało na to, że Rosa powiedziała mu tylko część prawdy, zatajając przed nim najważniejszą, kluczową sprawę. Chciała za pomocą Portalu, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć odesłać go z powrotem do Po Drugiej Stronie, zupełnie nieświadomego co stanie się z osobą, z którą łączyły go więzi! Chciała, by przeżył całe życie myśląc, że ona doświadcza sławy i chwały siedząc na jednym z czterech tronów i chroniąc mieszkańców Donikąd przed żywiołem wody. A tymczasem Rosa zamierzała po prostu się poddać, poświęcić w ofierze samą siebie, pozwolić mocy zdominować jej wolę, wspomnienia, marzenia i myśli. Teraz już wiedział dlaczego Merlin powiedział, że Nadia odeszła, umarła. To, co czekało Rosę nie miało być wcale lepsze od śmierci.

Przypomniał sobie cztery królowe siedzące na tronach w opustoszałym zamku. Może powinien był się domyślić? Każda z kobiet nie tylko panowała nad swoim żywiołem, ale zdawała się być jego uosobieniem. Czy Rosa miała nawet utracić swój wygląd? Czy miało zostać w niej cokolwiek świadczącego o tym, że zanim stała się Aquą była kimś innym i miała swoje własne życie pełne myśli, wspomnień i planów?

Marcel chwycił Rosę za ramiona i potrząsnął nią odrobinę za mocno, nie bardzo świadom tego co robi.

– Rosa! – krzyknął. W jego głosie zabrzmiało przerażenie.

Jego przyjaciółka spojrzała mu prosto w oczy. Jej twarz była zupełnie spokojna.

– Nie myśl sobie, że jestem jakąś odważną bohaterką – powiedziała cicho. – Nie myśl, że nigdy nie chciałam uciec daleko stąd, pójść z tobą do Po Drugiej Stronie i nie przejmować się tym, co mogłoby stać się z Donikąd gdybym je opuściła. Już dawno mogłam stawić się na zamku królowych i ze spokojem oddać się swojemu przeznaczeniu. Może dzięki temu uniknęlibyśmy tych wszystkich ulew. Wiesz czemu tego nie zrobiłam?

Marcel pokręcił głową.

– Jestem zwykłą wodnicą – odparła. – Myślałam tylko i wyłącznie o sobie. Nie pragnęłam nigdy być żadną panią żywiołu i nie chciałam, by ktokolwiek dowiedział się o posiadanej przeze mnie mocy. Sprawy jednak potoczyły się inaczej. Nie mogłam przed tym uciec.

– Roso – głos znów zabrał Albert. – Masz wybór. Możemy ci pomóc. Jesteśmy w stanie zmienić ten okrutny, wymagający ciągłych ofiar porządek świata panujący w Donikąd od pokoleń. Wystarczy, że wyrzekniesz się swojej mocy, że nam ją powierzysz, a my zapanujemy wspólnie nad żywiołem wody. Jest nas wielu i jesteśmy potężni. Wyrzekniesz się mocy, ale zachowasz życie. Już dawno chcieliśmy zaproponować taki układ Nadii. Ostatnim razem nie udało nam się wcielić naszego planu w życie, ale teraz mamy kolejną szansę, by zmienić świat.

– Oddać wam mój żywioł? – zapytała Rosa.

Oczy Alberta zalśniły niekontrolowanym pożądaniem, a usta wykrzywiły się w uśmiechu szaleńca.

– W Donikąd powinien zapanować nowy porządek! – zagrzmiał mężczyzna. – Koniec z ofiarami. Koniec z tym strasznym porządkiem świata, w którym żywioły odradzają się w zupełnie niewinnych osobach, traktując ich ciała i umysły jak zwykłe opakowania. Roso, oddaj nam swój żywioł, a my zapanujemy nad wodą. Władza wreszcie będzie sprawiedliwa. Stwórzmy razem nowy, lepszy świat!

– Momencik – powiedziała Rosa. – Skąd wiecie, że ten plan w ogóle wypali? Skąd wiecie, że mój żywioł będzie chciał was słuchać, że nie wymknie wam się spod kontroli i nie wywoła tragicznych w skutkach katastrof? Że powodzie nie zaleją osad, a susze nie zabiją wszystkich plonów? Skąd macie pewność, że jesteście na tyle silni, by władać wodą?

– Tylko na nas popatrz, Roso. – Albert wskazał dłonią Ludzi Oka, który dalej otaczali ich półkolem. – Tak wielu czarowników. Tak wiele potężnych istot, które są w stanie poświęcić całe swoje życie, by wprowadzić zmiany na świecie. Każdy z nas posiada moc, która, zjednoczona, zapanuje nad żywiołem. Kiedy kolejne królowe umrą, przejmiemy żywioły od dziewczynek, w których się odrodzą i razem stworzymy nowy, sprawiedliwy świat!

– Którym wy będziecie rządzić! – krzyknęła Rosa. – Skąd mam wiedzieć, że nie użyjecie mojego żywiołu do swoich własnych celów?

– Nasze cele są tożsame z celami świata! – odparł Albert. – Chcemy widzieć więcej! Wiedzieć więcej!

– Rosa – szepnął Marcel. – Czy oni nie mają racji? Zastanów się, pomyśl. Oddasz im żywioł, ale zachowasz samą siebie. Razem udamy się do Po Drugiej Stronie i zapomnimy o wszystkim.

– To nigdy nie może się wydarzyć – przerwał mu Albert. – Miejsce Rosy jest w Donikąd. Równowaga nie może zostać zaburzona. Jednak druga część twojego życzenia powinna zostać spełniona. Możecie zapomnieć o wszystkim. Powinniście zapomnieć o wszystkim. Każde z was zacznie nowe, wspaniałe życie, które nie będzie obarczone brzemieniem niewygodnych wspomnień.

Albert kolejny raz rozlał herbatę zbieraną we mgle do trzech perlistych czarek, mimo że napój skończył się przecież podczas ostatniego rozlania. Marcel nie zwrócił uwagi na ten szczegół, zbyt skupiony na rozmowie.

Chłopak sięgnął po swoją czarkę i upił łyk złocistego płynu. Już w momencie kiedy napar zwilżył mu usta, Marcel poczuł jak wypełnia go błogie, życiodajne ciepło. Przełknął i zdał sobie sprawę, że ciepło zaczęło rozlewać się po całym jego ciele, przynosząc uczucie spokoju i rozleniwienia. W kilku szybkich haustach opróżnił swoją czarkę. Gdy tylko Albert zobaczył, że naczynie jest puste, po raz kolejny napełnił je po brzegi.

Marcel natychmiast wypił zawartość. Czuł się taki spokojny. Miał wrażenie, że umysł wypełniła mu wata cukrowa, ale było to przyjemne uczucie. Zupełnie jak podczas pamiętnego Święta Kwiatów. Poczuł nagle przejmującą ochotę, by zamknąć oczy i zapaść w słodki sen. Zrobiło mu się bardzo ciepło, mimo że był przecież cały mokry po wcześniejszej podwodnej przeprawie. Miał wrażenie, że leży na plaży, a twarz smagają mu promienie południowego słońca. Zapragnął nagle zapomnieć o wszystkim, co go do tej pory spotkało. Zapomnieć o Zielonym Kocie, który ukrył przed nimi swoją prawdziwą tożsamość, o Eli, którą miał w pewnym momencie ochotę zjeść na obiad, o Dalii, która oczarowała go na czas Święta Kwiatów, a później wyjechała bez słowa. Najbardziej jednak chciał zapomnieć o Rosie, dziewczynie, która była dla niego bliska niczym dawno zagubiona siostra. Rosie, z którą łączyły go więzi i którą miał utracić, by ta mogła spełnić swoje przeznaczenie i stać się nową królową żywiołu. Nie chciał żyć ze wspomnieniem tego krótkiego czasu, który spędzili razem. Nie chciał już nigdy przywołać w pamięci jej drobnej sylwetki, czarnych oczu i żółtego szalika zawiązanego ciasno wokół szyi. Chciał ją wymazać, pragnął, by nigdy nie istniała. Nie zamierzał nosić w sobie wspomnienia jej osoby niczym brzemienia, którego nie da się pozbyć.

– Co ty z nim robisz? – wykrzyknęła Rosa, wstając nagle i z góry spoglądając na Alberta. W jej głosie brzmiała wyraźna złość, jednak zdawał się on dochodzić z oddali, był dziwnie przytłumiony, zupełnie jakby między Marcelem, a jego przyjaciółką wyrosła nagle gruba ściana.

– Chłopak sam powiedział, że chciałby o wszystkim zapomnieć. Po prostu ułatwiam mu to zadanie – powiedział spokojnie czarownik, choć jego oczy wciąż płonęły szaleńczym pożądaniem.

Marcel odstawił od ust pustą czarkę. Chciał napić się jeszcze więcej złocistego płynu. Miał wrażenie, że mógłby wypić nie cały dzbanuszek, ale wiadro, jezioro, morze herbaty zbieranej we mgle. Czuł jak wraz z napojem wypełnia go błogość i ciepło, jak wspomnienia rozmywają się i bledną, jak fakty z przeszłości odchodzą w niepamięć.

– Wcale nie miał tego na myśli! – wykrzyknęła Rosa, wytrącając Marcelowi z ręki pustą już perłową czarkę. Jej własna była wciąż pełna po same brzegi. – Dałeś mu eliksir zapomnienia! Tum razem to wcale nie była herbata zbierana we mgle. Oszukałeś nas! – wrzasnęła, wbijając Marcelowi paznokcie w ramię. – On wcale tego nie chciał! Prawda? – Dziewczyna potrząsnęła jego ramieniem. – Nie chciałeś zapomnieć!

Marcel spojrzał na jej twarz, która wydawała mu się dziwnie rozmyta. Wciąż czuł, że jego myśli są powolne i lepią się niczym rozlany na podłodze miód. Dalej wypełniała go ta niesamowita błogość.

– Nieeeeeeeeeeeee! – wrzasnęła nagle Rosa tak głośno, że jej głos zatrząsnął całą polaną zanurzoną w wodnej otchłani.

W tym momencie Marcel zdał sobie sprawę, że jego zmysły znów się wyostrzyły. Czar został przerwany. Wyraźnie widział Rosę, która stała tuż obok niego – mała i drobna przyszła królowa żywiołu. Biła od niej prawdziwa moc.

Co on najlepszego zrobił? Jak mógł jeszcze przed chwilą pragnąć jej nie pamiętać? Jak mógł chcieć zapomnieć o całym swoim pobycie w Donikąd? Jak mógł myśleć, że najlepszym rozwiązaniem będzie wymazanie swoich wspomnień? To wszystko było winą tego przeklętego czarownika Alberta, który wziął jego słowa dosłownie i zamiast herbaty zaserwował mu dziwną substancję, która zupełnie zmąciła mu myśli!

Chłopak poderwał się z ziemi i stanął ramię w ramię tuż obok swojej przyjaciółki.

– NIEEEEEEE!!! – krzyczała dalej Rosa, a moc jej głosu niosła się po całej polanie, wprawiała w drżenie ziemię i powietrze. – AAAAAAA!!!

Rosa uniosła obie dłonie, a kiedy je opuściła, ogromna fala wody zmaterializowała się w powietrzu, by po chwili uderzyć w Ludzi Oka. Nieposkromiona siła żywiołu zwaliła ich wszystkich z nóg. Rosa dalej krzyczała, a woda, która zdawała brać się zupełnie znikąd, wciąż napierała na czarowników. W pewnym momencie ziemia pękła, a ze szczeliny wytrysnął strumień, który oddzielił Rosę i Marcela od Ludzi Oka. Chłopak miał wrażenie, że scena ta toczy się po raz drugi – niemalże tak samo Rosa potraktowała Ludzi Oka podczas ich ostatniego spotkania. Tyle że ostatnim razem użyła łzy Aquy – teraz natomiast korzystała tylko i wyłącznie z własnej mocy, która była potężna.

– Do portalu! – wrzasnęła dziewczyna, popychając Marcela ku drewnianym drzwiom zawieszonym w powietrzu.

Ten, niewiele myśląc, nacisnął złotą klamkę, która natychmiast ustąpiła. W tym momencie przez pióropusz wody przebiła się pojedyncza postać – jasnowłosy Feliks przeskoczył nad szczeliną i przemierzył dzielącą ich odległość w kilku susach. Rosa zawahała się przez chwilę, ale ostatecznie poczekała na czarownika, puszczając go przodem. Drzwi portalu natychmiast zamknęły się z trzaskiem, kiedy cała ich trójka wskoczyła do środka. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro