50. Portal cz.2
Przez chwilę nic się nie wydarzyło. W końcu ze zwartego półokręgu Ludzi Oka wystąpił ów młody mężczyzna o niepewnym spojrzeniu i falujących, jasnych włosach. Minę miał nietęgą, jakby nie był do końca świadom tego, co się wokół niego działo. Na środku jego czoła również widniał tatuaż oka.
– Nie rozumiem – wyznał Marcel, wlepiając wzrok w mężczyznę. – Kto to jest? Gdzie jest Zielony Kot? To nie ma sensu.
– Och, stoi właśnie przed tobą, chłopcze – odparł Człowiek Oka, niedbałym gestem wskazując blondwłosego mężczyznę. – Czy Feliks nigdy nie mówił wam o swojej przeszłości?
Marcel i Rosa wymienili szybkie, zdumione spojrzenia. Zielony Kot rzeczywiście nigdy nie mówił o rzeczach, które zdarzyły się przed ich pierwszym spotkaniem w Po Drugiej Stronie. Podobnie jak Rosa, strzegł faktów dotyczących swojej przeszłości jak skarbu. Czy naprawdę wszyscy musieli mieć tutaj jakieś tajemnice?
Marcel wlepił wzrok w twarz blondwłosego mężczyzny. Myśl, że mógłby być on Zielonym Kotem wydała mu się nagle zupełnie absurdalna. Przecież Zielony Kot był koci aż do bólu. Nie tylko jego wygląd, ale także osobowość mogła należeć tylko i wyłącznie do kota. Zielony Kot nie mógł, po prostu nie mógł być człowiekiem. A jeśli nawet taka opcja wchodziła w grę (w końcu zupełnie niedawno Rosa okazała się być wodnicą, choć wcześniej przez długi czas miał ją za zwykłą dziewczynę. Ostatecznie wszystko mogło stać się prawdą), Zielony Kot w swojej ludzkiej postaci powinien być raczej jakimś pulchnym, jowialnym człowiekiem o kocim usposobieniu. Tymczasem młody mężczyzna, który z chwili na chwilę wyglądał coraz bardziej niepewnie, nie miał z kotem nic wspólnego. Był średniego wzrostu i przeciętnej postury. Miał rozbiegane spojrzenie i długie, falujące włosy, które spływały mu na ramiona.
– Nie, to nie może być... – szepnęła Rosa, wpatrując się w mężczyznę.
W odpowiedzi Albert machnął ręką, co sprawiło, że sylwetka Feliksa rozmyła się jakby widziana przez niedostrojoną lornetkę. Jednocześnie w miejscu, w którym stał, również mocno rozmyta, zmaterializowała się znana im od dawna postać Zielonego Kota. Marcel i Rosa widzieli jednocześnie postaci Feliksa i Kota, nie mogąc ustalić, która z nich znajdowała się tam naprawdę. Czy obaj byli prawdziwi? A może wręcz przeciwnie – wszystko było tylko iluzją, magiczną grą światła?
– Sugerowałem przecież żebyśmy zaczęli od początku, ale wy uparliście się, by zaczynać dokładnie od środka – powiedział czarownik.
Marcel westchnął. Wyglądało na to, że wszystko szło zupełnie nie tak. Razem z Rosą mieli zamiar użyć Portalu, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć, by dotrzeć do Zielonego Kota. Brali pod uwagę, iż być może będą musieli uciec się do użycia siły i wykorzystania żywiołu Rosy jeśli tylko zaszłaby taka potrzeba. Tymczasem zanim zdążyli nawet otworzyć portal, Ludzie Oka sami ich znaleźli. Towarzyszył im Zielony Kot pod ludzką postacią, co jeszcze bardziej komplikowało sprawę. W którą stronę miała zmierzać ta historia?
– Zielony Kot? – zawołała Rosa, wlepiając wzrok w twarz jasnowłosego mężczyzny. – Czy to naprawdę ty!?
Mężczyzna spojrzał na dziewczynę. Jego kontury wciąż wydawały się rozmyte, a jednocześnie w miejscu, w którym stał dało się zobaczyć zarys Kota.
– W pewnym sensie – odparł Feliks. – Rzeczywiście przez długi czas byłem Zielonym Kotem, a jeszcze wcześniej byłem Feliksem.
– On wcale nie brzmi jak on – żachnął się Marcel. – To znaczy ten mężczyzna nie brzmi jak Zielony Kot.
– To zupełnie normalne – odparł czarownik, ponownie napełniając swoją perłową czarkę herbatą zbieraną we mgle ze stocza Góry Skalistej. Upił łyk, wydając z siebie ciche „mmm". – Feliks nie został zamieniony w kota. Feliks stał się kotem. Zyskał przy tym zupełnie nową, kocią osobowość.
– Stał się kotem? Dlaczego? – zapytała Rosa. – Czy to wasza sprawka?
– Doprawdy – powiedział Albert, ponownie podnosząc czarkę do ust. – Czy Feliks nigdy nie mówił wam o swojej zdradzie?
Sylwetka Feliksa wyostrzyła się, a cień Zielonego Kota zupełnie zniknął.
– Rozumiem – kontynuował Człowiek Oka, biorąc ich brak odpowiedzi za nieme potwierdzenie. – Prawdopodobnie nigdy też nie wspomniał, że był kiedyś czarownikiem, co prawda o miernej mocy, ale i tak należącym do zrzeszenia Ludzi Oka. Feliks nigdy jednak nie grzeszył rozsądkiem i pewnego pamiętnego dnia dopuścił się wobec nas zdrady, która znacząco zaważyła na jego przyszłości. Wyjawił nasze plany królowym żywiołów, licząc na... Na co właściwie liczyłeś, Feliksie? – Nie czekając na odpowiedź, która i tak nigdy nie miała nadejść, kontynuował. – W każdym razie jego zdrada zupełnie zniszczyła nasze zamiary stworzenia nowego, lepszego świata. Świata, który nie wymaga ofiar i w którym najważniejszą wartością jest sprawiedliwość. Podjął taką, a nie inną decyzję i musiał ponieść konsekwencje. Postanowiliśmy zamknąć Feliksowi usta, by nigdy już jego błędy nie wpłynęły na losy świta. Jednak jak sami wiecie, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Być może moc Feliksa była jednak większa niż zawsze nam się wydawało. Feliks zachował zdolność mówienia, ale jego nowa, kocia osobowość sprawiła, że zaczął mieć także nowe priorytety i przestał mieszać się w sprawy świata. I chwała mu za to! Choć rzeczywiście musiało zostać w nim coś ludzkiego, skoro przez cały ten czas kierowała nim tęsknota za dawnym wcieleniem.
– Nigdy nie zastanawiałeś się dlaczego to właśnie Feliks zjawił się w twoim domu? – czarownik zwrócił się do Marcela. – Feliks już od jakiegoś czasu jak szalony podróżował między światami. Nie, nie tylko między twoim światem, a Donikąd – dodał szybko, jakby czytając w myślach chłopaka. – Są tysiące różnych światów, niezliczona ilość równoległych rzeczywistości. Oczywiście nie do wszystkich znamy prowadzące drzwi. Feliks chciał zapewne odwiedzić ich jak najwięcej, jakby w nadziei, że w którejś z nich pojawi się jako człowiek. Mam rację, Feliksie? Szukałeś świata, w którym będziesz człowiekiem, by tam już pozostać na zawsze? – Mężczyzna o falujących włosach nie odpowiedział. – Dlatego zaczął współpracę z królowymi czterech żywiołów, już pod postacią kota. Załatwiał ich sprawy w innych uniwersach, stał się ich posłańcem, specjalistą w prześniwaniu oraz kontrolował aktywność wróżek. To całkiem zabawne, muszę to przyznać. Wykorzystał największy atut swojego kociego wcielenia – odkrył, że jest naprawdę dobry w spaniu! Kto by pomyślał, że jako kot Feliks znajdzie wreszcie swój wyjątkowy talent. Ale jednak w każdym ze światów, które odwiedziłeś, a z tego co wiem było ich całkiem sporo, pozostałeś tylko szarym, pospolitym kotem – znów zwrócił się do mężczyzny.
– Nieprawda – zaprzeczył Marcel. – Kiedy przyszedł do mnie, był jaskrawozielony i mówił, a to raczej nie są cechy zwykłego dachowca!
Usta czarownika wykrzywił ni to grymas ni to uśmiech.
– Oczywiście, bo w twoich żyłach, dzięki naszej małej wróżce, popłynęła magia. Jednak inni ludzie chyba nieszczególnie dziwili się na jego widok. A może się mylę?
Oczywiście czarownik wcale się nie mylił.
– Dla nich był tylko zwykłym, burym kotem. Ale teraz Feliks znowu ma ludzką postać i zachowa ją pod warunkiem, że tym razem okaże nam posłuszeństwo. To chyba dla ciebie wielkie szczęście Feliksie, po tylu nieudanych próbach...
Mężczyzna nazywany Feliksem dalej milczał.
– Zaraz – przerwał mu Marcel. – Waszej wróżce?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro