47. Wreszcie prawda cz.2
– Wiem, że wiele przed tobą skrywałam. Pewnie nie postąpiłam rozsądnie, ale nie mówiąc ci o moich sekretach miałam dziwne, zapewnie złudne wrażenie, że dzięki temu wszystko to przestawało mnie dotyczyć. Tak chyba było łatwiej. A poza tym pragnęłam wymazać przeszłość i zacząć się od nowa. Bez żadnej przeszłości i żadnych zobowiązań. Kupowałam sobie czas, który nigdy nie miał należeć do mnie. Nie powiedziałam ci prawdy na samym początku, a potem z każdym dniem było coraz trudniej. Nie wiedziałam jak zacząć i nie byłam pewna czy powinnam w ogóle to zrobić. Poza tym bałam się, co pomyśli o mnie Zielony Kot. Nigdy nie próbowałam zgrywać bohaterki.
Chcesz usłyszeć wszystko od początku? Dobrze, niech tak więc będzie. Urodziłam się jako wodnica w Jeziorze Koralowym. Wiem, że pewnie wiele ci to nie mówi i jest to jeden z powodów, dla których tak bardzo cię lubię. Pochodząc z Po Drugiej Stronie nie masz pojęcia o wszystkich uprzedzeniach, które panują w Donikąd. Pewnie jest ci wszystko jedno czy ktoś jest wodnikiem czy magicznym kotem. Ale nie każdy tutaj tak myśli. Większość uważa, że rasa wodników jest przeklęta. Musisz wiedzieć, że nasze życie różni się od życia ludzi w Donikąd. Nie tworzymy rodzin, nie budujemy domów. Wszyscy żyją w wielkich stadach, anonimowo, nie znając nawet prawdziwych relacji, które ich łączą. Nie ma rodziców i dzieci. Wodniki rodzą młode, które wykluwają się z jajka, a potomstwem opiekuje się całe stado. Nie znamy takich pojęć jak matka, ojciec, brat, siostra, wuj, kuzyn. Nie znamy przyjaźni czy miłości. Każdy jest sobie równy, bez względu na wiek czy płeć. Nie posiadamy nawet imion. Żyjemy zgodnie z rytmem natury, poddając się mu, nie próbując jej okiełznać czy podporządkować. Kiedy chorujemy, zazwyczaj kończy się to śmiercią. Wodniki nie opatrują ran.
Nie oceniam życia wodników, nie mówię czy jest dobre czy złe. Musisz jednak wiedzieć, że uczucia wodników różnią się od uczuć ludzi – nie są tak głębokie. Nie ulegamy emocjom, a także nie odczuwamy przywiązania – do osób, do miejsc, do rzeczy. Może właśnie dlatego zrobiłam to, co zrobiłam.
Od zawsze wiedziałam, że jestem inna. Miałam wrażenie, że potrafię czuć wyraźniej niż stado, częściej myślę o przyszłości i odczuwam pragnienia. Marzyłam o świecie, który istniał ponad nami, świecie znanym mi jedynie z legend, których opowiadanie było zakazane przez nasze prawo. Miałam nadzieję, że istnieje coś więcej od szarozielonej toni mojego jeziora. Śniłam o świecie, gdzie panuje jasność i ciepło i gdzie istoty są dla siebie czymś więcej niż tylko członkami stada. Chciałam zrozumieć lepiej swoje uczucia, a nikt wśród wodników nie mógłby mi w tym pomóc. W końcu jednak znalazłam sposób.
W okolicy gdzie mieszkało nasze stado była mała grota. Jednak tylko nieliczni wiedzieli o jej istnieniu. Ja odkryłam ją przez przypadek. Pewnego dnia, szukając samotności, wpłynęłam do jednej z jam i znalazłam tam całe muzeum świata, o którym marzyłam, a który znałam tylko z zakazanych legend. Do tej pory nie wiedziałam nawet czy były one prawdą. Okazało się, że przez lata wodniki chowały w tej grocie przeróżne rzeczy, które wpadły przez przypadek do jeziora. Nie wiem czy bali się ich, czy może nie chcieli wzbudzać nadziei i pożądania w innych członkach stada. Znalazłam tam części zatopionych łodzi, wiosła, ubrania, biżuterię, jakieś talerze, kufry, mnóstwo różnych, codziennych przedmiotów, które na przestrzeni lat wpadły ludziom w mętne wody Jeziora Koralowego. Wśród tych zwykłych rzeczy (choć wtedy wydawały mi się naprawdę niezwykłe!) odkryłam coś wyjątkowego, coś, co pragnęło należeć do mnie. Czułam jak pulsuje mocą, jak cicho szepcze, że chce zostać zabrane. Zaczęłam rozrzucać górę nagromadzonych przedmiotów, szukając tej jednej, jedynej rzeczy, która musiała być naprawdę cenna. W końcu ją znalazłam – małą, niepozorną szafeczkę zawieszoną na złotym łańcuszku. Oczywiście była to drobina zmniejszająca, choć wtedy nie miałam o tym pojęcia. Nie od razu wiedziałam też jak ją wykorzystać. Zawiesiłam ją sobie na szyi, a ona wciąż pulsowała życiem jakby chciała, żebym jej użyła. W końcu zdołałam odkryć jej działanie. Udało mi się ją powiększyć, tak jak robię to teraz. I oto stała przede mną – pokaźna szafka, powiększona jedynie za pomocą mojego własnego dotyku! Pamiętam jak serce biło mi w piersiach z ekscytacji. Miałam nadzieję, że znajdę w jej licznych szufladach coś, co zupełnie odmieni moje życie. Sama nie wiem czego się spodziewałam. Okazało się jednak, że wszystkie były puste. Do dziś nie wiem do kogo wcześniej należała i już pewnie tak pozostanie...
Nikt nie dowiedział się, że odkryłam istnienie groty. Członkowie mojego stada nie zorientowali się, że ukradłam magiczny przedmiot. Oni nie czuli jego mocy, nie słyszeli jak cicho szepcze o tym, że chce, by ktoś go użył. Wcale mnie to nie zdziwiło. Od zawsze umiałam rzeczy, których inni nie umieli. I nie chodzi mi tylko o to, że moje uczucia zdawały się być intensywniejsze od uczuć innych. Potrafiłam robić różne sztuczki – zamrażać wodę, tworzyć małe wiry, tego typu rzeczy. Wątpię, by ktoś o tym w ogóle wiedział. A nawet jeśli wiedzieli, skrzętnie udawali, że nie mają pojęcia. Nikt nie wyjaśnił mi też co to wszystko mogło oznaczać. Przez długie lata żyłam w kompletnej nieświadomości, nie wiedziałam, że panowanie nad żywiołem, nawet w tak małym stopniu, było czymś wyjątkowym.
Wkrótce po użyciu drobiny zmniejszającej (choć wtedy oczywiście jeszcze nie wiedziałam, że tak się ona nazywa), zdarzyło się coś, co już na zawsze odmieniło moje życie. Pewnego razu w odmęty wód naszego jeziora spłynął prawdziwy człowiek. Mag. Stanowił potwierdzenie, że świat, o którym zawsze marzyłam, istniał naprawdę! Wyglądał zupełnie inaczej niż wszystkie istoty, które znałam – jego skóra była gładka, nie miał łusek i płetw. Wydał mi się jakąś mityczną, niesamowitą postacią!
Był to ten sam mag, z którym później zawarłam umowę i który założył mi na nadgarstek magiczny sznur. Pewnie myślisz, że wyciągnął mnie z wody siłą... Ale to nieprawda. Przeciwnie, ja i kilka innych młodych i głupich wodnic błagałyśmy, by zabrał nas na powierzchnię. Oczywiście mag tak naprawdę właśnie po to wybrał się w odmęty naszego jeziora – potrzebował pomocy istot, które potrafią oddychać pod wodą. Jednak na początku udawał nieprzekonanego i sceptycznie podchodził do pomysłu zabrania nas ze sobą. Chciał wynegocjować lepszą umowę. W końcu się zgodził i razem udaliśmy się do świata z zakazanych legend. Nie było nam żal zostawiać wodników z naszego stada. Musisz zrozumieć, że wodniki nie zachowują jak ludzie, nie przywiązują się do innych, nie mają rodzin. Wodniki nie tęsknią i nigdy nie myślą o tym, co już minęło. Opuściłyśmy jezioro szczęśliwe (oczywiście na tyle, na ile potrafiłyśmy odczuwać ekscytację) z pełną świadomością tego, jak brzmi prawo wodników. Kto raz opuści jezioro, przestaje być członkiem stada i nie może już do niego powrócić. Jeśli kiedykolwiek spróbowałby to zrobić, zostałby natychmiast zabity przez swoich dawnych braci. Ale my wcale nie chciałyśmy wracać do Jeziora Koralowego.
Razem z magiem, ja i trzy inne młode wodnice wypłynęłyśmy na powierzchnię. Czekał tam na nas świat, w którym świeciło słońce i gdzie rosły drzewa, latały ptaki i motyle, a powietrze naprawdę pachniało... Po raz pierwszy w życiu poczułyśmy, co to jest radość. Kiedy tylko nasze stopy dotknęły lądu, momentalnie zaczęłyśmy się zmieniać. Zniknęły błony między palcami, łuski, płetwy, zmieniły nam się oczy i zęby. Wydałyśmy się sobie naprawdę piękne! Trzy pozostałe wodnice już po chwili wyglądały zupełnie jak ludzkie dziewczyny, ale nie ja. Moje płetwy na szyi nie zniknęły. Na szyi, na której miałam zawieszoną drobinę zmniejszającą pulsującą mocą. Dlatego też później zawsze nosiłam ten żółty szalik – żeby je ukryć.
Na początku podróżowaliśmy jakiś czas przez Donikąd. To była niezwykła podróż. Razem z magiem i wodnicami przemierzałam świat, który wydał mi się bajką. Oczywiście nie wszystko było od razu takie proste. Musiałyśmy się dużo nauczyć. Chciałyśmy zacząć myśleć jak ludzie, mówić jak ludzie i zachowywać się jak ludzie. Sama nie wiem czy kiedykolwiek mi się to do końca udało, ale zawsze bardzo się starałam. Dowiadywałyśmy się też różnych rzeczy o świecie, którego częścią się stałyśmy. Dopiero na powierzchni odkryłam, że w Donikąd żądzą królowe czterech żywiołów. Wcześniej nie miałam nawet pojęcia o istnieniu ziemi, powietrza czy ognia. W jeziorze znaliśmy tylko wodę. Odkryłam, że Aqua powoli się starzeje, ale wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, co to dla mnie znaczyło. Wszystko dotarło do mnie dużo, dużo później. Podczas Święta Kwiatów, kiedy usłyszałam dużo plotek i domysłów przekazywanych sobie przez uczestników, elementy układanki ułożyły się w jedną całość, a później wszystko zostało potwierdzone przez Merlina. Ale o tym opowiem ci za chwilę.
Nasza podróż z magiem nie miała jednak trwać wiecznie. Dotarliśmy do celu, a my musiałyśmy zapłacić za przysługę i wywiązać się z umowy. Okazało się, że mag nie do końca nam ufał, dlatego też przywiązał nam sznury do nadgarstków. Miały one od tamtej pory wyznaczać czas trwania naszej służby. Dla maga łowiłyśmy perły. Co rano wskakiwałyśmy do jeziora, zamieniając się w nasze dawne postaci. Na szczęście nigdy nie natknęłyśmy się na innych wodników. Nie wiem jak mogliby zareagować podczas takiego spotkania – być może zdecydowaliby się zabić zdrajczynie.
Po jakimś czasie nasz mag oszalał. Ogrom pereł, które codziennie składałyśmy na jego ręce sprawił, że wciąż chciał więcej i więcej. Pożerał je łapczywie, a później spał tygodniami snem ciężkim jak kamień. Śnił wizje znane tylko jemu, a my nadal wywiązywałyśmy się z umowy, łowiąc coraz więcej i więcej pereł i zastanawiając się co przyniesie przyszłość i co zrobimy, kiedy nasz czas służby dobiegnie wreszcie końca. No a później pojawiłeś się ty i wszystko wywróciło się do góry nogami.
Oczywiście jest też jeszcze jedna sprawa, kluczowa rzecz. Pamiętasz jak mówiłam, że mieszkając jeszcze z moim stadem w Jeziorze Koralowym, potrafiłam wykonywać magiczne sztuczki? Gdy byłam znudzona tworzyłam małe wiry wodne i tym podobne rzeczy. W miarę upływu czasu potrafiłam coraz więcej i więcej. Kiedy opuściłam jezioro, moje umiejętności stały się jeszcze silniejsze. Mogłam podgrzewać wodę lub ją ochładzać. Czułam źródła płynące pod ziemią i umiałam wyprowadzać je na powierzchnię. Po jakimś czasie byłam w stanie zamrozić całe jezioro, sam przecież widziałeś. Mogłam też wywołać deszcz – tak, jak to zrobiłam w dniu, w którym znaleźliśmy tęczę. Oczywiście nie był to przypadek, że pojawiła się tak szybko, kiedy akurat jej szukaliśmy. Ten deszcz to moja sprawka, tamtego dnia wcale nie miało padać. Przyznaję, że w końcu deszcz wyrwał mi się spod kontroli. Dlatego tak strasznie lało. Na szczęście Aquie ostatecznie udało się go opanować.
Podczas Święta Kwiatów dowiedziałam się wreszcie całej prawdy dotyczącej królowych. Przeżyłam tyle lat nie zdając sobie sprawy z ich mocy. Pod wodą nie wierzyliśmy w żywioły. W noc Święta Kwiatów słuchałam o czym mówili ludzie. Oczywiście twoja uwaga była skupiona tylko i wyłącznie na Dalii. Jestem pewna, że nie dotarło do ciebie nic, co nie padło z jej ust. Ja jednak miałam oczy i uszy szeroko otwarte. Dowiedziałam się rzeczy, które na jakiś czas wytrąciły mnie z równowagi. A wy wszyscy myśleliście, że czułam się zazdrosna o Dalię! Muszę przyznać, że byliście wtedy naprawdę zabawni!
W każdym razie, jak wiesz w Donikąd panują cztery królowe. Aer, Ignis, Terra i Aqua – każda władająca jednym z żywiołów. Tym sposobem równowaga zostaje zachowana, a w Donikąd nie zdarzają się klęski. Wzmianki o sędziwym wieku Aquy wzbudziły we mnie pewne podejrzenia. Dowiedziałam się, że kiedy jedna z królowych zaczyna się starzeć, oznacza to, że gdzieś w Donikąd narodziła się dziewczynka, w której odrodziła się moc żywiołu owej królowej. Jednocześnie miałam pewność, że nikt ze spotkanych przeze mnie istot – ludzi czy wodników nie umiał panować nad żywiołami. Nie potrafił tego nawet mag, który za sprawą naszych pereł robił tyle innych niezwykłych rzeczy. Mimo że powoli zaczęło do mnie docierać, że być może jestem nową Aquą, na początku wcale nie chciałam w to uwierzyć.
Po Święcie Kwiatów z dnia na dzień potrafiłam coraz więcej – uczyłam się sprawowania kontroli nad żywiołem. Merlin wiedział kim jestem – zobaczył wszystko w swojej studni mocy kiedy napiłam się z niej wody. Potwierdził moje przypuszczenia. Dlatego tak bardzo zaangażował się w sprawę Portalu, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć. Chciał żebym z niego skorzystała i wraz z tobą udała się do Po Drugiej Stronie, zostawiając za sobą wszystkie zobowiązania. Dlatego Merlin oddał nam swoją moc. Bo widzisz, ta historia nie dzieje się po raz pierwszy. W ukochanej Merlina, Nadii, także odrodził się żywioł. Żywioł ziemi. Myślę, że przez jakiś czas chciała uciec od swojego przeznaczenia, podobnie zresztą jak ja, i razem z Merlinem planowali udać się gdzieś daleko, wykorzystując magiczny Portal, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć. Nadia musiała jednak w ostatniej chwili zmienić zdanie, a może Merlin nie był w stanie wyrzec się swojej mocy? W każdym razie Nadia i Merlin nigdy nie otworzyli portalu. Nadia stała się Terrą, a Merlin zamieszkał w swojej chacie na drugim końcu tęczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro