Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

46. Wreszcie prawda cz.1

Marcel powoli wchodził do wody, czując jak jego trampki i ubranie nasiąkają i robią się coraz cięższe. Stał już zanurzony po pas, kiedy zdał sobie sprawę, że koło niego nie ma Rosy. Odwrócił się, by zobaczyć gdzie podziała się jego przyjaciółka. Dziewczyna wciąż stała na brzegu. Na jej bladej twarzy malowała się niepewność, zupełnie jakby bała się zrobić pierwszy krok w stronę czarnej otchłani.

– No dobra – powiedziała w końcu sama do siebie i ruszyła powoli w stronę Marcela. Kiedy stała już tak głęboko, że woda sięgała jej po kolana, Rosa zrobiła coś, czego nie zrobiła jeszcze nigdy wcześniej – zaczęła powoli zdejmować okręcony ciasno wokół szyi wełniany szalik.

Obserwując swoją przyjaciółkę, Marcel nie zdołał powstrzymać się od cichego okrzyku zdumienia. Dziewczyna zwinęła swój żółty szalik w kulkę i cisnęła go na piaszczysty brzeg. Z jej gołej szyi wyrastały małe płetwy.

Rosa, nie zwracając najmniejszej uwagi na okrzyk Marcela, przeszła obok chłopaka i dała nura w ciemną otchłań. On sam natychmiast ruszył jej śladem. Ciężkie, przesiąknięte wodą ubranie krępowało mu ruchy. Marcel zastanowił się, czy nie lepiej byłoby się rozebrać, ale uznał w końcu, że to nie ma znaczenia. Chcąc nie chcąc, zanurzył się w końcu w lodowatej wodzie po sam czubek głowy.

Poczuł się tak, jakby jego głowę otoczyła bańka powietrza, jakby oddech Aer krążący mu w płucach także skutecznie odpychał wodę. Widział wszystko wyraźnie i mógł też swobodnie oddychać.

– Rosa? – powiedział, by sprawdzić czy może mówić. Okazało się, że owszem, mógł mówić pod wodą.

Marcel odwrócił się, chcąc odnaleźć wzrokiem Rosę i znów nie udało mu się powstrzymać zduszonego okrzyku, kiedy dostrzegł, co działo się z jego przyjaciółką. Jej dłonie i stopy wydłużyły się, a między palcami wyrosły błony jak u żaby. Jedną ze swych płazich dłoni Rosa podciągnęła sweter, a Marcel spostrzegł, że jej brzuch cały pokrył się łuskami. Z talii sterczały jej płetwy. Chłopak spojrzał w twarz przyjaciółki. Czarne dotychczas oczy stały się rybie, mętne i przybrały dziwny, bladozielony odcień. Nie były to oczy, które znał.

Marcel stał jak zamurowany, ze zdumieniem gapiąc się na to dziwne wodne stworzenie, które jeszcze przed chwilą było jego Rosą, z którą łączyły go więzi.

– Ochhh! – Rosa wydała z siebie okrzyk rozkoszy, a jej rybie usta pozbawione warg wykrzywiły się w uśmiechu. Wyglądało na to, że ona też mogła mówić pod wodą. – Tak dobrze być znowu sobą!

– Rosa?

– Czy wydaję ci się obrzydliwa? – spytało wodne stworzenie.

Marcel nie zastanawiał się nad tym, czy Rosa wyglądała obrzydliwie czy nie. Nie znaczyło to jednak, że nie doznał szoku, widząc jej dziwaczną przemianę. W jego głowie aż roiło się od pytań.

– Czym... – szybko się poprawił. – Kim ty jesteś? – zapytał zduszonym głosem.

– Jestem wodnicą – odparła Rosa, która wyglądała na wyraźnie rozemocjonowaną powrotem do swojej pierwotnej postaci. Pływała wokół Marcela rozkoszując się możliwością ponownego przebywania pod wodą. – Och, tak dobrze jest znowu móc pływać! Uwielbiam świat nad powierzchnią, ale strasznie tam wyschłam. Wybacz, że ci nie powiedziałam – dodała. – Nie chciałam do tego wracać. Chciałam wyrzucić całą swoją przeszłość, ale jak widać od tych rzeczy nigdy nie da się uciec. Zawsze cię dogonią.

Marcel nie ruszył się z miejsca. Rosa niedbale machnęła płetwą i znalazła się tuż przy nim. Wyciągnęła do niego dłoń z błonami między palcami, ale chłopak pospiesznie się od niej odsunął. W jego głowie panował zamęt.

– Ruszmy się, proszę! – rzuciła błagalnie Rosa.– Wiem, że nie spodziewałeś się, że zamienię się nagle w wodnicę, ale naprawdę nie możemy tracić czasu.

Marcel odepchnął się nogami od dna i zaczął płynąć żabką z głową zanurzoną pod wodą.

– Nie przeszkadza mi to, że jesteś wodnicą. To nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Gadające koty, gęsi, wodnice – dla mnie to wszystko jest równie dziwne. Po prostu nie rozumiem – powiedział cicho. – Nie rozumiem czemu mi nie powiedziałaś. Nie ufałaś mi?

– Wiem – odparła Rosa, zataczając kręgi wokół niego. Wyglądało na to, że pływanie nie sprawiało jej żadnego wysiłku. Jednym ruchem mogła przemieścić się o kilka dobrych metrów.

– No dobra. – Marcel westchnął, chociaż wcale nie chciał tego zrobić. Westchnienie jakby samo wydarło się z jego klatki piersiowej, niechciane i niepotrzebne. – Czekam na twoją opowieść. Tym razem chcę wiedzieć wszystko.

Uśmiechnęła się, pokazując rząd małych, ostrych jak igły trójkątnych ząbków.

– Dobrze – zgodziła się. – Ruszajmy, a ja opowiem ci całą prawdę.

Marcel wciąż płynął żabką, a Rosa zataczała wokół niego wielkie koła. Pomimo okoliczności zdawała się być szczęśliwa i wolna – zupełnie jakby właśnie udało jej się wyswobodzić z pęt, które krępowały ją przez długi czas. Stała się nagle jakąś dziwną istotą, ni to żabą, ni to rybą i mogła pływać do woli, bez wysiłku, jednym ruchem dłoni z błoną między palcami pokonywać kilka metrów. Nigdy nie wydawała się być bardziej wolna.

– Rosa, coś mi obiecałaś – przypomniał jej Marcel, ponieważ jego przyjaciółka dalej milczała.

– Tak, wiem – przyznała wodnica. – Szukam właściwych słów.

I wtedy Rosa zaczęła swoją opowieść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro