Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. Ostatnie czary cz.1

– Póki co zapanowało bezplanowie – oznajmił wesołym głosem Zielony Kot.

– Bezplanowie?

– Bezplanowie jest czymś na zasadzie bezkrólewia, tyle że bezkrólewie ogranicza się do nieposiadania króla, bezplanowie zaś – do nieposiadania planu – wyjaśnił Kot. – Ewentualnie możemy wykorzystać wymyślony przeze mnie plan A.

Okazało się, że plan a według Kota polegał na braku planu i powierzeniu wszystkiego w ręce losu. Po zapoznaniu się z planem A, wszyscy jednogłośnie uznali, że ta opcja to najlepsze i zarazem najwygodniejsze rozwiązanie. Nikt nie mógł wtedy podejrzewać, że pomimo irracjonalności planu A, wybranie go było tak naprawdę najwłaściwszą rzeczą, jaką mogli zrobić.

Pomimo rezygnacji z jakiegokolwiek planu B, nawet plan A musiał mieć jakiś swój pierwszy punkt, który, niczym przycisk uruchamiający skomplikowaną machinę, dałby początek późniejszemu splotowi wydarzeń. Każdy z całego serca chciał tego uniknąć, ale pomimo wszelkich starań, pomysły dotyczące pierwszego kroku kończyły się na jednym, jedynym możliwym działaniu. Być może nie było to działanie właściwe, ale chyba konieczne – na początku Merlin musiał wyrzec się swojej czarodziejskiej mocy. Zanim jednak miało się to rzeczywiście wydarzyć, czarownik zamierzał zrobić jedną, ostatnią rzecz.

– Elu, myślę, że najwyższa pora wrócić do domu – powiedział Merlin, zwracając się do gęsi.

Świadomość, że będzie zmuszony do wykonania jednych ze swoich ostatnich czarów, a w dodatku miał mieć małą widownię, wyraźnie go podekscytowała. Twarz mężczyzny nabrała zdrowych kolorów, a uśmiech, nieudolnie powstrzymywany, rozlał się na jego pobrużdżonej twarzy. Od razu ubyło mu jakieś dziesięć lat.

– Do domu! – wykrzyknęła Ela. – Teraz?

– No chyba nas nie polubiłaś? – zapytał Zielony Kot. – Przecież marzysz o powrocie do swoich dzieci.

– Oczywiście, że nie! – oburzyła się gęś. – Nie myślcie, że zapomniałam, czemu w ogóle się spotkaliśmy!

– No dobrze. – Merlin zakasał rękawy i wskazał miejsce tuż obok siebie. – Stań tu Elu i zamknij oczy.

Gęś nieśmiało wykonała polecenie, stając naprzeciwko mężczyzny. Elki na pewno nie dałoby się zaliczyć do małych gęsi – Marcelowi sięgała niemal do pasa. Mimo to pozostałej trójce wydawało się, że w tym momencie Ela niewiele odrastała od podłogi. Sprawiała wrażenie dziwnie niskiej, stojąc tuż obok Merlina. Może miało to jakiś związek z jego mocą, która w dziwny sposób przyczyniała się do tego, że mężczyzna urastał w oczach.

– Nigdy właściwie nie zdążyłem was spytać, jak się poznaliście – powiedział Merlin, przyglądając się Elce.

– To głupia sprawa – powiedział Zielony Kot, szczerząc swoje małe, ostre zęby w szerokim uśmiechu. – Marcel miał kiedyś ochotę na przegryzienie gąski. Nieobycie w świecie, chyba rozumiesz?

Merlin skinął głową.

– Rzeczywiście, nieciekawa sprawa. Pamiętajmy jednak, że przecież każdy ma w życiu prawo do błędów. Dobrze. Elu, zamknij oczy i pomyśl o domu.

– O domu? – upewniła się Elka, nerwowo przestępując z nogi na nogę. – Cholera, a o której jego części? I co mam dokładnie myśleć?

– Elu – westchnął Merlin, krążąc wokół niej. – Po prostu o nim myśl. Myśl tak intensywnie, jakbyś samym myśleniem miała zmaterializować go tuż obok siebie.

– Kurczę pieczone! – wykrzyknęła gęś, drepcząc w miejscu coraz szybciej. – Zma...co?

– Zmaterializować, moja droga – powtórzył Merlin, schylając się tak nisko, że jego twarz była teraz na wysokości dzioba gęsi.

Marcel patrzył na tę dwójkę i z niecierpliwością czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Spodziewał się, że Merlin zacznie krzyczeć jakieś niezrozumiałe słowa, zakreślać na ziemi tajemnicze okręgi, palić magiczne świece – W każdym razie coś w ten deseń. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Czarownik po prostu stał i intensywnie wpatrywał się w gęś.

– Nie pożegnasz się z przyjaciółmi? – zapytał Merlin.

– Cholera, zapomniałam – jęknęła Ela, waląc się skrzydłem w głowę.

Wszyscy wymienili ciche „do widzenia".

– A teraz z łaski swojej zamknij oczy i myśl o domu, jeśli chcesz do niego wrócić – powiedział Merlin.

Gęś momentalnie wykonała polecenie, a przynajmniej pierwszą jego część, czyli zamknęła oczy. Następnie powoli zaczęła przypominać sobie twarze córek i synów – najpierw wszystkich ośmiorga razem, a następnie każdej gąski osobno. Myślała o wspólnym robieniu pierogów i zbieraniu grzybów. Poczuła ukłucie żalu, uświadomiwszy sobie jak długo nie widziała swoich dzieci.

Następnie pomyślała o ich małym domu stojącym u podnóża góry, której nazwy nie znała. „Muszę się dowiedzieć jak się nazywa ta cholerna góra" – przemknęło jej przez myśl. Nagle niedorzeczne wydało jej się mieszkanie obok bezimiennej góry i zdziwił ją wieloletni brak chęci poznania jej nazwy. Jednak góra nie zaprzątała długo myśli gęsi – Elka już bowiem wyobrażała sobie swój ogród pełen kwitnących kwiatów i sad za domem – myślała o każdym owocowym drzewku i każdym krzaczku malin, które tak bardzo lubiły jeść jej dzieci. Przelotnie wspomniała kompostownik i stosik drewna i w myślach skierowała w stronę wejścia do domu. Jak zwykle w ganku pełno było porozwalanych grabi, wideł i łopat. Elka nie zwróciła jednak na nie szczególnej uwagi i otworzyła drzwi salonu. Gęś nie zmieniła jego wystroju ani razu odkąd w nim zamieszkała, dlatego nietrudno było jej dokładnie odtworzyć w wyobraźni ułożenie wszystkich mebli i sprzętów. Na wprost duży, okrągły stół, przy którym siadywała z całą swoją rodziną i piła herbatę z mali, dookoła niego dziewięć krzeseł, w tym siedem kulawych. Pod ścianą dwie czerwone, poplamione kanapy, o jedną z nich oparta miotła.

„Cholera, to na nic" –pomyślała nagle ze smutkiem Elka i otworzyła oczy, by podzielić się tą wiadomością z Merlinem. Otworzyła oczy, ale absolutnie nic się nie zmieniło – wciąż miała przed sobą okrągły stół i dwie podniszczone czerwone kanapy. Dopiero wtedy Elka uświadomiła sobie, że naprawdę wróciła do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro