21. Znów miasteczko cz.2
Marcel poczuł, że wraca mu świadomość. Oznaczało to jedno – w końcu musiało udać mu się zasnąć. Chłopak otworzył oczy. Tuż nad jego głową znajdował się ogromny pęk wysuszonych pokrzyw. Podniósł się szybko z podłogi i uderzył głową w stolik. Rozmasowując bolące miejsce na czubku głowy, rozejrzał się po pomieszczeniu. Wieże z książek, zioła, stare kufry, słoiki o niezidentyfikowanej zawartości i kubki z niedopitą herbatą. Niewątpliwie udało mu się prześnić do domu Ariany. Coś jednak było nie tak. Znajdował się tu całkiem sam.
– Rosa? – rzucił w przestrzeń, zupełnie jednak niepotrzebnie. Domku Ariany na pewno nie dało się nazwać dużą rezydencją – wręcz przeciwnie, całą przestrzeń dało się łatwo ogarnąć zaledwie jednym spojrzeniem. – Zielony Kot? Ela?
Nikt nie odpowiedział. Wyglądało na to, że nawet Ariany nie było w domu.
Marcel poczuł się dziwnie. Czy to w ogóle było zgodne z zasadami dobrego wychowania – prześniwać do czyjegoś domu pod nieobecność i bez wiedzy właścicielki? I gdzie u licha podziała się pozostała trójka?
Chłopak podniósł się z podłogi. W kilku krokach przemierzył izbę Ariany i wyszedł na zewnątrz. Liczył, że może jego towarzysze po prostu obudzili się wcześniej i postanowili zaczekać na niego na tarasie lub w ogrodzie. Nikogo tam jednak nie było. Nigdzie nie dostrzegł też Ariany. Przynajmniej przestało już padać.
Usiadł na najniższym stopniu schodów i zaczął się zastanawiać. Gdzie podziali się Rosa, Zielony Kot i Ela? Co powie Ariana, kiedy zobaczy go siedzącego bez zaproszenia na schodach jej domu? Czy możliwe było, że Kot się pomylił i wcale nie odeszli wystarczająco daleko od stacji, a ta oprócz snów pochłonęła również ich ciała? Szybko jednak odrzucił od siebie tę myśl. Nie, to niemożliwe. Przecież wszyscy zasnęli w tym samym miejscu, a jemu z powodzeniem udało się prześnić.
Nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić, Marcel postanowił wrócić do domu zielarki, gdzie było cieplej niż na zewnątrz. Nie miał pojęcia czy Rosa, Zielony Kot i Elka prześnili przed nim i udali się gdzieś z Arianą, czy może to on dośnił jako pierwszy. Jednak bez względu na to, co się naprawdę wydarzyło, pozostało mu jedno – czekać. Usiadł na ziemi, oparł głowę o brzeg stolika i zamknął oczy.
Nagle do uszu Marcela doleciało ciche przekleństwo, które brzmiało ni mniej ni więcej jak „ja pieprzę". Chłopak znał tylko jedną osobę, która bardzo lubiła zaczynać zdania od tego właśnie wyrażenia. Natychmiast otworzył oczy i zobaczył jak Elka niezgrabnie podnosi się z podłogi.
– Ela! – wykrzyknął uradowany. Nigdy wcześniej nie ucieszył się tak bardzo na widok gęsi. Poczuł tak ogromną ulgę, że niemal miał ochotę ją uścisnąć. – Gdzie Rosa? Gdzie Zielony Kot?
– Nienawidzę podróży – mruknęła Elka, otrzepując piórka. – Nienawidzę deszczu! Nienawidzę podróży w deszczu!
– Gdzie Rosa i Zielony Kot? – powtórzył Marcel.
– Chłopie! Spokojnie. Są jeszcze w drodze. Dośniwają. Będą tu lada moment.
Wyglądało na to, że wszystko było w porządku. Tym razem to on obudził się jako pierwszy. Musiał po prostu poczekać na resztę. Szkoda tylko, że to właśnie Elka musiała prześnić jako druga. Przebywanie sam na sam z gęsią nie należało bowiem do najprzyjemniejszych przeżyć, a prześniwająca Elka była zdecydowanie lepszą wersją Elki od tej w pełni obudzonej.
Czekanie nie trwało jednak długo. Nie minęło dziesięć minut, a na podłodze zaczął materializować się Zielony Kot. Dziwnie było patrzeć na dośniwającego zwierzaka. Najpierw pojawił się sam jego zarys, a z każdą kolejną chwilą Kot robił się coraz bardziej zielony i materialny. W końcu zzieleniał tak bardzo, że kolorem przypominał młodą trawę, osiągając tym samym pełnię swojej zieloności. Zielony Kot rozchylił zaspane powieki i przeciągnął się. Coś chrupnęło mu głośno w kręgosłupie.
– Nigdy więcej prześniwania w deszczu. Jestem na to za stary – mruknął, rozglądając się po izbie zielarki. – Czyżbym dośnił jako trzeci? To na pewno przez tę wilgoć. Gdzie Ariana?
– Nie ma jej w domu – odpowiedział Marcel. – Słuchaj, czy na pewno powinniśmy prześniwać podczas jej nieobecności? Czy to wypada?
Zielony Kot machnął łapą.
– To stara przyjaciółka. Poza tym ja to załatwię. O, Rosa dośniwa!
I rzeczywiście, tuż obok świeżo zmaterializowanego Zielonego Kota, zaczął pojawiać się kontur Rosy. Spała zwinięta w kłębek, zupełnie jak małe zwierzę. Kiedy wreszcie wróciła do niej świadomość, dziewczyna gwałtownie poderwała się z ziemi i otrzepała. W tym ruchu również było coś zwierzęcego.
– Rosa, nareszcie! – Marcel uśmiechnął się do przyjaciółki.
– Dośniłam jako ostatnia? – Rosa wydawała się nieco skrępowana.
– To... – zaczął Zielony Kot, ale nie skończył.
Drzwi wejściowe otworzyły się nagle i stanęła w nich właścicielka domu we własnej osobie.
– Na cztery żywioły! – wykrzyknęła Ariana. Trzymana przez nią paczuszka przewiązana sznurkiem konopnym wylądowała z głośnym hukiem na podłodze. – Zielony Kot! Co do licha!
– Dzień dobry, moja droga! – Zielony Kot wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu. – Postanowiliśmy zrobić ci małą niespodziankę.
Ariana prychnęła, zatrzasnęła za sobą drzwi i podniosła upuszczoną przez siebie wcześniej paczuszkę. Kiedy zielarka dołączyła do Marcela, Rosy, Zielonego Kota i Elki, w chacie zrobiło się nagle bardzo ciasno.
– Rozmawialiśmy o tym setki razy. – W głosie zielarki brzmiała lekka irytacja. – Nie możesz prześniwać do ogródka?
– Wybacz, kochana. Następnym razem zapukam.
– Dobrze, już dobrze. – Ariana szybko się udobruchała. – A to jest...? – zapytała, patrząc na gęś.
– Ela – powiedziała Ela.
– Bardzo mi miło.
Ariana zaczęła krzątać się po izbie. Wyjęła z szafki pięć kubków nie od kompletu i nachyliła się nad paleniskiem, by wzniecić ogień.
– Herbata dobrze wam zrobi. Jesteście cali mokrzy. Dostaniecie kataru. Powinniście się natychmiast przebrać! – ostatnie zdanie skierowała do Marcela i Rosy.
– Zdecydowanie – zgodził się Marcel. – Rosa, czy mogłabyś powiększyć drobinę zmniejszającą?
– Och, tak tak. – Rosa wydawała się nieco roztargniona.
Posłusznie jednak zdjęła z szyi drobinę zmniejszającą. Pod wpływem dotyku dziewczyny szafeczka przybrała rozmiar pokaźnego mebla. Rosa otworzyła górną szufladę i rzuciła Marcelowi jego spodnie, T-shirt, bluzę i trampki. Ariana z zaciekawieniem przyglądała się jej poczynaniom, nie powiedziała jednak ani słowa.
Marcel chwycił swoje suche ubrania i rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłby się przebrać, zachowawszy przy tym odrobinę prywatności. Na szczęście łóżko Ariany było odgrodzone od reszty pomieszczenia niewielkim parawanem. Ten kącik mógł z powodzeniem posłużyć za przebieralnię.
– Przebierz się pierwsza – powiedział Marcel, wskazując Rosie parawan.
Ta jednak pokręciła głową.
– Daj spokój, jesteś przecież zupełnie mokra! – wykrzyknął ze zdziwieniem Marcel. On sam w tym momencie nie marzył o niczym innym prócz suchych ubrań i ciepłej herbaty.
– Jest mi bardzo przyjemnie – powiedziała Rosa, ociekając wodą.
Chłopak dał za wygraną i wsunął się za parawan, by w spokoju móc się przebrać. Następnie powiesił swoje przemoczone ubranie nad kominkiem i usiadł na podłodze obok Rosy. Miniaturowa szafeczka znów dyndała na jej szyi.
Ariana postawiła przed każdym ze swoich gości parujący kubek z herbatą. Marcel poczuł jak zalewa go fala wdzięczności do zielarki. Gorąca herbata w tym momencie była szczytem jego marzeń.
– A teraz proszę się wytłumaczyć – rzekła Ariana, kiedy każdy dostał już swój napar. – Chcę wiedzieć o wszystkim, co działo się z wami od naszego ostatniego spotkania. Ze szczegółami.
I Zielony Kot zaczął mówić. O ich prześnieniu do Lasu Jutra, o niezliczonych słonecznych rankach i popołudniach spędzonych w dwieście dwudziestce dwójce, o niespodziewanym pojawieniu się Eli, a także o martwym jeźdźcu i jego ptaku („ja pieprzę!" – przerwała w tym momencie opowieść gęś. „Wiedziałam, że czegoś mi nie powiedzieliście, nikt nigdy mi nic nie mówi! Zawsze dowiaduję się wszystkiego jako ostatnia!"). Zielony Kot przerwał swoją opowieść i podał Arianie szpulkę z nawiniętą treścią listu (Rosa znów musiała powiększyć drobinę, ponieważ szpulka była schowana w jednej z jej mniejszych szuflad). Zielarka doskonale wiedziała co zrobić – włożyła ostatnią z liter do ust i wciągnęła całą treść niczym bardzo długi makaron typu spaghetti. W izbie rozległ się gruby głos mówiący o Portalu, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć (Elka prychnęła głośno i znowu zaczęła narzekać na to, że zawsze dowiaduje się o wszystkim jako ostatnio – niemal zagłuszyła tym słowa listu).
– Rozumiem – powiedziała Ariana, wypluwając list i nawijając go z powrotem na szpulkę. – Rzeczywiście, wykorzystanie Portalu, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć do odstawienia tej dwójki do domu wydaje się być sensownym pomysłem, gdyby nie jeden mały szczegół. Ludzie Oka. Zielony Kocie, myślisz, że to naprawdę sensowne? Myślisz, że zareagują przyjaźnie kiedy... jeśli wasze drogi się skrzyżują?
Zielony Kot machnął łapą.
– Będziemy działać sprytnie i szybko. Marcel musi zostać odstawiony do domu i oboje doskonale o tym wiemy. Podobnie jak Ela. Ba! Oboje w ogóle nie powinni się tu znaleźć! Czas naprawić ten ciąg pomyłek i przypadków.
– Hej! – oburzył się Marcel, któremu wcale nie podobało się, że rozmawiali o nim tak, jakby nie miał prawa do własnego zdania w tej kwestii. – Chyba mogę mieć w tej sprawie coś do powiedzenia?
– Co jest z tobą i Ludźmi Oka? – do rozmowy włączyła się Rosa, która siedziała w małej kałuży wody.
– Stare dzieje – odparł zdawkowo Zielony Kot. – Można powiedzieć, że kiedyś nie zgodziliśmy się co do pewnej kwestii i od tamtej pory eee... nie jesteśmy w najlepszych stosunkach.
Ariana prychnęła do swojej herbaty. Szybko zamaskowała to kaszlnięciem, ale nikt nie dał się nabrać.
– Portale! – ryknęła nagle Ela. – Ludzie Oka! Magiczne listy! Trupy! Konspiracje! Czy nikt nigdy nie może porozmawiać ze mną?! Czy wszyscy już się przyzwyczaili, że Eli się nic nie mówi? Do diabła z wami! Ja pieprzę, co to za ludzie!
Nikt jednak nie zwrócił uwagi na wybuch złości Eli. Za bardzo zdążyli się już do nich przyzwyczaić.
– A więc zamierzacie zacząć od drugiego końca tęczy? – zapytała Ariana.
– Mieliśmy nadzieję, że ty nam pomożesz – powiedział Zielony Kot. – Że może słyszałaś jakieś plotki, że może wiesz o czymś, co mogłoby nam się przydać. Albo masz jakieś informacje o czarowniku. – Zielony Kot wskazał głową na siedzącą obok niego na podłodze Rosę.
Marcel domyślił się, o kogo mogło chodzić Zielonemu Kotu. Czarownik, z którym dziewczyna zawarła umowę. Czy dalej leżał w cieniu paproci z brzuchem ciężkim od pereł?
– Nic o nim nie wiem – odparła Ariana. – Wygląda na to, że zniknął albo pochłonęły go jego wizje. Jesteś pewna, że nie chciałabyś się trochę podsuszyć? – pytanie było skierowane do Rosy.
Dziewczyna pokręciła głową. Spokojnie piła herbatę, ociekając wodą. Nie wyglądało na to, że wzmianka o czarowniku wywołała w niej jakiekolwiek negatywne uczucia.
– Przykro mi, że nie potrafię wam pomóc – powiedziała zielarka. Z jej głosu wynikało, jakby naprawdę było jej przykro.
Zielony Kot westchnął i wypił ostatni łyk herbaty.
– Pomyślałem, że zawsze warto spróbować i zapytać. Kto pyta, nie błądzi, tak mówią. Mimo wszystko miło było cię znowu zobaczyć, moja droga. Bardzo dziękujemy za herbatę i przepraszamy za niespodziewane najście. Nie będziemy zatrzymywać cię ani minuty dłużej.
– Och! – wykrzyknęła Ariana, jakby właśnie w tym momencie przypomniała sobie o czymś niesamowicie ważnym. – Ale zostaniecie chyba na Święcie Kwiatów, prawda? To przecież już jutro!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro