Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Tajemniczy list cz.2

– Ciii! – Coś bezceremonialnie pacnęło Marcela w ramię, natychmiast wyrywając go ze snu. Chłopak otworzył oczy i zobaczył pyszczek Zielonego Kota, znajdujący się w odległości zaledwie kilku centymetrów od własnej twarzy.

– Jejku – mruknął Marcel zaspanym głosem. – Kocie, co ty wyprawiasz?

– Ciii! – powtórzył futrzak, potrząsając ramieniem Marcela. – Wstawaj, zanim obudzi się krzykaczka. Rosa już czeka w kuchni.

Marcel nie musiał pytać, kogo Zielony Kot nazwał krzykaczką. Odrzucił kołdrę i spojrzał na łóżko zajmowane przez Elę. Wyglądało na to, że gęś spała w najlepsze. Razem z Kotem po cichu wspięli się po krętych schodach prowadzących na drugie piętro. Na szczęście żaden ze stopni nie skrzypnął pod ich ciężarem.

Rosa siedziała przy kuchennym stole, obejmując obiema dłońmi parujący kubek pełen niezidentyfikowanego, mętnego płynu. Miała na sobie błękitną piżamę, a na szyi swój ulubiony jaskrawożółty szalik. Spojrzała na Marcela zaspanymi oczami i uśmiechnęła się delikatnie. Chłopak odwzajemnił uśmiech i usiadł naprzeciwko przyjaciółki.

– Masz ten woreczek, który wczoraj buchnęłaś czarownikowi? – zapytał szybko.

Rosa sięgnęła do kieszeni spodni i położyła przed sobą na stole skórzany woreczek z niepokojącym okiem namalowanym niebieską farbą.

– W środku jest list – powiedziała spokojnie.

Zarówno Marcel jak i Zielony Kot wytrzeszczyli na nią oczy.

– Już go otworzyłaś? – zapytał z niedowierzaniem chłopak. – Bez nas?

Rosa spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Myślałeś, że tylko siedziałam sobie tak z nim cały czas, kiedy wczoraj na was czekałam? Oczywiście, że go otworzyłam. Co ty byś zrobił na moim miejscu?

– Przecież tam mogło być coś niebezpiecznego – żachnął się Marcel. – Nie powinnaś była otwierać go sama! I na dodatek nic nam wczoraj nie powiedziałaś.

Rosa wydała z siebie ciche prychnięcie.

– To urocze, że tak bardzo się o mnie martwisz, ale naprawdę potrafię poradzić sobie z rzeczami dużo niebezpieczniejszymi od jakiegoś głupiego skórzanego woreczka. Umiem o siebie zadbać. Ale lepiej się nie ekscytujcie, nie udało mi się wcale przeczytać tego listu. Wygląda na to, że jest zaszyfrowany – powiedziała, rozwiązując supełek i wyjmując z woreczka ciasny rulonik.

– Macie ochotę na budyń truskawkowy? – wtrącił się Zielony Kot.

Rosa i Marcel obrzucili go zdumionymi spojrzeniami. To nie był najlepszy czas na budyń truskawkowy.

– Tak tylko pomyślałem – usprawiedliwił się futrzak. – Pokaż mi ten list.

Rosa wręczyła mu kawałek pergaminu. Zielony Kot przebiegł wzrokiem po papierze i mruknął coś niezrozumiałego.

Marcel wyciągnął rękę. On też był ciekaw treści listu. Kot podał mu pergamin, a chłopak natychmiast rozwinął rulonik i zaczął czytać. Coś było jednak nie tak. Przeczytał pierwsze zdanie, potem drugie, by za chwilę wrócić znów do pierwszego. Przebiegł wzrokiem po tekście. Przebiegł jeszcze raz... i jeszcze... Nic z tego nie rozumiał. Przeniósł spojrzenie na dwójkę przyjaciół.

– Nie pamiętam! – powiedział ze zdumieniem. – Nie mogę zapamiętać treści tego listu! Od razu zapominam co przeczytałem. To strasznie dziwne.

Rosa skinęła głową, a Zielony Kot machnął łapą. Uśmiechał się.

– Stara sztuczka – wyjaśnił pozostałej dwójce, gdy ci spojrzeli na niego pytająco. – Stara sztuczka stosowana przez Ludzi Oka, kiedy ci nie chcą, by ich wiadomość dostała się w niepowołane ręce. Takie, jak na przykład nasze.

– Co to znaczy? – zapytał Marcel. – Chcesz powiedzieć, że wiesz, jak odczytać ten list?

– Taką mam nadzieję – odparł Zielony Kot.

– Ale jak... skąd tak dużo wiesz o Ludziach Oka?

– Koty zawsze chodzą swoimi ścieżkami. W międzyczasie natykając się na to i owo – odpowiedział zdawkowo Zielony Kot. – Potrzebuję szpulki. Widział ktoś z was jakieś nici?

To pytanie wyraźnie zbiło Marcela z pantałyku.

– Eeee... nici?

– Gdzieś je tu chyba widziałem – mruknął Zielony Kot, grzebiąc w jednej z drewnianych szuflad, która skrywała w sobie mnóstwo przypadkowych rzeczy – stare nożyczki, jakieś kartki papieru, spinacze, młotek, chochelkę do nalewania zupy, a także...

– Jest! – wykrzyknął uradowany Zielony Kot, wyjmując z szuflady szpulkę jaskrawoniebieskiej nici. – Powinna się nadać.

Rosa i Marcel wymienili między sobą zdumione spojrzenia, ale Kot nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi.

– Teraz trzeba pozbyć się tej nici... – mruknął i od razu wziął się do roboty.

Marcel przyglądał się z powątpiewaniem poczynaniom Kota. Za jego sprawą tuż obok miski z budyniem truskawkowym (mimo że Rosa i Marcel wyraźnie dali mu wcześniej do zrozumienia, że nie był to najlepszy czas na truskawkowy budyń, Zielony Kot nie dał za wygraną i zamówił porcję dla siebie) rósł wielki, lazurowy kołtun splątanej nici, którą Kot pospiesznie odwijał z drewnianej szpulki.

– O. Myślę, że mamy to. – Zielony Kot wywalił kłębek do kosza.

Następnie Kot zrobił coś bardzo dziwnego – wyglądało na to, że odkleił ciąg liter od pergaminu i zaczął nawijać je na szpulkę niczym osobliwy łańcuszek. Nawinąwszy całą treść, uśmiechnął się triumfalnie. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.

Marcel i Rosa przyglądali mu się wytrzeszczonymi ze zdumienia oczami.

Kot uśmiechnął się jeszcze szerzej, pociągnął łańcuszek liter i wsadził sobie jego koniec do pyszczka. Następnie wessał go niczym spaghetti i mlasnął głośno. Nie omieszkał na końcu się oblizać.

– Trochę przesolone. – Skrzywił się. – Ale... – urwał nagle.

Wyraz pyszczka Zielonego Kota zmienił się diametralnie i nagle futrzak zaczął mówić grubym, nieco ochrypłym głosem, który na pewno nie należał do niego:

– Dwudziesty ósmy dzień dunny. Dolina Czarnego Bzu. Drodzy przyjaciele! Informuję, że moja misja zakończyła się sukcesem. Udało mi się wykonać wszystko to, co ustaliliśmy na ostatnim spotkaniu, plan działa bez zarzutu. Musicie kierować się na drugi koniec tęczy, tam czeka na nas wskazówka dotycząca otwarcia Portalu, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć. Gwarantuję wam, że portal doprowadzi nas do dziewczyny. Szczegółowy plan działania opracowany przeze mnie i Enela przedstawię Wam w najbliższej przyszłości. Wyrazy szacunku, Oen. P.S. Mam nadzieję, że wszyscy cieszycie się dobrym zdrowiem.

Zielony Kot kaszlnął i wykrzyknął już swoim normalnym głosem:

– Aha! Wiedziałem, że to zadziała!

– Portal, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć? – zapytał Marcel.

– Doprowadzi nas do dziewczyny? – dodała Rosa.

– Wyśmienicie – powiedział Zielony Kot, zupełnie ich nie słuchając. – ten posłaniec naprawdę spadł nam z nieba. I to dosłownie. Wygląda na to, że Ludzie Oka odkryli coś, co może stanowić rozwiązanie wszystkich naszych problemów.

– Nie wiedziałem, że mamy tutaj jakieś problemy – odezwał się Marcel.

– Nie wiedziałeś, że mamy tutaj jakieś problemy? – powtórzył z niedowierzaniem Zielony Kot. – Mam pod opieką dwie zguby, które jak najszybciej należy odstawić do domu. Och, nie mów, że nie wiesz, o kogo mi chodzi! – dodał z irytacją. – Zwykłe wakacje dobiegają końca. Pora wracać. Przecież o tym wiesz. Wakacje nigdy nie mogą ciągnąc się w nieskończoność.

Marcel rzucił mu skonsternowane spojrzenie.

– Nie chcesz chyba przez to powiedzieć...

– Słuchaj! – wykrzyknął Zielony Kot. – Lubię sobie z tobą pogawędzić, ale twój pobyt w Donikąd nie może trwać przecież wiecznie. Od wielu dni głowię się jak mógłbym odstawić cię bezpiecznie do domu, by zakończyć tę całą pomyłkę z wróżką i sprowadzeniem cię tutaj. Nie mówiąc już o tym, że Elka także powinna wrócić do domu i to jak najszybciej. Portal, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć to nasza ogromna szansa!

– Hej! – Marcel podniósł się ze swojego krzesła.

Tym razem to Zielony Kot wydawał się zdziwiony.

– Myślałem, że tego właśnie chcesz. Wrócić do domu.

– Nie! – wykrzyknął Marcel. – Tak – dodał. – Chcę, ale...

Wiedział o tym od dawna, choć nie przyznawał się do tego nawet przed samym sobą. Zdawał sobie sprawę, że nie może przecież zostać w Donikąd na zawsze, że w końcu będzie musiał wrócić do świata, do którego naprawdę należał. Tam żyli jego rodzice i rodzeństwo, tam znajdowała się jego przyszłość. Nie spodziewał się jednak, że temat ten wypłynie tak szybko. Nie zanim dowie się, jakim cudem obrazy Donikąd gnieździły się w jego głowie na długo przed tym, jak zobaczył je na własne oczy.

– Rosa!

Spojrzał na dziewczynę, szukając wsparcia. Nie mógł jej przecież zostawić. Nie, kiedy już raz się spotkali. Zostawiając Rosę w innym uniwersum, zostawiłby tutaj część siebie. Co więc powinien zrobić?

Rosa wzruszyła ramionami. Jej milczenie wyraźnie go zabolało. Czyżby on nie był dla niej równie ważny, jak ona dla niego? Rozważył taką możliwość. To prawdopodobne – Rosa nigdy nie mówiła zbyt dużo o swoich uczuciach. Gdyby tylko potrafił przebić się przez ten gruby mur, który jego przyjaciółka wokół siebie budowała...

– Spokojnie, spokojnie – powiedział Zielony Kot, wyczuwając rosnące napięcie. – Musisz to przetrawić, mój drogi. Nie da się jednak ukryć, że odstawienie do domu Elki byłoby bardzo... na pewno by nikomu nie zaszkodziło. Elka powinna wrócić. Jak najszybciej.

Z tym stwierdzeniem nikt akurat nie mógł się nie zgodzić. Wszyscy wiedzieli doskonale, że gęś powinna wrócić do domu. Zresztą ta perspektywa nie wydawała im się nieprzyjemna. Wręcz przeciwnie – była nad wyraz kusząca.

– Pozostaje jeszcze kwestia dziewczyny – dodała Rosa.

– Dziewczyny? – zapytał Marcel. – Ach, tak, portal miał zaprowadzić Ludzi Oka do jakiejś dziewczyny – dodał po chwili. – Myślicie, że grozi jej niebezpieczeństwo?

– Na pewno nie zamierzają zjeść jej na śniadanie, tego możesz być pewny – odparł Zielony Kot i zaczął krążyć po kuchni. Rozmyślał na głos. – Ludzie Oka chcą otworzyć Portal, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć, a wskazówka znajduje się na drugim końcu tęczy. Facet, który wykorkował musiał być ich posłańcem. Posłańcem ... Pozostali dopiero po jakimś czasie zorientują się, że coś jest nie tak, że ten cały Oen nie wysłał do nich listu. A Oen też dopiero po jakimś czasie skapnie się, że coś jest nie tak, bo nie dostaje żadnej odpowiedzi od Ludzi Oka! Ha! Wiecie jaka jest konkluzja?! To my musimy znaleźć się na drugim końcu tęczy jako pierwsi, by zdobyć wskazówkę i dostać się do portalu. Nie chcemy przecież wchodzić w drogę Ludziom Oka. Po prostu musimy skorzystać z ich odkrycia.

– Po co Ludzie Oka mieliby chcieć otworzyć Portal, Który Zabiera Wszystkich w Miejsca, w Których Powinni Się Znaleźć? – zapytał Marcel.

– Może chcą znaleźć się w miejscu, w którym powinni się znaleźć? – zasugerowała Rosa.

– Ale... – zaczął Marcel, jednak nie skończył. W drzwiach kuchni stała Elka.

– Co się tutaj wyprawia? – wybuchnęła gęś. Wyglądało na to, że złość z poprzedniego dnia wcale jej jeszcze nie przeszła. – O czym nie wiem?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro