Pagórek, czy Mount Everest?
Wyrwałam Słoweńcowi komórkę z ręki, gdyż na ekranie widniał napis "Trener". Oddaliłam się od skoczków i przeciągnęłam palcem po zielonym śladzie.
-Halo?
-Dzień dobry Kasiu, mam dla ciebie dwie wiadomości- dobrą i złą
Poczułam, że moje serce zaczyna bić coraz mocniej z sekundy na sekundę.
-Może najpierw ta dobra?- mój głos brzmiał niepewnie, ponieważ nie wiedziałam, czego się spodziewać
-Dobra jest taka, że twoje ostatnie wyniki badań wskazują, że z twoim obojczykiem już wszystko w porządku, w związku z tym będziesz mogła wziąć udział w najbliższych zawodach krajowych
-Jejku, to świetnie!- nie ukrywałam zadowolenia- a ta zła informacja?- teraz spoważniałam
-Niestety twój koń doznał poważnej kontuzji nogi i nie będziesz mogła na niego wsiadać prawdopodobnie do końca września, ale nie martw się, jest po opieką weterynarza
Do moich oczu szybko napłynęły łzy.
-A zawody?- spytałam
-Na nie przydzielimy ci innego konia, na którym już niedługo zaczniesz treningi
-Dziękuje za informację- jak najprędzej się rozłączyłam, po czym usiadłam na pobliskiej ławce i próbowałam pozbierać rozsypane myśli.
Przecież Arystokrata mnie potrzebuje! Nie jestem dobrą właścicielką, trzeba to zmienić. Postanowiłam, że wrócę do domu już jutro i zaklepałam sobie lot przez internet na godzinę 18:30.
-Tu się ukrywasz!- usłyszałam za moimi plecami, więc odwróciłam się. Domen przeskoczył ławkę i spoczął obok mnie. Widząc mnie zapłakaną, zrobił smutną minkę.
-Czemu płaczesz?- spytał- którego mam zabić?
Uśmiechnęłam się lekko
-Nikogo- odparłam- muszę ci coś powiedzieć
-Boże, nie- jęknął- tylko nie mów, że już mnie nie kochasz
Uderzyłam go pięścią w rękę.
-Chodzi o mojego konia- zaczęłam- ma chorą nogę i będę musiała go odwiedzić, no i zacząć treningi do zawodów, dlatego jutro muszę wyjechać
-Już jutro!?- krzyknął i skrzywił się- no dobra, w sumie musisz ćwiczyć, żeby wygrać i szkoda, że Arystokrata ma uraz, bo świetnie się ze sobą dogadujecie
Westchnęłam ciężko
-Nie poradzę sobie bez niego! Co z tego, że wsiądę na innego konia, przecież to na nim trenowałam od lat
-Ej,nawet tak nie mów- pocałował mnie w czoło- my nigdy się nie poddajemy
-Dzięki, ale chyba nie do końca rozumiesz moją sytuację
-Myślisz, że kiedy przyjeżdżamy na skocznie, które mniej lubię, i na których słabo skaczę, to rezygnuję z udziału w konkursach? No nie. Trzeba czasem trochę bardziej popracować, żeby osiągnąć sukces, bo los rzuca kłody pod nogi i tylko czeka, aż się potkniemy. To nie jest powód, żeby wszystko rzucić i płakać. Każdy ma przecież problemy i idzie pod górkę- tłumaczył
-Tylko, że niektórzy mają pagórek, a inni Mount Everest- zaśmiałam się
Pogadaliśmy jeszcze trochę, wtuleni w sobie i zapatrzeni w gwiazdy. Słowa Domena zmotywowały mnie i dodały pozytywnej energii. Energii do walki.
Nie zauważyliśmy nawet, że przed nami zebrała się grupka skoczków.
-Chodźcie już- zwrócił się do nas Jernej- no chyba, że chcecie przegapić tort
-My?!- zdziwił się mój chłopak- nigdy!
Wbiegliśmy na salę, kiedy akurat kelnerki wynosiły świeży wypiek. Zauważyłam, że Andi stoi przy nim razem z Zuzą, jak dobrze, że mu wybaczyła. Gdy Niemiec zdmuchał świeczki, zaśpiewaliśmy mu "Happy Birthday" i zabraliśmy się za jedzenie. Ciasto było pyszne i wprost rozpływało się w ustach- pychota.
Następnego dnia rano wsiadłam w autobus i pojechałam na lotnisko. Przez cały czas pisałam z Domenem (no bo co innego można robić, kiedy tak się czeka).
Załamałam się,kiedy ujrzałam na wielkim ekranie tekst mówiący o tym, że mój lot został przeniesiony o dwie godziny. Usiadłam na jednym z krzeseł i przyglądałam się ludziom.
Kiedy już mi się znudziło, nałożyłam swoje żółte słuchawki firmy beat's i oddałam się moim ulubionym piosenkom. Obok mnie spoczął jakiś facet z golden retrieverem.
Pogłaskałam psiaka i uśmiechnęłam się do mężczyzny.
Kupiłam sobie jakiegoś hot- doga i wodę mineralną przypominając sobie, iż zapomniałam o śniadaniu.
W Polsce padał deszcz, więc razem z tatą (który po mnie przyjechał) przemokliśmy do suchej nitki. W domu od razu się przebrałam, po drodze wymieniając z ojcem parę zdań i udałam się do stajni. Gdy tylko zobaczyłam mojego konia, rzuciłam się mu na szyję.
-Przepraszam- wyszeptałam
Mój wzrok zatrzymał się na nodze wierzchowca, którą zdobił granatowy stabilizator. Niedługo potem przyszedł trener.
-Dzień dobry!- zaczął pogodnie
Kiwnęłam głową.
-Zajmę się nim trochę, a później potrenuję- oznajmiłam
-Tak, tak, powierzam ci w opiekę Heliosa- rzekł- na pewno sobie poradzisz, zresztą pracowałaś z nim z ziemi
Zmusiłam się do uśmiechu i podreptałam w stronę siodlarni.
Wyczyściłam Arystokratę i wypuściłam go na zewnątrz. Następnie skierowałam się do boksu siwego wałacha, na którym miałam jeździć.
-Hej przystojniaku- przywitałam się i poklepałam go po łopatce
Koń nastawił uszy czekając, aż poczęstuję go smaczkiem.
Podczas jazdy był posłuszny, czasem tylko strzelał barany, ale mimo tego wykazał się zwinnością i grzecznością. Mojej jeździe przyglądał się trener i jedna dziewczyna, którą chyba z kądś znałam. Nie miałam jednak zamiaru się rozpraszać i skupiłam moją uwagę na kontakcie pomiędzy mną a koniem. Dopiero po treningu blondynka podeszła do mnie, a ja wykrzyknęłam:
-Nacia! To ty?!?
-We własnej osobie kochana!- wydrała się druga i po chwili obie się wyściskałyśmy
-Miałaś wyjechać razem z rodzicami do Stanów- powiedziałam
-Tak, mieszkam tam, ale na wakacje przyjechałam do babci- odparła
przeczesując palcami złociste włosy- no i chciałam zobaczyć starą stajnię
Natalka pomogła mi rozsiodłać Heliosa, a następnie obie wyszłyśmy na pastwisko i usiadłyśmy na drewnianym płocie. Opowiadałyśmy o swoim życiu i o swoich sukcesach, aż tu w pewnym momencie mój telefon zawibrował, a na ekranie pojawiło się zdjęcie Domena.
Przeprosiłam przyjaciółkę i szybko rzuciłam do słuchawki, że wszystko ok i że nie mogę rozmawiać.
-Nie mówiłaś, że kogoś masz- poruszyła brwiami- i to jeszcze nie Polaka
-Eee...no bo wiesz....To nie mój chłopak, tylko ten,no....kuzyn- wymyśliłam
-Poczekaj, bo ci uwierzę- spojrzała na mnie niepoważnie- gadaj
Westchnęłam.
-No dobra, to był mój chłopak i nie jest Polakiem, zadowolona?
-Imię, narodowość, wiek, okoliczność poznania?- wyliczała
Nie chciałam jej okłamywać, ale też mówić prawdy.
-Yyy..jest Słoweńcem- odprałam
iiii...- ciągnęła
Właśnie w tym momencie pod stajnię podjechała moja mama. Odetchnęłam z ulgą i pożegnałam się z Natalką.
Wtuliłam się w sierść mojego konika, którego trener miał wpuścić za pół godziny i wskoczyłam do samochodu.
-Uratowałaś mnie- powiedziałam- ale nie ważne, hej- utonęłam w jej objęciach, bowiem nie widziałyśmy się wcześniej, gdyż mama dopiero co skończyła pracę.
-I jak było?- spytała- zadowolona?
-Pewnie, świetnie się bawiłam- odparłam- kolega miał urodziny, więc pomagałam w urządzaniu imprezy.
-A Domen?
-Wszystko u niego w porządku- wyjaśniłam- ale nie ma teraz za bardzo czasu, bo przecież trwa letnie grand prix
-Nie nudziłaś się?
-No coś ty, kiedy skakali, chodziłyśmy z Zuzą po mieście,i wiesz co? Kupiłam wam prezenty- wyszczerzyłam się
-Jak miło- uśmiechnęła się
Resztę dnia spędziłam na rozdawaniu podarunków rodzinie. Chyba się podobały..... Wieczorem zadzwoniłam do mojego chłopaka. Odebrał Peter.
-Witam, tu najprzystojniejszy z Prevców, w czym mogę pomóc?-
zaczął z brytyjskim akcentem
-Co u was?- zapytałam- żyjecie?
-Yhym, jeszcze nikt nie umarł,a ty nie miałaś turbulencji?
-Sama nie wiem, cały lot przespałam- zaśmialiśmy się
Usłyszałam, że ktoś wyszarpuje mu komórkę.
-Halo, halo, poproszę familijną z pieczarkami i podwójnym serem- odezwał się najprawdopodobniej Tepeš.
-I jeszcze dużą hawajską!- wydarł się Cene
Zachichotałam.
-Ej, co ty Pero, striptizerki zamawiasz czy co?- oburzył się Anze
-To ja może zadzwonię, jak już się ogarniecie- odparłam i się rozłączyłam
Jak mi brakuję tego wariatkowa... Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Na zegarze wybiła północ, więc położyłam się do łóżka i wycieńczona dniem odpłynęłam.
Zuzia
Kasi nie ma już trzeci dzień, a Domen już odchodzi od zmysłów. No ja rozumiem, że za nią tęskni, ale nawet Andreas nie wypisuje do mnie 24h na dobę, kiedy jestem w Polsce. Chciałam odciągnąć trochę jego uwagę od nieobecności Kasi, więc zebrałam skoczków i podzieliłam ich na drużyny do gry w nogę.
Na początku się trochę opierali (oczywiście nie Andi. Po ostatnim nie chce znowu podpaść) ale kiedy Schuster, który zresztą bardzo mnie lubi, bo jak powtarza:"Daję Andreasowi i nie tylko ogromną motywację do skakania" powiedział im, że wszystkim zostanie to zaliczone jako część treningu, ochoczo pobiegli na boisko.
Jak zwykle wywiązała się rywalizacja o to, kto będzie kapitanem. Stanęli w niej: Freund, P. Prevc, Domen i Andi. Pozostali byli nadzwyczaj zgodni. A Daniel, co jest zresztą wielkim sukcesem, nie próbował dołączyć do kłótni. Na pewno miał jakieś swoje powody (zawsze ma) ale teraz nie było to ważne. W końcu, powstrzymując rozlew krwi, zadecydowałam, że kapitanów wyłoni ciągnięcia słomek. Najdłuższe wylosowali Domen i Severin (Andi cały czas posądza go o oszustwo) więc to oni wybierali składy.
Tym samym drużyna Niemca składała się z: Freitaga, Hayböecka, Wanka, Stocha, P. Prevca (Proch is life), Dawida, Laniska, Żyły (jak zawsze nie rozłączny z Anze'm-bff), Krafta (jeżeli Michael to i on. W końcu Freund nie jest sadystą i Kraftböecka nie rozbije) i Kota na miejscu bramkarza.
W drużynie przeciwnej zaś znaleźli się: Andi, ostatni z braci Preclów-Cene, Fettner, Daniel, Poppinger, Kofler, Hula, Fanemmel, Tepes, Kranjec i stojący na bramce Markus. Zaszczytne tytuły sędziów otrzymali Tom i Janek. Dla ułatwienia ogarnięcia kto jest z kim, zawodnicy drużyny Domena, nałożyli koszulki w kolorze niebieskim (Dobrze, że nie wpadli na pomysł zdjęcia ich).
Mecz rozpoczęła drużyna fanatyka pierogów, który wyciągnął dłuższą słomkę. Wszyscy zacięcie kopali w piłkę do czasu gdy ta, po uderzeniu przez Laniska.....wpadła do bramki. Ach ten Markus. Przepuścił gola już w 10 minucie gry! Na szczęście, w następnej akcji, się zrehablilitował i obronił atak Procha. Fuks na dłużej zagościł w drużynie kreskówkowiczów, gdyż w 18 minucie, czarno-Biała kula, za sprawą Andi'ego, zagościła w siatce Macieja.
Jako że byłam jedynym kibicem, a mój chłopak właśnie strzelił bramkę, mój krzyk było słychać na całym boisku. Przez kolejne 27 minut, czyli do końca pierwszej połowy, nikt nie zwiększył swojej przewagi nad rywalem, więc z boiska zeszli z w miarę zadowalający wynikiem -1:1. W przerwie podbiegłam do mojego ukochanego misia i rzuciłam mu się na szyję.
- Brawo! To był piękny gol-uśmiechnęłam się-Chyba pierwszy raz nie zasnęłam na meczu piłki nożnej.
- A co sprawiło, że nie zasnęłaś?-spytał
- Hmmm... pomyślmy. Może to, że na boisku grał mój najseksowniejszy na świecie chłopak. A teraz, powodzenia kochanie. Wygrajcie to-cmoknęłam go w policzek i za nim zdążył
zareagować odbiegłam na trybuny.
Druga połowa wyglądała podobnie do pierwszej, z tą różnicą, że bramki strzelili dwaj Preclowie-najmłodszy i najstarszy. Zostało 5 minut do końca gry. Wszyscy starali się zdobyć gola, aby wygrać, przed co Markus i Maciek mieli mnóstwo roboty. Nagle, kiedy mój kochany biegł z piłką, ktoś go staranował i pobiegł dalej z kulą. Tom wstrzymał grę. Jak się okazało, kulę spod nóg wybił Andi'emu wybił...Freund.
Skorzystałam z tego, że gra została wstrzymana, a Freund kłóci się z sędziami i podbiegłam do Niemca, który dalej leżał na trawie i trzymał za nogę. Kucnęłam przy jego głowie.
- Nic ci nie jest misiu?-
- Nie słonko. Tylko siniak-uśmiechnął się pokrzepiająco, ale z jego spojrzenia wyczytałam ból
- Udajmy, że ci wierzę-mruknęłam-A teraz przepraszam cię na moment-podeszłam do miłośnika kuchni polskiej-Freund! No wiesz ty co!? Jak mogłeś!-zaczęłam krzyczeć dźgając go palcem w tors-A ja miałam dla ciebie pierogi-westchnęĺam
- Czekaj moment Zuzka. Czy ty powiedziałeś, że właśnie straciłem pierogi!?
- Tak. Nie dostaniesz ani jednego-wróciłam do Andreasa-Chodź misiu.
- Pójdziemy do hotelu i zrobię ci jakiś okład. Czy może wolisz pójść do kadrowego lekarza?
- Wolę pójść z tobą. Wiem, że dzięki tobie na pewno wrócę do stanu używalności.
Udaliśmy się do naszego pokoju. Po drodze spotkaliśmy trenera kadry.
- O! Czyżby mecz się już skończył?
- Już chyba tak, ale Andi został trochę sfaulowany, więc idę mu zrobić jakiś zimny okład.
- Z tobą na pewno szybko dojdzie do zdrowia-zaśmiał się
Otworzyłam drzwi i kazałam się mu położyć na łóżku. Sama poszłam do łazienki i zamoczu łam ręcznik w lodowatej wodzie. Ułożyłam go na miejscu stłuczenia.
- Mam nadzieję, że trochę pomoże.
- Najbardziej pomaga mi twoją obecność-skradł z moich ust pocałunek-A dzięki temu, jesteś niezastąpiona -zarumieniłam się
- Wypoczywaj-cmoknęłam go w czoło i położyłam obok
Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i mimo wczesnej pory zasnęłam
____________________________________
Dzisiejszy konkurs był całkiem ok, bo wreszcie Maciek się zrehabilitował 💪
Szkoda tylko Gragora, który podczas kwalifikacji miał upadek i nie wystartował w konkursie 😢
Ja jestem osobiście zadowolona ze zwycięstwa Krafta, lubię go 😃
Prevce też latają przyzwoicie, więc powody do radości są.
Oczywiście Andi bije sam siebie 👏
Więc nic, tylko czekać!
Do następnego!
Autorki ✍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro