Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pagórek, czy Mount Everest?

Wyrwałam Słoweńcowi komórkę z ręki, gdyż na ekranie widniał napis "Trener". Oddaliłam się od skoczków i przeciągnęłam palcem po zielonym śladzie.

-Halo?

-Dzień dobry Kasiu, mam dla ciebie dwie wiadomości- dobrą i złą

Poczułam, że moje serce zaczyna bić coraz mocniej z sekundy na sekundę.

-Może najpierw ta dobra?- mój głos brzmiał niepewnie, ponieważ nie wiedziałam, czego się spodziewać

-Dobra jest taka, że twoje ostatnie wyniki badań wskazują, że z twoim obojczykiem już wszystko w porządku, w związku z tym będziesz mogła wziąć udział w najbliższych zawodach krajowych

-Jejku, to świetnie!- nie ukrywałam zadowolenia- a ta zła informacja?- teraz spoważniałam

-Niestety twój koń doznał poważnej kontuzji nogi i nie będziesz mogła na niego wsiadać prawdopodobnie do końca września, ale nie martw się, jest po opieką weterynarza

Do moich oczu szybko napłynęły łzy.

-A zawody?- spytałam

-Na nie przydzielimy ci innego konia, na którym już niedługo zaczniesz treningi

-Dziękuje za informację- jak najprędzej się rozłączyłam, po czym usiadłam na pobliskiej ławce i próbowałam pozbierać rozsypane myśli.

Przecież Arystokrata mnie potrzebuje! Nie jestem dobrą właścicielką, trzeba to zmienić. Postanowiłam, że wrócę do domu już jutro i zaklepałam sobie lot przez internet na godzinę 18:30.

-Tu się ukrywasz!- usłyszałam za moimi plecami, więc odwróciłam się. Domen przeskoczył ławkę i spoczął obok mnie. Widząc mnie zapłakaną, zrobił smutną minkę.

-Czemu płaczesz?- spytał- którego mam zabić?

Uśmiechnęłam się lekko

-Nikogo- odparłam- muszę ci coś powiedzieć

-Boże, nie- jęknął- tylko nie mów, że już mnie nie kochasz

Uderzyłam go pięścią w rękę.

-Chodzi o mojego konia- zaczęłam- ma chorą nogę i będę musiała go odwiedzić, no i zacząć treningi do zawodów, dlatego jutro muszę wyjechać

-Już jutro!?- krzyknął i skrzywił się- no dobra, w sumie musisz ćwiczyć, żeby wygrać i szkoda, że Arystokrata ma uraz, bo świetnie się ze sobą dogadujecie

Westchnęłam ciężko

-Nie poradzę sobie bez niego! Co z tego, że wsiądę na innego konia, przecież to na nim trenowałam od lat

-Ej,nawet tak nie mów- pocałował mnie w czoło- my nigdy się nie poddajemy

-Dzięki, ale chyba nie do końca rozumiesz moją sytuację

-Myślisz, że kiedy przyjeżdżamy na skocznie, które mniej lubię, i na których słabo skaczę, to rezygnuję z udziału w konkursach? No nie. Trzeba czasem trochę bardziej popracować, żeby osiągnąć sukces, bo los rzuca kłody pod nogi i tylko czeka, aż się potkniemy. To nie jest powód, żeby wszystko rzucić i płakać. Każdy ma przecież problemy i idzie pod górkę- tłumaczył

-Tylko, że niektórzy mają pagórek, a inni Mount Everest- zaśmiałam się

Pogadaliśmy jeszcze trochę, wtuleni w sobie i zapatrzeni w gwiazdy. Słowa Domena zmotywowały mnie i dodały pozytywnej energii. Energii do walki.

Nie zauważyliśmy nawet, że przed nami zebrała się grupka skoczków.

-Chodźcie już- zwrócił się do nas Jernej- no chyba, że chcecie przegapić tort

-My?!- zdziwił się mój chłopak- nigdy!

Wbiegliśmy na salę, kiedy akurat kelnerki wynosiły świeży wypiek. Zauważyłam, że Andi stoi przy nim razem z Zuzą, jak dobrze, że mu wybaczyła. Gdy Niemiec zdmuchał świeczki, zaśpiewaliśmy mu "Happy Birthday" i zabraliśmy się za jedzenie. Ciasto było pyszne i wprost rozpływało się w ustach- pychota.

Następnego dnia rano wsiadłam w autobus i pojechałam na lotnisko. Przez cały czas pisałam z Domenem (no bo co innego można robić, kiedy tak się czeka).

Załamałam się,kiedy ujrzałam na wielkim ekranie tekst mówiący o tym, że mój lot został przeniesiony o dwie godziny. Usiadłam na jednym z krzeseł i przyglądałam się ludziom.

Kiedy już mi się znudziło, nałożyłam swoje żółte słuchawki firmy beat's i oddałam się moim ulubionym piosenkom. Obok mnie spoczął jakiś facet z golden retrieverem.
Pogłaskałam psiaka i uśmiechnęłam się do mężczyzny.
Kupiłam sobie jakiegoś hot- doga i wodę mineralną przypominając sobie, iż zapomniałam o śniadaniu.

W Polsce padał deszcz, więc razem z tatą (który po mnie przyjechał) przemokliśmy do suchej nitki. W domu od razu się przebrałam, po drodze wymieniając z ojcem parę zdań i udałam się do stajni. Gdy tylko zobaczyłam mojego konia, rzuciłam się mu na szyję.

-Przepraszam- wyszeptałam

Mój wzrok zatrzymał się na nodze wierzchowca, którą zdobił granatowy stabilizator. Niedługo potem przyszedł trener.

-Dzień dobry!- zaczął pogodnie

Kiwnęłam głową.

-Zajmę się nim trochę, a później potrenuję- oznajmiłam

-Tak, tak, powierzam ci w opiekę Heliosa- rzekł- na pewno sobie poradzisz, zresztą pracowałaś z nim z ziemi

Zmusiłam się do uśmiechu i podreptałam w stronę siodlarni.

Wyczyściłam Arystokratę i wypuściłam go na zewnątrz. Następnie skierowałam się do boksu siwego wałacha, na którym miałam jeździć.

-Hej przystojniaku- przywitałam się i poklepałam go po łopatce

Koń nastawił uszy czekając, aż poczęstuję go smaczkiem.

Podczas jazdy był posłuszny, czasem tylko strzelał barany, ale mimo tego wykazał się zwinnością i grzecznością. Mojej jeździe przyglądał się trener i jedna dziewczyna, którą chyba z kądś znałam. Nie miałam jednak zamiaru się rozpraszać i skupiłam moją uwagę na kontakcie pomiędzy mną a koniem. Dopiero po treningu blondynka podeszła do mnie, a ja wykrzyknęłam:

-Nacia! To ty?!?

-We własnej osobie kochana!- wydrała się druga i po chwili obie się wyściskałyśmy

-Miałaś wyjechać razem z rodzicami do Stanów- powiedziałam

-Tak, mieszkam tam, ale na wakacje przyjechałam do babci- odparła
przeczesując palcami złociste włosy- no i chciałam zobaczyć starą stajnię

Natalka pomogła mi rozsiodłać Heliosa, a następnie obie wyszłyśmy na pastwisko i usiadłyśmy na drewnianym płocie. Opowiadałyśmy o swoim życiu i o swoich sukcesach, aż tu w pewnym momencie mój telefon zawibrował, a na ekranie pojawiło się zdjęcie Domena.

Przeprosiłam przyjaciółkę i szybko rzuciłam do słuchawki, że wszystko ok i że nie mogę rozmawiać.

-Nie mówiłaś, że kogoś masz- poruszyła brwiami- i to jeszcze nie Polaka

-Eee...no bo wiesz....To nie mój chłopak, tylko ten,no....kuzyn- wymyśliłam

-Poczekaj, bo ci uwierzę- spojrzała na mnie niepoważnie- gadaj

Westchnęłam.

-No dobra, to był mój chłopak i nie jest Polakiem, zadowolona?

-Imię, narodowość, wiek, okoliczność poznania?- wyliczała

Nie chciałam jej okłamywać, ale też mówić prawdy.

-Yyy..jest Słoweńcem- odprałam

iiii...- ciągnęła

Właśnie w tym momencie pod stajnię podjechała moja mama. Odetchnęłam z ulgą i pożegnałam się z Natalką.

Wtuliłam się w sierść mojego konika, którego trener miał wpuścić za pół godziny i wskoczyłam do samochodu.

-Uratowałaś mnie- powiedziałam- ale nie ważne, hej- utonęłam w jej objęciach, bowiem nie widziałyśmy się wcześniej, gdyż mama dopiero co skończyła pracę.

-I jak było?- spytała- zadowolona?

-Pewnie, świetnie się bawiłam- odparłam- kolega miał urodziny, więc pomagałam w urządzaniu imprezy.

-A Domen?

-Wszystko u niego w porządku- wyjaśniłam- ale nie ma teraz za bardzo czasu, bo przecież trwa letnie grand prix

-Nie nudziłaś się?

-No coś ty, kiedy skakali, chodziłyśmy z Zuzą po mieście,i wiesz co? Kupiłam wam prezenty- wyszczerzyłam się

-Jak miło- uśmiechnęła się

Resztę dnia spędziłam na rozdawaniu podarunków rodzinie. Chyba się podobały..... Wieczorem zadzwoniłam do mojego chłopaka. Odebrał Peter.

-Witam, tu najprzystojniejszy z Prevców, w czym mogę pomóc?-
zaczął z brytyjskim akcentem

-Co u was?- zapytałam- żyjecie?

-Yhym, jeszcze nikt nie umarł,a ty nie miałaś turbulencji?

-Sama nie wiem, cały lot przespałam- zaśmialiśmy się

Usłyszałam, że ktoś wyszarpuje mu komórkę.

-Halo, halo, poproszę familijną z pieczarkami i podwójnym serem- odezwał się najprawdopodobniej Tepeš.

-I jeszcze dużą hawajską!- wydarł się Cene

Zachichotałam.

-Ej, co ty Pero, striptizerki zamawiasz czy co?- oburzył się Anze

-To ja może zadzwonię, jak już się ogarniecie- odparłam i się rozłączyłam

Jak mi brakuję tego wariatkowa... Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Na zegarze wybiła północ, więc położyłam się do łóżka i wycieńczona dniem odpłynęłam.

Zuzia
Kasi nie ma już trzeci dzień, a Domen już odchodzi od zmysłów. No ja rozumiem, że za nią tęskni, ale nawet Andreas nie wypisuje do mnie 24h na dobę, kiedy jestem w Polsce. Chciałam odciągnąć trochę jego uwagę od nieobecności Kasi, więc zebrałam skoczków i podzieliłam ich na drużyny do gry w nogę.

Na początku się trochę opierali (oczywiście nie Andi. Po ostatnim nie chce znowu podpaść) ale kiedy Schuster, który zresztą bardzo mnie lubi, bo jak powtarza:"Daję Andreasowi i nie tylko ogromną motywację do skakania" powiedział im, że wszystkim zostanie to zaliczone jako część treningu, ochoczo pobiegli na boisko.

Jak zwykle wywiązała się rywalizacja o to, kto będzie kapitanem. Stanęli w niej: Freund, P. Prevc, Domen i Andi. Pozostali byli nadzwyczaj zgodni. A Daniel, co jest zresztą wielkim sukcesem, nie próbował dołączyć do kłótni. Na pewno miał jakieś swoje powody (zawsze ma) ale teraz nie było to ważne. W końcu, powstrzymując rozlew krwi, zadecydowałam, że kapitanów wyłoni ciągnięcia słomek. Najdłuższe wylosowali Domen i Severin (Andi cały czas posądza go o oszustwo) więc to oni wybierali składy.

Tym samym drużyna Niemca składała się z: Freitaga, Hayböecka, Wanka, Stocha, P. Prevca (Proch is life), Dawida, Laniska, Żyły (jak zawsze nie rozłączny z Anze'm-bff), Krafta (jeżeli Michael to i on. W końcu Freund nie jest sadystą i Kraftböecka nie rozbije) i Kota na miejscu bramkarza.

W drużynie przeciwnej zaś znaleźli się: Andi, ostatni z braci Preclów-Cene, Fettner, Daniel, Poppinger, Kofler, Hula, Fanemmel, Tepes, Kranjec i stojący na bramce Markus. Zaszczytne tytuły sędziów otrzymali Tom i Janek. Dla ułatwienia ogarnięcia kto jest z kim, zawodnicy drużyny Domena, nałożyli koszulki w kolorze niebieskim (Dobrze, że nie wpadli na pomysł zdjęcia ich).

Mecz rozpoczęła drużyna fanatyka pierogów, który wyciągnął dłuższą słomkę. Wszyscy zacięcie kopali w piłkę do czasu gdy ta, po uderzeniu przez Laniska.....wpadła do bramki. Ach ten Markus. Przepuścił gola już w 10 minucie gry! Na szczęście, w następnej akcji, się zrehablilitował i obronił atak Procha. Fuks na dłużej zagościł w drużynie kreskówkowiczów, gdyż w 18 minucie, czarno-Biała kula, za sprawą Andi'ego, zagościła w siatce Macieja.

Jako że byłam jedynym kibicem, a mój chłopak właśnie strzelił bramkę, mój krzyk było słychać na całym boisku. Przez kolejne 27 minut, czyli do końca pierwszej połowy, nikt nie zwiększył swojej przewagi nad rywalem, więc z boiska zeszli z w miarę zadowalający wynikiem -1:1. W przerwie podbiegłam do mojego ukochanego misia i rzuciłam mu się na szyję.

- Brawo! To był piękny gol-uśmiechnęłam się-Chyba pierwszy raz nie zasnęłam na meczu piłki nożnej.

- A co sprawiło, że nie zasnęłaś?-spytał

- Hmmm... pomyślmy. Może to, że na boisku grał mój najseksowniejszy na świecie chłopak. A teraz, powodzenia kochanie. Wygrajcie to-cmoknęłam go w policzek i za nim zdążył
zareagować odbiegłam na trybuny.

Druga połowa wyglądała podobnie do pierwszej, z tą różnicą, że bramki strzelili dwaj Preclowie-najmłodszy i najstarszy. Zostało 5 minut do końca gry. Wszyscy starali się zdobyć gola, aby wygrać, przed co Markus i Maciek mieli mnóstwo roboty. Nagle, kiedy mój kochany biegł z piłką, ktoś go staranował i pobiegł dalej z kulą. Tom wstrzymał grę. Jak się okazało, kulę spod nóg wybił Andi'emu wybił...Freund.

Skorzystałam z tego, że gra została wstrzymana, a Freund kłóci się z sędziami i podbiegłam do Niemca, który dalej leżał na trawie i trzymał za nogę. Kucnęłam przy jego głowie.

- Nic ci nie jest misiu?-

- Nie słonko. Tylko siniak-uśmiechnął się pokrzepiająco, ale z jego spojrzenia wyczytałam ból

- Udajmy, że ci wierzę-mruknęłam-A teraz przepraszam cię na moment-podeszłam do miłośnika kuchni polskiej-Freund! No wiesz ty co!? Jak mogłeś!-zaczęłam krzyczeć dźgając go palcem w tors-A ja miałam dla ciebie pierogi-westchnęĺam

- Czekaj moment Zuzka. Czy ty powiedziałeś, że właśnie straciłem pierogi!?

- Tak. Nie dostaniesz ani jednego-wróciłam do Andreasa-Chodź misiu.

- Pójdziemy do hotelu i zrobię ci jakiś okład. Czy może wolisz pójść do kadrowego lekarza?

- Wolę pójść z tobą. Wiem, że dzięki tobie na pewno wrócę do stanu używalności.

Udaliśmy się do naszego pokoju. Po drodze spotkaliśmy trenera kadry.

- O! Czyżby mecz się już skończył?

- Już chyba tak, ale Andi został trochę sfaulowany, więc idę mu zrobić jakiś zimny okład.

- Z tobą na pewno szybko dojdzie do zdrowia-zaśmiał się

Otworzyłam drzwi i kazałam się mu położyć na łóżku. Sama poszłam do łazienki i zamoczu łam ręcznik w lodowatej wodzie. Ułożyłam go na miejscu stłuczenia.

- Mam nadzieję, że trochę pomoże.

- Najbardziej pomaga mi twoją obecność-skradł z moich ust pocałunek-A dzięki temu, jesteś niezastąpiona -zarumieniłam się

- Wypoczywaj-cmoknęłam go w czoło i położyłam obok

Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i mimo wczesnej pory zasnęłam

____________________________________
Dzisiejszy konkurs był całkiem ok, bo wreszcie Maciek się zrehabilitował 💪
Szkoda tylko Gragora, który podczas kwalifikacji miał upadek i nie wystartował w konkursie 😢
Ja jestem osobiście zadowolona ze zwycięstwa Krafta, lubię go 😃
Prevce też latają przyzwoicie, więc powody do radości są.
Oczywiście Andi bije sam siebie 👏
Więc nic, tylko czekać!

Do następnego!
Autorki ✍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro