Mój ty bohaterze
Od czasu wymyślenia przez Zuzie niespodzianki minęło kilka dni. Kilka, czyli nadszedł ten piękny dzień- 23 stycznia. Od samego rana Zuzia chodziła podekscytowana. Przez te kilka dni zdążyła wyciągnąć z Domena, że lecą jednym samolotem z Niemcami, a zaplanowany czas przybycia, to 16. Już o 8 zaczęła wysyłać do przyjaciółki multum sms'ów o treści:
Zuzia: Pamiętaj, o 15 po ciebie wpadam
Zuzia: Nie zapomnij. 15. I ubierz się ładnie
Przyjaciółka nie wiedziała, dlaczego Zuzia chodzi z głową w chmurach, ale postanowiła zrobić to, o co została poproszona, bo wiedziała, że przyjaciółka musiała mieć ważny powód aby się stroić. Tak jak zapowiedziała jej Zuzia. o 15 stała przed jej domem odstawiona jak nigdy. Miała włosy podkręcone lokówką, piękną niebieską sukienkę bez ramiączek, sięgającą do kolan, czarny płaszcz i granatowe szpilki na wysokim obcasie. Kiedy ją zobaczyła, stwierdziła, że to musi być naprawdę ważny powód, bo przyjaciółka, jak tylko mogła, unikała szpilek. Po chwili i Kasia wyszła z domu. Zuzia pomyślała, że Domen nie będzie w stanie wydusić z siebie ani słowa, kiedy zobaczy ją na lotnisku w obcisłej, czerwonej sukience na grubych ramiączkach sięgającej w okolice łydek i czarnych butach na obcasie.
-Wreszcie!-krzyknęła Zuzia- Wyglądasz oszałamiająco. Do....- szybko zasłoniła usta ręką- Nic nie słyszałaś.
-Okey. I tak nie wiem o co chodzi tym do...- zaśmiała się-Też wyglądasz pięknie-rzuciła z uśmiechem-A gdzie chciałaś mnie zabrać?
-Dowiesz się już wkrótce- uśmiechnęła się tajemniczo Zuzia-Choć, bo się spóźnimy!
-Ale na co?
-Tego też się dowiesz.
Dziewczyna podeszła do kiosku i poprosiła dwa bilety autobusowe, tak, aby przyjaciółka miała niespodziankę co do celu ich podróży. Kiedy tak jechały Kasia rozmyślała, gdzie też wywozi ją ten autobus, jednak nie miała na to zbyt dużo czasu, gdyż po niespełna 10 minutach były, jak to Zuzia określiła, na miejscu. Zdziwiła się.
-Po co przyszłyśmy na lotnisko?-spytała skołowana
-Dowiesz się za jakieś... 40 minut.
-To po co przyszłyśmy tu tak wcześnie...?-zaczęła marudzić Kasia
-Bo ich samolot mógł przylecieć wcześniej-ucięła rozmowę Zuzia
Kasia
Bardzo zaintrygowała mnie wypowiedź przyjaciółki. Nawet nie zauważyłam, że minęło 40 minut, tak zajęta byłam myśleniem o tajemniczych ,,ichach''. Po chwili zobaczyłam, jak Zuzia podrywa się ze swojego miejsca i biegnie w tłum. Nie wiedziałam dlaczego. Jednak, gdy wytężyłam wzrok, ujrzałam ,,ich'' , a co najważniejsze ,,jego''. Domena. Niczym torpeda wystrzeliłam z siedzenia. Ile sił w nogach i obcasach, pognałam w jego kierunku. Nie wyglądał na zdziwionego moim widokiem. Bardziej chyba zdziwiło go to jak się odstawiłam. Nie zwracałam uwagi na tłum. Po prostu biegłam. Gdy znalazłam się wystarczająco blisko, rzuciłam się mu na szyję.
-Domen!-wyszeptałam mu do ucha-Co ty tu robisz?!
-Aktu..alnie próbu..je nie dac sie zadu..sić-wydusił po chwili
-Wybacz-puściłam go i wściekle się zarumieniłam
-Nic się nie stało-uśmiechnął się
-Ta ramka, ze zdjęciem jest najpiękniejszą rzeczą, jaką ktokolwiek kiedykolwiek mi podarował.
-Przesadzasz-teraz to on się zarumienił
~Ale on słodko wygląda jak się rumieni- pomyślałam
-Tak właściwie to mam dla ciebie coś jeszcze.
-Co takiego?
-Bilety na konkurs do Zakopanego i do Wisły-krzyknął i pomachał mi przed oczami karteczkami wstępu
Ponownie się na niego rzuciłam, lecz po chwili posmutniałam.
-Domen, chyba nie przyjadę do Wisły. Może do Zakopca dam radę, do Wisły mnie rodzice nie puszczą. Wtedy jest już szkoła.
-Nie martw się. Pójdę i z nimi pogadam i na pewno ci pozwolą.
Zuzia
Siedziałam na krzesełku, gdy nagle zobaczyłam JEGO. Rzuciłam się w moich niebotycznie wysokich szpilkach w kierunku niespodziewającego się niczego Niemca. Kiedy mnie zobaczył, na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, które po chwili przerodziło się w radość nie do opisania. Mimo, że ja biegłam, on też puścił się biegiem. Tak więc biegliśmy oboje, w końcu łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Nie obchodziło mnie to, że ludzie się na nas gapią, że kadra Niemiec i Słowenii otacza nas ze wszystkich stron. W tym momencie liczyliśmy się tylko my. Kiedy musieliśmy przerwać tę wspaniałą czynność, z powodu braku tleny, wyszeptałam mu do ucha:
-Niespodzianka.
-Rzeczywiście, nie spodziewałem się, że będziesz wiedziała, o której przylatujemy- wydyszał
-Podziękuj Domenowi-dalej szeptałam mu do ucha
-Cóż, miałem ci to dać później, czyli kiedy już namierzę, gdzie mieszkasz i otworzysz mi drzwi, ale teraz też może być-uśmiechnął się-Jedziesz z nami do Zakopanego i Wisły-pomachał mi przed nosem magicznym karteczkami wstępu
-Nie ma szans-powiedziałam załamana- Nie puszczą mnie. Już w tym tygodniu szkoła- dopowiedziałam z zawodem
-Wiesz, tak właściwie Żabciu, to już się zgodzili.
-Ale jak to? Nie rozmawiałam o tym z nimi.
-Ja rozmawiałem. Przez telefon. powiedzieli, że powinnaś się cieszyć swoim chłopakiem, kiedy jest w Polsce. Zaproponowali mi nawet nocleg-puścił mi oczko
-Oczywiście przyjąłeś propozycje, prawda?
-Tak
-Dobra, chodź. Musimy jeszcze zgarnąć Domena z Kasią i idziemy do niespodzianki.
Narrator
Zuzia z Andreasem podeszli do Domena i Kasi.
-No to teraz chodźcie do niespodzianki!-krzyknęłam
-Sama ją wymyśliłaś, czy w tym też pomagał Domen?-spytał Wellinger
-Sama. No chodźcie.
-Tylko ja muszę być w hotelu przed 3-oznajmi Domen
-Okey.
Wszyscy ruszyli za Zuzią. Oczywiście, mimo usilnych starań, nie wydobyli z niej gdzie idą. Na każde ich pytanie odpowiadała:
-A myślisz, że po co zakładałam te cholerne szpilki? Żeby w nich pochodzić?
Po kilku minutach doszli do klubu.
-To dla tego kazałaś mi ubrać sukienkę!-pojęła wreszcie Katarzyna
-Brawo, Geniuszu. Chodźcie.
Impreza zaczęła się rozkręcać. Kiedy tylko weszli do lokalu, Domen porwał Kasię na parkiet. To samo ze swoją dziewczyna zrobił Niemiec. Wirowali w rytm muzyki, a para co chwilę wymieniała się śliną. Po chwili Zuzia stwierdziła, że musi do łazienki.
Zuzia
Poszłam do łazienki. Andi miał w tym czasie pójść po coś do picia. Właśnie wychodziłam, kiedy ktoś przyszpilił mnie do ściany. To nie był mój Anioł. Od niego nie pachniało by alkoholem. Próbowałam się uwolnić, jednak natręt był zbyt silny. Próbował mnie pocałować, jednak wtedy jakieś umięśnione ramiona odsunęły go ode mnie. To był mój ukochany. Zaczął tarzać się po podłodze i wymieniać ciosy z delikwentem. Zawołałam Domena, aby ich rozdzielił. Na szczęście udało mu się, więc już po chwili mój chłopak siedział na ławce przed klubem, z dala od tego debila. Wygląda strasznie. Miał podartą koszulę i rozcięta brew oraz wargę.
-To moja wina...-zaczęłam-Gdybym nie zaciągnęła was do tego klubu...- głos mi się załamał
-Ciii... To nie twoja wina-Andi przytulił mnie-Choć już lepiej do domu-powiedział
Pomogłam mu wstać i spytałam Kasie i Domena, czy sobie poradzą.
-Jasne, że tak-prychnęła Kaśka
- W takim razie my idziemy- i ruszyliśmy w kierunku mojego domu
Było grubo po północy kiedy ja i Andi doszliśmy do mnie. Całą drogę go przepraszałam, a on tyle samo czasu twierdził, że to nie moja wina, i że gdyby miał to zrobić jeszcze raz, bez wahania by to zrobił. Weszliśmy do kuchni. Wszyscy już spali, kiedy wyciągałam wodę utlenioną i pastry z szafki.
-Trochę zapiecze- oznajmiłam i polałam mu rany wodą
Widziałam, jak zaciska szczękę, żeby nie pokazać, że go piecze. Cmoknęłam go w policzek.
-Już, mój ty bohaterze-widziałam jak się uśmiechnął-Choć do mnie do pokoju.
-Mogę iść się myć pierwsza?-spytałam
-Jasne. Poczekam.
Szybko się umyłam i wróciłam do pokoju. Andreas już spał, więc najdelikatniej jak potrafiłam, położyłam się na łóżku i zasnęłam.
_____________________________________________________________________________________
Wow. Pobiłyśmy same siebie. 1129 słów. Mamy nadzieję, że miło upływa wam wigilia. Jeszcze raz Wesołych Świąt, fajnych prezentów i zdrowia, które niestety Zuzi nie dopisuje
Kasia i Zuzia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro