Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Miasto Miłości"

Kasia
Nadszedł czas wakacji. Szczerze mówiąc,nie mogłam się ich doczekać i z niecierpliwością odliczałam dni. Muszę przyznać,że czerwiec był dla mnie bardzo pracowitym i dość ciężkim miesiącem,pomimo tego,że już ostatni w roku szkolnym. Dzisiaj już mogłam odetchnąć z ulgą. Zajęłam się pakowaniem walizki do Paryża,gdyż jadę tam z Domenem. Jestem szczęśliwa,że spędzę z nim trzy dni w "mieście miłości". W sierpniu jedziemy na zagraniczne wakacje z Zuzią i Andim,więc zapowiada się wielka dawka świetnej zabawy.
Lot miałam w godzinach wieczornych,więc cały dzień spędziłam z moją siostrą na piknikowaniu.

-Ale ci fajnie-jęczała-zwiedzasz sobie z chłopakiem świat,a rodzice nie cisną cię do nauki,bo świetnie jeździsz konno-westchnęła oblizując loda na patyku

-Anka,nie narzekaj-skarciłam
Nie podobała mi się jej zazdrość. W ogóle denerwowało mnie,że ludzie mi zazdrościli,związku ze skoczkiem narciarskim. To głupie...
***

O 18:00 siedziałam już w samolocie. W powietrzu nie byłam jakoś bardzo długo,a przynajmniej miałam takie odczucie.

Na lotnisku czekał na mnie Domen. Do tej pory siedział zamyślony na jednym z krzeseł,a ręce złożone miał jak do modlitwy. Nieco przeraził mnie jego stan,ale gdy mnie ujrzał,od razu się głupkowato uśmiechnął. No tak,cały Domiś-wsród ludzi poważny i dostojny,a wśród przyjaciół kompletnie dziecinny (czyli prawdziwy on).

Kiedy znajdowałam się wystarczająco blisko,rzuciłam mu się na szyję.
-Pro..szę...nie....duś...-wydukał,ale ja nie miałam zamiaru go puścić. Wreszcie (przypominając sobie,że jesteśmy w miejscu publicznym) uwolniłam skoczka z uścisku. Odetchnął z ulgą i popatrzył na mnie wściekle.

-Chciałaś mnie zamordować?!-oburzył się

-Sorry misiu-zawstydziłam się nieco widząc podróżnych gapiących się na mnie,jak na debilkę.
Słoweniec widocznie to dostrzegł i rzekł:

-Też tęskniłem-po czym taksówką udaliśmy się do hotelu.

Muszę przyznać,że nasz pokój był wspaniały,właśnie taki francuski,uroczy. My jednak nie tracąc czasu, wyszliśmy na spacer. Oboje cieszyliśmy się swoją obecnością i co chwila posyłaliśmy sobie znaczące uśmieszki. Do wieczora rozmawialiśmy do różne tematy. Kiedy już kładliśmy się spać (oczywiście na jednym,szerokim łóżku) chłopak zaczął dotykać mnie po brzuchu.

-Jestem zmęczona prosiaczku-mruknęłam zasypiając

-Chciałem tylko sprawdzić,czy choć trochę przytyłaś przez ten miesiąc ,ale wydaje mi się,że twoja anoreksja jest jeszcze bardziej poważna niż wcześniej-wytłumaczył wbijając mi palce między żebra

-Tak tak,śpij już aniołku

Najzwyczajniej nie mógł zasnąć,bo ciągle się wiercił i wzdychał.

-Domen,cholera jasna,owsiki masz?!-nie wytrzymałam

-Przepraszam,po prostu wydaje mi się, że ta odległość między nami jest trochę za duża i staram sie ja nieco zmniejszyć-puscił mi perskie oko

No dobra,niech mu będzie. Wtuliłam się w niego i nie myśląc więcej odpłynęłam.
***
Po śniadaniu poszliśmy do Disneylandu. Czułam się,jakbym naprawdę była w bajce. Domen jarał się jak dziecko,aż mi go było szkoda. Już na wstępie nałożył sobie na głowę opaskę z uszami Myszki Mickey.

-Wyglądasz tak męsko-stwierdziłam ze śmiechem i cyknęłam mu fotkę

Zrobiliśmy sobie masę selfie z różnymi postaciami z bajek,zwiedziliśmy , siedzibę Piotrusia Pana,statek Kapitana Hooka i wiele innych tego typu rzeczy. Najlepiej było na wielkim roller coasterze,kiedy to mój dorosły chłopak piszczał niczym mała dziewczynka.
Myślałam,że umrę ze śmiechu.

Gdy staliśmy przed pięknym pałacem Śpiącej Królewny, słońce już zachodziło, co wyglądało ślicznie

-Jesteś moją Królewną-szepnął mi do ucha,a ja poczułam jego ciepły oddech- nigdy się tak dobrze nie bawiłem,dziękuję

-Nie ma za co-odparłam- lubię patrzeć,jak szalejesz i jesteś prawdziwym Domenem

-Jestem teraz najszczęśliwszą osobą na świecie,wiesz? Ale nie z powodu,że jestem w tym wspaniałym miejscu,ale dlatego,że mogę być tutaj z tobą- chwycił moją rękę,a ja nie czekając dłużej wpiłam się w jego soczyste usta

Usłyszałam oklaski,nad nami rozbłysł flesz,ale tym razem (chyba pierwszy raz w życiu) nie obchodzili mnie inni ludzie. Mojego chłopaka pewnie też,ponieważ przytulił mnie mocniej i zaczął gładzić po plecach. Miałam wrażenie,że teraz faktycznie jestem taką księżniczką z bajki,która właśnie odnalazła swojego ukochanego księcia.

Kolejnego dnia udaliśmy się do kawiarni i na wieżę Eiffla.
Widok z niej naprawdę mi zaimponował,był magiczny. Wieczorem musieliśmy się już pakować,chociaż najchętniej zostalibyśmy tu jeszcze z tydzień.

Podczas gdy ja wkładałam rzeczy do kosmetyczki, Domen chciał ominąć swoją rozłożoną na podłodze walizkę, ale nie udało mu się to w związku z czym potknął się i upadł na ziemię.
Zerwałam się z mojego dotychczasowego miejsca i kucnęłam obok skoczka trzymającego się kurczowo za nadgarstek.

-Pokaż tą rękę-chwyciłam go za dłoń, a on syknął z bólu

-Ostrożnie! Boli mnie jak cholera-jęczał

Zbadałam uszkodzoną kończynę, a że nie była to poważna kontuzja, pocałowałam i puściłam.

-Nic ci nie będzie,idę po lód-oznajmiłam- i nie panikuj dzidziu

-Ja ci dam dzidziu!-złapał mnie mocno za nogę i także upadłam,ale nie wylądowałam na płytkach,tylko wpadłam do jego głębokiej walizki

Leżałam w  ubraniach skoczka (było mi w sumie miękko), szybko jednak się pozbierałam i wyszłam w torby.

-No nie,a tak się starałem,żeby to ładnie złożyć- lamentował- ponad godzinę mi to zajęło!

-Twoja wina-odrzekłam i przystawiłam mu do ręki lód,który wyjęłam z zamrażarki

Domen zacisnął zęby, gdy do napuchniętego miejsca przyłożyłam kilka zimnych kostek.

-Dobra,do wesela się zagoi-powiedziałam,a on na mnie dziwnie spojrzał

-Ty mi tu nie wyjeżdżaj z żadnym weselem!-krzyknął,a gdy wyjaśniłam mu,że to polskie powiedzenie, oboje się głośno zaśmialiśmy

Po chwili powróciliśmy do swoich wcześniejszych czynności.
Z Paryża wyjechaliśmy z uśmiechami na twarzach. Na pewno będę mile wspominać ten czas. Słoweniec niedługo weźmie udział w LGP,a ja mam zamiar mu towarzyszyć i trzymać za niego kciuki.

Zuzia
Tak jak się umówiliśmy,na początku lipca pojechałam do Niemiec w odwiedziny do mojego Anioła. Bardzo chciałam spotkać i poznać jego rodzinę,ale jednocześnie trochę się denerwowałam.

Droga minęła mi na sms-owaniu z Kasią. Podobno razem z Domenem świetnie się bawili. Na lotnisku czekał na mnie, zgodnie z obietnicą, Severin. Jak zwykle był uśmiechnięty od ucha do ucha,a gdy mnie ujrzał,pomachał mi.

-I jak lot?-spytał z francuskim akcentem- duże zachmurzenie,czy raczej umiarkowane?

-Freund,przyznaj się,co brałeś?-szepnęłam,a Niemiec spoważniał

-Ja jestem czysty,przecież Andreas nie puściłby mnie po ciebie naćpanego- mrugnął mi,a ja przewróciłam oczami

Mieliśmy iść do samochodu,ale oczywiście Freund został porposzony o autografy i czekałam na niego piętnaście minut. Chyba jest jedynym skoczkiem, jakiego znam,który jest tak otwarty na fanów.

W podróży śpiewaliśmy przeboje z radia. U Andiego miał być taki sam skład,jak u mnie miesiąc temu.
Dom Wellingerów nie był duży,ale ładny i zadbany.
Widać,że jego mama lubi rośliny,ponieważ w ogródku nasadzone były różne rodzaje kwiatów i krzewów,a pośród nich stała drewniana huśtawka.

Po wejściu do budynku zostałam zaatakowana przez mojego chłopaka.

-Żabciu! Jesteś!-krzyczał zadowolony

Po chwili do przedsionka przyszedł jego ojciec.
Słyszałam,że również był kiedyś skoczkiem narciarskim,a później uprawiał narciarstwo alpejskie. Okazał się miłym i pogodnym mężczyzną i widocznie cieszył się z mojego przyjazdu.
W salonie siedzieli Richard i Markus, rzuciłam im "cześć" i udałam się w celu zakwaterowania,czyli do pokoju Andiego.
Wyglądał nowocześnie, a zarazem tak "swojo".
Na półce leżała deska do surfowania-wiedziałam, że mój chłopak lubi ten sport. Ściany miały ciemny kolor, ale pomimo tego w pomieszczeniu nie było ponuro. Łóżko było szerokie, także spokojnie się na nim zmieścimy.
Zdążyłam odłożyć tylko swój bagaż,ponieważ obiad już na mnie czekał.
Wykończona podróżą,zjadłam go ze smakiem,szybciej od chłopaków.
Po posiłku wyszliśmy na zewnątrz i pograliśmy w "siatkówkę", składy trzy na trzy (jeszcze pan Wellinger). Muszę przyznać,że świetnie grają w tą grę,ale mi też szło nieźle. W pewnym momencie Richard oberwał piłką od Freunda no i trzeba było przerywać grę.

-To był faul! Żądam dyskwalifikacji!-upominał się poszkodowany

-Chciałbyś,trafiłem w ciebie przypadkiem,zresztą nie wiedziałem,że jesteś takim niedołęgą-usprawiedliwiał się drugi,co w efekcie przyniosło bójkę

Skończyliśmy zabawę około dwudziestej. Wszyscy wskoczyliśmy w piżamy i zeszliśmy do salonu na kino domowe. Oglądaliśmy naprawdę dobrą,niemiecką komedię.
Tak się śmialiśmy,że popcorn,znajdujący się w rękach Freitaga znalazł się na dywanie,podobnie jak cola Eisenbichlera. Położyliśmy się późno. Przed zaśnięciem gadałam z Wellim.

-I znów razem- westchnął radośnie

-Wreszcie-skorygowałam jego wypowiedź

-I jak Ci się u mnie podoba Kochanie?-spytał

-Masz piękny dom,a atmosfera jest przesympatyczna- cmoknęłam go w policzek- dziękuję za zaproszenie

-To ja jestem wdzięczny,że przyjechałaś-odparł- przecież to ty się męczyłaś,żeby tutaj trafić

-Przesadzasz-machnęłam ręką-musiałam tylko znieść Freunda przez pół godziny

- Właśnie dla tego jestem wdzięczny-uśmiechnął się

Nie miałam już siły, żeby odpowiadać. Po prostu zasnęłam.

_____________________________________
I jak wrażenia?
My jesteśmy zadowolone 😊
Rozdział krótszy niż zwykle, ale wcale tak mało się w nim nie dzieje 💪👈.
Jak już wspominałyśmy, niedługo ruszamy z drugą częścią, kiedy to nasi bohaterowie będą dorośli (taki time skip). I jak już pewnie zauważyliście, wróciłyśmy do pochyłej czcionki 😉
Do następnego! ✌
Autorki ✍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro