Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

A może czas na zmiany???

Kasia
Po ciężkich dniach nieodzywania się do Domena,nadszedł dzień zawodów. Byłam OKROPNIE zestresowana,ale to chyba normalne w takiej sytuacji. Mój konik wyczuł te nerwy i sam zachowywał się dziwnie:ciągle szarpał za wodze i średnio się słuchał (na treningu). Było mi smutno,bo Domen nie wysłał mi nawet durnego sms-a. To głupie,ale ja chyba naprawdę za nim tęskniłam.
Przestań! Nie myśl o nim! Skup się!-upominałam się w myślach,jednak to było trudne. No cóż,takie życie.
Podczas przejazdu starałam się nie oszaleć. Nie sądziłam,że przyjdzie aż tyle ludzi,by podziwiać młodych jeźdźców. Na początku skakaliśmy małe przeszkody,a później wyższe. Sprytnie manewrowałam wodzami i wyraźnie przekazywałam sygnały Arystokracie- na szczęście tym razem mnie słuchał. Elegancko przelatywaliśmy nad szeregami stacjonat i okserów,a Kary miękko lądował na podłożu,z gracją mknąc przed siebie. Ja, lekko kołysząc się w siodle, przyciskałam łydki do jego boków pozwalając przyśpieszać na długich ścianach. Czułam się wspaniale. Żałowałam,że tor był taki krótki,bo zarówno ja,jak i mój wierzchowiec popędzilibyśmy dalej. Po ukończeniu zsiadłam z niego i uwiesiłam się na jego szyi. On też wykonał kawał dobrej roboty i byłam z niego dumna. Zaraz też podbiegł do nas trener (rodzice nie mogli przyjść,gdyż byli w pracy).
-Świetnie wam poszło!-poklepał mojego konia
-Dzięki trenerze,to pan przygotował mnie do tych zawodów,więc jestem ogromnie wdzięczna
-Nie ma za co,moje kochane dziecko,ale to ty masz dar rozmawiania ze zwierzętami,a to jest cecha wrodzona
Uśmiechnęłam się do niego i zdecydowałam,że wyjdę z Karym na dwór,by się rozstępował i ochłonął. Podałam mu jego ulubionego smaczka,którego od razu zjadł.
Już wychodziliśmy na wielką polanę,gdy usłyszałam czyjś głos,wymawiający moje imię. Brzmiał znajomo... Odwróciłam się i ujrzałam Domena. Podbiegł do mnie z bukietem słoneczników. Nie wiedziałam,co myśleć.
-Kasia,przepraszam-wysapał-zachowałem się jak zasrany egoista i zlekceważyłem to,co było dla ciebie bardzo ważne. Nie chciałem,żeby tak wyszło,naprawdę. Wiem,że cię uraziłem i jest mi przykro. Wiedziałem,że cholernie pracowałaś na te zawody. Przepraszam.
W tej chwili mnie zamurowało. To,co powiedział,było serio szczere. Zrezygnował ze swojego występu w Wiśle,żeby zobaczyć mój przejazd i mnie przeprosić. Sama się zdziwiłam,gdy po moim policzku spłynęła łza. Chłopak otarł ją szybko swoim kciukiem i posłał mi niepewny uśmiech.
-Słuchaj,ja rozumiem. Musisz skakać. Jesteś w tym bardzo dobry. Nie chcę ci tego psuć. Niepotrzebnie tu przyjeżdżałeś.
Takie właśnie krótkie zdania udało mi się wydukać.
-Oj przestań. Racja,skoki są dla mnie ogromnie ważne-tutaj głos mu się załamał-ale ważniejsza jest moja dziewczyna,którą potraktowałem okropnie.
No nie mogę,nie przypuszczałam,że to powie. Poczułam,że nie jestem mu obojętna. Naprawdę mu na mnie zależało. Nie potrafiłam się na niego dalej złościć,więc po prostu go przytuliłam. Widocznie uszczęśliwiło go,jak odebrałam to,co do mnie powiedział i zdecydował się towarzyszyć mi przy spacerze. Długo chwalił mój dzisiejszy występ. Zauważyłam,że w ogóle nie żałuje swojej decyzji o zrezygnowaniu z dzisiejszego konkursu.
Przed ogłoszeniem wyników denerwowałam się bardziej niż przed samym pokonaniem parkuru. Obecność Słoweńca wywoływała u mnie dodatkowy stres,ale ten akurat mi odpowiadał. Wreszcie na środek wyszedł dostojnie ubrany pan,który miał wyczytać nazwiska przyszłych "młodzików". Ścisnęłam mocno dłoń Prevca uważając,by nie połamać mu kostek.
Po powitaniu,mężczyzna przystąpił do czytania. Chyba nie wspominałam,że było tylko PIĘĆ miejsc na TRZYDZIESTU uczestników.
Pierwsza została wezwana jakaś Julia.
Dziewczyna zaczęła skakać z radości i po uściskaniu swoich rodziców,zmierzała ku scenie.
Wzięłam głęboki oddech-zostały cztery miejsca. Do Julii dołączyli po chwili dwaj chłopcy i jedna dziewczyna. Ostatnia pozycja. Moje szanse zmalały. Powoli zaczęłam tracić nadzieję,kiedy usłyszałam MOJE nazwisko. Pierwsze,co zrobiłam to przyjęłam gratulacje od Domena w postaci tak zwanego misiaczka. Minutę później stałam już obok czterech nastolatków,którzy tak jak ja cieszyli się przyjęciem do reprezentacji. W stanie euforii uściskałam dłoń profesora i kilku innych organizatorów i ceremonia dobiegła końca. Pomimo tego,że Domen pragnął ze mną pojechać do stajni,nakazałam mu wrócić do Wisły,ponieważ jutro miał się odbyć kolejny konkurs(na który na szczęście miałam pojechać). Sama musiałam zająć się Arystokratą,a wątpię,że chłopak chciałby przy tym być. Umówiliśmy się,że kolejny weekend (czyli cztery dni,bo w szkole mamy więcej wolnego) spędzę u niego w domu. To znaczy...sam mnie zaprosił. Akurat wtedy kończył się sezon w Planicy,a to miasto leży całkiem niedaleko rodzinnego Kranja zamieszkiwanego przez Prevców. Z początku trochę przeraziła mnie myśl,że będę w jednym domu z trzema braćmi,ale z drugiej strony moim marzeniem było tam pojechać. Podsumowując,dzisiejszy dzień przyniósł same dobre rzeczy. Rodzice postanowili nawet urządzić małe przyjęcie na moją cześć. Fajnie było spędzić cały wieczór z rodziną. Zawsze mnie wspierali i to było kochane. Wreszcie doczekałam się tego pięknego dnia,kiedy wszystkie problemy znikną i znów będę wesoła.

Zuzia
Konkurs w Wiśle przebiegał dość sprawnie. Po pierwszej serii prowadził Norweg-Daniel Andre Tande,na drugim miejscu uplasował się Austriak-Stafan Kraft,a na trzecim-Peter Prevc. Mój chłopak zajmował czwartą pozycję, więc oboje się cieszyliśmy. To co mnie zdziwiło,to brak Domena. Zastanawiało mnie,z jakiego powodu go tu nie było. Miałam zapytać o to Petera,ale po jego skoku nigdzie nie mogłam go znaleźć. Może to miało związek z Kasią? Hmmm... Podczas drugiego lotu Andiego niemal dostałam zawału. Utrzymał jednak pozycję,lądując na 141 metrze. Szkoda,że najlepsza trójka też oddała zadowalające skoki i ich miejsca także się nie zmieniły. Po udanym konkursie mój Anioł zaprosił mnie do siebie do hotelu. Planowałam pójście z nim na miasto,ale w pewnym momencie nastała prawdziwa zamieć śnieżna. Resztę popołudnia spędziłam więc z całą kadrą niemiecką na grze w karty. Niestety dla niektórych osobników zasady były zbyt skomplikowane,co powodowało małe sprzeczki.
-Ej! Przecież nie możesz położyć tutaj króla!-krzyknął do Richarda Severin i zabrał kartę.
-Jak to nie?! Oddawaj!-odparł zirytowany Freitag wyrywając swojego króla
Zaraz potem trzeba było ich rozdzielić,bo zaczęli tarzać się po podłodze- ależ pasjonująca rozgrywka!
Zeszły nam chyba ze trzy godziny. Wygrałam ja!
-Kurczę,ale nas ograła-podsumował Markus,drapiąc się po głowie
-Dzięki chłopcy,było miło,ale muszę już wracać do domu,bo muszę się uczyć do klasówki z....-o kurde! Miałam w poniedziałek sprawdzian z NIEMIECKIEGO! No to,chyba tu jeszcze trochę pobędę.
Do dwudziestej u nich siedziałam,a moi koledzy uczyli mnie układać zdania w bierniku i w celowniku- matko,co ja robię! Poszło jednak całkiem sprawnie i dużo się nauczyłam. Jestem pewna,że dostanę piątkę!
Kiedy wróciłam do domu,przypomniałam sobie o matematyce,historii i kilku innych przedmiotach,które czekały,aż je odrobię. Jęknęłam cicho i siadłam do lekcji. Ciągle przed oczami miałam wczorajszą noc. No tak- wczoraj było z Andim,a dzisiejszą spędzę razem z Juliuszem Cezarem i pierwiastkami.
Po prostu ŚWIETNIE!

___________________________________
I jak wrażenia?
Nie martwcie się,kolejne rozdziały będą o wiele ciekawsze 😉
Planujemy utworzenie drugiej części,bo trochę zrobił się bałagan 😐
Do następnego!
Kasia i Zuzia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro