Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dzień 2

Nigdy nie pomyślałem, że wstawanie może być takie okropne. Raczej nigdy nie miałem takich problemów, oczywiście aż do teraz. Ten pieprzony obóz działał na mnie jak płachta na byka. Byłem rozdrażniony i do tego jeszcze mój współlokator, który był najbardziej irytującym stworzeniem na całym świecie. Nie dosyć tego, że zajmował łazienkę niemiłosiernie długo to jeszcze rodzice chyba go nie nauczyli, do czego służy klucz, a przez to ja przez przypadek wtargnąłem do łazienki, gdzie on brał prysznic i nie, nie było to czymś zabawnym, ale Zayn nabijał się z tego przez całe śniadanie i cały czas mi to wypominał.

Później mieliśmy coś w rodzaju integracji, ponieważ poszliśmy nad brzeg jeziora, gdzie znajdowała się mała plaża, która została zapewne zrobiona, aby obozowicze mogli poczuć się niczym na Majorce.

Nienawidziłem tego miejsca jak cholera.

Usiadłem najdalej od wody w cieniu wysokiego drzewa, ponieważ upał był niemiłosierny, a cień, który rzucała korona drzewa, dawała kojący chłód. Rozglądałem się przez chwilę w poszukiwaniu jakiejś ucieczki lub chociaż minimalnej rozrywki. Jedyne co znalazłem to dziewczęta ubrane w skąpe stroje kąpielowe opalające się na obozowych leżakach. Eksponowały swoje ciała, a mi naprawdę to odpowiadało.

W zasadzie można tutaj wytrzymać - pomyślałem i wtedy usiadł obok mnie mulat o brązowych oczach.

-Czemu uciekasz podglądaczu? -zapytał, uśmiechając się złośliwie w moją stronę, a ja tylko westchnąłem. Na moje nieszczęście dwójka jakichś kolesi to usłyszała i momentalnie nazwanie mnie "podglądaczem" wzbudziło sensacje.

-Hej, jestem Chris -przedstawił się jeden z nich i przysiadł bliżej nas.

-Zayn, a ten maruda to mój współlokator Liam -powiedział pogodnie. Zaczęli niewinnie rozmawiać, ale i tak dobrze wiedziałem, że sprowadza się to do jednego.

-O co chodziło z tym podglądaczem? Usłyszałem to przypadkiem -ten Chris działa mi na nerwy. Niech nie interesuje się nie swoimi sprawami.

-Sprawy prywatne -wzruszył ramionami Zayn i kompletnie nie miał zamiaru mnie ośmieszyć, co było naprawdę czymś dziwnym.

-Wyczuwam w tym jakieś stosunki pomiędzy wami -stwierdził bezczelnie ten dupek.

-Co masz przez to na myśli? -prawie warknąłem, patrząc na niego z wściekłością w oczach.

-Nic, po prostu pomyślałem, że jesteś gejem i.. -nawet nie mógł skończyć, bo pięść Zayna spotkała się z jego nosem. Z ust Chrisa wydobył się stłumiony jęk i przekleństwo.

Długo nie trzeba było czekać na rewanż, ponieważ chłopak rzucił się na mulata i zaczęło się robić naprawdę groźnie. Jak na złość nigdzie nie było opiekunów, którzy powinni czuwać nad bezpieczeństwem. Do akcji wkroczyłem ja i nieznane mi osoby. Odciągnęli Chrisa, a ja zatrzymałem Zayn'a przed zamordowaniem tego idioty.

-Spokojnie Zayn -patrzyłem mu w oczy i przez chwilę poczułem się, jakbym go zahipnotyzował, ponieważ zaraz po moich słowach jego mięśnie się rozluźniły. -Coś cię boli?

-Nie, ale zepsuł moje włosy -prychnął i automatycznie zaczął poprawiać postawione na żelu włosy. Stłumiłem swój śmiech, a on spojrzał na mnie gniewnie. -Masz coś do moich włosów?

-Nie, są świetne, ale musimy iść coś zrobić z twoim łukiem brwiowym -stwierdziłem, przyglądając się rozcięciu. Niepostrzeżenie przeszliśmy na główny plac i skierowaliśmy się do biura pani Richardson, która na pewno coś zaradzi.

Zapukałem, ale nikt się nie odezwał. Ponowiłem próbę, znowu na marne. Nacisnąłem klamkę, a drzwi stanęły przed nami otworem.

-Liam ty chuliganie, chyba nie chcesz tam wejść bez pozwolenia -zaczął nabijać się Zayn, a ja posłałem mu jednoznaczne spojrzenie.

-Komuś chyba wrócił dobry humor -odgryzłem się szybko i popchnąłem chłopaka delikatnie do przodu.

-Ty brutalu! -zawołał i zaczął się śmiać z własnej głupoty. Resztkami sił próbowałem powstrzymać uśmiech, ale musiałem się przyznać przed samym sobą, że to akurat mu się udało.

-Siedź cicho i czekaj na swoje wybawienie -odparłem i zacząłem szukać apteczki po całym biurze.

Wszędzie było mnóstwo papierów, a na ścianach wisiały różne dyplomy i certyfikaty. Szybko zacząłem otwierać kolejne szafki. Po krótkim czasie natrafiłem na szafkę wypełnioną mnóstwem bandaży, tabletek przeciwbólowych, jakimiś strzykawkami i naprawdę nie chciałem wiedzieć, po co one na obozie młodzieżowym. Wyjąłem wodę utlenioną i wacik.

-Jaki bohaterski -stwierdził z zadowoleniem Zayn, kiedy stanąłem przed nim.

-Po prostu nie chce, żebyś umarł przez zakażenie -wzruszyłem beznamiętnie ramionami.

-To tylko rozcięcie, bywało gorzej -odparł spokojnie i przyglądał się jak wacik zbliża się do jego twarzy.

-Czemu go uderzyłeś? -spytałem i zacząłem starannie przemywać jego ranę.

-Bo chciał cię obrazić -powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

-I w związku z tym, co? -zapytałem patrząc w jego oczy.

-Tylko ja mam prawo cię obrażać.

✖✖✖

Witam serdecznie! Wybaczcie, że rozdział jest tak późno dodany, ale kompletnie nie miałam weny jeśli chodzi o ten rozdział. Przepraszam też, że dodaje takie gówno, ale po prostu chciałam coś już dodać.
Gwiazdkujcie i komentujcie kochani :) x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro