dzień 13
Powiedzenie, że byłem wystraszony po tym jak wróciliśmy ze szpitala wczorajszego wieczoru było niedopowiedzeniem. Byłem autentycznie przerażony i nie każdy mógł to zauważyć, ponieważ dopiero gdy wszystkie emocje opadły, adrenalina opuściła moje ciało zrozumiałem wszystko co się wydarzyło. Po pierwsze pobiłem chłopaka tak bardzo, że ma złamany nos w dwóch miejscach i dość ostro poturbowałem jego kolegów. Oczywiście z pomocą Zayna, ale nadal miałem w tym swój udział. Później dochodziła sprawa z tym, że pani Richardson dowiedziała się od nas samych, że jesteśmy czymś w rodzaju pary, chociaż niedokładnie tak to może przyjęła. Prawdopodobnie miałem strach w oczach, kiedy groziła mi i Zaynowi, że momentalnie rozdzieli nas do innych domków, ponieważ jak się wyraziła "zna dzisiejszych nastolatków". Było to równoznaczne z tym, że według niej spaliśmy ze sobą nie tylko w sensie przytulania tylko w sensie seksualnym. W końcu taka była dzisiejsza młodzież. Nie mieliśmy nic do gadania i nie mogliśmy się przeciwstawić, ponieważ przy jej zszarganych tamtego dnia nerwach mogłaby nas jeszcze odesłać do domu tej samej godziny. W zasadzie trochę nas wszystkich tym trochę postraszyła, ale skończyło się na pustych słowach, a ja i Malik bez słowa zostaliśmy oddelegowani do domku, oczywiście jako ostatni, ponieważ pani Richardson uświadomiła sobie, że nawet jeśli by nas rozdzieliła to nie byłoby przeszkód w tym żebyśmy wykradali się na schadzki w środku nocy do lasu co mogłoby być dla nas niebezpieczne. Tak więc wylądowaliśmy wtedy na dywaniku w jej biurze i mieliśmy najbardziej niezręczną rozmowę na całym świecie. Otóż postanowiła przeprowadzić z nami pogadankę na temat seksu i dała nam prezerwatywy, ponieważ jak powiedziała nie chce żebyśmy przez przypadek się czymś zarazili, a na pewno nie robiliśmy żadnych badań na choroby przenoszone drogą płciową. Razem z mulatem byliśmy tak bardzo zawstydzeni, że po powrocie do domku nie mogliśmy sobie spojrzeć w oczy. To był najbardziej niezręczny wieczór w całym moim życiu. Ustaliliśmy, że lepiej będzie jeśli położymy się spać w osobnych łóżkach, ponieważ z rana może wpaść pani R na niespodziewaną wizytę i wtedy byłoby kompletnie dziwnie do końca obozu, nie żebym miał zamiar spojrzeć tej kobiecie jeszcze kiedyś w oczy. Oczywiście nasze kochane postanowienia poszły na spacer, ponieważ po mniej niż godzinie Zayn postanowił wepchać się do mojego łóżka mamrocząc, że nie będzie rezygnował z przytulania przez jakąś dziwną kobietę, która wymyśla niestworzone rzeczy i chce żebyśmy trzymali się od siebie z daleka. Byłbym kłamcą, gdybym powiedział, że nie zasnąłem z szerokim uśmiechem na ustach i ramieniem wokół chłopaka, który znaczył dla mnie więcej niż sobie wyobrażał.
Tuż po przebudzeniu postanowiłem zapomnieć o wszystkich tych wydarzeniach, które miały miejsce zeszłego dnia. Chociaż to naprawdę trudne zważając na to, że wokół mojego oka widnieje mocno fioletowy ślad od pięści. Tuż po szybkim prysznicu i ogólnym przygotowaniu się na dzień obudziłem Zayna, który przyciągnął mnie od razu do pocałunku.
-Idź umyć zęby. To obrzydliwe -powiedziałem, a ten tylko skomentował to śmiechem. Głupek, przecież to było naprawdę okropne. Nigdy nie zrozumiem jak w tych wszystkich filmach ludzie całują się rano i kompletnie nie przeszkadza im to, że nie mają umytych zębów. Nie żebym oceniał, ale to jest fuj i nie powinno się w ogóle zdarzać.
-Dobrze, dobrze. Już idę. Nie złość się już mój książę -powiedział Zayn i objął mnie tymi długimi, wyglądającymi jak patyczki, rękoma. Złożył na moim policzku całusa po czym oderwał się z głośnym cmoknięciem na co przewróciłem oczami.
-Lepiej zbieraj swój szanowny tyłek, ponieważ naprawdę wolę nie spóźnić się na naszą karę -posłałem mu wymowne spojrzenie, a ten tylko zaczął krzywić się i postanowił zbierać się jeszcze wolniej niż kiedykolwiek.
-Mi tam się nie spieszy do tej nawiedzonej kobiety -stwierdził ciemnowłosy wyciągając potrzebne ubrania ze swojej torby. Położyłem się na łóżku żeby poczekać aż księżniczka wystylizuje swoje włosy. Ruszył do łazienki posyłając mi uśmiech zanim jak zwykle nie zamknął drzwi.
To było jego głupie przyzwyczajenie lub po prostu naprawdę był poważny, kiedy powiedział, że pozostawia drzwi otwarte na wypadek gdybym w końcu zdecydował się wziąć z nim prysznic.
Te myśli automatycznie przywołały do mojej głowy słowa, które wczoraj wypowiedziała do mnie i mulata pani Richardson. Mój wzrok od razu powędrował na szafkę nocną gdzie leżało sześć kolorowych paczuszek. Moje policzki pokrył szkarłat, a ja zamknąłem oczy. Przeczesałem palcami swoje włosy.
Po co ona w ogóle dawała nam aż sześć kondomów? Czy ona myślała, że co? Będziemy robić to tak wiele razy? Nie żebyśmy mieli zamiar.
To było tak zawstydzające, że sama myśl, że one tutaj są wprawiała mnie w zakłopotanie. Musiałem porzucić takie myśli przed wyjściem Zayna z łazienki, ponieważ w innym przypadku to mogłoby skończyć się jeszcze bardziej niezręcznie niż cokolwiek dotychczas. Nie ruszyłem się z łóżka ani na milimetr i starałem się oczyścić swój umysł z głupich myśli jakie powstały i zakorzeniły się niesamowicie szybko w moim mózgu.
Kiedy moje myśli ponownie stały się nieskazitelnie czyste i niewinne jak dotychczas minęło dość sporo czasu. Szybko więc sprawdziłem godzinę i westchnąłem.
-Zayn, nie mamy całego dnia! Twoje włosy już na pewno wyglądają świetnie, jak zwykle -zawołałem donośnie, a z łazienki wypłynęły tylko jakieś niezrozumiałe, wymamrotane zdania. -Czekoladko, proszę cię, mamy dziesięć minut.
-To bardzo dużo Liam! -zawołał Malik z wnętrza małego pomieszczenia, a ja westchnąłem załamany zachowaniem mojego współlokatora. Niemożliwy do ogarnięcia człowiek.
-Możesz mi powiedzieć, jak twoja rodzina z tobą wytrzymuje?! -mruknąłem trochę zły, że możemy mieć przez niego dodatkową pracę do zrobienia. Zamknąłem oczy i zacząłem liczyć do dwudziestu w swoich myślach.
Gdzieś przy siódemce usłyszałem delikatne stukanie stóp po podłodze. Liczba ta podobno jest szczęśliwa, więc może uratuje nas przed spóźnieniem. Jednak zanim zdążyłem otworzyć oczy mulat padł na mnie chichocząc cichutko.
-Liam, książę mój, kwiatuszku najpiękniejszy -zaczął mi słodzić Zayn i jego usta znalazły się na mojej szyi. -Wiesz, że cię uwielbiam, prawda? Bardzo, bardzo, bardzo cię uwielbiam i uważam, że jesteś najpiękniejszą istotą na całym świecie? Mój śliczny aniołek.
-Czego tym razem chcesz ty mała pijawko? -zapytałem otwierając jedno oko żebym mógł spojrzeć na niewinnie uśmiechającego się do mnie mulata. -I dlaczego jesteś bez koszulki?
-Liam, bo.. -zaczął spuszczając wzrok, ale ja już dobrze wiedziałem o co mu chodzi.
-O nie, Zayn. Nie mam się już nawet w co ubrać, bo zabierasz wszystkie moje ubrania -zawołałem zrzucając go z siebie. Wstałem do pozycji siedzącej i spuściłem nogi na drewnianą podłogę. -Nie będę miał nawet w czym wrócić do domu, a ty masz pięć razy więcej ubrań ode mnie.
-Przecież wiesz, że twoje ubrania są najwygodniejsze na całym świecie i są moimi ulubionymi. Mógłbym zamieszkać w twojej szafie, naprawdę -zaczął bawić się rąbkiem mojej koszulki, na którym było logo Batmana.
-Podpuszczasz mnie, wiesz o tym? -zapytałem nie patrząc nawet w tył, ponieważ zapewne zrobiłby do mnie te słodkie oczy.
-Jestem całkowicie tego świadomy i jeśli tylko chcesz możesz ubrać coś mojego, jestem pewien, że wyglądałbyś nieziemsko gorąco w tej szarej koszulce. Zdecydowanie jest dla ciebie idealna. Powalisz każdego na swojej drodze, obiecuję ci -pocałował mnie delikatnie w kark i zaczął podnosić moją czarną koszulkę do góry.
-Pasożyt -skomentowałem to tylko i podniosłem ręce. Przecież kiedy on chciał czegoś od ciebie to potrafił osaczyć cię z każdej strony i wmówić wszystko co mu się podobało. -Manipulant.
-Cóż to za dzień miłości? Śliczne plecki, wiesz? -zachichotał mi tuż koło ucha i przejechał palcem po linii mojego kręgosłupa co sprawiło drżenie całego mojego ciała. Odchyliłem trochę głowę na bok, a Malik uznał to za jakąś głupią zachętę czy coś i przyssał się do mojej szyi jak odkurzacz.
-Zamorduję cię, przysięgam -powiedziałem, kiedy chłopak zszedł z łóżka i szybko cmoknął mnie w usta. Przekopując się przez tonę ubrań na podłodze, łóżku i meblach znalazł koszulkę, o której wspominał i dał mi ją.
Założyłem ją na siebie szybko nie chcąc już marnować czasu. -To teraz możemy już iść czy masz zamiar zrobić jeszcze pięć tysięcy rzeczy zanim pójdziemy.
-Kochanie, ubierz buty -uśmiechnął się do mnie lekko, a ja spojrzałem na swoje stopy. Rzeczywiście nie miałem obuwia i to zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Prawdopodobnie byłem już czerwony niczym pomidor lub pani Richardson, kiedy próbowała dowiedzieć się kto rozpoczął bójkę.
-Żebyś był taki mądry zawsze, Malik -posłałem mu wkurzone spojrzenie. Gdybym miał lasery w oczach to zapewne Zayn już dawno nie żyłby i miał wypalone wielkie "idiota" na klatce piersiowej. Jak można w ogóle być tak bardzo irytującym? To przechodzi czasami ludzkie pojęcie.
-No już nie bądź taki naburmuszony. Uśmiechnij się -położył swoje delikatne dłonie na moich barkach i zamknął oczy jakby chciał w jakiś magiczny sposób wyciągnąć ze mnie tą złość.
Zdezorientowany patrzyłem jak chłopak dziwnie zaczyna się kiwać i nabiera głębokich wdechów. Wyglądał trochę jak księża w egzorcyzmach, którzy nie mogą wypędzić złego demona z wnętrza ciała jakiegoś człowieka. Nie miałem pojęcia czemu miała służyć ta cała błazenada, ale musiałem przyznać, że była niezwykle zabawna i w pewien sposób również dramatyczna. Przechyliłem głowę w bok myśląc, że może pod innym kątem to nie wygląda tak żałośnie i śmiesznie, ale myliłem się i to niezwykle. To wciąż było głupie i dziwne, a gdyby ktoś teraz wszedł do naszego domku to zapewne uciekłby z krzykiem przerażenia, ponieważ na pewno tak nie gesty na porządku dziennym.
-Czekoladko, próbujesz odprawić nade mną egzorcyzmy czy jesteś po prostu niezrównoważony psychicznie? -zapytałem patrząc na chłopaka intensywnie. Ten otworzył trochę oczy, więc wyglądał jak jakiś Azjata, ale nawet wolałem o tym nie wspominać.
-Czyli to takie masz o mnie zdanie? No proszę, czego ja się dowiaduję. Mój własny chłopak jest taki krytyczny w stosunku do mnie -powiedział mój współlokator z szerokim uśmiechem. Nazwał mnie swoim chłopakiem co sprawiło, że moje wnętrzności zacisnęły się, zaczęły plątać i zapomniałem języka w ustach. Podobał mi się sposób w jaki zajaśniały oczy chłopaka stojącego przede mną na ostatnie zdanie wypowiedziane przed chwilą. To było tak urocze, że powinno być nielegalne. -Moje słoneczko, już się nie denerwujemy, co? Moje egzorcyzmy jednak ci pomogły! Widzisz, jest dla mnie świetlna przyszłość, będę zarabiał w ten sposób na życie.
-Znaczy niby nie czuję złości w tej chwili, ale.. Jak ty to zrobiłeś? -zmarszczyłem brwi nie patrząc w ogóle na czas, zapewne teraz byliśmy już spóźnieni, ale kogo to obchodziło, skoro mój chłopak jest jakimś szamanem i odprawiał przed chwilą jakieś rytuały, które na dodatek zadziałały.
-Nie jestem czarodziejem, Liam. Serio, wiem, że tak myślisz, ale zgaduję, że naczytałeś się za dużo Harry'ego Pottera. To prosta zasada na opanowanie złości. Zawsze robiłem tak ze swoimi siostrami, ponieważ wyczytałem to w jakieś książce. Jeśli ktoś się złości to wystarczy go złapać żeby się nie ruszał i odciągnąć jego uwagę przez jakieś dziwne, niespotykane rzeczy. Takie na przykład jak ja robiłem. Po prostu stoisz i czekasz aż druga osoba nie zapyta co robisz i wtedy masz pewność, że wszystko jest w porządku. Proste, a jakie efektowne! -wytłumaczył mi ani na moment nie przestając się uśmiechać w moją stronę.
-I to ja jestem dziwnym człowiekiem -burknąłem niezadowolony i potrząsnąłem głową. Ruszyłem ubrać buty w jak najszybszym tempie.
-Dobra, chodź już, bo zaraz się spóźnimy -Zayn posłał mi swój firmowy uśmiech i złapał za rękę. Wyciągnął mnie szybko z domku przez co prawie wywróciłem się, ponieważ zahaczyłem o próg.
-Teraz ci się spieszy? Spokojnie, muszę zamknąć drzwi. Jeden z nas musi być odpowiedzialny, czyż to nie jest podstawą? -posłałem mu wymowne spojrzenie, a ten niechętnie zatrzymał się ani przez chwilę nie puszczając i przestając ciągnąc mojej ręki.
-Podstawą czego? Starego małżeństwa? Wolałbym być nieodpowiedzialny razem z tobą -spojrzałem na niego jak na idiotę, którym był, ale co poradzę, że sprawiał motyle w moim brzuchu. Wzruszył ramionami niewinnie i beztrosko.
-Jeśli tak właśnie to określasz, możemy być starym małżeństwem -odparłem wyjmując klucz z zamka i schowałem go ostrożnie do kieszeni upewniając się, że jest względnie bezpieczny. -Chociaż nadal nie rozumiem twojego idiotycznego myślenia.
-Jejku Liam, jesteś jak jakiś staroświecki abażur -stwierdził chłopak ciągnąc mnie po schodach, a ja modliłem się w myślach żeby tylko się nie wywalić i nie połamać kości, ponieważ łamania to już mam po dziurki w nosie, dosłownie.
-Mógłbym dowiedzieć się dlaczego porównujesz mnie do części lamp? -zapytałem w biegu, a Zayn tylko roześmiał się głośno wymijając niektórych ludzi, którzy chodzili po obozie. Bóg wie po co, skoro jest taka wczesna godzina, że śniadanie nawet nie zaczyna się niedługo.
-Mam na myśli, że abażury są wykwintne i sztywne -odpowiedział chłopak cały czas przyspieszając co ani trochę ni się nie podobało. -Znaczy wiesz, czasem to fajne, ale później myślę sobie, że jesteśmy jak stare małżeństwo, gdzie ja gram tego myślącego, że jestem młody i mogę szaleć, a ty jesteś moją zgorzkniałą żoną.
Zatrzymaliśmy się przed wejściem do stołówki, gdzie mieliśmy się stawić już jakiś czas temu.
-Zayn, przepraszam cię bardzo, ale co ty w ogóle gadasz? Jaka żona? -wybuchnąłem śmiechem, ale jemu to ani trochę się nie spodobało i przewrócił oczami na moje zachowanie. -Nie, ej. Misiu, proszę. Nigdy nie będę twoją zgorzkniałą żoną, obiecuję. Przestanę zachowywać się jak abażur, dobrze?
-Dobra, chodźmy zrobić cokolwiek na każą, chcę spędzić ten dzień z tobą, sam, bez tego okropnego, czujnego wzroku Richardson, bo inaczej wykorkuję -powiedział dając mi przelotnego całusa w usta i wchodząc szybko przez drzwi.
Nikogo jeszcze nie było co oczywiście musiało być dobrym znakiem. Dostrzegłem tylko panią Richardson siedzącą w rogu przy stole dla opiekunów.
-Chyba jesteśmy przed czasem -stwierdził zadowolony z siebie Malik. -Widzisz Li, mówiłem ci, że nie masz się czym martwić, bo zawsze udaje nam się dojść na czas.
Dostałem ataku kaszlu, ponieważ to brzmiało dość dwuznacznie, a pani R nas słuchała. Nie chciałbym ponownie wysłuchiwać jej pogadanki na temat bezpiecznego seksu. To zdecydowanie nie był mój priorytet na dzisiaj.
-Nie jesteście przed czasem, reszta po prostu chce mieć większe problemy niż dotychczas, tak myślę -odpowiedziała kobieta i posłała w naszą stronę zmęczony uśmiech. -Dla mnie najbardziej liczą się chęci. Poczekamy na nich przez dziesięć minut, jeśli się nie zjawią to na pewno chętnie odpracują waszą część w ramach kary, a wy będziecie mieli wolne.
-Nie ma sprawy, możemy coś zrobić, proszę pani -powiedziałem robiąc idealną minę niewinnego aniołka. -Możemy pomóc w kuchni lub cokolwiek nam pani powie.
-Uważasz, że po tym co ostatnio zrobiliście którakolwiek kucharka wpuści was do kuchni? -kobieta uniosła brew i uśmiechnęła się rozbawiona.
-Nie zrobimy wojny na jedzenie dopóki Liam nie zacznie się zachowywać się jak frajer -stwierdził wesoło Zayn, a ja przewróciłem oczami szturchając go ramieniem.
-Zamknij się, Zayn -zmroziłem go wzrokiem, ale ten tylko puścił mi oczko i usiadł przy stoliku naprzeciw pani Richardson. -Po prostu siedź i się nie odzywaj.
-A jeśli nie przyjdą to ja i Liam mamy wolne w sensie, że możemy posiedzieć nad jeziorem czy raczej jesteśmy trochę zmuszeni do pójścia na zajęcia? -spojrzał na mnie i na opiekunkę obozu, która westchnęła.
-Oczywiście, że wracacie do swojego rozkładu zajęć, panie Malik. Nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek mówiła, że możecie robić co chcecie -odpowiedziała kobieta posyłając mojemu towarzyszowi szeroki uśmiech.
Nie mając innego wyjścia usiadłem obok mulata, który momentalnie splótł nasze dłonie pod stołem. Musieliśmy czekać na to czy sprawy się wyjaśnią. Nie mieliśmy co robić, a rozmowa w towarzystwie pani R byłaby naprawdę niezręczna, więc ani ja, ani Malik nie mieliśmy zamiaru zaczynać czegokolwiek. Posyłaliśmy sobie co jakiś czas spojrzenia.
Zayn wyglądał tak pięknie, jak zwykle, ale nadal nie mogłem przestać dziwić się, że ten obóz pozwolił mi przeżyć coś takiego. Najgorsze było to, że trwało to tak bardzo krótko i za każdym razem, gdy patrzyłem na Zayna wiedziałem, że już jutro nasze drogi się rozejdą i to łamało mi serce jak nic innego. Malik nie chciał o tym rozmawiać, ale dobrze wiedziałem, że sam myśli o tym częściej niżeli mógłby zliczyć. To było coś co musiało się w końcu stać.
Tak to jest z wakacyjnymi zauroczeniami.
Kiedy przesiedzieliśmy na stołówce zdecydowanie więcej niż tylko trzydzieści minut, Zayn zaczął robić się naprawdę senny, co w ogóle nie było zdziwieniem, ponieważ ten człowiek obrazuje sen w każdym znaczeniu. Mógłby brać udział w jakimś eksperymencie, który będzie badał ile człowiek może przespać. Byłby idealnym materiałem.
-Dobrze, minęło już zbyt dużo czasu. Oni nie mają zamiaru się zjawić -stwierdziła kobieta widząc jak już kucharki powoli zaczynają przygotowywać stoły do śniadania. -Zaraz śniadanie, zostańcie i pójdziecie z grupą. Przekażcie opiekunowi, że odwołałam waszą karę. Ja będę musiała porozmawiać z resztą, która nie interesuje się tym, że wyznaczyłam karę.
-Oczywiście proszę pani! Dziękujemy, jest pani najlepsza na świecie! -powiedział z przesadnym entuzjazmem Zayn i momentalnie wstał od stołu żeby i mnie pociągnąć do góry. Zaczął oddalać się na drugi koniec stołówki. Nie wiedziałem co on w ogóle kombinował, ale to nie wydawało się być dobre.
Usiedliśmy w najdalszym zakątku stołówki. Spojrzałem niepewnie na Zayna. -Co ty chcesz zrobić? -zapytałem poważnie, ale ten tylko się zaśmiał.
-Nic takiego, po prostu cieszę się, że cofnęła nam karę. Nie mógłbym wyobrazić sobie tego dnia lepiej -odpowiedział rozradowany, a ja po prostu uwierzyłem mu na te słodkie oczka i niewinny uśmiech.
Jednak każdy wie, że niewinni są tymi najbardziej podstępnymi.
Tak więc tuż po wyjściu ze stołówki czułem, że coś nie gra. Na twarzy mojego współlokatora pojawił się przebiegły uśmiech, a ja próbowałem zrozumieć o co tutaj znowu chodzi. Nie wiedziałem czy w ogóle powinienem ufać mu na tyle żeby pozwolić mu przebywać ze mną w tamtym momencie.
-Co ty kombinujesz? -zapytałem, kiedy chłopak rozejrzał się wokół niepewnie. To było co najmniej podejrzane.
-Nic misiu, nie rozumiem o co mnie oskarżasz -odpowiedział z lekkim uśmiechem. Pocałował mnie w policzek, ale jakoś mnie to nie przekonało. Nie mogłem dawać mu sobą manipulować przez cały czas. Kilka całusów i uśmiechy niczego tutaj nie załatwią.
-Przecież widzę, powiedz mi albo nie odezwę się do ciebie przez cały dzień -zagroziłem szybko, a on zmarszczył nos niezadowolony z moich żądań. Ewidentnie jakiś plan, który uformował się w jego główce pozbawionej mózgu, został przejrzany, a on nie mógł nic z tym zrobić.
-Liam, przecież nie będę chcę nikogo zamordować -przewrócił oczami jakby to coś co chciał zrobić było niczym nadzwyczajnym, ale on nie potrafił mnie oszukać.
-No właśnie nie wiem czy mogę w to wierzyć, ponieważ cię znam i jestem zdolny powiedzieć, że jesteś w stanie posunąć się do każdej rzeczy. Nawet tych brutalnych. Niewinne spojrzenia nie będą działać w tej chwili. Wiedziałem już na stołówce, że coś jest nie tak, a teraz to już jestem w stu dziesięciu procentach pewny, że chcesz zrobić coś bardzo, bardzo głupiego, co wpakuje nas w ogromne kłopoty -powiedziałem patrząc prosto w te czekoladowe oczy, które przenikały moją duszę bez żadnych skrupułów.
-Słyszałeś co powiedziała Richardson -zaczął niepewnie, a kiedy moja brew powędrowała do góry chłopak trochę chyba się speszył. Poczułem się trochę wtedy jak jego starszy brat, który prowadzi przesłuchanie. Rzecz w tym, że byłem młodszy o kilka miesięcy i na dodatek byłem jego chłopakiem.
-No nie przerywaj. To nie tak, że nie mówiłeś mi zapewne mnóstwo gorszych rzeczy -odpowiedziałem chłopakowi, który ponownie rozejrzał się na boki. -Pochwal się swoim wspaniałym pomysłem, który wpakuje nas w kłopoty.
-Richardson mówiła, że mamy sami przekazać wiadomość o tym, że nasza kara została odroczona, bo tamci debile nie przyszli -powiedział szybko, a po tym wziął głęboki oddech. -Więc chodzi o to, że nikt poza nami i nią nie ma pojęcia, że tak naprawdę musimy pokazać się na zajęciach.
-Dobra, dobra. Skończ te głupoty. Jak bardzo cię kocham, teraz gadasz głupoty. Nie chcę jej się narażać po ostatnim i świetnie o tym wiesz -odparłem myśląc, że to sprawi iż chłopak zapomni o całej sprawie, ale zamiast tego jego źrenice się powiększyły i zaczęły w nich skakać radosne iskierki.
-Nie musimy iść na zajęcia. Nikt się nie dowie. Nie chcesz spędzić ze mną ostatniego dnia razem? Bylibyśmy tylko ty, ja i nasz kochany pomost. Proszę cię, wiesz dobrze, że to nasza ostatnia szansa żeby pobyć razem, porozmawiać i nacieszyć się sobą, ponieważ wybacz mi jeśli się mylę, ale uważam, że nie będziemy mogli tego robić przez naprawdę długi czas. Nie będę mógł potrzymać cię za rękę, pocałować czy w ogóle dotknąć, więc proszę cię z całego mojego serduszka, chodźmy stąd. Nie chcę się zajmować czymś innym, jedyne czego pragnę to sprawić żeby nasz ostatni dzień będzie fajny i nie będziemy musieli o nim zapominać -powiedział patrząc na mnie z lekkimi wypiekami na twarzy. Wyglądał na takiego przejętego tym wszystkim. Ja również chciałem zrobić wszystko żeby być z nim sam na sam, ale to wiązało się ze zbyt wieloma problemami i pani Richardson naprawdę może wkurzyć się niemiłosiernie, a wtedy nie chciałbym być w naszej skórze.
-Kochanie, ty również bardzo dobrze wiesz, że chciałbym to zrobić, ale nierozerwalnie jesteśmy na czarnej liście pani R, która zrobi nam piekło na ziemi, kiedy dowie się, że nie poszliśmy na zajęcia tylko spędziliśmy cały dzień razem bez żadnego nadzoru i opieki -spojrzałem na najsmutniejszy wyraz twarzy jaki do tej pory było dane mi widzieć, a trzeba przyznać, że wiele widziałem w swoim krótkim życiu.
-Nikt się nie dowie Li, obiecuję! Wezmę najwyżej całą winę na siebie, ale i tak nikt nas nie nakryje, nikt się nie dowie -zaczął mówić gorączkowo, a ja westchnąłem. Pokręciłem głową wiedząc, że to najgłupsza rzecz na całym świecie.
Zamknąłem oczy w głowie robiąc szybką listę wszystkich za i przeciw, chociaż nie powinienem nawet tego rozważać. -Pamiętaj, że robię to tylko dla ciebie.
-Kocham cię najmocniej na całym świecie -praktycznie krzyknął i momentalnie skoczył żeby zawiesić się na moim ciele. Nie bardzo wiem jak to się stało, że nogi Zayna oplatały mnie i wyglądaliśmy jak jakaś idiotyczna para. Nie kontaktowałem, ponieważ Malik właśnie powiedział, że mnie kocha.
Czy to prawda?
Może powiedział to pod wpływem emocji? Wymsknęło mu się z ust bez żadnego większego znaczenia?
Mimo, że nie wiedziałem dlaczego powiedział te słowa to moje ciało kąpało się w szczęściu. To było najpiękniejsze na całym świecie i nie chciałem żeby kończyło się kiedykolwiek. Chciałem czuć to przez cały czas do swojej śmierci. Może to było tylko kilka dni, od kiedy poznałem tego uroczego chłopaka, ale wiedziałem jedno; był dla mnie najważniejszą osobą w życiu i nie wyobrażałem sobie przyszłości bez niego.
-Ja ciebie też czekoladko -zaśmiałem się w jego szyję napełniony szczęściem po brzegi. Tuż po tym nasze usta złączyły się w krótkim pocałunku.
Może to sprawka euforii w jaką wpadł Zayn, ale mimo wszystko była to najlepsza rzecz, która towarzyszyła mi dzisiejszego dnia. Nikt nie mówił, że nie mogłem wmawiać sobie, że on naprawdę jest do mnie równie mocno przywiązany co ja.
Wiele osób patrzyło na nas z powątpiewaniem, ponieważ trochę za bardzo się obnosiliśmy z naszymi uczuciami, ale nie mogłem zwracać na nich uwagi, kiedy rozgrywał się tak istotny moment w moim życiu. Może trochę przesadzałem z tą miłością i planowaniem przyszłości skoro miałem dopiero szesnaście lat, ale czułem to całym sobą. Byłem pewien tego jak niczego innego w swoim życiu. Po prostu wiedziałem, że on tutaj będzie dla mnie przez cały czas i nigdy nie zniszczymy tego co zyskaliśmy.
Kiedy minęło trochę czasu w końcu postanowiliśmy się od siebie oderwać i przestać marnować czas, ponieważ jeśli głupi plan Zayna miał się udać musieliśmy zniknąć niezauważeni jak najszybciej. Może to nie było jakieś specjalnie trudne żeby wtopić się w tłum i jakoś przejść w stronę domków, ale kogo to obchodzi? Ludzie posyłali nam dwuznaczne spojrzenia, chichotali i puszczali oczka, które chyba miały nam uświadomić, że będą nas kryć i nikt nie dowie się, że uciekamy, bo co jak co, ale nasza ucieczka była widoczna jak cholera. Przecież to oczywiste, kiedy rozglądaliśmy się na wszystkie strony żeby nie wpaść przez przypadek na jakiegoś opiekuna. Najgłupsze było to, że udało nam się to zrobić. Dotarliśmy na pomost, który był naszym miejscem. Wiązały się z nim same dobre wspomnienia. Chociaż było kilka problemów na naszej drodze przez sytuację, która się wydarzyła się w tym miejscu kilka dni wcześniej to nadal ona doprowadziła nas do punktu wyjścia. Byliśmy naprawdę szczęśliwi razem, co chyba było dla mnie najważniejsze.
Zayn chichocząc od razu zrzucił ze swoich stóp buty i skarpetki. Podwinął nogawki swoich czarnych spodni jak najwyżej potrafił i usiadł na samym końcu drewnianego pomostu. Jego stópki zostały umieszczone w wodzie jeziora. Zrobiłem dokładnie to samo co on i usiadłem przy nim. Splótł nasze dłonie automatycznie i wesoło zaczął machać nogami chlapiąc wodą na wszystkie strony. Wyglądał jak niewinne dziecko, które kochało życie i nie przejmowało się zupełnie niczym. Beztroska to było idealne słowo, które opisywało tamtą chwilę.
Siedzieliśmy tak ramię w ramię, ze splecionymi dłońmi i milczeliśmy. Nie była to krępująca cisza, ale taka magiczna. Nasze gesty, uśmiechy, dotyk. To wszystko mówiło więcej niż tysiąc słów. Wystarczające rzeczy, które sprawiały, że zapewne wyglądaliśmy jak dwa głupie szczeniaki, którymi w zasadzie byliśmy. Jednak była różnica. Nasze uczucie było zupełnie dorosłe.
-Powinniśmy zostawić tutaj jakąś pamiątkę po nas -wymamrotał Zayn z głową leżącą na moim ramieniu. Patrzył na lśniącą taflę jeziora z zachwytem.
-Myślę, że pracownicy zapamiętają nas do końca swoich dni -zaśmiałem się cicho, a ten dołączył do mnie i podniósł się do normalnej pozycji. Patrzył na mnie z zadowoleniem i fascynacją.
-No tak, ale chodzi mi o coś co będą mogli zobaczyć inni, którzy tutaj przyjadą! -stwierdził przygryzając wargę. Zaczęliśmy zastanawiać się nad czymś co wywołałoby mały zamęt i nikt nie musiałby ponosić tego konsekwencji. -Hej mam. Zróbmy jak w tych wszystkich słabych filmach romantycznych.
-Zabijemy się i zostaniemy owiani legendą, że para nadal nawiedza to miejsce? -zaśmiałem się na co ten tylko przewrócił oczami wesoło. -No wiesz, mieliby dobrą reklamę. Zostawimy swoje trupy żeby nigdy nas nie zapomnieli.
-Jesteś głupi -popchnął mnie lekko i zachichotał. -Chodziło mi raczej o wyrycie w jakimś drzewie czegoś słodkiego. Jakiś cytat czy coś i się podpiszemy!
-Całkiem dobry pomysł, ale nie mamy noża -odpowiedziałem niezadowolony, a ten westchnął. -Zrobimy to jutro, co ty na to?
-Skąd jutro weźmiemy nóż? -zapytał z figlarnym uśmiechem. -O nie! Liamie Jamsie Payne czy ty chcesz go wykraść? Jesteś takim niegrzecznym chłopcem. Nie poznaję cię. Co się w ogóle z tobą dzieje?
-Widocznie ktoś ma na mnie zły wpływ -zaśmiałem się patrząc wymownie na chłopaka, a ten tylko wzruszył ramionami beztrosko. Pocałował mnie w policzek.
-Mój niegrzeczny chłopiec -zaśmiał się wesoło. -Nie mogę uwierzyć, że jutro wszystko się kończy. Nie chcę wyjeżdżać.
-Przecież nie będzie tak źle. Podobno bratnie dusze zawsze się odnajdą -wymamrotałem obejmując czule chłopaka obok.
-Nie mam zamiaru zgubić cię nawet na chwilę -stwierdził poważnie Zayn, a ja zamrugałem szybko odganiając łzy z moich oczu, które nie powinny nigdy się tam pojawiać. -Liam, a co z twoją dziewczyną?
-Masz na myśli Zoe? -zapytałem niepewnie, a ten tylko pokiwał głową twierdząco. -Ona nie jest moją dziewczyną, mówiłem ci.
-Nadal chodziłeś z nią na randki, myślisz, że zdążyła o tobie zapomnieć? -prychnął cichutko pod nosem, a ja westchnąłem. -Albo czy ty w ogóle o niej zapomniałeś?
-Jedyna osoba, której imię zaczyna się na literę z i jest dla mnie ważna to ty, Zayn -odpowiedziałem zgodnie z prawdą, ponieważ nawet nie miałem zamiaru myśleć o żadnej innej osobie wiedząc, że tam w Seattle jest Malik, który zapewne czeka na mnie.
-Tak tylko mówisz. Nie będziesz nawet o mnie myślał, jestem tego całkowicie pewien -stwierdził smutno mój towarzysz, a ja przyciągnąłem go do siebie ciasno.
-Wcale nie. Zoe nic dla mnie nie znaczy, a ty wręcz przeciwnie. Będę myślał o tobie tylko kiedy będę oddychał, obiecuję -Zayn zaśmiał się cicho na moje słowa i zbliżył się do mnie jak tylko się dało.
-Jak to jest być z dziewczyną? Zawsze mnie to zastanawiało -powiedział Malik nagle, a ja parsknąłem śmiechem.
-W jakim sensie chcesz wiedzieć? Nie miałem aż tyle dziewczyn, wiesz -zaśmiałem się wesoło, a ten zamknął oczy wtulając się w moje ciało.
-No nie wiem, każdym. Chciałbym wiedzieć to jest takie nieznane, czasem mam ochotę przekonać się na własnej skórze jak to jest być z dziewczyną. To musi być ekstremalnie dziwne -stwierdził chłopak czym niezwykle mnie rozbawił.
-To nie tak, że jakoś zupełnie wszystko różni się kiedy jesteś z kobietą -odpowiedziałem spokojnie wiedząc, że Zayn potrzebował odpowiedzi na te pytania. -Po prostu z kobietami najczęściej musisz obchodzić się delikatnie. Rozumiesz o co mi chodzi, prawda? -Malik pokiwał twierdząco głową. -Trzeba ją rozpieszczać i ciągle mówić czułe słówka. Całowanie jest zupełnie inne.
-Kogo wolisz całować? -zapytał Zayn zaciekawiony.
-Cóż, jeśli miałbym być szczerym to jeśli każdy chłopak całuje równie dobrze jak ty to jestem skłonny porzucić dziewczyny do końca swojego życia -zaśmialiśmy się oboje, ale taka była prawda. Zayn był idealnym człowiekiem jeśli chodziło o całowanie. -Wiesz, jesteś taki delikatny a zarazem szorstki, a dziewczyna to taka bardziej gładka.
-O czym ty w ogóle mówisz Liam? -zaśmiał się rozbawiony Zayn, a ja tylko uśmiechnąłem się do siebie. -Jakieś szczególne nawiązania do tego szorstkiego i gładkiego?
-Nie mam pojęcia o czym ty w ogóle mówisz? Nie znajduję nic dziwnego w tym i na pewno nic dwuznacznego. Poza tym nie odzywaj się idioto! -zachichotał słodko na moje słowa.
-No ja nie wiem co ty tam dwuznacznego widzisz Li. A jeśli jesteśmy na tym temacie to przespałeś się z jakąś dziewczyną? -zadał kolejne pytanie, na które odpowiedzi łatwo mógł się domyślić.
-Oczywiście, że nie. A ty? Jakieś przygody z chłopakami? -zapytałem trochę niepewnie. Czułem się lekko dziwnie i niezręcznie rozmawiając z nim na ten temat, ale nie mogłem się zamknąć, ponieważ ciekawiło mnie to niemiłosiernie.
-Cóż, wychodzi na to, że oboje jesteśmy prawiczkami jak cholera -stwierdził roześmiany, ale ja pokręciłem głową. -Musimy kiedyś coś z tym zrobić.
-Czy to jakieś niemoralne propozycje skierowane w moją stronę? -zapytałem udając niedowierzanie.
-Tak, ponieważ jesteśmy prawiczkami i to wstyd i hańba, a ty przestań kąpać się w wodzie święconej -wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, który niestety został brutalnie przerwany w najgorszy z możliwych sposobów.
-No proszę, proszę! Czy nie powinniście być przez przypadek ze swoim opiekunem na jakichś zajęciach? -zza pleców dotarł do nas przerażający, kobiecy głos.
-Pani Richardson -wymamrotał Zayn, którego zaczynał oblatywać strach. -Co pani tutaj robi?
-Wasza grupa wróciła wcześniej i kiedy zapytałam jak się sprawowaliście dostałam odpowiedź, że nigdy nie zjawiliście się u opiekuna, więc musiałam was znaleźć. Łatwo było domyślić się gdzie jesteście. Cały czas was tutaj ciągnie -pokręciła głową niezadowolona i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-To moja wina, proszę pani. Liam nie miał z tym nic wspólnego, obiecuję! Niech pani tylko nie wpędza nas w większe kłopoty, proszę -Zayn patrzył na nią błagalnym spojrzeniem. Był w stanie skoczyć jej do stóp i prosić o łaskę.
-Spokojnie Zayn, nikt nie powiedział, że macie jakieś kłopoty -posłała nam szeroki uśmiech, a ja pomyślałem, że to chyba jest jakiś głupi żart z jej strony.
-Co? -zapytałem równo z Zaynem, który widocznie nie mógł uwierzyć w to co wygadywała ta kobieta. Ona nie mogła być poważna w tej chwili.
-Cóż chłopcy, wiedziałam bardzo dobrze, że wykorzystacie to, że nie ja pójdę do waszego opiekuna. Zdziwiłabym się gdybyście tego nie zrobili, ale widząc waszą dwójkę serce puchnie. Znaleźliście coś pięknego na tym obozie -powiedziała nadal patrząc na nas z rozczuleniem. -Jestem pewna, że nawet gdybym chciała was od siebie odciągnąć siłą to znaleźlibyście sposób żeby być razem.
-Nie rozumiem dlaczego pani miałaby niby robić coś żebyśmy mogli spędzić razem czas? -przemówił Zayn patrząc na kobietę jak na wariatkę.
-Nie zrobiłam tego specjalnie. Po prostu dałam wam małą szansę, którą wykorzystaliście. Jestem zła, ponieważ nie poszliście na zajęcia, ale zupełnie was rozumiem. Jutro kończy się obóz, a wy jesteście w sobie zakochani na zabój -zaśmiała się wesoło. -Nie mogę was rozdzielać na siłę. A raczej nie chcę.
-To pokręcone -wymamrotałem patrząc to na panią Richardson, to na Zayna, który był zdezorientowany co ja.
-Nie mówcie nikomu, że nic nie zrobiłam. Możliwe, że jestem trochę niesprawiedliwa -odpowiedziała spokojnym głosem. -Wracajcie do domku, ponieważ będzie nieciekawie jeśli znajdzie was ktoś inny.
Wstaliśmy momentalnie i bez słowa wzięliśmy swoje buty i skarpetki do rąk żeby uciec stamtąd jak najszybciej się dało.
-Dziękujemy pani Richardson! -zawołał Zayn na koniec i uciekliśmy tak szybko jak tylko się dało.
Po zabarykadowaniu się w swoim domku rzuciliśmy buty na podłogę i oboje padliśmy na łóżko.
-To był najdziwniejszy moment w moim życiu -powiedziałem i zaczęliśmy się razem śmiać jak idioci, ale kto nie byłby rozbawiony po czymś takim.
-Nie wierzę, że przeżyliśmy właśnie moment, kiedy ktoś tak uwielbia nas jako parę, że -Zayn urwał, ponieważ nastąpiła kolejna salwa śmiechu. Skończyliśmy dopiero, kiedy rozbolały nas brzuchy.
To był naprawdę udany dzień, a raczej pół dnia, ponieważ następną połowę spędziliśmy przytulając się na łóżku w domku. Pojawiliśmy się nawet na kolacji, podczas której wiele osób pytało co zrobiła Richardson, kiedy nas znalazła, ale my tylko wzruszaliśmy ramionami i posyłaliśmy do siebie tajemnicze uśmiechy.
Wpadliśmy do domku śmiejąc się jak dzieci specjalnej troski, ponieważ Malik znowu zaczął opowiadać denne żarty, które były naprawdę głupie i bez żadnego sensu. Zayn padł na moje łóżko ponownie dzisiejszego dnia. Zamknął oczy i wydał z siebie pomruk zadowolenia. Niewiele myśląc położyłem się za nim i wtuliłem w jego plecy. Pocałowałem go w kark na co ponownie zamruczał niczym zadowolony kociak.
-Liam -powiedział cicho mulat.
-Huh? -otworzyłem oczy i podniosłem się na ramieniu. Zayn gapił się na szafkę, na której leżały kondomy od pani R.
-Nie możemy pozwolić żeby się zmarnowały -wypowiedział to spokojnie, a mi zabrakło powietrza do oddychania. -Znaczy.. Wiesz. Nie musimy my ich używać, możemy je komuś dać.
-Chcesz chodzić po domkach i pytać czy ktoś chce gumki? -zapytałem patrząc na niego.
-One na mnie dziwnie patrzą Liam -odpowiedział mi mulat i spojrzał na mnie niepewnie. Wiedziałem co takiego chodzi mu po głowie, ponieważ miałem dokładnie to samo w swojej.
-Nie mam zamiaru chodzić po ludziach z prezerwatywami Zayn, pomyślą, że oszaleliśmy czy coś -stwierdziłem racjonalnie, a ten skulił się lekko. -Ale jeśli ty chcesz to możemy w zasadzie zmniejszyć ich ilość.
-Masz na myśli to co ja mam na myśli? -przekręcił się z boku na plecy i spojrzał w moje oczy.
-Miejmy nadzieję, że mamy takie same myśli, ponieważ może później zrobić się niezręcznie -Zayn zachichotał na moje słowa i przyciągnął mnie do pocałunku. -Ale na pewno Zee?
-Co się stało na letnim obozie, zostaje na letnim obozie.
I w taki nieplanowany sposób skończyliśmy razem kłócąc się kto powinien górować tego pamiętnego wieczora, który miał zostać z nami do końca życia. Tylko my byliśmy do tego zdolni, ale nie byłem nawet zdziwiony. Do tego doszła jakaś godzinna rozmowa na temat tego czy na pewno tego chcemy i jesteśmy gotowi. Ale zrobiliśmy to i nie mogło być lepiej.
Kochałem tego idiotę jak cholera i nie byłem w stanie przestać.
✖✖✖
Ja nie wierzę, że to zrobiłam. Ten rozdział ma 5650 słów. Przeszłam samą siebie i to jest kurcze pewne!:D
Nadal nie mogę uwierzyć, że napisałam to zakończenie. haha jestem psychiczna, ale jakoś tak wyszło. Nie wiem, może przez tą scenę to fanfiction straciło swoją słodkość. Jeśli tak to przepraszam. Udawajmy, że oni wcale nic ten tego, cieszmy się tym, że są w sobie zakochani i alleluja!
Jejku, nie wierzę, że następny rozdział jest tym ostatnim. To ff jest moją słodką perełką.
Jak wasze wrażenia z tego rozdziału? Co wam się najbardziej podoba?
Chciałabym tak w ogóle wiedzieć co myślicie o tym fanfiction, ponieważ już się kończy i naprawdę ważne dla mnie jest to czy wam się podoba.
Tak w ogóle to chciałabym oficjalnie podziękować HarrysIceGem za najsłodszy komentarz pod słońcem!
Zapraszam was też na moje inne książki, które znajdziecie na moim profilu. Podobno są fajne, więc zapraszam serdecznie moje misie♥♥
Komentujcie i zostawiajcie gwiazdki, nie mam nic przeciwko :)x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro