Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dzień 12

-Dalej Liam!

-Uhh.. Jestem już blisko, czekoladko.

-Nie przestawaj.

-Naprawdę ciasno.

-Szybciej, proszę Leeyum!

-Staram się, bardzo, bardzo się staram!

-Świetnie, jeszcze tylko trochę.

-Kurwa mać, Zayn! Twoja jebana bransoletka jest za daleko, jak mam ją niby wyciągnąć? -powiedziałem będąc już na granicy wytrzymałości, ten chłopak doprowadzał mnie do szału. Akurat dzisiaj musiał wybrać dokładnie tą godzinę, kiedy byliśmy w miejscu, gdzie podłoże zastępowały wielkie kamienie, w których gdzieniegdzie znaleźć można było większą czy też mniejszą szczeliną.

-Nie przeklinaj Liam, nie brzmi to dobrze w twoich ustach -mruknął Zayn, a jego mina wskazywała na to, że chyba jest obrażony, ale nie chce tego po sobie poznać.

-Zayn, piękny mój -westchnąłem patrząc na niego zniecierpliwiony i zmęczony. -Przyjmiesz może w zamian inną? -spojrzałem na niego z miną zranionego psiaka, która musiała zadziałać.

-Ale ja chciałem tę! Była taka śliczna -wymamrotał odpychając od siebie mój nadgarstek pokryty dwoma rzemykami, jedną skórzaną bransoletką oraz wcześniej dwiema, teraz jedną, czarnymi, silikonowymi. Obie różniły się od siebie tylko tym, że miały na sobie inne obrazki. Na tej straconej widniał tęczowy motyw i jakiś napis mówiący o korzystaniu z życia, więc kiedy tylko Zayn wypatrzył je na mojej ręce, kiedy szliśmy na kolejną pieszą wycieczkę z dwiema innymi grupami, momentalnie zaczął rozpaczać, że mam mu ją oddać, bo jest słodziutka. Chociaż skomentowałem to tylko słowami, że właściciel jest słodszy, Malik kompletnie odleciał do swojego tęczowego świata. Więc jako przykładny człowiek, którego łączy z Zayn'em coś więcej niż przyjaźń nie byłem w stanie mu po prostu jej nie dać. Nie było to jakieś szalone podanie w jego stronę czy coś tego typu. Po prostu ściągnąłem ją i dałem mu do dłoni, a on zachwycając się zahaczył przez przypadek o luźno stojący kamień. Udało mi się go złapać przed niezbyt miłym spotkaniem z twardą skałą, ale jego cudo niestety nie było mi w głowie i jakimś nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiła prosto do sporej szczeliny.

-Poradzisz sobie ze stratą, kupię ci takich pięć, kiedy tylko stąd wyjedziemy -odpowiedziałem spokojnie, a on zrobił niezwykle smutną minę.

-Ja chcę tą, Liam. Zaraz się popłaczę -odpowiedział całkowicie poważnie, a ja wiedziałem, że mógłby to zrobić. Wrażliwy idiota.

No i co niby mogłem zrobić innego? Oczywiście, że ta mina sprawiła ból w moim sercu i chciałem żeby się uśmiechnął, więc po raz kolejny wcisnąłem rękę do tej dziury i nie zważając na żaden ból, który sprawiały zdzierające moją skórę wypukłości skały, próbowałem dosięgnąć to ustrojstwo.

-Zostaw to, jeszcze się poranisz -pokręcił głową mulat, chociaż pewnie skakał z radości w swoim wnętrzu. Mimo wszystko nadal się martwił i to było urocze.

-Mam ją! -prawie krzyknąłem triumfalnie przez co kilka osób zaśmiało się widząc moje poświęcenie dla tak błahej sprawy. Na twarzy Zayna pojawił się szeroki uśmiech. Mógłbym przysiąc, że widziałem wszystkie jego zęby, ale skoro jego tak to ucieszyło to dlaczego mnie by nie miało. -Dawaj swoją łapkę, bo nie mam zamiaru poświęcać się tak kolejny raz.

Założyłem na jego chudziutki nadgarstek silikonową ozdobę nadal siedząc na ziemi.

-Oświadcza się klęcząc, bądź bardziej romantyczny Liam! -krzyknął jakiś odważniejszy chłopak i wiele osób, włącznie z naszymi opiekunami, zaczęło się śmiać. Zayn lekko zarumienił się i to była zdecydowanie moja ulubiona część. Trudno było sprawić żeby Malik się zawstydził, ale kiedy już komuś się to udało wyglądał jak rozkoszna owieczka.

-Gdzie mój pierścionek z brylantem?! -zaśmiał się Zayn próbując odgonić swoje wypieki z twarzy. Z marnym skutkiem. Osoby, którym nie przeszkadzały nasze bliskie stosunki śmiały się nadal, a inni posyłali sobie dziwne spojrzenia, ale kogo to obchodzi, kiedy obok ciebie znajduję się obiekt, z którym chcesz spędzić resztę swojego życia? Czy ja właśnie uwzględniłem tego idiotę w swojej przyszłości?

Usiadł przy mnie i począł się bawić swoją trochę za luźną bransoletką.

-Boli cię? -zapytał przez sekundę patrząc na drobne otarcia na moich rękach.

-Nie tak bardzo jak świadomość, że za dwa dni kończy się obóz -odpowiedziałem patrząc na chłopaka, który oparł brodę na swojej ręce i przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wiedział dobrze co miałem na myśli, ale nie chciał zapewne o tym myśleć.

-Nawet nie byłeś zadowolony, kiedy tu przyjechałeś, więc to chyba lepiej dla ciebie, czyż nie? -westchnął cicho, zamrugał bardzo szybko, a wachlarz jego długich rzęs był dla mnie jakiś hipnotyzujący.

-Rodzice mnie tak trochę zmusili do tego, ale w sumie jestem zadowolony -posłałem oczko do chłopaka i niekontrolowanie moja dłoń powędrowała do jego policzka. -Taki piękny tylko dla mnie, uwierzyć nie mogę, że chcesz w ogóle ze mną rozmawiać.

-Gdybyś był na moim miejscu i patrzył na siebie sam cieszyłbyś się, że możesz rozmawiać z tak wspaniałym człowiekiem -wtulił swój policzek bardziej w moją dłoń i zamknął oczy z zadowolonym uśmiechem. -Nie rozmawiajmy o tych dwóch dniach, nie musimy się niepotrzebnie dołować.

-Masz rację, powinniśmy po prostu żyć chwilą -przysunąłem się jak najbliżej chłopaka i pocałowałem go w nos, który tuż po tym uroczo zmarszczył.

-Dokładnie tak, mój książę -powiedział melodyjnie i uchylił swoje powieki spoglądając na mnie spod czarnych rzęs.

-Nie znudzi ci się nigdy ten książę, mam rację, czekoladko? -posłałem mu odważne spojrzenie, a ten pokręcił głową z rozbawieniem. Najwidoczniej już przyzwyczaił się do mojego zwrotu i nie uważał go za obrazę.

-Nigdy w życiu -odparł miękko i zamknął oczy zadowolony z naszego aktualnego położenia.

-Nie będę twoją poduszką, nawet o tym nie myśl -zabrałem swoją dłoń i oparłem ją na tej wielkiej skale czy kamieniu, czy cokolwiek to było.

-Tak, jasne, przecież wiem -odpowiedział i jak jakiś mały kociak zmienił swoje miejsce, aby móc położyć głowę w zagłębieniu mojej szyi.

-Jesteś niemożliwy -zaśmiałem się widząc jak zamyka oczy. Wiedziałem, że jest niesamowitym leniwcem i kocha spać ponad wszystko, ale byliśmy właśnie podczas postoju, który nie będzie trwał wiecznie.

-Będziesz spał? Zaraz ruszamy -odparłem próbując go zepchnąć z siebie, ale ten tylko zjeżył się niepotrzebnie i zacisnął pięść na mojej koszulce w ramach protestu.

-Nie będę wypominał ci kto wczoraj w nocy wpadł na pomysł kąpieli w jeziorze -zaczął lamentować, a ja parsknąłem śmiechem na jego słowa.

-To byłeś ty, czekoladko. Nie rozumiem o co masz do mnie pretensje, ja tylko lubię cię zadowalać -moja ręka objęła chłopaka, a ten jeszcze bardziej się rozluźnił pod wpływem mojego dotyku.

-Pierdolenie -rzucił cicho, a ja wywróciłem oczami.

-Nie przeklinaj Liam, nie brzmi to dobrze w twoich ustach -zacząłem udawać głos Zayn'a za co otrzymałem zduszony chichot i delikatne ugryzienie mojego ramienia.

-Zamknij się -powiedział i czułem na sobie jego uśmiech. Wspaniała chwila.

-Dobrze, dobranoc -odpowiedziałem po chwili zadumy, ale chłopak odpłynął już w swoją, zapewne tęczową, krainę snów.

***

-No chyba nie -to były pierwsze słowa Zayn'a po tym jak wróciliśmy z tej przeklętej, niesamowicie długiej, męczącej, niepotrzebnej i kompletnie głupiej pieszej wycieczki. Ponieważ kazali nam sprawdzić tablicę tak też uczyniliśmy. Zobaczyłem wielki napis mecz przy wszystkich grupach. -Nie, nie, nie! Nie zgadzam się. Piętnaście razy nie, dziękujemy!

-Obecność obowiązkowa dla was, łobuzy -powiedziała nagle pani R, która znalazła się przy nas w niewiadomych okolicznościach. Potrafiła być jak duch. To było coś przerażającego. Wyrastanie spod ziemi to chyba jej specjalność.

-Ale chcę spać -jęknął Zayn i westchnął dramatycznie. Nie dziwiłem się, że był taki zmęczony, ponieważ sam nie chwaliłem się świetną formą.

-Nic wam się nie stanie, jak trochę pobiegacie za piłką, a ja będę spokojna, że nie zrobicie kolejnej z rzędu głupoty, która wykraczałby dużo poza regulamin naszego obozu -oznajmiła klepiąc mulata w łopatkę, ale ten tylko skrzywił się jeszcze bardziej w odpowiedzi.

-Ale ja chcę iść spać -burknął Zayn robiąc minę jakby to wszystko było totalnie niesprawiedliwe. W zasadzie trochę było, ponieważ naprawdę nikt nie sprawiał tylu problemów co nasza dwójka. Nadal zastanawiałem się jak to możliwe, że nadal jesteśmy w tym samym domku. -Przecież przez to nie spali się las ani nikt nie utonie!

-Z wami to nigdy nic nie wiadomo. Wolałabym mieć was na oku. No, ruszajcie się, za pięć minut zaczyna się mecz. Pamiętajcie, że zauważę, jeśli nie przyjdziecie! -starsza kobieta klasnęła głośno w dłonie i zdecydowanie zbyt entuzjastycznie odeszła. Przemawiała przez nią ogromna młodzieńcza radość, która była trochę dziwna w jej wieku, ale może to właśnie dzięki temu tak świetnie umiała porozumieć się z dzieciakami.

Nie chcieliśmy robić sobie dodatkowych problemów, więc poszliśmy najpierw przebrać się w jakiś sportowe ubrania i ruszyliśmy w stronę boiska, które znajdowało się za stołówką. Otoczone było wysokim ogrodzeniem. Weszliśmy przez metalową bramkę i Zayn prawie popłakał się, ponieważ nie pozwolili mu spać. To było takie zabawne. Wyglądał jakby to wszystko co się działo teraz miało być ostatnim zajęciem przed tym jak zetną mu głowę czy powieszą na szubienicy.

Nigdzie nie było już miejsca, więc padliśmy na trawnik i spojrzeliśmy jak Scott, zupełnie jak pierwszego dnia, wyszedł na środek i zaczął uciszać całe podekscytowane zgromadzenie. Oczywiście nikt zbytnio nie interesował się tym co ma do powiedzenia, ponieważ wszyscy rozmawiali głośno i byli podekscytowani nadchodzącymi rozgrywkami. Na środek wyszła pani R i nastała cisza jak makiem zasiał.

-Dobrze, że się mnie słuchacie! -powiedział sarkastycznie Scott, a kilkanaście osób parsknęło śmiechem. -Więc będą to rozgrywki pomiędzy każdą z ekip, które tutaj mamy. Żadnych fauli inaczej będziecie całą noc zmywać naczynia! Rozumiemy się?

Wszyscy przytaknęli nie mając nawet wyboru żeby się przeciwstawić, ponieważ nikt by ich nawet nie posłuchał.

-Pierwszy mecz między niebieskimi i żółtymi! -rozległ się głośny głos, drużyny ustawiły się na boisku. Każda z nich miała zamiar wygrać, ale tylko jednej z nich to się uda. -Gotowi?!

Zayn przyglądał się bez zainteresowania w piłkę kopaną przez dziewczyny i chłopaków po boisku. Chyba nie był zbyt wielkim fanem piłki nożnej, ale nie komentowałem tego ani słowem.

Mecz przebiegł szybko i obyło się bez większych obrażeń, chyba, że liczyć zadrapania na nogach chłopaków i dziewczyny, które narzekały na obcierające buty. Każdy przeżywał ból na swój własny sposób. Niektórzy protestowali dalszej grze, a inni udawali, że nic im się nie stało lub wmawiali sobie, że to co ich nie zabije to ich wzmocni.

Jakąś minutę po krótkim meczu rozegranym między tamtymi drużynami przyszła pora na nas. Czerwoni kontra zieloni. Wiedziałem, że będzie ciekawie, kiedy tylko moje spojrzenie spotkało się z tym należącym do sławnego Chrisa, z którym bił się Zayn na początku obozu. Momentalnie zostałem obdarowany srogim spojrzeniem od niego i jego kolegów. Jednak to nie do mnie się przyczepili, ale do Zayna, który niczemu winny stał sobie spokojnie przy linii bocznej. Zawiesili na nim swoje nienawistne ślepia i zaczęli coś do siebie mówić. Zupełnie ich olałem, dokładnie jak Malik zawsze powtarzał - trzeba to ignorować. Nic innego mi nie pozostało.

Rozbrzmiał dźwięk gwizdka i piłka ruszyła z miejsca. Zaczęła się zwinnie przemieszczać od jednego zawodnika do drugiego. Podania, odbiory i próby obrony. Nic co mogłoby niezwykle pasjonujące.

Wtedy właśnie zobaczyłem jednego z kolegów tego cymbała Chrisa. Stał tuż obok Zayna i mówił coś do niego. Po jego kpiącym i cwaniackim uśmieszku dało się poznać momentalnie, że to co mówił nie było zbyt miłe czy choćby w ogóle poważne. Bo naprawdę, kto do cholery zachowuje się w ten sposób? Nie jesteśmy w przedszkolu. Zayn stał niewzruszony obok niego i kiedy spojrzał na mnie uniosłem brew do góry w niemym pytaniu czy wszystko jest w porządku, Malik posłał mi uśmiech zapewniając mnie, że to w ogóle go nie rusza, a raczej jest tym rozbawiony, ponieważ zaśmiał się cicho po tym co powiedział do niego ten koleś z przeciwnej drużyny. Uspokoiłem się i pozwoliłem sobie wrócić do gry, przynajmniej w jakimś stopniu, ponieważ wciąż byłem czujny widząc jak co jakiś czas w stronę mojego niepisanego chłopaka leci jakieś oszczerstwo. Nagle Zayn zachwiał się, ponieważ Chris podłożył mu nogę. Zrobił to, kiedy byłem dokładnie obok. Wtedy zobaczyłem drugiego, który popychał moje słoneczko w plecy. Malik upadł delikatnie na kolana.

-Nie pierwszy raz tak klęczysz pewnie, prawda mały pedale? Jesteś taką dziwką. Wstyd mi za ludzi takich jak ty i do tego czarny, jak jakiś niewolnik, powinieneś umrzeć -usłyszałem słowa blond chłopaka, który w tamtej chwili wyglądał jakby miał zaraz ukamienować Zayna.

-Co ty do kurwy własnie powiedziałeś?! -syknąłem w jego stronę, ponieważ musiałem stanąć w obronie czekoladki. Nie będzie tak mówił o kimś kto jest najlepszym człowiekiem jaki istnieje na całym świecie. Nie ma pieprzonego prawa tak mówić.

-Liam, przestań. Nie obchodzi mnie co on mówi, nie będziemy sobie robili problemów. On cię tylko prowokuje -stwierdził Zayn i złapał moją dłoń przy okazji stając. Gra toczyła się nadal, zupełnie jakby nikt nie zauważył, że toczy się nasza kłótnia.

-Słyszałeś swoją dziwkę, przestań -prychnął nienawistnie chłopak z roztrzepanymi, blond włosami, a ja naprawdę nie mogłem się opanować.

-Nie nazywaj mojego chłopaka dziwką, sam nią jesteś -warknąłem wskazując na niego palcem, ale Zayn szybko zabrał moje dłonie żebym nie posunął się do jakichś gorszych czynów.

-O nie, kiedy ślub, pedały? -zapytał, a jego głos ociekał nienawiścią tak bardzo, że nie mogłem uwierzyć, że taka kreatura stąpa po ziemi. -Teraz nie odpowiesz? Nic nie zrobisz?

-Nie jesteś wart żebym nawet do ciebie mówił -odparłem jadowicie, ponieważ naprawdę byłem już na granicy wytrzymałości, a Zayn nadal mnie trzymał.

-Co tam się dzieje?! Wracać do gry! -zawołał opiekun, który robił w tej chwili za sędziego.

-Dziwka -rzucił ponownie Chris i tym razem nie wytrzymałem.

Zayn nie zdołał utrzymać moich rąk, które z potężną mocą wyruszyły na spotkanie z twarzą blondyna. Rozległ się głośny trzask i nagle kumple Chrisa doskoczyli do nas. Wokół zaczęła się wrzawa, ponieważ każdy chciał zobaczyć bójkę, a opiekunowie chcieli nas rozdzielić.

-Złamałeś mi nos, jesteś pojebany! -zawołał Chris, a po jego brodzie zaczęła spływać krew. Wtedy zaczęło robić się gorąco. Kolega poszkodowanego mi oddał przez co Zayn się zdenerwował i uderzył go w krocze po czym przywalił pięścią w twarz kolejnemu, który chciał się zbliżyć.

Tak rozpętała się bójka. Biliśmy się chyba z pięć minut, a opiekunowie nie mieli pojęcia jak nas rozdzielić. Jakaś dziewczyna przerażona zaczęła płakać, ponieważ myślała, że zaraz się pozabijamy. Wszędzie były pięści, kopanie w brzuch, przezwiska, wulgarne słowa, krew i niebezpieczeństwo.

-Co to ma być?! Nie ma bójek na terenie obozu i wszyscy dobrze o tym wiecie! -krzyknął tak groźnie jeden z opiekunów, że aż się wzdrygnąłem. Każdy kto tylko mógł trzymał osoby biorące udział w bójce lub nawet przygniatał je do ziemi.

-Dobrze ci Chris, zasłużyłeś na ten nos już dużo wcześniej -warknąłem nadal czując krążącą po moim organizmie adrenalinę. Miałem ducha walki i zrobiłem to w dobrej sprawie.

-Nie odzywaj się do mnie, bo jeszcze zarażę się od ciebie pedalstwem! -odkrzyknął, a Zayn zaczął się coraz bardziej szamotać w objęciach japońskiego opiekuna. Zdecydowanie chciał się wyrwać i dodać trochę cierpienia tej szumowinie. Byłby jak najbardziej za tym pomysłem. Popieram w stu procentach, a nawet w stu dziesięciu.

-Co to za odzywki Smith?! Nie tolerujemy tutaj czegoś takiego -pomiędzy walczących weszła pani R i spojrzała wymownie w stronę blondyna. W oczach trzymanych osób w bezpiecznej odległości nadal paliła się czysta nienawiść. W powietrzu panowała gęsta atmosfera, a wszyscy czuli to budujące się napięcie.

-Nie tolerujemy pedałów takich jak Malik! -zawołał głośno Chris i zacząłem szarpać się mocno tak, że zdołałem się wyrwać, ale tuż przed wymierzeniem ciosu w brzuch temu idiocie powstrzymały mnie cztery ręce.

-Masz tak nie mówić, rozumiesz?! -odpyskowałem patrząc na niego z mordem w oczach. Nie interesowało mnie, że pewnie moja twarz jest cała zbryzgana krwią, a moja koszulka była lekko rozdarta.

-Bo co mi zrobisz?! -zaczął cwaniakować, a ja o mało nie zaśmiałem mu się w twarz. Znalazł się bohater od siedmiu boleści.

-Jesteś żałosny!

-Koniec tej przemocy słownej, fizycznej i wszystkiego innego co tutaj się wyprawia! Wszyscy macie ogromne kłopoty! Wszyscy do stołówki i tam się rozmówimy na temat całego zajścia. Nie myślcie, że ujdzie wam to na sucho -spojrzała na ciskających piorunami chłopaków.

Nie mieliśmy większego wyboru jak iść za panią R razem z eskortą umięśnionych opiekunów. To wyglądało jakby transportowali co najmniej jakichś morderców, ale wolałem nie odzywać się ani słowem, ponieważ wszyscy byli na nas już wystarczająco źli. Tak wściekłej kierowniczki obozu jeszcze nie widziałem, a to mogło zwiastować tylko poważne problemy. Takie naprawdę niesamowicie poważne, a ja już miałem w głowie wizje jak pani R dzwoni do moich rodziców i mówi im o całym zajściu, a oni zdenerwowani, zażenowani oddają mnie do domu dziecka.

Usiadłem razem z Zaynem przy jednym stole, a z dala od nas, przy kolejnym, usiadła cwaniacza paczka homofobów, którzy byli ostatnimi debilami. Zauważyłem, że do środka bezszelestnie weszły dwie kobiety, które miały zajmować się naszym zdrowiem w czasie obozu. Chyba pierwszy raz musiały coś robić, poza tym jednym razem, kiedy dziewczyna imieniem Danielle złamała sobie rękę. Dyrektorka obozu stała nic nie mówiąc, czekała aż wszyscy będziemy opatrzeni i niepokryci krwią.

-Tak w ogóle to wszystko z tobą dobrze? -zapytałem patrząc na Zayna i przetarłem kciukiem jego wargę, z którego sączyła się jeszcze krew.

-Nic mnie nie boli, a jak z tobą? -zapytał cicho, a ja posłałem mu uśmiech zapewniający, że wszystko w porządku, ponieważ było. Nie liczył się ból. Liczył się cel.

Kobiety zaczęły pytać czy coś nas boli, świecić latareczkami po oczach i mówić jakieś rzeczy medycznym bełkotem, którego nie byłem w stanie zrozumieć.

-On będzie musiał jechać do szpitala, ten nos nie wygląda dobrze. Reszta chyba w porządku, ale myślę, że powinniśmy zawieźć ich wszystkich do szpitala na tomografię komputerową, ponieważ nie wiadomo co mogło się im stać. Mogą mieć wstrząśnienie mózgu. Lepiej dmuchać na zimne -stwierdziła niska brunetka, której włosy spięte były w wysoki kok.

-Do szpitala? No dobrze. Zorganizujemy autobus dla nich wszystkich. Jenna zadzwoń do szpitala i uprzedź ich, że przyjedziemy w ciągu najbliższych trzydziestu minut -wydała polecenie dyrektorka i przetarła twarz dłońmi. Kobiety wyszły szybko, a ja przysunąłem się jak najbliżej chłopaka siedzącego obok.

-Czy ktoś będzie na tyle łaskawy żeby powiedzieć mi co było powodem waszej bójki?! -zapytała Richardson z grobową miną. Gdzie podziała się tamta miła, pogodna kobieta, która niosła miłość po całym świecie?

Nikt nie odpowiedział, ale każdy wbił wzrok w swoje nogi jakby inny świat zupełnie nie istniał. Pani R poczerwieniała ze złości.

-Payne -wbiła we mnie swoje rozwścieczone spojrzenie, które sprawiło, że mimowolnie skuliłem się lekko. Przypominała teraz kobiety pracujące w domu dziecka. Nie miałem z nimi żadnych dobrych wspomnień. Głównie tylko te okropne, które wyryły się w mojej pamięci na zawsze. -No kolego, powiedz mi.

Nie odezwałem się ani słowem tylko spuściłem głowę jeszcze bardziej.

-Nagle wszyscy staliście się niemowami? Na boisku jakoś tego nie było słychać -powiedziała nadal ze wzrokiem tkwiącym na mnie. Wciąż nie mogłem zdobyć się na odwagę i przyznać się do tego, że popełniłem błąd, dałem się ponieść emocją.

Jednak to była nadal obrona chłopaka, który znaczył dla mnie więcej niż wszystko w chwili obecnej.

-Po prostu niech pani nie dzwoni do moich rodziców -udało mi się wykrztusić, a Zayn słysząc moje słowa od razu objął mnie swoim ramieniem opiekuńczo.

-Jak to sobie wyobrażasz? Prawdopodobnie złamałeś nos swojemu rówieśnikowi, jak mogłabym nie poinformować twoich rodziców Liam? Bez względu na sytuację w jakiej się znajdujesz muszę to zrobić. Muszę powiadomić wszystkich rodziców -odpowiedziała na moje słowa i przesunęła wzrok po wszystkich poszkodowanych.

-Ale to jego wina, że Liam to zrobił, proszę pani! -zaczął buntować się Malik. Teraz to on chciał mnie uchronić, ponieważ jako jedyny wiedział jakie mam obawy co do moich rodziców.

Autentycznie bałem się, że mnie oddadzą, a ja zostanę sam, bez nikogo i niczego.

-Nie odzywaj się Malik, niby jak złamanie nosa może być jego winą?! To on jest poszkodowany! -wypowiedziała słowa, które zabrzmiały jak sztylety wbite prosto w moje plecy.

-Ale to on zaczął go prowokować, a Liam chciał tylko mnie bronić. Czy to moja wina, że ten idiota jest homofobem i jego koledzy od siedmiu boleści także? Mogli nie zaczynać! Nie wyzywać mnie i mojego chłopaka, nie popychać nas i nie będę wymieniał co oni jeszcze robili żeby zmienić tylko nasze życie w piekło. Znosiłem to do czasu, ale skoro teraz Liam ma mieć problemy przez to, że jesteśmy razem to ja się nie zgadzam. Oni powinni w tej chwili ponieść konsekwencje tego wszystkiego. On chciał mnie tylko bronić, a ci tutaj nas atakowali, więc jeśli już ktoś jest winny to Smith! -Zayn zakończył swoje przemówienie mocnym uderzeniem pięścią w stolik, który zadrżał mocno. Spojrzałem na niego. Jego oczy wręcz błyszczały z determinacji.

-Co to ma znaczyć? Ataki słowne i.. To się w ogóle w głowie nie mieści. Co wy sobie wyobrażacie?! Nie jesteście już takimi dziećmi. Niedługo będziecie dorośli i nadal zamierzacie się tak zachowywać? Przemoc w niczym nie pomoże -wymierzyła swój palec wskazujący prosto we mnie, a po tym spojrzała na paczkę homofobów. -A wy nauczcie się akceptować innych ludzi, bo z takim nastawieniem długo nie pociągniecie. Nie życzę sobie na terenie obozu takich bójek i dyskryminowania. Jeśli Zayn i Liam są razem to ich sprawa, macie ich zostawić w spokoju. A ty Liam nie łam więcej nosów, wystarczyło do mnie przyjść i powiedzieć co się dzieje. Zainterweniowałabym i zaradzilibyśmy coś na to jak oni się zachowują. Bójka nie jest rozwiązaniem. Wszyscy popełniliście błędy, ale konsekwencje nie mogą zostać przeoczone. Wszyscy je poniesiecie. Rozumiemy się?

Wszyscy pokiwali głowami w ramach zrozumienia, ale na pewno Chris już obmyślał jak może się na mnie zemścić. Przecież po jednej gadce pani Richardson nie stanie się nagle cnotką, która pokocha kwiatki i tęcze. To jest niemożliwe, nikt nie jest w stanie zmienić się tak szybko. Potwory pozostają potworami, ponieważ nie potrafią się zmienić.

-A teraz jedziemy do szpitala i módlcie się żeby nic wam nie było, bo inaczej możecie mieć poważniejsze kłopoty niż powiadomienie rodziców!

Zayn westchnął cicho i splótł nasze palce patrząc Smithowi prosto w oczy, ten tylko się skrzywił nieznacznie. Wstaliśmy ze swoich miejsc i ruszyliśmy za nadal wściekłą panią Richardson.

-Nie martw się o rodziców, przecież każde dziecko musi w końcu przeżyć swoją pierwszą bójkę, zrozumieją -wyszeptał na moje ucho Zayn i dał mi szybkiego całusa w policzek. -Tak w ogóle to niezły z ciebie bohater, wiesz? Myślę, że mógłbym przyzwyczaić się do takiego niegrzecznego ciebie. Mimo wszystko to całkiem gorące. To na mnie działa. Przyciągasz mnie jak magnes.

-Idiota -mimowolnie uśmiechnąłem się słysząc niezadowolone odgłosy idącej za nami grupki chłopaków, które zostały spowodowane, że Zayn puścił moją dłoń i włożył swoją do tylnej kieszeni moich spodni. Moje policzki lekko się zarumieniły.

Doszliśmy tak aż do autobusu gdzie pani R odwróciła się żeby spojrzeć czy nikt nie uciekł w popłochu do lasu żeby zacząć prowadzić życie pustelnika. Spojrzała na Zayna, który szeroko się uśmiechnął. Chociaż to pewnie było bardziej przerażające z racji jego opuchniętej twarzy nadal umorusanej lekko krwią w niektórych miejscach.

Weszliśmy do żółtego autobusu jakby nigdy nic i wtedy dyrektorka oprzytomniała.

-Czekajcie. Wy przecież macie wspólny domek!

No to wpadliśmy, ale przynajmniej nigdy nie będzie nudno.

✖✖✖

Długo pisałam, wiem. Jednak mam nadzieję, że podoba się wam ten rozdział, ponieważ siedziałam nad nim naprawdę długo i mi osobiście najbardziej podoba się początek. Dobrze wiem na co liczyliście zboczuszki moje, ale ja takich scen nie pisałam i nie mam zamiaru pisać, ponieważ to wyszłoby okropnie! Ogólnie to już 12 dzień, czyli za niedługo kończymy co wcale mi się nie uśmiecha, ponieważ uwielbiam summer campa i jest to moja perełka nad perełkami.

Jak wam się podoba?

#TeamZiam or #TeamChris ? Komu kibicowaliście w bójce?

Co się stanie z naszymi kochanymi dinozaurami (czytaj Zayn i Liam), kiedy wrócą i pani R będzie chciała zainterweniować w sprawie bójki? A rodzice Liama? Zostawią go? A co najważniejsze - jak myślicie co się stanie z tym, że pani R uświadomiła sobie, że Ziam is real i mieszka w jednym domku *emoji pedofila* haha okej nie będę się już może lepiej odzywała, ponieważ później będziecie takie mieli spekulacje i zabijecie mnie zanim zdążę napisać kolejny rozdział tego jakże uroczego fanfiction, które wcale nie skończy się uroczo. but just saying!!

Jakieś komentarze odnośnie tego co tutaj napisałam?

Może macie przypuszczenia co stanie się w następnych rozdziałach?

Tak w ogóle to rok temu jakoś tak w lipcu chyba właśnie opublikowałam pierwszy rozdział. Jejku to kochane, że niektórzy z was nadal są ze mną i czytają to od początku. To nie jest awet wielkie dzieło czy coś, nie powiedziałabym nawet, że to jest chociaż trochę fajne czy oryginalne, ponieważ jest milion innych, lepszych, ale po prostu wiele dla mnie znaczy, że byliście i jesteście.

Piszcie w komentarzach i zostawiajcie gwiazdki!!! kocham was mocniej niż zayn kochał tamtą bransoletkę ♥♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro