dzień 14
[ mam nadzieję, że nie zawaliłam po całości tego epilogu ]
Usłyszałem zwyczajowy budzik, który rozbrzmiewał na cały obóz. Nie kojarzyłem go zbyt dobrze, ponieważ budził mnie przez ostatnie dwa tygodnie dzień w dzień, ale dzisiejszego dnia było inaczej. Byłem niezwykle szczęśliwy, że zabrzmiał, ponieważ mogłem popatrzeć bez żadnych skrupułów na twarz Zayna, o czym mulat nie miał pojęcia. Spał dalej wiedząc, że sam go obudzę, ale ja nie miałem serca żeby wstawać. Nie chciałem tego robić, kiedy mój prywatny aniołek leżał wtulony we mnie jak w przytulankę. Był taki rozkoszny i taki mój, że nie byłem w stanie przestać uśmiechać się jak idiota. Bardzo szczęśliwy idiota. Przyglądałem się z bliska twarzy Malika, na której wymalowana była błoga mina, zupełnie jakby właśnie śniły mu się jakieś przyjemne rzeczy.
W głębi serca miałem nadzieję, że to mnie widzi w swoich snach, ponieważ on bezczelnie nawiedzał moją podświadomość i nie zapowiadało się na to, że zechce ją opuścić w najbliższym czasie, co mi akurat bardzo odpowiadało.
Niepewnie uniosłem dłoń ku jego twarzy. Delikatnie przyłożyłem swój kciuk do jego policzka na co poruszył się nieznacznie i wymamrotał coś pod nosem. Nie obudził się, więc mogłem kontynuować podziwianie śpiącego księcia. Przejechałem palcem po jego delikatnej skórze, na której widniały maleńkie krostki, pajączki czy inne przebarwienia. Nie był idealny jak żaden z nas, miał swoje niedoskonałości w wyglądzie jak również w charakterze, ale w miłości właśnie to jest najlepsze, że akceptujemy wszystkie te złe rzeczy, nie mają one żadnego znaczenia, ponieważ kiedy się kogoś kocha to nie zwraca się uwagi na takie rzeczy jak głupi siniak na środku twarzy, czego sam jestem idealnym przykładem. Kochałem całym sercem Zayna z jego głupimi pagórkami na twarzy i tendencją do zabierania moich ubrań, ponieważ właśnie taki on był, a ja nie mogłem go zmienić. Pokochałem go dokładnie takiego i dla mnie inne rzeczy się nie liczą.
Chciałem żeby ta chwila trwała wiecznie, a ja mógłbym podziwiać chłopaka leżącego ze mną w łóżku, pragnąłem zapamiętać każdy, nawet najmniejszy, detal na jego twarzy. Jego rzęsy, lekkie wory pod oczami i liczne zadrapania po tych wszystkich szalonych dniach obozu. Jednak nic co piękne i dobre nie trwa wiecznie, a mulat zamrugał kilka razy próbując przystosować swoje oczy do jasnego światła wpadającego przez odsłonięte okna.
-Oh, dzień dobry książę -wymamrotał Zayn zachrypniętym do granic możliwości głosem i przysunął się żeby cmoknąć mnie przelotnie w usta. -Wiem, że uważasz to za obrzydliwe przed umyciem zębów, ale nie mogłem się powstrzymać.
-Jest okej -odpowiedziałem z lekkim uśmiechem i przyciągnąłem go bliżej żeby pozostawić mokrego całusa na jego prawej powiece.
-Liam to było obleśne -zachichotał brzmiąc trochę zniekształcenie, ale nie obchodziło mnie to. Nadal było to dla mnie najpiękniejszym dźwiękiem tuż po "kocham cię" wypowiedzianym przez niego. -Nie śmiej się, obśliniłeś mi oko! Serio, zemszczę się. Nie wiem w jaki sposób, ale zrobię to.
-No przestań już jęczeć, zbyt dużo się tego nasłuchałem w nocy -powiedziałem żartobliwie, a Zayn wciągnął powietrze ze świstem. Zupełnie jakby nie mógł uwierzyć, że zdobyłem się na odwagę żeby wspomnieć to co się stało.
-Cicho bądź -wymamrotał totalnie zawstydzony, a ja nie mogłem się powstrzymać przed przytuleniem go mocno do siebie. Przewróciłem nas na drugi bok, a chłopak jęknął. -Nie! Ta strona jest zimna, nie chcę tutaj leżeć.
-Jesteś taki gorący, że pomyślałem, iż mógłbyś rozgrzać sobie tutaj miejsce -powiedziałem spokojnym głosem, a ten uszczypnął mnie w plecy przez co pisnąłem zaskoczony. -Idiota!
-Twój idiota -pocałował mój obojczyk delikatnie. -Twoja skóra pokrywa tymi siniakami jest piękna. Kto cię tak skrzywdził mały?
-Pewien chłopiec, który miał bardzo sprośne usta i postanowił zostawić mi bardzo ciekawą pamiątkę -zachichotałem w odpowiedzi, a Zayn już chyba całkowicie rozbudził się do tego czasu, ponieważ sięgnął ręką do telefonu, który leżał bezużyteczny na szafce nocnej. Uniósł się do pozycji siedzącej przez co mogłem podziwiać jego plecy, który były istną poezją. Momentalnie moja dłoń powędrowała w jego stronę. Wzdrygnął się na zimny dotyk, ale po chwili jego mięśnie znowu były całkowicie rozluźnione. Posłał mi leniwy uśmiech i rozkoszował się dotykiem mojej dłoni.
Odwrócił się w moją stronę tuż po tym jak skierował telefon na mnie. Uniosłem pytająco brwi, a ten tylko przewrócił oczami widząc moją niechęć.
-Chcę ci tylko zrobić zdjęcie. Wyglądasz tak ślicznie -wypowiedział wystawiając swój język na zewnątrz i próbując zrobić mi idealne zdjęcie. Zasłoniłem dłonią swoje podbite oko. -Teraz jesteś jak połowa emoji. No wiesz, chodzi mi o tą małpkę, która zasłania oczy.
-Mogę być dla ciebie nawet całą emoji -zaśmiałem się i zasłoniłem drugie oko na co współlokator zaczął się cicho śmiać. -To zapewne najbardziej okropne zdjęcia jakie kiedykolwiek powstały, ale nie będę nic mówił.
-Możesz mówić co chcesz, ale i tak lądujesz na mojej tapecie -posłał mi dziwne spojrzenie, a ja mu natomiast szeroki uśmiech.
-Jak dobrze, że mam mnóstwo twoich zdjęć podczas snu -odpowiedziałem zaczepnie i spojrzałem głęboko w czekoladowe tęczówki chłopaka, którego kochałem z całego swojego serca oraz duszy.
-To trochę przerażające, że obserwujesz mnie, kiedy śpię. Jak jakiś morderca -pokręciłem głową z niedowierzaniem, ponieważ był zupełnie niemożliwy.
-Może nim jestem, ale nadal mam twoje zdjęcia z wczorajszej nocy -zagruchałem szczęśliwie, a chłopak sapnął i opadł na poduszkę tuż obok mnie. Przewrócił głowę w bok i posłał mi naprawdę radosny uśmiech.
-Więc naprawdę wczoraj to zrobiliśmy -wydusił z siebie robiąc się lekko czerwony. Nie dowierzał, że coś takiego mogło się wydarzyć między nami, ale tak naprawdę to się stało i przyznam się, że nigdy nie marzyłem o lepszym pierwszym razie.
-Taak, nieźle co? Chyba pochwalę się rodzicom -wyszeptałem i momentalnie nastąpił napad niepohamowanego śmiechu, którego nie byliśmy w stanie opanować. To była naprawdę trudna sztuka.
-Ale pierwsze idź do pani R, powiedz, że dziękujesz za gumki -dodał Zayn i to sprawiło, że w moich oczach zgromadziły się łzy radości.
-Chciałbym już móc cię pocałować, mogę iść wziąć prysznic? Ty możesz w tym samym czasie otworzyć okno, przewietrzyć pokój, ponieważ mam dziwne wrażenie, że za bardzo nami pachnie. Lub możesz też zrobić coś innego -powiedział schodząc powoli z łóżka i seksownym krokiem, kołysząc lekko swoimi biodrami ruszył w stronę łazienki. Zupełnie nagi. Nie przejmował się niczym. Szedł nagi jak biblijny Adam i nie przejmował się moją obecnością.
-Co masz na myśli mówiąc coś innego? -zapytałem niepewnie, a z wnętrza łazienki dobiegł do mnie radosny chichot.
-Wiesz, nie mamy aż tyle czasu, więc po prostu może zaoszczędzimy trochę wody? -wystawił swoją głowę przez drzwi trzymając się swoimi maleńkimi dłońmi framugi.
I kim bym był, gdybym odmówił mu wspólnej kąpieli.
Ale to tylko dla oszczędności wody, oczywiście!
***
Po wielkiej wojnie o ubrania, która rozgrywała się każdego ranka i którą zawsze wygrywał Zayn, co nie powinno nikogo w ogóle dziwić, poszliśmy trzymając się za ręce w stronę stołówki. Nie odzywaliśmy się raczej, chyba, że ktoś zawołał do nas przywitanie czy zapytał jak się mamy. Tuż przed samym budynkiem, który był celem nasze przechadzki złapały nas dziewczyny, które Zayn tak bardzo lubił, więc to razem z nimi usiedliśmy do stolika. Pytały nas o to czy dobrze się czujemy i jak tam przeżyliśmy wczorajszą karę, na co tylko uśmiechaliśmy się głupkowato. Później dosiadło się nas jeszcze paru chłopaków. Wszyscy byliśmy w różnym wieku, a bez problemu prowadziliśmy rozmowę na różnego rodzaju tematy. Śmialiśmy się całą grupą, opowiadaliśmy sobie żarty i najzwyczajniej w świecie mieliśmy zamiar spędzić ten dzień w przyjacielskim gronie. Nawet nie myśląc za wiele o tym przez ostatnie dni teraz poczułem, że zżyłem się z każdą osobą na tym obozie. Nawet taki Chris, który był największym dupkiem na całym świecie pozostanie w mojej pamięci. Każdy z osobna miał jakiś dziwny wpływ na moje życie. Miejmy nadzieję, że pozytywny i naprawdę nie wyobrażam sobie swojego życia bez tego obozu. Przyjazd tutaj okazał się najlepszym co mnie w życiu spotkało.
-Kochani! -po całym pomieszczeniu rozbrzmiał głos. Wszyscy spojrzeli na dziewczynę stojącą na ławce. Była to Alison, którą pamiętałem z pierwszego dnia, kiedy to rozdawała każdemu przydział do odpowiedniej grupy i domku. -To wasz ostatni dzień tutaj, więc jako, że zapewne chcecie spędzić ten dzień w swoim gronie to postanowiliśmy zrobić dzień wolny od jakichkolwiek zajęć! Możecie robić co tylko chcecie na terenie obozu. Oczywiście nie takie wszystko jak myślicie. Nadal będą wszędzie opiekunowie oraz obowiązuje was regulamin, który bardzo dobrze znacie, więc bez żadnych głupich pomysłów! Dziękuję za uwagę! Miłego ostatniego dnia!
Natychmiast nastała wrzawa, a każdy zaczął rzucać pomysłami co moglibyśmy robić. W naszej grupie było najgłośniej. Każdy się przekrzykiwał i śmialiśmy się jak idioci, ale nikogo to raczej nie obchodziło.
-Jak bardzo jesteście pomysłowi tak ja wiem najlepiej! -zawołał Zayn śmiejąc się wesoło. Spojrzeliśmy na mojego chłopaka, a ten tylko powiększył swój uśmiech. -Chodźmy na pomost, nikogo tam nie przygna, jestem pewny!
-Ten pomost na uboczu? -zmarszczyła brwi Rose, a Malik pokiwał głową twierdząco. -Rzeczywiście nikt tam nigdy nie chodzi z tego co się orientuję.
-Myślicie, że przyjdą tam jacyś opiekunowie? -zapytał Ronnie spoglądając na każdego niepewnie.
-Nie powinni, mówiłam, że nikt tam nie chodzi. To praktycznie nie jest teren obozu -stwierdziła Rose, a ten tylko przygryzł wargę zamyślony.
-To dobrze, ponieważ możliwe, że mam ukryte w jednej torbie trochę magicznych butelek -zaśmiał się wesoło chłopak, a Zayn od razu podłapał temat, który niezmiernie mu się spodobał.
-Nie żebym coś mówił, ale zostały mi chyba jeden lub dwa wzmacniacze szczęścia -powiedział ciszej Zayn żeby przypadkiem nie usłyszał go jakiś opiekun lub ktoś kto może podkablować nas do starszych. To mogłoby mieć naprawdę złe skutki.
-Stary nie mów, że naprawdę przemyciłeś na obóz skręty -wymamrotał cicho Josh patrząc z niedowierzaniem na mojego chłopaka, a ten tylko się zaśmiał.
-Ledwo udało mi się jakoś przemycić w butelkach po wodzie mineralnej cokolwiek -dodał Ronnie poważnie. To był fakt, sprawdzali nas zanim wsiedliśmy do autobusów, ponieważ nie chcieli żeby jakieś niepożądane środki znalazły się w posiadaniu dzieci, ale nastolatkowie w tych czasach potrafią wymyślić różne rzeczy żeby tylko ominąć wszelkie kontrole. -Koleś jesteś moim królem.
-Wiesz, nie trudno jest przenieść coś tak małego. Po prostu miałem trochę szczęścia -zaśmiał się cicho chłopak i położył głowę na moim ramieniu. -Ale cokolwiek! Ważne, że to mam i możemy zrobić sobie schadzkę niedługo. Tylko wiecie żeby nie było podejrzanie.
-Najlepiej żeby nikt nie wiedział gdzie idziemy i żebyśmy poszli w odstępach czasu, pani R nie zwróci na to uwagi, bo będzie myślała, że nawet nie spędzamy czasu razem -wyszczerzyła się wesoło Amy, a wszyscy przytaknęli na jej pomysł, który był dość dobry, chociaż zawsze było ryzyko.
Najdziwniejszą rzeczą, która zmieniła się we mnie podczas tego obozu to prawdopodobnie większa przychylność do rzeczy, które są zabronione. Mogłem wpadać przez to w kłopoty i martwić się niesamowicie o to jakie będą konsekwencje, ale nadal powtarzałem to wszystko. Robiłem kolejną głupią rzecz, za którą obrywałem, ale nie przestawałem. Cóż, może to nie było czymś dobrym, ale chyba od tego właśnie jest młodość, żeby wszystkiego spróbować i uczyć się na swoich błędach.
-Dobra to wiecie tylko nie rzucajcie się w oczy żeby nic nie podejrzewali. Bez spiny. Ja i Ronnie przyniesiemy co on tam ma, Zayn i Liam przyniosą swój przydział, a reszta niech znajdzie jakąś colę czy coś, bo ja na pewno nie będę piła bez przepity -zarządziła Rose szybko, a wszyscy bez gadania zgodzili się na to.
Po jakichś dziesięciu minutach powoli zaczynaliśmy wychodzić. Oczywiście nie poszliśmy całą grupą tylko osobno. Chcieliśmy udawać, że wcale nie spędzimy tego dnia razem żeby jakiś opiekun nie przyczepił się do naszej, dość sporej, grupki. Tak więc ja i Zayn wyszliśmy jako drudzy ze względu, że musimy iść poszukać skarbów Malika, które schował gdzieś w swoich rzeczach, ale nie mógł sobie w tamtej chwili przypomnieć sobie gdzie.
Więc poszedłem z tym idiotą do domku, który nadal tonął w naszych ubraniach, ale niesamowicie nie chciało nam się tego sprzątać. Można też to zrzucić na brak czasu, ponieważ byliśmy zajęci innymi rzeczami, dużo przyjemniejszymi.
Zayn zupełnie nie patrząc na nic zabrał paczkę papierosów schowaną pod poduszką, a ja zmarszczyłem nos niezadowolony.
-Nie podoba mi się to, że palisz -powiedziałem prosto z mostu, ale spotkałem się tylko z głupim chichotem ze strony mulata. -Naprawdę nie chcę żeby mój chłopak miał raka płuc czy coś. Wolałbym go żywego.
-Nie dramatyzuj Liam, ograniczam się dla ciebie. Rzucę, ale dzisiaj ostatni dzień, więc proszę bez żadnych kwaśnych min, hm? -zbliżył się do mnie i splótł swoje ręce na moje szyi żeby po tym pocałować mnie bez żadnych skrupułów.
-Jesteś okropny, czekoladko -zachichotałem odsuwając się trochę, a ten zrobił tylko smutną minę, przez którą zaśmiałem się krótko. -Idź szukać swoich rozweselaczy, bo zaraz wszyscy tutaj wpadną z pretensjami, że nas jeszcze nie ma, a tego nie chcę.
-No dobrze, już idę, mamo -zaśmiał się Zayn i ruszył dalej przeszukiwać wszystkie zakamarki domku w poszukiwaniu upragnionych skrętów. Sam również zacząłem szukać. W zasadzie chciałem jak najszybciej wyrwać się z domku i spędzić miło czas ze wszystkimi.
Nagle w moją głowę uderzyła jakaś paczuszka. Po drugiej stronie pokoju usłyszałem śmiech Zayna i już wiedziałem, że to jego sprawka. Spojrzałem na ziemię, na której leżała czerwona paczuszka z prezerwatywą. Pokręciłem głową i rzuciłem nią w Malika. Tak się zaczęło, zupełnie jak wojna na jedzenie. W akompaniamencie śmiechów w powietrzu latały paczuszki z kondomami. Byliśmy jak jakieś głupie dzieci, ale najlepsze było kiedy jedna wyleciała przez otwarte okno. Ku naszemu zaskoczeniu ktoś akurat tamtędy przechodził.
-Boże, ludzie! Co tutaj tak dziko? -zaśmiał się męski głos, a Zayn doskoczył do okna jakby nie mógł udawać, że nic się nie zdarzyło. Musiał porobić sobie żarty z kimś kto szedł.
-Siema Matt! Weź mi podaj, bo rzuciłem za mocno i nam wypadło -powiedział Zayn wychylając się przez okno zdecydowanie za bardzo by było to bezpieczne, ale wolałem się nawet nie odzywać.
-Widzę, że tam nieźle się bawicie -zaśmiał się chłopak, a Malik machnął ręką jakby chciał potwierdzić słowa chłopaka, który oberwał od nas z kondoma. Cóż, brzmiało to co najmniej okropnie dwuznacznie, ale kogo to obchodzi? -Masz stary i wiesz, nie szalejcie tak, Richardson jest w pobliżu.
Wtedy parsknąłem śmiechem, ponieważ, o ironio, same gumki dostaliśmy od tej nawiedzonej kobiety, ale przecież nie mogliśmy nikomu powiedzieć. W zasadzie zawdzięczałem jej swoją ostatnią noc, która szczerze powiedziawszy była naprawdę świetna.
-Dzięki za ostrzeżenie Matt, będziemy uważać. Wolałbym żeby ta kobieta nie wpadła mi tutaj do domku bez zapowiedzi. Wiesz jak jest, byłaby później niezła afera -zaśmiał się Zayn czarująco. Wymienił jeszcze kilka słów z tym całym Mattem po czym zamknął okno dla bezpieczeństwa i rzucił we mnie paczuszką, której już nie miałem zamiaru odrzucać, bo naprawdę powinniśmy zająć się szukaniem jointów.
Zawsze jednak zastanawiałem się jak to możliwe, że Zayn zdawał się znać każdego na tym obozie. Nawiązywał kontakt z każdym, nawet tymi młodszymi od nas. Był jak lep na muchy, wszyscy do niego lgnęli. Był towarzyski to prawda i był zabawny, nie brakowało mu charyzmy. Jednak nadal nie mogłem zrozumieć jak jedna osoba może znać imiona tak wielu obcych ludzi, z którymi pewnie nawet wiele nie rozmawiał. To była magiczna sztuczka.
-Mam! -zawołał wesoło Zayn potrząsając pudełkiem po papierosach, w którym znajdowały się dwa białe zwiniątka, których poszukiwaliśmy. Chłopak wyciągnął jednego, a ja się zaśmiałem.
-Oczywiście, dlaczego się dziwię, że ma to na sobie serduszka -skomentowałem widząc blado różową bibułkę z czerwonymi serduszkami.
-Drugie jest z mini ananasami -posłał mi rozkoszny uśmiech. -Lubię, kiedy moje rzeczy są słodkie i urocze, przeszkadza ci to?
-Ani trochę -zaśmiałem się pod nosem i podszedłem do niego po czym zabrałem z jego rąk pudełko i skręta. Spakowałem wszystko do mojej kieszeni. -Możemy już iść, pewnie wszyscy już są przerażeni, że nas złapali.
-Zapewne tak, więc chodźmy, nie chcemy chyba przyprawić nikogo o zawał serca -zachichotał Zayn i tak po prostu złączył nasze usta. Zamruczał jak kot, kiedy oddałem pocałunek, a po moim kręgosłupie przeszedł przyjemny dreszcz. Ręka Malika jakimś cudem znalazła się w dole moich pleców. Jego smukłe palce zahaczyły o moje spodnie.
-Mieliśmy iść -stwierdziłem trochę rozbawiony takim obrotem spraw. -No dalej Zayn, wiem, że to miłe, ale chodźmy. Będziemy mieć jeszcze dużo czasu w przyszłości żeby robić takie rzeczy. Poza tym nadal chodzisz jak kaczka.
-Zamknij się, wcale nie chodzę dziwnie -zaczął się dąsać, ale prawda była taka, że chodził w trochę inny sposób niż zazwyczaj, ale nie chciał się przyznać, że cokolwiek odczuwał. To było takie urocze. -Chodźmy już na ten pomost, tylko byś mnie zagadywał.
Oczywiście zwalić na mnie zawsze było prosto, ale nie byłem na niego przez to zły. Nadal to była najbardziej rozkoszna przytulanka na świecie i na dodatek tylko moja. Byłem cholernie samolubny jeśli chodziło o Zayna. Chciałem mieć go dla siebie w każdym znaczeniu.
Spokojnie ruszyliśmy w stronę wschodniej strony obozu. Szliśmy za rękę nie zwracając na siebie uwagi. Byliśmy kompletnie wyluzowani i nadal uśmiechnięci od ucha do ucha.
-Nie wiem o czym pan mówi! -usłyszałem nagle z oddali niezadowolony głos Rose i już wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie mogło być zbyt kolorowo. -Czy pan mnie o coś oskarża?!
Staliśmy za plecami jednego z opiekunów, który natomiast kłócił się z Rose, która miała torbę na ramieniu. Zapewne w niej właśnie niosła zaopatrzenie, które przywiózł ze sobą Ronnie. Więc to nie wyglądało zbyt dobrze z naszej perspektywy. Zayn spojrzał na mnie i przygryzł wargę próbując wymyślić jakiś plan. Sam zacząłem główkować, ale nim zdążyłem pomyśleć Malik już szedł w stronę dwójki i opiekuna. Pociągnął mnie za sobą.
-Dzień dobry, jakiś problem? -zapytał Zayn posyłając do opiekuna swój firmowy uśmiech. Blondyn spojrzał na nas niepewnie, ale kiedy ja również uśmiechnąłem się niewinnie przestał uznawać nas za potencjalne zagrożenie.
-Nic się nie dzieje, po prostu pan nie chcę pozwolić mi iść się opalać -powiedziała niezadowolona Rose wczuwając się w sytuację. Musieliśmy improwizować i wykazać się najlepszą grą aktorską.
-A przyniosłaś tą wodę, o którą cię prosiłem? -spojrzałem na Zayna jak na idiotę. Przecież on nas autentycznie wkopie. -Niesamowicie chce mi się pić.
-Wodę możesz sobie zabrać ze stołówki, nadal są tam zgrzewki -poinformował opiekun.
-Tak, tak. Wiem o tym, ale Rosie była na tyle kochana żeby przynieść mi trochę wody, bo akurat musiałem skoczyć do pokoju żeby trochę się spakować, bo chciałem spędzić więcej czasu z przyjaciółmi -wytłumaczył mulat uśmiechając się tak bardzo niewinnie, że sam zaraz bym uwierzył w tą głupią historyjkę.
-Nie można się wysługiwać dziewczynami -powiedział mężczyzna, a Zayn westchnął smutno.
-Nic się nie stało, przecież to nic wielkiego, że wzięłam trochę więcej butelek dla innych przy okazji. Mogę już iść, proszę? Chciałabym złapać jeszcze ostatnie promienie słońca zanim wyjedziemy -westchnęła dziewczyna, a opiekun pokiwał głową już chcąc nas puścić, kiedy zobaczył z przedniej kieszeni moich spodni lekki zarys pudełka.
-A to co? -zapytał patrząc na mnie wymownie. Poczułem jak moja klatka piersiowa się zaciska. Moje żebra zaczęły miażdżyć moje płuca, a serce zaczęło pracować na najwyższych obrotach. Na moją twarz wpłynęły lekkie rumieńce.
Zayn zaczął zgniatać moją dłoń przerażony. Ronnie i Rose zbledli i wyglądali w tej chwili jakby ktoś wysysał z nich życie.
-Co? Nic -wzruszyłem ramionami starając się brzmiąc jak najbardziej luzacko, ale jego uniesione brwi świadczyły, że ani trochę tego nie kupuje.
-No dalej, wyjmuj, co to takiego? -zapytał ponownie ciskając nieufnymi piorunami na wszystkie strony.
-Paczka -powiedziałem niewiele myśląc, a Zayn o mało nie zemdlał stojąc obok mnie i nie mógł już dłużej udawać uśmiechu, ponieważ to nie było w żadnym stopniu dobre dla nas. Byliśmy o krok od problemów, ale wtedy włożyłem rękę do kieszeni i w ciągu sekundy większość stresu odpłynęła z mojego ciała.
-Paczka papierosów? No ładnie. Zapewne wszyscy biorą w tym udział. Nie ujdzie wam to na sucho, a szczególnie wam -mężczyzna wskazał palcem na mnie i Zayna.
-Ale to tylko paczka kondomów -strzeliłem wyciągając z kieszeni jakieś jedno opakowanie, które musiało znaleźć się tam przypadkiem przez moją wojnę z Malikiem wcześniej. Zayn dostał nagłego ataku kaszlu, a Rose parsknęła śmiechem na cały obóz.
-Co do cholery? Po co.. -zaczął opiekun, ale wtedy przypomniał sobie zapewne, że ja i mulat stojący obok jesteśmy parą. -Nawet nie będę tego komentować, wiecie? Skąd wytrzasnęliście tutaj prezerwatywy?
-No od pani Richardson -odpowiedział za mnie Zayn szybko, za co dziękowałem Bogu, ponieważ nie wiem jaką głupotę mógłbym palnąć. -Dała nam ich trochę, może pan jej zapytać.
-Dlaczego moja szefowa miałaby dawać nastolatkom prezerwatywy? -zmrużył oczy nieufnie, ale i tak wiedziałem, że teraz jesteśmy na wygranej pozycji.
-A dlaczego miałaby tego nie robić? -odparł pewny siebie Zayn. -Lepiej chyba dać niż zabrać, prawda?
-Dobrze dzieciaki, lepiej już idźcie się opalać i rączki przy sobie -zwrócił się ponownie do naszej dwójki. Po tym odszedł zostawiając nas samych sobie. Cały strach spłynął po mnie jak kubeł zimnej wody i już dochodziłem do siebie.
-Napędziłeś nam stracha Liam! -powiedział Ronnie cicho, a ja wziąłem głęboki oddech żeby trochę się pobudzić. -Dobrze z tego wymknęliście. Już widzę jakby zareagowała Richardson!
-Bogu dzięki, że używacie kondomów chłopcy, inaczej bylibyśmy w czarnej dupie, a moi rodzice już nigdy więcej by mnie nie puścili na żaden obóz! -Rose przytuliła nas lekko i zaśmialiśmy się. -Dobra, a teraz chodźmy już, bo co jak co, ale nie mam ochoty na kolejne konfrontacje z opiekunami.
-Pani R nas uratowała -wyszeptał na moje ucho Zayn i zachichotaliśmy. Pocałował mnie delikatnie w policzek i powiedział jeszcze jaki dumny ze mnie jest, że ich uratowałem.
Spokojnie doszliśmy wspólnie do pomostu gdzie siedzieli pozostali i grzali się w cieplutkim porannym słońcu. Na początek Rose zaczęła opowiadać wszystkim historię o tym jak zatrzymał nas opiekun i co się działo. Oczywiście nie mogła pominąć żadnego szczegółu. Wszyscy śmiali się jak dzieci specjalnej troski, a ja myślałem tylko o tym, jak bardzo będę tęsknić za takimi beztroskimi dniami.
Po około godzinie zaczynało robić się nieco bardziej gorąco, więc oczywiście Zayn puszczając oczko kazał mi zdjąć koszulkę, a ja zaśmiałem się na to. Sam mulat pozbył się swojej już wcześniej i eksponował swoje ciało pokryte w wielu miejscach malinkami, które mieszały się z siniakami powstałymi podczas bójki.
-Payne robi striptiz!! -zawołał Malik, kiedy tylko podciągnąłem swoją koszulkę do góry. Zacząłem się śmiać, dziewczyny gwizdać, a chłopaki skandować moje imię.
-Nie ma nic za darmo -odpowiedziałem w żartach. -Jeśli ktoś chce zobaczyć więcej to płaci sto dolców!
-Heej! Ja nie muszę, prawda? -wyszczerzył się słodko Zayn w moją stronę, a ja odpowiedziałem mu tym samym.
-Oczywiście, że nie! Ty musisz zapłacić dwieście -zamrugałem do niego jak jakaś kobieta z reklamy proszku do prania, której plama z ulubionej sukienki zniknęła. Chłopak wydął wargę niezadowolony, ale posłałem mu tylko całusa.
-Zayn, masz niezłe pazurki, wiesz? -zaśmiała się rozbawiona Amy. -Mam na myśli bardzo, bardzo, bardzo ostre.
-Wiesz jakoś nie bardzo -stwierdził przyglądając się swojej lewej dłoni. -Raczej wyglądają jakbym je spiłował.
-Ciekawe dlaczego! -dorzuciła Angela, która wymieniła z pozostałymi dziewczynami porozumiewawcze spojrzenia. Wszystkie leżały i opalały się w blasku słońca.
-No własnie, ciekawe -zachichotała Georgia i znowu spojrzały na mnie wymownie. To było jakieś dziwne.
-O co chodzi? -zapytał Zayn przechylając głowę na bok nie wiedząc jak ma zareagować na to co się właśnie dzieje. Sam byłem niezwykle zdezorientowany. Reszta chłopaków też spojrzała na dziewczyny i wtedy Josh zagwizdał. -Hej, ktoś coś może wyjaśni?
-Koleś nie dziwię się, że masz spiłowane paznokcie -stwierdził Nate, a ja odwróciłem się tym razem w stronę cienia gdzie siedzieli chłopcy i popijali sobie z butelek. Wtedy Zayn wciągnął powietrze.
Spojrzałem na niego żeby upewnić się czy wszystko z nim w porządku, ale ten tylko położył dłoń na swoim ustach. Wtedy pomyślałem, że coś jest nie tak i to bardzo nie tak. Trochę ogarnął mnie strach, ponieważ nie wiedziałem co takiego mogli oni zobaczyć.
-Liam, o Allahu. Przepraszam cię, nie chciałem ci tego zrobić kochanie. Naprawdę nie chciałem ci nic zrobić, nawet nie pamiętam żebym ci to zrobił. Rano tego nie miałeś -powiedział przerażony Zayn. Wyczułem w jego głosie wielki smutek i poczucie winy.
-Ale co takiego mi zrobiłeś Zee? Nie mam pojęcia o czym ty mówisz, czuję się dobrze -odpowiedziałem chcąc go uspokoić, ale ten nadal panikował. -Wszystko w porządku ze mną, Zayn.
-Ale twoje plecy -przygryzł wargę nie wiedząc co dalej powiedzieć.
-Co nie tak z moimi plecami? -uniosłem pytająco brew, a Ronnie zaczął się śmiać jak skończony idiota.
-Koleś, twój chłopak lubi cię drapać z tego co widzę, ale każdy ma tam jakieś swoje własne fetysze, więc ja nie oceniam -zaśmiał się Josh, a ja spojrzałem na Malika z wielkimi oczami.
-Zayn, naprawdę? -zapytałem, a ten niepewnie pokiwał swoją głową, zupełnie jakby się bał, że zaraz zrobię mu o to awanturę, ale tylko zaśmiałem się. -No popatrz, nawet nie poczułem. Serio, nie martw się, nie umieram, nawet nie boli.
-Ale.. Przepraszam misiu, nie chciałem cię zranić -zaczął znowu gorączkowo się tłumaczyć, ale nie chciałem nawet tego słuchać, więc przymknąłem go pocałunkiem.
-Wszystko ze mną dobrze, nie panikuj -zaśmiałem się, a ten rozluźnił się nieco bardziej, ale nadal był trochę w szoku.
-Dobra, ale muszę się napić, bo zaraz wyjdę z siebie -wymamrotał i wyciągnął ręce w stronę chłopaków, którzy od razu rzucili mu jedną butelkę. Złapał ją bez problemu i szybko odkręcił. Wziął dużego łyka, a ja ze śmiechem zabrałem od niego procentowy napój i sam się napiłem lekko się krzywiąc na smak. Po moim gardle rozprzestrzeniło się miłe ciepło, a ja przysunąłem się do Zayna i objąłem go swoim ramieniem. Dałem mu całusa w bok głowy.
-Nie martw się, możesz mnie drapać ile chcesz -zachichotałem, a wszyscy wokół wybuchnęli nadzwyczaj głośnym śmiechem. -Nie przejmuj się nimi, możesz mnie drapać kotku.
-Czy to może być bardziej upokarzające? Może lepiej zapalimy, bo jeszcze wparuje tutaj jakiś opiekun i będzie koniec zabawy -zaczął Malik, a ja uśmiechnąłem się szerzej na próbę zmiany tematu przez mojego chłopaka.
-To jest bezpieczne? Myślicie, że nikt nie pozna po nas, że paliliśmy zioło? -zapytała niepewnie Rose, a ja westchnąłem, rzeczywiście było również ryzyko, że zaczniemy robić coś głupiego.
-Nie, poza tym będzie zabawnie, nie pękajcie dziewczyny. Ja i Liam paliliśmy jednego skręta na dwóch i jakoś żyjemy -zaśmiał się Zayn, a te nabrały przez to trochę pewności siebie. Wstały ze swoich ręczników i w strojach kąpielowych ruszyły do nas.
Wyjąłem z kieszeni pudełko, w którym znajdowały się jointy.
-Więc mówisz, że paliliście razem? Nikt was nie złapał? -spojrzała na nas Georgia pytająco, a ja posłałem jej uspokajający uśmiech.
-Nic się nie stało. Tańczyliśmy sobie i tyle -odpowiedziałem szczerze, ponieważ taka była prawda. Nie pamiętałem nic więcej tylko nasz taniec do wolnej muzyki. Po tym urwał mi się film, ale o tym nie musieli wiedzieć.
-Dobra dziewczyny, nic wam nie będzie! -powiedział Ronnie klaszcząc w dłonie wesoło i później pocierając je o siebie. Wyciągnąłem tego z ananasami, a Nate zaśmiał się na widok bibułki.
-Ej, cholera. Ma ktoś zapalniczkę? -zapytałem i momentalnie spojrzałem na Zayna, ponieważ brał ze sobą paczkę papierosów, więc musiał zabrać też zapalniczkę. Wsunął rękę do kieszeni. Wyciągnął z niej nóż.
-Zayn, po co ci nóż?! -pisnęła Rose odsuwając się trochę.
-A no zabrałem go dzisiaj rano ze stołówki, nieważne -zaśmiał się posyłając mi krótkie spojrzenie. -Czekajcie.. Uh. Mam!
Wyciągnął zapalniczkę w czarnym kolorze i podał mi ją szybko nie chcąc tracić czasu. Ostatni raz tylko rozejrzeliśmy się po okolicy i zapaliłem końcówkę. Teraz była chwila prawdy, nie chciałem zapomnieć tego dnia, więc pociągnąłem jako pierwszy z przekonaniem, że to nie zmieni niczego w mojej głowie.
Później zaciągnął się Zayn i przekazał jointa chłopakom. Dziewczęta trochę się bały, ale w końcu również przekonały się do tego co robiliśmy i zaczęły się zaciągać. Amy zakaszlała przez dym, ale od razu wymamrotała, że żyje i nic jej nie jest. Na tak wiele osób jeden joint poleciał bardzo szybko, ale dziewczyny powiedziały, że chcą następnego, ponieważ nic nie czują.
-Poczekajcie chwilkę, wolę was nie narażać na utratę świadomości -odpowiedział Zayn z rozbawieniem na to, że chciały teraz palić i nie przestawać, a chwilę wcześniej bały się o swoje życie i zdrowie.
Wtedy zaczęliśmy pić. Dziewczyny powoli odpływały przez połączenie alkoholu i narkotyku, ale my, chłopcy, nadal nie odczuwaliśmy różnicy. Więc, kiedy po godzinie siedzenia, nabijania się z dziewczyn i robienia im głupich zdjęć postanowiliśmy odpalić skręta w serduszka.
Po jednej kolejce poczułem się trochę bardziej rozluźniony, ale nadal panowałem nad wszystkim i myślałem świadomie. Nawet nie zauważyłem, kiedy przeszedłem na bezwstydne dzielenie się dymem z Zaynem i całowanie go przed wszystkimi. Możliwe, że byłem trochę za bardzo pewny siebie i nie przeszkadzali mi ludzie wokół, ale Zaynowi niesamowicie się to spodobało, więc i ja nie miałem nic przeciwko. Wdmuchiwaliśmy sobie nawzajem dym do gardeł i kończyliśmy na obściskiwaniu się.
Po kolejnej godzinie wszystko było wypite, więc dziewczyny postanowiły przepłukać butelki wodą z jeziora żeby nie pachniały tak bardzo alkoholem. Później każdą zgnietliśmy dokładnie i włożyliśmy do torby Rose, która miała je wyrzucić, kiedy wrócimy do domków. Ja z Zaynem siedzieliśmy ze stopami w wodzie i próbowaliśmy wydrapać w desce jakiś fajny cytat, ale nie mogliśmy tego zrobić, więc pozostaliśmy przy swoich imionach, które później Rose otoczyła serduszkiem. Każdy z nas wydrapał swoje imię i tak oto w ten sposób zniszczyliśmy pomost, który nie miał na sobie wcześniej ani jednej rysy pozostawionej przez ludzi. Zupełnie jakby nikt nigdy tutaj nie przychodził wcześniej. Albo może po prostu go odnowili przed wakacjami.
-Nigdy nas stąd nie zabiorą -powiedział Zayn chichocząc, a ja spojrzałem na niego rozbawiony. -No mam na myśli nasze imiona! Jejku, ale ty jesteś czasem nieogarnięty książę. To nic, nadal cię kocham.
Moje serce topiło się przez te słowa, a głowa całkowicie otrzeźwiała. Byłem najszczęśliwszym chłopakiem i nie zamieniłbym tego obozu na nic innego, za nic w świecie. Te uczucia, które poznałem, rzeczy, które przeżyłem i doświadczyłem. To wszystko było niczym najpiękniejszy sen, który zdawał się nie mieć końca.
Tylko koniec był bliżej niżeli mogłem się spodziewać.
Nie chciałem kończyć tego miłego posiedzenia, które trwało w najlepsze. Nasze ciała robiły się coraz bardziej czerwone od słońca i zaczynały trochę piec. Wszyscy skakali do wody bez żadnych zahamowań, nie zamierzali patrzeć czy to wszystko jest w ogóle bezpieczne, chcieli się bawić. Ale to tylko kilkoro zepsutych dzieciaków, jak ja czy Zayn. Wiedziałem dokładnie co nimi kierowało. Pragnienie wolności. Ponieważ niby jesteśmy wolni, ale zawsze ktoś decyduje co mamy robić. Właśnie dla tego uczucia większość nastolatków się buntuje. Dorośli udają, że nie mają pojęcia dlaczego się to dzieje, ale w głębi duszy pamiętają, kiedy sami chcieli posmakować wolności, chcieli szaleć i robić wszystko na przekór rodziców. Tak wygląda życie każdego z nas. To uczucie jest warte późniejszych problemów, ponieważ jest niezapomniane i daje mnóstwo szczęścia.
Około godziny piętnastej musieliśmy zacząć się powolutku zbierać. Nie chcieliśmy tego robić, nikt nie chciał takiego zakończenia. Jednak było ono coraz bliżej, a na dodatek nie mogliśmy go uniknąć.
Jednak ruszyliśmy w stronę centrum obozowiska z wielkimi uśmiechami. Może było to spowodowane tym, że jesteśmy jeszcze przez jakiś czas wszyscy razem, a może to przez niespodzianki, które wypaliliśmy z zapasów Zayna. Nie byłem tego do końca pewien, ale nie miałem zamiaru długo się zastanawiać, ponieważ tak szybko jak rozdzieliliśmy się do swoich domków, aby dokończyć pakowanie, lub zacząć w moim przypadku, tak od razu Zayn puścił się biegiem w stronę rzędów drewnianych tymczasowych miejsc zamieszkania.
Dogoniłem go dopiero przy drzwiach, gdzie skradł mi krótki pocałunek. Nic nie mówiliśmy. Wiedzieliśmy co nadchodzi, ale żadne z nas nie potrafiło wyrazić słowami tego co siedziało wewnątrz naszych głów, myśli, serc. Weszliśmy do środka domku i od razu zaczęliśmy zbierać ubrania porozrzucane po całym pomieszczeniu.
Chciało mi się płakać przy układaniu kolejnej rzeczy podniesionej z ziemi. Nie wiedziałem co teraz się stanie, nie miałem bladego pojęcia czy cokolwiek zmieni się po moim powrocie do domu. Czy będę utrzymywał kontakt z Zaynem tak jak planowałem? A może po prostu o sobie zapomnimy i ruszymy przez swoje życie jakby zupełnie nic się nie wydarzyło.
W końcu co wydarzyło się na letnim obozie, zostaje na letnim obozie.
Tylko ja nie chciałem żeby to zdanie opisywało moją przyszłość. Chciałem żeby Zayn był ze mną nada, żebym mógł mówić mu codziennie dobranoc, jak bardzo go kocham i jak ważny jest dla mnie. Jednak nie mogłem mieć pewności, że to w ogóle się stanie. Dobrze wiedziałem jak kończą się takie wakacyjne związki, a internet to nie to samo co przytulenie lub pocałowanie tej drugiej osoby. Dwukropek i gwiazdka nie zastąpi dotyku.
-Liam -wymamrotał cicho mój chłopak, kiedy już powoli kończyliśmy pakowanie swoich rzeczy. Spojrzałem na niego niepewnie. Bałem się, że powie w tej chwili coś co prawdopodobnie skończy naszą znajomość. -To głupie i naprawdę nie musisz się zgadzać, ale chciałbym czegoś.
-Czego? -zapytałem patrząc na niego przerażony. Teraz mógł powiedzieć wszystko. Zakończyć każdą więź, która nas łączyła. -Przerażasz mnie lekko. Nawet trochę bardziej.
-Nie! -zawołał trochę może zbyt gwałtownie. -Ja tylko chciałem..
-Zerwać ze mną? Nie zgadzam się -przerwałem mu, ponieważ nie było opcji żebym pozwolił mu zrobić coś takiego. Zrobiłby kolosalny błąd, a ja nie mógłbym spać po nocach.
-Co? Oszalałeś? Nie mam zamiaru z tobą zrywać, książę -Zayn momentalnie podszedł do mnie i położył swoje delikatne dłonie na moich policzkach. -Nigdy bym tego nie zrobił. Jedyną osobą, która mogłaby to zakończyć to ty, ponieważ ja nie mam zamiaru.
-Nie przestanę cię kochać, przecież wiesz -odpowiedziałem stykając ze sobą nasze czoła. Zamknąłem oczy czując się kompletnie nieprzygotowany na wyjazd. Nie chciałem nigdy się żegnać.
-Liam, czy to co mówisz, to, że mnie kochasz, czy to prawda? -zapytał niepewnie chłopak przejeżdżając kciukiem od moich ust przez cały policzek. Zaczął cofać swoje dłonie do tyłu wplątując je w moje włosy, żeby skończyć z nimi na moim karku.
-Tak, czekoladko. Kocham cię -powiedziałem otwierając oczy, żeby móc zobaczyć jego piękne czekoladowe tęczówki, które lśniły pięknie. -Kocham cię tak bardzo, aż dziwię się, że tak potrafię. Będę ci to powtarzał do końca naszego spokojnego życia w tęczowej sypialni, w której będziemy leżeć na jednym łóżku razem z naszymi wnukami i kotem.
-Kocham cię, jesteś moim maleńkim księciem -wyszeptał chłopak łącząc nasze usta w najpiękniejszym pocałunku, jaki można sobie wyobrazić. Wypełniała nas miłość i piękne przeżycia, które nie chciały opuścić naszych umysłów. -Liam, ale w końcu nie zapytałem o tą jedną rzecz.
-No tak, zupełnie zapomniałem przez strach, że chcesz mnie zostawić czy coś -zachichotałem cicho, a chłopak stojący przede mną przygryzł wargę zawstydzony. -O co chodzi moja czekoladko?
-Mógłbym zabrać jakąś twoją koszulkę? To głupie, ale nie chcę mieć coś twojego ze sobą -wypowiedział cicho słowa, ale ja tylko uśmiechnąłem się rozczulony do granic możliwości. -Jakaś jedna rzecz, której nie będziesz potrzebował. Oddam ci ją, kiedy się spotkamy.
-Czekoladko, możesz zabrać nawet cały mój bagaż ze sobą, nie obchodzi mnie to. Ważne żebyś tylko ty czuł się komfortowo -odpowiedziałem, a on pocałował mnie w policzek przy okazji łaskocząc długimi rzęsami. -Zabierz co tylko zechcesz.
-Nie wyobrażam sobie spać samemu w łóżku -jęknął Zayn niezadowolony. -Będę musiał sobie kupić misia. No nie patrz tak na mnie, przecież tylko mówię. Wspominałem, że cię kocham?
-Wróćmy do pakowania. Im szybciej się uwiniemy, tym więcej czasu ci zostanie na okazywanie tej swojej wielkiej miłości -dałem mu szybkiego całusa i zdjąłem jego ręce z siebie. Wróciłem do składania ubrań, a Zayn przeszedł do podkradania mi kilku rzeczy z kopek ułożonych ładnie na łóżku. Śmiałem się za każdym razem, kiedy to robił. Był takim rozkosznym chłopakiem, że brakowało mi słów.
Po jakiejś godzinie opróżniliśmy cały pokój, łazienkę i stanęliśmy przy drzwiach, wiedząc, że powinniśmy się stawić jak najszybciej na głównym placu. Stałem tak ramię w ramię z chłopakiem moich marzeń. Złapałem go za rękę, on splótł nasze palce i patrzyliśmy na zupełnie pusty domek, który po sobie zostawiamy. Ciężko było nam na duszach, że to się kończy, ale wiedziałem, że nie tylko ja tak bardzo to przeżywam.
-Czekoladko, jeszcze kiedyś będziemy wspominać domek czterdzieści trzy. Będziemy ciągle mówić "a pamiętasz jak się poznaliśmy?" -Zayn zaśmiał się gorzko na moje słowa cudem panując nad emocjami.
-Nasze pierwsze spotkanie nie było zbyt dobre, nienawidziłeś mnie na początku -wypowiedział cichutko słowa, ale wszystko usłyszałem i uśmiechnąłem się na wspomnienie zadymionego pomieszczenia, które zobaczyłem w pierwszy dzień.
-Nie nienawidziłem cię, po prostu zrobiłeś tragiczne pierwsze wrażenie i nie wiedziałem, że jesteś moją bratnią duszą, wiesz jak jest -zaśmialiśmy się oboje, ale nadal w powietrzu unosiła się nutka smutku, która nie mogła nas opuścić i jestem pewien, że zmieni się ona w chmurę rozpaczy tuż po tym jak nasze drogi się rozjadą.
Nadal kurczowo trzymając swoje dłonie wyszliśmy i ostatni raz spojrzeliśmy na domek, w którym spędziliśmy ostatnie dwa tygodnie. Było to dla nas swego rodzaju torturą, ponieważ opuszczaliśmy miejsce, które sprawiało nam niezwykłe szczęście. Bolało jak cholera.
Jednak musieliśmy być silni dla siebie samych w tej chwili i iść dumnie na pożegnanie obozowiczów przez wszystkich pracowników. Oddaliśmy swoje bagaże do osobnych autokarów, które były już podstawione. To było naprawdę ciężkie, ale dawaliśmy sobie radę, musieliśmy. Nie na Green Hills kończy się świat, prawda?
Po kolacji, która była nadzwyczaj cicha, ponieważ nikt prawie nie krzyczał i nie śmiał się. Raczej smucili się, że muszą zostawić za sobą przyjaciół. To było okropne, widzieć, że wszyscy są smutni. To było jakieś cholerne, niepoważne przedstawienie, które dołowało mnie jeszcze bardziej. Wcale nie byłem zadowolony.
Później po ponownych długich przemowach pani Richardson nadeszła godzina siódma wieczór, czyli za chwilę mieliśmy wsiąść do autokarów i odjechać do swoich domów. Wszędzie wokół ludzie wymieniali się numerami, adresami i prowadzili jeszcze ostatnie rozmowy.
-Więc to chyba ten moment -powiedział niepewnie Zayn sięgając do mojej dłoni luźno zwisającej wzdłuż ciała. Było to porównywalne do dotyku anioła i nie chciałem, ale nie potrafiłem wytrzymać. Po moim policzku spłynęła łza. -Kto by pomyślał, że to ty pierwszy zaczniesz płakać? Bądź twardzielem, książę, masz podbite oko, wyglądasz groźnie.
-Zayn, ja obiecuję, że będę ciągle z tobą rozmawiać, znajdziemy sposób żeby spotkać się jeszcze w te wakacje, zobaczysz, że nam się uda -wypuściłem z siebie słowa, które działały na moje serce jak drzazgi, które niemiłosiernie kuły.
-Nie obiecuj, że będziesz dzwonił, dla mnie wystarczy, że obiecasz mi, że nigdy mnie nie zapomnisz -wymamrotał, a jego policzki same zaczęły się robić powoli mokre. -Pamiętaj, że cię kocham do końca świata i jeden dzień dłużej, dobrze?
-Nie śmiałbym zapomnieć, czekoladko. Ty też nie możesz, rozumiemy się? Masz mnie jeszcze kiedyś zabrać na paradę równości -puściłem jego dłoń i po prostu go przytuliłem najmocniej jak potrafiłem, a on z równie wielką siłą oddał uścisk.
Nie było żadnych fajerwerków ani motylków w brzuchu w tej chwili. Co najwyżej dwóch ryczących, jak dziesięciolatki, chłopaków. Niesamowitym jest to, że coś takiego w ogóle coś tak niezwykłego mogło przydarzyć się mnie, zwykłemu chłopakowi, który nie zasługuje na kochanie.
-Nienawidzę mojego domu, zostańmy tutaj na zawsze -poprosił Zayn szlochając w koszulkę, która w zasadzie była jego, ale nie przejmowałem się, że ją zabieram, na pewno by się zgodził, gdybym tylko zapytał.
-Chciałbym skarbie, nawet nie wiesz jak bardzo. Ale wiesz, że musisz mi dać jeszcze swój numer, ponieważ nie mam zamiaru w domu opamiętać się, że nawet nie mam pojęcia o tym jak się z tobą skontaktować. Nie popełnimy takiego błędu -zaśmiałem się, a Malik razem ze mną. Wiedziałem, że byliśmy w stanie w ogóle zapomnieć o czymś tak prostym. -O ile będziesz chciał dać mi jakieś namiary na twoją skromną osobę.
-Oczywiście, że dam ci swój numer, jesteś moim chłopakiem i kocham cię, mały idioto -odsunął się lekko i pocałował mój nos. Zmarszczyłem nos udając, ze mi się nie podobało, więc dał mi całusa w usta. -Kocham cię, będę ci to powtarzał przez cały czas, dobrze?
-A ja tobie! Kocham cię -zaśmialiśmy się wspólnie po raz kolejny. Dobrze, że potrafiliśmy znaleźć jakiekolwiek szczęście w tym momencie, ponieważ potrzebowaliśmy go najbardziej.
Wpisaliśmy swoje numery do telefonów i rozbrzmiały głosy opiekunów, które nakazywały powoli pakować się do autobusów. Odciągałem to jak tylko mogłem.
To był najgorszy moment, ponieważ musiałem odchodzić, nie mogliśmy dłużej stać i zapewniać, że wszystko się ułoży, ponieważ musiałem odjeżdżać i powrócić do swojego życia, które zapewne teraz będzie opierało się głównie na myśleniu o moim chłopaku, pisaniu z nim, rozmawianiu i kochaniu na odległość.
Nie wiedziałem co mogę jeszcze powiedzieć, więc pocałowałem namiętnie chłopaka.
-Żeg.. -nie dane było mi dokończyć tego co chciałem.
-Nie mów żegnaj, ponieważ to mówią ludzie, którzy odchodzą na zawsze -powiedział pociągając nosem. Otarłem mokre policzki chłopaka i posłałem mu pokrzepiający uśmiech.
-Więc nie myśl o tym jak o ostatnim spotkaniu. Nasze drogi skrzyżują się tak czy inaczej. Bratnie dusze zawsze się znajdą, a na tę chwilę mówię do zobaczenia, kocham cię najmocniej na świecie, jesteś moją czekoladką. Kiedy przyjechałem do Green Hills byłem zły na cały świat, że muszę tutaj być i marnować dwa tygodnie na obóz, który koniec końców okazał się być najlepszą rzeczą w moim życiu. Dziękuję ci za każdy moment, który z tobą spędziłem, najlepszą noc na świecie i zepsucie mnie do szpiku kości. Jesteś najwspanialszy -mój wywód zakończył niestety opiekun, który powiedział, że muszę już wsiadać, ponieważ autobus już odjeżdża.
-Żałujesz tego? -zapytał nagle Zayn, a ja wstrzymałem oddech.
-Oszalałeś? Gdybym żałował tych ostatnich czternastu dni byłbym idiotą. Nie byłbym w stanie żałować czegoś co dawało mi bezgraniczne szczęście -wypowiedziałem zgodnie z prawdą, ale niestety to był ten moment, kiedy musieliśmy naprawdę się rozejść.
-Do zobaczenia, książę -powiedział, kiedy już szedłem do wejścia w autobusie. W ostatniej chwili odwróciłem się i spojrzałem na zapłakanego chłopaka, który stał i patrzył jak odchodzę.
-Nie zapominaj o mnie! -zawołałem głośno zwracając uwagę kilku osób, ale szybko wpadłem do autokaru wyszukując znajomej twarzy.
Angela pomachała mi z tylnej części autobusu, a ja momentalnie ruszyłem w tamtą stronę. Położyłem plecak i wepchnąłem się na miejsce koło okna. Spojrzałem na Zayna, który od razu pomachał mi.
Powiedziałem bezgłośne "kocham cię", a on położył dłoń na swoim sercu. Jego smutna mina skłoniła mnie do przyciśnięcia twarzy do okna i wysyłania mu buziaków, przez co przynajmniej uśmiechał się zawstydzony i rozbawiony. Gapiliśmy się tak na siebie dopóki nie sprawdzono listy i autokar nie ruszył. Wtedy wiedziałem, że zacznę płakać. Nie mogłem wytrzymać tego natłoku. Widziałem jak Zayn kucnął załamany, ponieważ zapewne nie mógł uwierzyć w to co się dzieje, zupełnie jak ja. Rozstawaliśmy się na Bóg wie ile. Mogliśmy się już nigdy więcej nie zobaczyć.
-Nie bądź smutny, Liam. Darzycie się tak wielkim uczuciem, że nic ani nikt was nie powstrzyma przed ponownym spotkaniem, będziecie żyć długo i szczęśliwie, zobaczysz! Wspomnisz jeszcze moje słowa, a teraz proszę uśmiech i nie płacz -Angela siedząca obok mnie przytuliła mnie mocno, a ja dopiero po paru minutach się uspokoiłem na tyle żeby przestać płakać. -Będzie wszystko dobrze między wami. Pojedziesz do domu, opowiesz wszystkim jak wielkim szczęściarzem jesteś i znalazłeś najbardziej gorącego, słodkiego, uroczego i inteligentnego chłopaka, a każda osoba na twojej drodze będzie zazdrościła ci Zayna. Będą wprost usychać z zazdrości, że taki masz takiego seksownego mężczyznę, który będzie cię kochał bez względu na wszystko.
-Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Boję się, że to wszystko stanie się jednym wielkim wspomnieniem, do którego będę wracał na starość i żałował, że zaprzepaściłem szansę na coś tak niesamowitego -odpowiedziałem dziewczynie, która tylko pokręciła głową z politowaniem.
-Przecież niczego nie zaprzepaścisz! Internet to nie to samo co spotkania na żywo, ale miłość to miłość. Potrafi przetrwać wszystko i będzie dzięki temu nawet mocniejsza, ponieważ będzie opierać się na wzajemnym zaufaniu. Zobaczysz, że skończycie razem w jakimś przytulnym mieszkanku z psem i dzieciaczkiem, którego zaadoptujecie. Stworzycie swój własny świat. W zasadzie już to zrobiliście, żyjecie we własnej czasoprzestrzeni.
-Obyś miała rację.
Nasz własny świat zatrzymał się w miejscu i byliśmy w nim razem, zakochani i szczęśliwi. Nie liczył się ogromny dystans. Wiedziałem, że to przetrwamy, ponieważ on znaczył dla mnie więcej niż wszystko.
KONIEC!
✖✖✖
JEZU JA RYCZAŁAM TAK BARDZO NA TYM, ŻE NIE MOGŁAM TEGO SKOŃCZYĆ. DLATEGO PRZEPRASZAM, ŻE TYLE CZEKALIŚCIE, ALE PRZY ZAMAZANYM WIDOKU TRUDNO PISAĆ!
Chciałam podziękować za wszystkie gwiazdki, komentarze, wyświetlenia i czytanie tego gownianego fanfika, który nie jest nawet tak dobry jak powinien.
Jest tutaj ponad 7tys słów, umieram. Okej ludzie naprawdę mam ważne pytanie; chcecie drugą część? Mam pewną koncepcję, ale nie wiem czy chcecie to czytać! Więc piszcie.
Chciałabym wiedzieć jaki moment utkwił wam w pamięci z tego ff. Coś szczególnego?
Co w ogóle myślicie o tym, ponieważ ja naprawdę chciałabym wiedzieć. To ff jest moim ulubionym, z tych, które piszę i pragnę wiedzieć co wy o nim myślicie.
KOCHAM WAS!!!
NIECH KAŻDY KTO TO CZYTAŁ ZOSTAWI PO SOBIE JAKIŚ ŚLAD W POSTACI GWIAZDKI I KOMENTARZA. PROSZĘ WAS!! SAMA KROPKA BY WYSTARCZYŁA :) x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro