Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18

To wcale nie było tak, że nie chciałem się integrować z innymi ludźmi, ponieważ naprawdę miałem na to ochotę, nawet niezwykle wielką, co nie zdarzało się za często, jednak Minx wyszła z założenia, że mój niedzielny humor nadal ze mną był. Po sobotnim pikniku w Central Parku, po tym, jak usłyszałem, że cała ta miła szopka, znoszenie mnie obok i rozmowa, była całkowicie ukartowana, nie powiem, zdenerwowałem się. Może trochę mnie to zraniło, ponieważ już miałem maleńką nadzieję, że jednak coś między mną i Zaynem się ruszy. Coś zaistnieje. Nie chodziło mi o żadne uczucia czy innego zaangażowania miłosnego. Chciałem tylko być jego przyjacielem, ale ponoć chcieć a móc to dwie inne sprawy, o czym dość drastycznie się wtedy dowiedziałem. Nie ma widocznie dla tego nadziei. Skoro Zayn jest przez cały czas tak defensywnie nastawiony, nie miałem zamiaru go w ogóle popędzać. Byłbym w stanie spędzić wieki na rozpracowywaniem go i wcale nie uważałbym tego za stracony czas.

Dla niektórych osób warto się starać.

-Minx, naprawdę mam ochotę iść do pubu. Wczoraj miałem po prostu gorszy dzień, obiecuję, że nic się nie dzieje -wyszeptałem spokojnym tonem tuż do ucha mojej dziewczyny i objąłem ją troskliwie ramionami, a ona odetchnęła z ulgą.

-Jesteś pewny, że wszystko jest w porządku? Jeśli nie masz humoru, możemy zostać w mieszkaniu -obiecała dziewczyna, zupełnie nie wydając się zdenerwowana z tego powodu.

-Jakie ja mam szczęście, mając ciebie obok siebie -zaśmiałem się cicho i pocałowałem moją ukochaną w czoło. -Idziemy, bo ci idioci jeszcze przybiegną do nas i będzie mała impreza u nas w salonie, a przysięgam, że jeśli ta chora kobieta z dołu znowu wezwie policję to chyba popełnię samobójstwo.

-Nawet tak nie żartuj! No dobra, więc jeśli mówisz, że idziemy, to nie mam nic do dodania -stwierdziła i cmoknęła mnie w usta, ale szybko przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bliżej i pocałowałem ją, jak należy, co zdecydowanie się jej spodobało.

Odsunęliśmy się od siebie z ogromnym uśmiechem.

Poszedłem do sypialni, żeby ubrać jakąś bluzę, ponieważ wieczór zrobił się trochę chłodniejszy, więc wolałem nie ryzykować, że będzie mi zimno. Wychodząc z sypialni, w oczy znowu rzuciło mi się pudełko lekko wystające spod łóżka.

Uśmiechnąłem się lekko w stronę przedmiotu, ale nie podszedłem i nie otworzyłem go ponownie. Wiedziałem, że mogłem wspominać, ale nie powinienem robić tego za często, ponieważ to ewidentnie sprawiało nawroty wielu złych rzeczy. Miałem cholerny sentyment, była to prawda, której nie dało się podważyć. Jednak co za dużo to niezdrowo.

Porzucając myśli o pudełku, ruszyłem w stronę drzwi. Ubrałem na stopy najwygodniejsze buty i zawołałem Minx, która pojawiła się w ciągu kilku sekund.

Wyciągnąłem w jej stronę dłoń, którą momentalnie ujęła. Nasze palce automatycznie się splotły, idealnie się do siebie dopasowując. Nie mogłem powstrzymać szczęśliwego westchnienia.

Patrzyłem na dziewczynę z zadowoleniem i swego rodzaju rozmarzeniem. Była moim cennym skarbem i tak bardzo ją kochałem.

Nie minęło wiele czasu, kiedy dotarliśmy do pubu. W środku nie było wielkich tłumów, można powiedzieć, że ludzi było nawet mniej, niż się tego spodziewałem, ale w końcu był poniedziałek, więc większość bywalców tego typu miejsc pewnie odsypia wczorajszą imprezę lub mają pracę nazajutrz.

Przy stole w dość odległym miejscu siedział Ronnie i Naomi. Zdecydowanie czuli się świetnie w swoim własnym towarzystwie i trochę niezręcznie było im przerywać, ale nie miałem zamiaru po prostu stać i gapić się, czekając, aż tamta dwójka przestanie się migdalić.

-Jak nastolatki! Rączki przy sobie moi mili -rzuciłem na przywitanie, kiedy tylko z Minx stanęliśmy obok zajmowanego stolika. -Cześć wam.

-Hej! -zawołała radośnie Naomi z lekkim rumieńcem na twarzy, który starała się zignorować. Wstała, żeby przytulić Minx i później mnie. Ja podałem dłoń do Ronniego, który ją uścisnął z ogromnym uśmiechem.

Chłopak miał tak dobry humor, że nie mogłem unieść pytająco brwi, ponieważ to na pewno musiało mieć jakieś drugie dno. Moje pierwsze skojarzenie z tą dwójką było zupełnie adekwatne. Spojrzałem od razu na dłoń Naomi, ale niestety nie dojrzałem na jej palcu pierścionka zaręczynowego. Ronnie widząc, że się zainteresowałem, zaśmiał się cicho i pokręcił głową, żeby zaprzeczyć, iż proponował już swojej dziewczynie ślub.

-To, co ty taki szczęśliwy jak skowronek? –zapytałem niezwykle zainteresowany powodem tego dziwnego zachowania. –No gadaj, nie będę pytał ponownie.

-Zachowuję się tak jak zwykle, nie wiem, o co ci chodzi -zaśmiał się wesolutko Ronnie, a ja posłałem mu jedynie wymowne spojrzenie. -Po prostu cieszę się, że spędzam czas z przyjaciółmi i moją piękną dziewczyną -wypowiedział poważnym tonem, ale z ogromnym uśmiechem, więc odejmowało to ogólnej powagi.

-Jasne, jasne. Jak nie chcesz mówić to nie, ale wiedz, że kiedyś się dowiem! -zagroziłem mu palcem wskazującym, a reszta obecnych przy stoliku zaczęła się śmiać.

-Ty, mój żołnierzyku, nie powinieneś grozić naszym przyjaciołom, to może się nie skończyć zbyt dobrze -powiedziała roześmiana Minx. -Czy ktoś może wie, kiedy zjawi się Louis? Harry miał mi w końcu powiedzieć jakiej odżywki do włosów używa!

-Tak w zasadzie to ten roztrzepaniec nie daje znaku życia od rana. Wypadł z mieszkania i później tylko napisał smsa, że na pewno się pojawi. Nie mam pojęcia, co mogło się wydarzyć, ale pewnie siedzi u Harolda i robią Bóg wie co -stwierdziła spokojnie Naomi, zupełnie jakby mówiła właśnie o pogodzie. -No ale jakby nie było, o nich nie trzeba się martwić. Jeśli chodzi o możliwość picia alkoholu, to Louis nigdy nie zabłądzi. Przeszedłby nawet Saharę, żeby tylko napić się z chłopakami piwa.

-To się nazywa prawdziwy kumpel -powiedział z zadowoleniem Ronnie. -Jestem z niego kurde przez to nieziemsko dumny, wiecie?

-Kumple przed laskami -rzuciłem żartobliwie kodeks braci i Ronnie momentalnie przybił mi piątkę.

-No wiecie co. Nic nie może być ponad kobietami -stwierdziła oburzona Nomi, a Minx się zaśmiała. -No dalej mała, walczmy o swoje! Powinnyśmy stworzyć własny kodeks czy coś. Trzeba walczyć o swoje prawa.

-O nie, nie! Ta rozmowa schodzi na równouprawnienie, a chociaż wszyscy się zgadzamy w tym kontekście to i tak odbędziemy kłótnie, ponieważ jeśli Louis przyjdzie w trakcie, zdecydowanie nie będzie mógł się powstrzymać od wtrącenia czegoś kąśliwego -stwierdził szczerze Ronnie i nikt nie miał zamiaru się z nim o to kłócić, ponieważ wszystko, co powiedział, było całkowitą prawdą. -Wiecie, jaki jest Louis.

-Ja nie wiem. Jaki jest Louis? -zawołał niezadowolony głos. Sam Tomlinson był już przy nas, trzymając jedną ręką dłoń swojego chłopaka, a drugą kurtkę Zayna, na którego twarzy błąkał się psotny uśmieszek, jakby dopiero co wywinął komuś największego psikusa na świecie. Wyglądali jak jakaś zwariowana rodzinka.

Wtedy zza sylwetki Malika wyłoniła się niezastąpiona Beth, którą już zdążyłem poznać. Znowu pierwszym co rzuciło mi się w oczy, był jej zjawiskowy tatuaż biegnący wzdłuż szyi. Był zarazem przerażający, jak i niesamowity. Nie potrafiłem przez dłuższą chwilę oderwać wzroku od rysunku nakreślonego zręcznymi dłońmi tatuażysty.

-Louis jest chujowy -podpowiedział roześmiany Malik, uderzając szatyna w dłoń, która go trzymała. Tommo tylko zrobił jakiś grymas w jego stronę i postanowił odpuścić.

-Jak to się mawia do dwóch razy sztuka czy tam siedmiu, nieważne -mruknął zupełnie nieprzejmujący się niczym Louis. -Także poznajcie Beth, dziewczynę Zayna.

-Przyjaciółkę -mruknął Malik, kręcąc głową, ale nie przejmując się tym za bardzo, zupełnie jakby Louis powiedział to nie pierwszy raz.

W zasadzie na Zayna nikt nie zwrócił uwagi, oczywiście poza mną.

Wszyscy zasiedli przy stoliku z naprawdę dobrymi humorami. Nie było powodu się smucić, kiedy byliśmy w praktycznie całym składzie.

Minx i wytatuowana Beth niezwykle szybko znalazły wspólny język, co trochę mnie zdziwiło, ponieważ jakby nie było, wyglądały jak z dwóch kompletnie różnych światów. Widocznie naprawdę ludzi o odmiennych poglądach potrafi do siebie ciągnąć. Ja zacząłem dyskutować z Harrym na najbardziej przyziemne sprawy świata, a w tle słyszałem, jak pozostali wręcz przekrzykują się, kłócąc się o coś naprawdę „niesamowitego". Nie zwracałem na nich większej uwagi. Tylko co jakiś czas mój wzrok automatycznie uciekał w stronę, siedzącego między Beth i Naomi, Zayna. Ta reakcja była już jakoś wpisana we mnie. Nie mogłem się powstrzymać od spojrzenia na niego, żeby upewnić się, iż nadal tam jest, nie uciekł, że nic mu się nie stało. Nawet gdybym nie chciał tego robić to i tak wychodziło samo z siebie, więc stwierdziłem, że nie ma sensu walczyć z czymś tak małoważnym.

-Tak w ogóle ludzie, czy też uważacie, że ten tatuaż jest obłędny? -powiedziała z zadowoleniem Minx, a kiedy spojrzałem w bok, dziewczyna pokazywała palcem na symetryczne linie, które układały się w jakiś dziwny rysunek. Trochę to przypominało czaszkę, trochę lisa, a trochę nawet kwiat. Nie miałem pojęcia co może to przedstawiać, ale w swojej prostej formie było dość ciekawe, ale sam sobie nigdy bym czegoś takiego nie wytatuował.

-Oczywiście, że jest. Zayn go zrobił. Wszystko, co wychodzi spod jego ręki, jest niesamowite -powiedziała z zadowoleniem dziewczyna i puściła oczko do mulata, który rozłożył się wygodniej na swoim miejscu i rozciągnął usta w zadowolonym uśmiechu.

-Nie będę zaprzeczał -odpowiedział spokojnie, jakby to nie było coś wielkiego, ale takie właśnie było.

-Nie miałem pojęcia, że potrafisz takie rzeczy -wyrwało mi się z uznaniem w głosie, a Malik spojrzał na mnie zupełnie obojętnie. -Naprawdę szokujące.

-Wiele rzeczy o mnie nie wiesz -stwierdził trochę twardszym tonem, jednak nikt nie zareagował. -Poza tym to nic wielkiego. Zwykły tatuaż. Robiłem fajniejsze.

-Zayn jest świetny w tym, co robi. Jest świetnym współpracownikiem i robimy sobie nawzajem tatuaże -powiedziała wesoło wulgarna Beth, a ja uniosłem brew w górę.

-Więc pracujesz w salonie tatuażu? Fajnie -mruknąłem z uznaniem i pokiwałem głową. -Robisz coś poza tym? Jakieś studia czy coś?

-Nie, wystarczy mi to, co mam -odpowiedział wymijająco, a ja od razu zacząłem mieć jakieś podejrzliwe myśli.

Ponieważ naprawdę; mogłem uwierzyć we wszystko, ale nie w to, że Zayn nie chciał uczyć się w jakiejś szkole aktorskiej lub po prostu jeździć po castingach, grać w filmach, serialach. Przecież zawsze to wydawało się jedyną drogą dla niego. Nie wyobrażałem sobie, żeby mógł po prostu porzucić marzenia o wielkim świecie, czerwonych dywanach i oślepiających fleszach aparatów. To było tak bardzo nie w jego stylu.

-Zawsze myślałem, że zostaniesz w końcu tym aktorem -odparłem spokojnie.

Na to stwierdzenie Louis wypluł piwo, które miał w ustach i zaczął się przeraźliwie śmiać. Dołączyła do niego momentalnie Beth i Naomi. Ronnie spojrzał na mnie, jakby znalazł się w najbardziej niezręcznej sytuacji na świecie. Minx uśmiechnęła się rozbawiona zachowaniem innych. Harry chyba za bardzo nie przejął się tym wszystkim i nadal miał przylepiony do twarzy ten pocieszny uśmiech, a Zayn wpatrywał się w Louisa, uparcie chcąc zabić go wzrokiem. I w tym wszystkim byłem również ja, nie rozumiejąc zupełnie nic i chyba w głębi duszy nie chcąc rozumieć.

-On jako aktor -wydukał Louis, nie mogąc praktycznie oddychać, ponieważ nawiedzały go kolejne napady śmiechu. -To byłoby epickie. Przecież o-on nie byłby w sta-stanie przybrać innej miny n-niż „zaraz cię zajebie".

Nieświadomie wywołałem lekkie zamieszanie.

-Mógłby grać zwłoki -zachichotała Naomi, a Ronnie wyglądał, jakby chciał się katapultować ze swojego miejsca.

-Przynajmniej mógłby mieć wtedy pośmiertny wyraz wkurwienia na świat i nienawiści do każdego człowieka -ryknął Louis, śmiejąc się jak najęty. Ta atmosfera udzieliła się również Minx, która zarażona tym napadem głupawki, zaczęła histerycznie chichotać.

-Ja pierdole -skomentował cały obrazek Zayn. -Idę zapalić, bo zaraz wam zafunduje mój wyraz twarzy „zaraz cię zajebie" -zacytował Louisa, po czym ostentacyjnie wstał i rzeczywiście ruszył w stronę wyjścia z pubu.

-Przysięgam, że nigdy nie zapomnę tej sugestii. Liam, człowieku, co ty brałeś, zanim tutaj przyszedłeś? -zaśmiała się Beth, a Louis już zaczął zataczać się na ramię swojego chłopaka, który wycierał mu łzy rozbawienia z policzków.

-Idę do łazienki, obyście się ogarnęli, kiedy wrócę -powiedziałem do całego zgromadzenia i wstałem, po czym musiałem trochę się nagimnastykować, żeby przecisnąć się obok wszystkich.

Nikt nawet nie zwrócił uwagi, że zabrałem ze sobą bluzę.

Nie miałem najmniejszego zamiaru iść w stronę łazienki. Chciałem po prostu iść do Zayna. To był odruch, który powinienem zatrzymać, zdusić w zarodku, ale nie mogłem. Chciałem z nim porozmawiać sam na sam, może kolejny raz go przeprosić za wszystko, co zrobiłem i poprosić, żeby dał szansę naszej znajomości, ponieważ jedyne czego od niego chciałem w tamtej chwili to zwykłej przyjaźni. Miałem Minx, on najwyraźniej miał coś z Beth. Nie chciałem się wtrącać pomiędzy nich, a może chciałem, ale nie mogłem.

I możliwe, że powinienem był być w tamtej chwili bardziej ostrożny i usłyszeć jak Harry oferuje, że pójdzie do Zayna, żeby upewnić go, iż nikt się z niego już więcej nie śmieje. Powinienem zobaczyć, że Harry kieruje się w tę samą stronę co ja.

Wyszedłem na zewnątrz i momentalnie w moje ramiona uderzył podmuch chłodnego powietrza, więc ubrałem bluzę na siebie. Zayn stał plecami do pubu, miał papierosa w ustach i kopał swoim butem w róg krawężnika.

Niewiele myśląc, stanąłem obok niego. Ramię w ramię. Patrzyłem przed siebie na mijające nas samochody i myślałem, co takiego mogę powiedzieć. Wszystko zawsze wydaje się dużo łatwiejsze w naszej głowie i właśnie wtedy się o tym przekonałem.

Zayn również nie miał chyba nastroju na rozpoczynanie czegokolwiek.

-Przepraszam, że przeze mnie i moją niewyparzoną gębę wszyscy się z ciebie śmiali -powiedziałem w końcu, a ten tylko zaśmiał się krótko w ten gorzki sposób, który zwykle daje do zrozumienia, że wcale nie jest żadnym wyrazem rozbawienia.

-Ronnie się nie śmiał. Ale on chyba ma jakiś zawał serca za każdym razem, kiedy w grę wchodzi nasza dwójka -stwierdził Zayn krótko i zaciągnął się dymem papierosowym.

-Tak, zupełnie jakbyśmy byli jakąś bombą, nie? -rzuciłem, próbując nie zabrzmieć tak niezręcznie, jak się czułem. Włożyłem dłonie do kieszeni bluzy, ponieważ nie wiedziałem co takiego z nimi zrobić.

-Jak ci zimno to wróć do środka, nie potrzebuję przyzwoitki -mruknął, próbując zdobyć się na ostry ton, jednak nie poszło zupełnie po jego myśli.

-Naprawdę przykro mi, że twoje plany nie wypaliły, mówię poważnie. Zawsze myślałem, że będę oglądał cię na wielkim ekranie -powiedziałem całkowicie szczerze, zupełnie ignorując to, co powiedział wcześniej.

-Po prostu już tego wszystkiego nie chciałem. Plany się zmieniają -powiedział, wracając do swojego lekko wrogiego i defensywnego tonu. -Ludzie również.

-Czasem. Fakt. Ty nie zmieniłeś się aż tak bardzo w niektórych aspektach -odparłem spokojnie, spoglądając na smukłego papierosa w jego dłoni.

Chłopak odnalazł moje spojrzenie i przez jakiś czas wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, zupełnie nie zwracając uwagi na nic. Było prawie jak za dawnych czasów. Ja i on, wpatrujący się w siebie przez cały czas. Jego spokojna twarz i mój lekki uśmiech. Jednak prawie robi wielką różnicę.

-Miałeś rzucić palenie -wypowiedziałem słabo, jakby powietrze z moich płuc zniknęło.

Zayn zamrugał, po czym jego spokojny wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Wyglądał, jakby chciał się rozpłakać i jednocześnie przyłożyć mi w twarz. Przez chwilę byłem nawet pewien, że naprawdę to zrobi.

Nim się zorientowałem, rzucił niedopalonym papierosem w mój policzek.

-Miałeś kochać na zawsze -odpowiedział głosem przepełnionym niezwykłym żalem i złością. Zupełnie jakby włożył wszystkie tłumione w sobie uczucia, żeby wypowiedzieć to krótkie zdanie, które ugodziło mnie prosto w serce.

Odebrało mi mowę, nie miałem nawet odwagi, żeby go zatrzymać. Czułem się całkowicie bezradny.

Zayn zniknął, zupełnie jakby był duchem, a ja stałem tam jeszcze przez chwilę i czułem, jak całe to poczucie beznadziei zgniatało moje wnętrzności. To było najgorsze uczucie na całym świecie.

Kiedy już chciałem się wrócić do środka, udając jak zwykle, że zupełnie nic się nie stało i wcale nie mam ochoty znowu być nastolatkiem, który zakopywał się pod kołdrą i płakał. Jednak to wszystko nawet nie mogło zostać dla mnie ułatwione.

Harry po prostu stał z boku i wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami i chyba chciał już coś powiedzieć. Tak po prostu, żeby mnie zrugać lub podnieść na duchu, nie byłem pewien, jednak zrzucałem to na moje nagłe odłączenie się od świata rzeczywistego. Czułem się, jakby cały świat znajdował się za mgłą, zupełnie jakby nic z tego, co się wydarzyło, nie było prawdziwe.

-Po prostu -urwałem, słysząc, że mój głos brzmi, jakby miał się zaraz załamać. -Po prostu nic nie mów, proszę.

Więc Harry nic nie mówił. Położył swoją dłoń na moim ramieniu i posłał mi smutny uśmiech, który wcale nie pomógł. A ja? Ja naprawdę zatęskniłem do tego wszystkiego, co miałem z Zaynem. Tylko najgorsze było to, że naprawdę nie chciałem tęsknić za czymś, czego już nie było i nigdy nie będzie.

~*~

Znowu musieliście tyle czekać. Przepraszam was bardzo! Mam nadzieję, że ten rozdział nie jest napisany jakoś do dupy, ale no wiecie ostatnio mam taką niesamowitą blokadę, że to jest szok.

Piszcie co sądzicie!

# na tt : #remembermeff
mój snap: gangslowika

Kocham was najbardziej na świecie,
wasz słowik x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro