Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

  „Maybe tonight I'll call ya
After my blood turns into alcohol
No, I just wanna hold ya"
  



  Może tej nocy do ciebie zadzwonię.
Po tym, jak moja krew zamieni się w alkohol
Nie, ja tylko chcę cię zatrzymać przy sobie   






Ed Sheeran - Give Me Love

















Nadszedł wreszcie ten upragniony dzień tygodnia. Piątek. Nie cieszyłam się, bo miała odbyć się impreza, cieszyłam się, bo przez dwa dni nie zobaczę tego cholernego budynku, przed którym właśnie stałam.

Westchnęłam ciężko i weszłam do szkoły bez niczyjej pomocy. Vivienne miała spotkanie z dziewczynami z drużyny, Audrey na pewno była gdzieś z Olivierem, a Hope... Pojęcia nie miałam.

— Cześć. — podskoczyłam, kiedy usłyszałam to słowo. Odwróciłam się i ujrzałam Emmę.

— Nie masz teraz spotkania?

— Już się skończyło. — wzruszyła ramionami, a jej wzrok mówił „zabij się suko".

— Potrzebujesz czegoś? — zapytałam niepewnie.

— Tak. — założyła ręce na krzyż. — Widziałam cię wczoraj przed szkołą. Z kilometra idzie wyczuć, że czujesz coś do Daniela. Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie jest tobą zainteresowany w ten sposób, za to mną tak, więc z łaski swojej daj mu spokój i utrzymuj przyjaźń, bo taki przyjaciel to skarb. Ewentualnie mogę ci kogoś znaleźć, żebyś nie musiała smutno na nas patrzeć, kiedy już będziemy razem. — uśmiechnęła się złośliwe. — To paa! — zawołała piskliwym głosem i odeszła, zostawiając mnie w niezłym osłupieniu.

Z otwartymi ustami wpatrywałam się w miejsce, w którym przed chwilą stała Emma.

— Hej, ducha zobaczyłaś? — zaśmiała się Vivienne. — Halo! — pstryknęła mi przed oczami palcami, a ja potrząsnęłam głową.

— Eee, nie. — wyciągnęłam potrzebną książkę. — Nie, tylko... Przed sekundką podeszła do mnie twoja pani kapitan i powiedziała, żebym nie robiła nic w stronę Daniela, co wychodzi poza przyjaźń, bo oni i tak będą razem.

— CO!?

— Ciszej! — zakryłam jej usta swoimi dłońmi.

— A to jędza. — cmoknęła z dezaprobatą. — Ej, nie smuć się. Ona z tobą nie wygra. — ścisnęła moje ramię. — Myślę, że powinnaś mu to po prostu powiedzieć. Nie widzę innego wyjścia.

— Tak, masz rację. Zrobię to na imprezie.

— Zuch dziewczyna! — przybiła mi piątkę.

— Muszę spadać, widzimy się na lunchu?

— Jasne. — skinęła głową i rozeszłyśmy się każda w swoją stronę.



* * *



Kiedy szłam na stołówkę, zahaczyłam o salę muzyczną. Akurat była wolna i otwarta, a pianino stało i aż się prosiło o to, by ktoś na nim zagrał. Bez wahania usiadłam na stołku, po czym strzeliłam palcami, rozciągnęłam je i położyłam na klawiszach. Chwilę je pogładziłam, zanim nacisnęłam i wydobyła się moja własna melodia. W odpowiednim momencie zaczęłam śpiewać.

Jeżeli twój świat jest szary, daj mi na swoje życie namiary. Przybędę i w miarę możliwości go pokoloruję, resztki radości uratuję. Jeśli czujesz, że twoje serce się łamie, pobawię się w sklejanie. I najlepszym klejem jakim mogę być, będę. By uratować twoje pokruszone serce.

Przestałam grać, kiedy usłyszałam klaskanie. Cała czerwona, niepewnie spojrzałam w kierunku drzwi. Stał tam jakiś chłopak z brązowymi włosami i zielonymi oczami. Był z drużyny, czego dowodziła bluza.

— Słyszałeś...? — pisnęłam.

— Tak, woah! Dziewczyno, co to za piosenka? — uśmiechnął się szeroko. Miał bardzo ładny uśmiech.

— To, ja... Eee.. Napisałam ją sama. — podrapałam się w tył głowy. Zrzedła mu mina.

— Naprawdę?! — nachylił się nade mną.

— Tak. — potwierdziłam cicho.

— Nie widziałam twoich innych tekstów, czy coś, ale masz talent. — wydawało się, że mówił szczerze. — Oh, gdzie moje maniery. Jestem Tate. — wyciągnął do mnie dłoń, którą uścisnęłam.

— Kelly.

— Wiem. — przewrócił oczami. — Nie ma chłopaka w drużynie, który cię nie zna. Jesteś przyjaciółką Daniela. — stwierdził, nie pytał.

— Huh, czy to aż takie dziwne?

— Dla mnie? Owszem. Na jego miejscu już dawno zacząłbym się z tobą spotykać. — puścił mi perskie oczko, a ja poderwałam się z miejsca.

— Przepraszam, muszę iść. Jestem z kimś umówiona. — powiedziałam szybko i wręcz wybiegłam z klasy. Serce biło mi jak oszalałe, choć żadnego powodu do tego nie miało. Znalazłam się na stołówce i nawet nie wzięłam sobie nic do jedzenie, zresztą trudno to było nazwać jedzeniem. Szukałam wzrokiem Vivi, ale nie było jej przy naszym stoliku. Zaczęłam nerwowo bawić się sznurkiem z bluzy.

Dlaczego aż tak bardzo poruszyły mnie słowa Tate'a? Dlatego, że uważałam tak samo? Czy może dlatego, że traciłam nadzieję na jakąkolwiek szansę u mojego przyjaciela?

— Szukasz mnie, prawda? — zapytał mnie Daniel, obdarzając mnie jednym z najpiękniejszych uśmiechów.

— Widziałeś Vivi? — przygryzłam nerwowo wargę. Zlustrował mnie wzrokiem, zatrzymując się na moich ustach. Po chwili odchrząknął i powiedział:

— Nie, nie widziałem. Stało się coś?

— Nic takiego. — zapewniłam go.

— Możesz mi powiedzieć, wiesz o tym. — spojrzał na mnie z troska.

— No właśnie problem w tym, że nie mogę. — przyznałam, wywołując jego dezorientację.

— Hej, czemu uciekłaś? — No nie. — Z nim byłaś umówiona? — skinął na Daniela.

— Co? Nie. — miałam miszmasz w głowie.

— Tate? Czego od niej chcesz? — syknął Daniel.

— Tego, czego ty od niej nie. — wzruszył ramionami.

— O czym ty mówisz? — nie podobało mi się to, dokąd ta rozmowa zmierzała.

— Możecie przestać się gryźć? — jęknęłam, przestępując z nogi na nogę.

— Trzymaj się od niej z daleka. — zagroził mój przyjaciel.

— Nie jest twoja własnością, chyba ma prawo umawiać się z innymi chłopakami? — uniósł jedną brew.

— M-ma. Oczywiście, że ma. — oburzył się blondyn.

— Więc nie będę się trzymał od niej z daleka, skoro mi się podoba. — powiedział i był przy tym bardzo pewny siebie, a mnie aż ścisnęło w żołądku.

— Do zobaczenia Kelly, czekam na całą wersję tej piosenki! — zasalutował, kiedy odchodził.

— „Tej piosenki"? — powtórzył Daniel. — Jakiej piosenki?

— Nakrył mnie na śpiewaniu w sali muzycznej. — machnęłam lekceważąco ręką.

— Nie podoba mi się to, że obcy ludzie wiedzą na temat twoich zainteresowań więcej, niż ja. — zrobił skwaszoną minę.

— Przepraszam za spóźnienie! Taki jeden palant mnie zatrzymał, idziemy? — złapała mnie za nadgarstek Vivienne i nie czekając na odpowiedź, zaczęła ciągnąc w kierunku naszego stolika. Daniel odprowadził mnie wzrokiem i zajął swoje miejsce. Czy my akurat lunch musieliśmy mieć w tym roku o tej samej godzinie co oni?

— Co tam się wydarzyło? — zapytała mnie, kiedy siedziałyśmy naprzeciwko siebie.

— Mała sprzeczka między Danielem a Tate'em. — wzruszyłam ramionami. — Ten drugi usłyszał jak śpiewam i wiesz co mi potem powiedział?

— Mów.

— Powiedział, że na miejscu Daniela, już dawno zacząłby chodzić ze mną na randki.

— I miał rację, a Tate nie jest brzydki i w miarę inteligentny, więc czemu nie? — uśmiechnęła się znacząco. — O której mam do ciebie wpaść?

— Impreza jest o ósmej, więc o piątej będzie w porządku. Myślę, że ten idiota Caleb, spokojnie nas zawiezie. Gorzej z powrotem.

— Eee tam! Nie martw się powrotami, laska. To się ogarnie w ostatniej chwili.

— Cześć dziewczyny. — przywitał nas Matthew. — Trzymajcie, a te dwie dajcie Audrey i Hope. — podał nam jakieś zielone karteczki.

— Co to? — zapytałam.

— Nie chciałbym nieproszonych gości, więc jeżeli ktoś tego nie będzie miał, nie zostanie wpuszczony. Taki niby bilet, wiesz. Ostatnio przyjechała jakaś grupka ćpunów i rozwaliła całą zabawę. Nie chciałbym powtórki z rozrywki.

— Aaa, okay. Bezpieczeństwo przede wszystkim. — pokazałam mu kciuka.

— Widzieliście Emmę?

— Tak, rano. — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Przeklną pod nosem, na co ja i Vivi zmarszczyłyśmy czoło.

— Miałem malutką nadzieję, że nie przyjdzie do szkoły i nie dostanie bileciku, ale jak widać nadzieja matką głupich. — westchnął ciężko.

— Nie chcesz jej na imprezie? — zdziwiła się Vivienne.

— Nie lubię jej, bez urazy. — skrzywił się, a moja przyjaciółka parsknęła śmiechem.

— Spoko, ja też. — otarła niewidzialną łzę. — Co takiego zrobiła?

— Miesza Danielowi w głowie. Nie zajmuje się tym, czym powinien. — spojrzał znacząco na mnie.

Matt wiedział. Był pierwsza osobą, która to zauważyła.

— Prócz tego jest strasznie wredna dla mnie. Tylko Kelly może być wredna. — złapał się teatralnie za pierś.

— O nie, w takim razie nie możemy rozmawiać. — odparła Vivi. — Wiesz, jej wredota udziela się też mi.

— Myślę, że jakoś przeżyję. — oblizał usta. — Widzimy się u mnie. Cześć!

— To będzie długa noc.

— Tak. — zgodziłam się z nią. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro