Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

  „No one will ever see
This side reflected
And if there's something wrong
Who would have guessed it
And I have left alone
Everything that I own
To make you feel like
It's not too late
It's never too late"  






  Nikt nigdy nie zobaczy
tej odbitej strony.
I nawet jeśli coś tu jest nie tak,
kto to zauważy?
I ja zostawiłam wszystko
co posiadam,
abyś poczuł, że jeszcze nie jest za późno.
Nigdy nie jest za późno.  


Three Days Grace - Never Too Late






— Wróciłam! — zawołałam, kiedy weszłam do domu. Nikogo nie usłyszałam, więc pewnie nikogo nie było. Poszłam na górę do swojego pokoju, ale Hope także nie było. Tylko Caleb słuchał muzyki u siebie.

— Gdzie jest Hope? — szturchnęłam go.

— Co? Oh, wróciła do domu. Stwierdziła, że musi się ogarnąć i pomóc tacie, bo sam nie da rady. Mówiła też coś o jakiejś imprezie i, że na nią idzie.

— Ja nie byłabym w stanie imprezować po śmierci mamy, ale jak kto woli. Skoro to ma ją uszczęśliwić? — wzruszyłam ramionami. — Ja też tam idę.

— Nie wątpie. — na jego twarzy pojawił się uśmieszek. — Ubierz się proszę tak, że wszystkim szczena opadnie. — złożył ręce w geście proszącym.

— Co? Po co? — roześmiałam się.

— Bo też się wybieram i choć raz chcę zobaczyć miny tych ludzi, kiedy się odwalisz. Ploseeeee. — zrobił minę szczeniaczka.

— Co mam twoim zdaniem na siebie włożyć?

* * *

— Gotowe! — Caleb odsłonił lustro, a ja nie poznałam samej siebie. Waverly zdążyła już wrócić i również szczerzyła się jak głupi do sera. Miałam na sobie biały croptop z długimi rękawami i wyciętymi plecami, czarną jeansową spódniczkę, oraz czarne sandały na koturnie. Moje włosy zostały potraktowane lokówką. Usta pomalowane miałam krwistoczerwoną matową pomadką, a oczy zrobiły tylko brązowe cienie i kreski. Standardowo kolczyki kółka.

— Co wyście ze mną zrobili? — zapytałam, próbując w tej wersji znaleźć siebie.

— Nie podoba ci się? — głos mojej siostry był zawiedziony.

— Bardzo mi się podoba! — uśmiechnęłam się i oboje wyściskałam. Nawet nie wiedziałam, że mogę tak wyglądać.

— Szkoda, że jesteśmy spokrewnieni. — stwierdził mój kuzyn.

— Fuj! — pacnęłam go w łeb. — Chodźmy, Vivi już na nas czeka. — zakomunikowałam i zeszliśmy na dół. Wzrok mojej przyjaciółki był bezcenny.

— Kelly? — prawie się zająkiwała.

— We własnej osobie. — ukłoniłam się teatralnie.

— Słodki Jezu. — zaśmiałam się na jej słowa i wsiadłam do samochodu.

— Nie poznałam cię w ogóle. — mówiła z niedowierzaniem.

— Wierz mi, ja sama siebie nie poznałam.

— Kto jest tego autorem?

— On — wskazałam za siebie na Caleba — i moja siostra. — uśmiechnęłam się.

— Jak Tate cię zobaczy... — pokręciła głową. — Stara, wyglądasz jak jakaś gwiazda Hollywood.

— Mam nawet pasującą czynność do gwiazdy Hollywood. Nie zgadniecie, kogo Audrey wrobiła w śpiewanie na jesiennym balu. — zironizowałam.

— Tak! — pisnęła Vivienne. — To będzie fantastyczne. Nie mogę się doczekać! — była szczęśliwa. — Sam mieszka niedaleko, zaraz będziemy. Słyszałam, że Hope idzie?

— No idzie, idzie. Nawet jest przed nami. — powiedział Caleb, wskazując na dziewczynę, która czekała w kolejce do wejścia. Wysiedliśmy z auta i stanęliśmy za nią.

— Cześć, jak się czujesz? — zapytałam.

— Super, mama nie chciała, żebym płakała. Już dość wypłakałam, kiedy jeszcze żyła. A co u wa... — odwróciła się. — Jasna cholera, Kelly! Kim jesteś i co z nią zrobiłaś? — zaśmiała się.

— Aż tak?

— Aż tak.

— Boże, jestem z siebie dumny. — pociągnął nosem mój kuzyn.

— Wchodźcie, wchodźcie. — powiedział do nas Samuel i wtedy znaleźliśmy się w środku.

— No to zaczynamy zabawę. — powiedziałam sama do siebie i ubrałam najbardziej zadziorny uśmiech, na jaki było mnie stać. Pewnym krokiem przemierzałam korytarz, a wzrok ludzi mówił sam za siebie.

Wyglądałam po prostu zajebiście.

Stanęłam obok Matta przy barze i nalałam sobie piwa do kubka. Nawet się nie przywitał, co mnie śmieszyło. Wkrótce pojawił się także Daniel wraz z Emmą.

— Kogo nam tu przyprowadziłeś Caleb? — zwróciła się do niego Emma, a on pękał ze śmiechu.

— Nie znasz, na bank. — machnął lekceważąco dłonią.

— Wszyscy się za tobą oglądają, taka jesteś ładna, nie znam cię, ale coś mi się kojarzy. Czy my się już widziałyśmy?

— Widujemy się codziennie, Kelly West, miło poznać. — upiłam łyk płynu, a stojący obok mnie Matthew aż wypluł alkohol z ust, kiedy zorientował się, że ja to ja. Wszystko rozgrywało się w akompaniamencie śmiechu dziewczyn i Caleba.

— Nie wiedziałam, że masz taką stronę. — uniosła brwi.

— Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz. — puściłam jej oczko. Rozdziawione usta Daniela śmieszyły mnie niemiłosiernie.

—Domyślam się. — stwierdziła. — Hope, słyszałam co się stało. Jak się czujesz? — znowu ta udawana troska.

— Zajebiście! — wyrzuciła ręce w górę, a następnie wypiła kieliszek wódki. Ta dziewczyna niewiarygodna.

— Aha.

— LUDZIE GRAMY W BUTELKĘ! — zawołała jakaś dziewczyna i w kilka sekund wszyscy siedzieliśmy w kole. Wszyscy poza Emmą i Danielem. Butelka zatrzymała się na Audrey, która nie wiem kiedy się zjawiła i gospodarzu wieczoru. Ich nietęgie miny były komiczne, ale koniec końców się pocałowali. Choć raczej dali sobie buziaka.

— Słabeusze! — wyzwał ich jakiś chłopak, a następnie butelka znowu się kręciła i wskazała nieznane mi osoby, które wręcz się jadły. Za trzecim razem padło na Vivi i randomowego typa, potem byłam ja i Matthew, ale ten pocałunek nie miał nic wspólnego z tym z szafy.

Zakręciłam butelką i to było ciekawe. Hope i Caleb.

Chłopak chyba chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie się zamknął i pocałował moją przyjaciółkę, której nieśmiała natura dodawała temu pewnego uroku. W tle dało się słyszeć głośne "Ooo...". Mrugnął do niej i uśmiechnął się, chcąc dodać jej otuchy. Było to po prostu słodkie.

Butelka mi się znudziła, więc poszłam po kolejne piwo i szukać przygód. Trafiłam na Lawella.

— I co z tym konkursem? — zagadnął.

— Cóż, rodziców nie było w domu, ale i tak się nie zgodzą. Jeśli to cię pocieszy, zaśpiewam na balu jesiennym. — uśmiechnął się szczerze.

— Naprawdę? Wreszcie cię usłyszę? Woah, co się stało, że postawiłaś na taki krok? — założył ręce na krzyż.

— Audrey mnie zgasiła, a Camp szantażował. Nie miałam wyjścia. — zaśmiałam się. — Jak będziesz mieć kolor muszki? — dźgnęłam go łokciem. Nie odpowiedział, tylko gapił się na mnie.

— Halo? — pstryknęłam mu przed nosem.

— Przepraszam, ale nie mogę się skupić. — spuścił głowę. — Bo wyglądasz jak ktoś, kogo nie znam. Sorry... — roześmiał się. — Wybacz mi.

— Spoko, nie ty pierwszy tak reagujesz, ale pierwszy się przyznajesz. — również się zaśmiałam.

— Kelly, czemu ty się tak ubrałaś? — zapytał. — A raczej dla kogo?

— Na pewno nie dla ciebie. — poklepałam go po ramieniu i wyminęłam, bo w oddali zauważyłam Tate'a. Podeszłam do niego pewnym krokiem i pod wpływem impulsu pocałowałam. Na początku był zaszokowany, ale później się uśmiechnął.

— Czym sobie na to zasłużyłem?

— Po prostu miałam na to ochotę. — wyruszyłam ramionami.

— Wyglądasz... Aż braki mi słów.

— Słowa są raczej zbędne przy całowaniu. — powiedziałam zalotnie i wypiłam całą zawartość kubeczka.

Potem kolejny, kolejny i jeszcze kolejny, aż wreszcie przeszłam do wódki, a po niecałych dwóch godzinach byłam już tak pijana, że nie myślałam.

Dosłownie nie myślałam, bo myśląc, nie zrobiłabym tego, co zrobiłam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro