Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bądź moim rywalem

- Mamo, ty płaczesz...

- Tak, [Twoje imię].

- Ale płacz pokazuje, tylko jakim się jest słabym, prawda?

- Wcale nie, [Twoje imię]. Płacz sprawia, że wiele osób czuje się lepiej. Łzy radości lub smutku. Nadal dobrze jest płakać. Więc jeśli kiedykolwiek będziesz chciała płakać, nie bój się.

- Bohaterowie nie mogą płakać. Muszą się uśmiechać, mamusiu.

- [Twoje imię], czasami uśmiechy są fałszywe.

.

.

.

.

.

Jest sobota, a ten kretyn nadal nie przesłał mi żadnej wiadomości. Czy ma w ogóle mój numer? Może go łatwo zdobyć od Kendo.

Kazał mi przerwać trening, abym trenowała z nim, ale nic mi nie pisze. Czy on naprawdę myśli, że może marnować mój czas i od tego uciec?

Mój telefon zadzwonił. Lepiej, żeby to był on, bo inaczej rozwalę mu głowę, gdy go zobaczę następnym razem. Podniosłam telefon i spojrzałam na wiadomości tekstowe.

Messenger

Naśladowca: Odbiorę cię o 5, znalazłem miejsce, w którym możemy trenować.

Ja: Czekałam godzinami i chcesz, żebym czekała jeszcze następną godzinę? Frajer z ciebie.

Naśladować: Aww, myślałaś o mnie godzinami?

Ja: Nie.

Naśladowca: Nadal masz wnerwiajaca osobę na czcie, jestem pod wrażeniem.

Ja: Nadal masz te głupią dziwkę na czacie, jak przykro.

Naśladowca: W porządku, będę czekał na ciebie pod twoimi drzwiami.

Ja: Ty też trochę poczekasz, głupku.

.

.

.

.

Założyłam swoją bluzę i spodnie dresowe wraz z tenisówki. Lepiej, żeby to nie była strata mojego czasu.

Z wyprzedzeniem powiadomiłam ojca, że wychodzę trenować z kolegą z klasy i nie przeszkadzało mu to.

Wsadziłam portfel do kieszeni i czekałam na ganku.

Po prostu odrzuciła bym jego ofertę, ale jego dar jest mi w tej chwili przydatny. Lepiej, żeby nie myślał, że potrzebuję go, żeby stać się najlepszym. Mogłabym zrobić to sama, ale jest łatwiej, jeśli wykorzystam to co zaplanował przed Festiwalem Sportowym.

Festiwal Sportowy już za kilka tygodni. Muszę go wygrać, aby pokazać ojcu i Japonii, do czego jestem zdolna.

- Patrzysz w przestrzeń, domyślam się, że po prostu myślisz o mnie, prawda?

On zawsze to zakłada. Czy on coś z tego wyciągnie? Nie. Zeszłam z ganku i przewróciłam oczami.

- Zamknij się i zabierz mnie na miejsce, zanim zmienię zdanie. - Skrzyrzowałam ramiona.

- Dobra, dobra. Musimy iść na stację kolejową, żeby się tam dostać.

Szliśmy razem w ciszy. Nie wiem czy to było niezręczne czy nie, bo to mnie nie obchodziło

Weszliśmy do pociągu i usiedliśmy na pierwszych dwóch wolnych miejscach.

- Jak daleko jest to miejsce? Wiesz, nie jestem tutaj, żeby spędzić cały dzień w pociągu.

Uśmiechnął się.

- Jesteś strasznie niecierpliwa, jesteśmy w pociągu dopiero od minuty, i tak to niedaleko.

Jestem zirytowana. Cieszę się, że uderzę go, kiedy już tam będziemy.

Położył swoją dłoń na mojej, ale szybko ją zabrał.

Trzymała się za rękę, wycierając ja drugim palcem.

- Twój pierścionek...

Uśmiechnęłam się.

- Podoba ci się mój pierścionek? Wierzchołek jest dość ostry. Szkoda, że nie zauważyłeś.

Dopiero dzisiaj zdecydowałam się założyć ten pierścionek. Pasował do mojego stroju.

- Nigdy nie wiedziałem, że masz załamania, [Twoje imię]. - Zachichotał mi do ucha.

Odepchnelam go i odwróciłam się do okna. Mam dość jego gównianych uwag. Moja twarz płonie.

Pociąg się zatrzymał, a bladyn złapał mnie za drugą rękę i wyprowadził z pociągu.

- Nie jestem ślepa, mogę po prostu podążać za tobą.

- Mnie nie oszukasz, potknęłaś się kilka razy jak szliśmy na stację, pamiętasz?

Chodniki są zepsute. To jedyny powód, dlaczego się potknęłam.

Poprowadził mnie na opuszczone pole. Nie było kwiatów, tylko spalona trawa, ludzie musieli tu trenować, czy coś.

Nie musieliśmy też jechać tym cholernym pociągiem, przejście tutaj zajęłoby z dwadzieścia minut.

- To miejsce jest duże i nikt tu nigdy nie przychodzi. Więc wydaje mi się,że będzie w porządku.

Kiwam głową, przyglądając się całemu polu. Nigdy nie zauważyłam tego miejsca. Może tu zburzono budynki.

- Cokolwiek, zróbmy to, po co tu przyjechaliśmy. Wałcz. Nie chce, żebyś się powstrzymywał. Oba nasze dary działają w zwarciu, więc daj z siebie wszystko, albo odejdę.

Wzruszył ramionami i cofną się kilka kroków.

- [Twoje imię], nigdy nie zamierzałem się powstrzymywać. Prawdopodobnie będziemy nawet walczyć ze sobą na Festiwalu Sportowym.

Cofnelam się o kilka kroków i wyprostował się. Nie wie, że zawsze będę kilka kroków przed wszystkimi uczniami w tej szkole.

Oboje zaatakowaliśmy się i wyciągnęliśmy pięści. Nie pozwoliłam mu zbliżyć się do mnie, więc nie mógł skopiować mojego daru.

- Już jestem kilka kroków przed tobą, [Twoje imię], - uśmiechnął się.

Jego ręce urosły. Zajęło mi kilka sekund, zanim zrozumiałam, co się dzieje, ale szybko się cofnelam.

- Dar Kendo.

- Widzisz, teraz się uczysz, [Twoje imię], bardzo dobrze. - Szydził.

Uniosłam kciuki do góry i przycisnełam do ostrego pierścionka. Właśnie tam gdzie się dźgnął.

Nie chciałam tego robić, ale on ma przewagę. Równie dobrze mogę zniszczyć wszystkie jego nadzieję w tej walce.

Wyprostowałam się, zanim zdążył mnie dotknąć i uderzyłam się w brzuch.

Teraz zamiast biec do mnie, leżał na ziemi, trzymając się za brzuch.

Szczeże mówiąc, nigdy nie wiedziałam jakie to uczucie. Uderzyła bym się w twarz, ale słyszałam, że śmiertelne uderzenie w brzuch jest równie dobre.

Obserwowałam go przez dobre trzy minuty, aż wstał.

- Grasz nieczysto, [Twoje imię].

- Ty grasz brudniej, Neito.

Jego twarz trochę się zaróżowiła, kiedy użyłam jego imienia.

Cieszyłam się widząc go na ziemi, cierpiącego. Nigdy nie mówił, że będzie korzystać do tego, daru naszej koleżanki z klasy, więc zasłużył na to.

- Jeszcze raz.

.

.

.

.

Do tej pory trenowaliśmy ze sobą dwadzieścia minut. Byłam dość zmęczona, a pogoda nie była najpiękniejsza.

Zanim znowu zaczęliśmy walczyć, podeszłam do kurtki i zrobiłam sobie przerwę.

- Już się zmęczyłeś... [Twoje imię]? - Monoma dyszał, idąc w moim kierunku.

Naprawdę, kretynie. Jest wiele negatywnych nazw, którymi można go określić, to smutne.

- Zamknij się, jesteś tu jedynym duszącym jak pies, który nie pił wody od kilku dni.

- Narcyz.

- Hipokryta.

- Lord Brzydoty.

- Głupek.

Rzucaliśmy na siebie obelgami na lewo i prawo. Chwycił mnie za rękę i obrócił tak, żebym stała twarzą do niego.

- Widzisz, nie możesz nawet wyrwać sie z mojego uścisku.

Nie mogłam. Posiniaczyłam rece w wcześniejszej walce.

Postanowiłam uderzyć go głową, ale on mnie nie puścił. Czułam się jakbym miała upaść na ziemię, ale on wciąż mnie trzymał.

Staliśmy tak przez chwilę. Po prostu patrzyłam na niego, kiedy on wpatrywał mi się głęboko w oczy. Jego kciuki robiły kółeczka na moich nadgarstkach.

Nagle kropla wody spadła mi na nos. Potem kolejną kropla i następna.

Padało.

Uwolniłam się od niego i złapałam za kurtkę.

- Ty głupku, wybrałeś dzień, w którym pada deszcz na trening. Idioci tacy jak ty nie mogą stać się głupsi.

- Daj spokój, i tak jesteś zbyt niecierpliwa, żeby czekać na następny dzień - krzyczał na mnie, zakładając kurtkę.

- Och, zamknij się. Znam miejsce do którego możemy pójść, żeby przeczekać ten deszcz, jeśli w ogóle za mną nadążysz.

- Zmieniam się w słuch.

.

.

.

W tym momencie byliśmy przemoczeni, biegnąc w ulewnym deszczu, aby dotrzeć na miejsce. Nie było tak źle.

Nie mogłam przestać się śmiać z tego, że Monoma zbyt mocno stara się utrzymać włosy na miejscu, a on nie mógł przestać rechotać, jak poślizgnęłam się i upadłam na krawężnik.

Dotarliśmy do mini restauracji i dostaliśmy stolik dla dwóch osób.

Dziwię się, że w ogóle nas wpuścili.

- Zapłacę za ciebie, bo wątpię, ze przyniosłeś portfel. Po prostu wybierz co chcesz. - Powiedziałam, otwierając menu.

- Jutro oddam ci pieniądze.

Potrząsnęłam głową.

- Nie. Płacę za to, bo i tak jestem ci winna za podróż pociągiem.

Spojrzał na menu i pokręcił  głową.

- Zdajesz sobie sprawę, że wszystko tutaj kosztuje ponad osiemdziesiąt dolarów, prawda? - zapytał.

Przytaknełam. Byłam tu już wiele razy. To nic wielkiego.

Nalegał, że mi oda, albo będzie patrzeć jak ja jem. Czy on jest głupi? Nie kumaty?

- Robię to, bo ja tego chcę. Jeśli jeszcze raz zaprzeczysz, uderzę twoją wielką głową o ten stół.

Westchnął i spojrzał na menu.

Kilka minut później podszedł kelner, żeby przyjąć nasze zamówienie. Monoma zamówił coś z kuchni francuskiej, a ja zamówiłam to co zwykle.

- Nigdy nie wiedziałam, że lubisz taką klasę, [Twoje imię] - wymamrotał Monoma.

Uniosłam brew.

- Myślisz, że jestem wariatem takim jak ty? - zachichotała.

Uderzył mnie w rękę.

- Przestań zachowywać się spoko, odwołałaś ostatnią walkę, bo wiedziałaś, że w końcu wygram.

- Tak, pewnie, wygrałabym, gdybyśmy kontynuowali.

- A niebo jest zielone.

Zanim mogliśmy narobić więcej zamieszania, kelner wrócił z naszym jedzeniem.

- Kłucie się, jakbyście byli starą parą małżeńską, jak długo jesteście razem?

Co.

To.

Pierdole.

Oboje zaniemówiliśmy. Kelner patrzył na nas, jakbyśmy byli upośledzeni. Powoli odstawił nasze talerze i cofnął się do następnego stolika.

Mogłam powiedzieć, że moja twarz była czerwona. Zniszczę kelnera.

Monoma trochę zakaszlał, by zagłuszyć między nami niezręczną ciszę. Co za uczucie.

Potem zaczął chichotać pod nosem.

- [Twoje imię], pamiętasz kiedy powiedziałem, że masz klasę?

- Tak.

- Cofam to. Czy masz sześć lat? - zaśmiał się, wskazując na moje jedzenie.

Nie widziałam w tym problemu. To było urocze. (Zdjęcie posiłku poniżej)

<Też takie chce>

- To słodkie.

- Mówisz poważnie? A ja myślałem, że jesteś bardziej poważna. - wziął kęs swojego jedzenia.

- Lepiej ciesz się jedzeniem, albo wepchnę je ci do gardła. Rozumiesz?

- Tak, tak, panno KawaiiPuppyLover445.

Skąd znał moją nazwę użytkownika do PlayStation?

.

.

.

.

Gdy deszcz przestał padać, zdecydowaliśmy się wrócić do domu na piechotę, bo nie mieliśmy wystarczająco dużo ćwiczeń, które planowaliśmy dzisiaj wykonać.

- Ponieważ dzisiaj nie mieliśmy wystarczająco czasu, myślę, że powinniśmy to powtarzać przez resztę czasu przed Festiwalem Sportowym. To będzie dobra praktyka.

Chcę to powtórzyć?

- To mi nie pomaga, ale ponieważ chcę, aby nasza klasa była lepsza od 1A, pomogę tobie.

- Następnym razem znajdę miejsce w którym będziemy mogli zjeść i zapłacę za nas obu. Oczywiście droższe miejsce, żebyś wyglądała na spłukaną - zaśmiał się.

- Masz rację. Nie widzę korzyści z marnowania pieniędzy, ale w porządku.

Czułam się dziwnie, mówiąc w ten sposób. Śmiałam się więcej, niż powinnam. Cholera, myślę, że śmiałam się dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek w ciągu dziewięciu lat. Czy on jest przyjacielem? Nie potrzebuję ich. Nie ma potrzeby, żebym ich miała.

- Znowu się zamyśliłaś. O czym myślisz? - zapytał Monoma, stukając mnie w czoło gdy szliśmy.

Zatrzymałam się i spojrzałam ja chodnik, sprawiając, że zatrzymał się razem ze mną.

- Obaj chcemy się pokonać, robić postępy we wszystkim, żeby któryś z nas był lepszy.

Cisza.

- Nie chcę być twoim głupim przyjacielem. Oni nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Tak jak znajomi z naszej klasy...

Nie chciałam, żebyśmy byli znajomymi. Chcę we wszystkim go wybić. Chcę być lepszym bohaterem niż on. Po prostu wygląda na silnego ucznia.

- Zostań moim rywalem.

Brak odpowiedzi, której szukałam. Tylko się zaśmiał.

- Będę twoim rywalem. I pokonam cię we wszystkim, [Twoje imię]. - wyciągnął rękę.

Spojrzałam na niego i rzuciłam mu szczery uśmiech, potrząsając jego dłoń.

- Liczę na ciebie, Monoma.

______________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro