Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kiedy się poznaliśmy


Kiedy się poznaliśmy, oboje mieliśmy po sześć lat. Gdybym miała polegać wyłącznie na swojej pamięci, to niewiele z niej zdołałabym wygrzebać na jego temat, dlatego jestem wdzięczna młodszej mnie, że tak prędko nauczyła się pisać i że każdy dzień, ze szczerą i niewinną namiętnością, jaką tylko dziecko może posiadać, wylewnie wszystko opisywała w licznych pamiętnikach na kłódeczkę.

Trzymam właśnie pierwszy z nich z osobliwym uczuciem w sercu, gdyż oto otwieram przed Tobą nie tylko ten mały, kwadratowy brulion ze sprężynką, ale też swoje dziecięce ja, które wtedy nie dostrzegało ani zepsucia ludzkich serc, ani okrutnych manier społeczeństwa.

Whisperring silent. Memories are beautiful* — wita mnie napis na okładce przyozdobionej brokatowymi zielono-niebieskimi kwiatami. Muszę przyznać, że mimo kilku plam i zgnieceń, pamiętnik zachował się w całkiem przyzwoitym stanie, chociaż nie jestem tym szczególnie zdziwiona. Po raz pierwszy w życiu sięgnęłam po niego, żeby go przeczytać, a nie przenieść z jednego dna szafy do drugiej.

Mimo koślawego, wręcz karykaturalnego pisma jestem w stanie większość zdań rozczytać. Resztę zwyczajnie odgaduję, co nie jest trudne, gdyż nieustannie używane są te same słowa. Pierwsze strony zostały poświęcone osobom, z którymi łączyła mnie jakaś relacja. W ten sposób znalazłam wpis o mamie, tacie, starszej i młodszej siostrze, dziadkom, pradziadkom, przyjaciółkom z podwórka i kilku koleżankom i kolegom z klasy. Co szczerze mnie poruszyło i zszokowało, to fakt — namacalny i wyraźnie widoczny — że w tym rozdziale nie zadedykowałam choćby jednego wyrazu temu człowiekowi.

Jacob.

Nie napisałam ani słowa o Jacobie.

Do tej chwili byłam żywo przekonana, że od zawsze władał moim sercem. Cóż za niespodzianka.

...

A więc na początku, na samiuteńkim początku, był dla mnie niezauważony. To doprawdy... szokujące. Nie wiem, co o tym myśleć. Przejdźmy może dalej. Sprawdźmy, jakie okoliczności zmieniły ten spokojny stan rzeczy i sprawiły, że zaczęliśmy siebie nie tylko widzieć, ale też i dostrzegać.

Hm, dziwne. Taki moment się nie wydarzył. A przynajmniej wygląda inaczej, niż się spodziewałam. Po prostu pojawił się w jednym ze wpisów w środkowej części pamiętnika, kiedy opisałam go jako głupka, który nie chciał mi pozwolić bawić się z jedną z koleżanek. Potem przewijał się we wpisach częściej, ale zawsze w negatywnym świetle. Heh... Najwidoczniej byłam dzieckiem mocno żywiącym urazę do tych, którzy w czymś mi podpadli. Naprawdę nie ma na tych kartkach ani jednego miłego słowa o nim. Najczęstsze epitety mu przeze mnie wówczas przypisywane brzmiały następująco: brzydal, głąb, oblech, głupek, przemądrzalec, zakalec, sztywniak.

Jednak te pełne kąśliwości wpisy coś mi przypomniały. Coś z pewnością powściągliwszego niż gniew sześcio-, siedmiolatki, która znalazła swojego nemezis.

Z czasów przedszkolnych najwyraźniej pamiętam momenty pod koniec dnia, kiedy każdego odbierali rodzice i wracali wspólnie do domu. Jacob praktycznie zawsze wychodził pierwszy, szybko się pakując, gdy przyjeżdżała po niego mama, a spokojnie i na luzaku, gdy był to tata. (Na luzaku to zwrot, którego użyłaby młodsza ja). Raz, ale tylko raz zdarzyło się, że przyszedł po niego dziadek, dlatego ten dzień zapamiętałam lepiej niż którykolwiek inny.

Do drzwi sali zapukano, a następnie je otwarto. Do środka zaraz wkroczył starszy, nieco przysadzisty i zgarbiony starszy mężczyzna o idealnie przygładzonych siwych włosach. Błękitna koszula bez najmniejszego choćby zgniecenia włożona była w beżowe spodnie z ciemnym, czekoladowym paskiem. Zwrócił się do pani nauczycielki pewnym, silnym głosem w życzliwym, ale zimnym tonie. Całą swą postacią wzbudzał mocne wrażenie. Wtedy, chyba po raz pierwszy, nie czułam wzgardy do Jacoba. Młodsza ja nie rozumiała tego, co czuła, ale obecna ja bez problemu domyśla się, o co chodziło.

Myślę, że wówczas mu współczułam. Od moich dziadków nieustannie biło ciepło i życzliwość. Często raczyli mnie komplementami, uważnie słuchali i ufali. Nawet tamtego dnia, gdy pokazywałam swoim bliskim pracę plastyczną wykonaną na zajęciach, otrzymałam mnóstwo ciepłych słów. A Jacob? Podszedł do dziadka jak wypuszczony na przepustce skazaniec. Nawet nie spojrzał dziadkowi w oczy. Nawet przez moment nie rozważył pokazania mu swej kartki.

Jak tak teraz sobie o tym dokładniej pomyślę, to nigdy nie uśmiechał się w obecności członków swojej rodziny. Nigdy.



__________________

*Cichy szept. Wspomnienia są piękne (ang.)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro