Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Tylko dwoje


Staruch wyrzucił w moją stronę swój atak. Jednak trafił on nie we mnie, lecz w ziemię. Zdezorientowana otworzyłam oczy i spojrzałam ze zdziwieniem na mężczyznę. Jego oczy jednak nie patrzyły na mnie, tylko na wielkie drzwi za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam, że przez wrota wchodzi...

Zen. Nie mogłam uwierzyć w to, że tu jest. W mgnieniu oka napłynęło do mojej głowy chyba z tysiąc pytań. Co on tutaj robił?!!! 

 - Kim jesteś? - odezwał się Dedor. 

 -ZEEN!!! - krzyknęłam i zaczęłam biec w stronę chłopaka - Co ty tutaj robisz? Nie powinno Cię tutaj być!!!! Biegłam co sił w nogach jednak nagle do czegoś dobiłam. Jakaś niewidzialna ściana nie pozwalała mi iść dalej - C-co jest?! - zaczęłam walić pięścią w tę niewidzialną materię - Zen!!!  

- Jestem Zen Wistaria - odezwał się biało-włosy. 

 -/Co jest? Nie słyszy mnie?/ - pomyślałam - /Ale jak to możliwe?/ 

 - Co Cię tu sprowadza młody chłopaku? Czy życie Ci nie miłe? - Zakpił z niego Dedor.

Przypomniałam sobie o niedawnym ataku tego starucha. To pewnie było jakieś zaklęcie przez które Zen nie słyszał mnie, ani nie widział.

 - Co zrobiłeś z [T/I]? Mów szybko!!! - krzyknął Zen wymierzając swój miecz w stronę mężczyzny.

 - Widzę, że bardzo Ci musiało na niej zależeć skoro przebyłeś tak długą drogę, przyszły władco królestwa Clarines. (przypominam, że w mojej książce brat Zen'a nie istnieje /od aut/)

 - Zamknij się!! Gdzie ona jest?

 - Jednak jestem pod wrażeniem...Ciekawe jak udało ci się pokonać moich strażników. 

Teraz dopiero zauważyłam, że ubranie chłopaka jest całe poszarpane. Do moich oczu napłynęły łzy. Dlaczego on to robił? Czy on nie miał teraz świętować swojego ślubu? Dlaczego pomimo tego, że teraz ma Vanessę przyszedł mi pomóc?

 - Pytam ostatni raz!!! GDZIE ONA JEST?!! 

 - Hmmm...Na pewno gdzieś wysoko...- odpowiedział Dedor. 

Spojrzałam na mężczyznę zdziwiona.- O czym ty mówisz? - Zen pytał zdezorientowany. 

 - Domyśl się... Na pewno już stoi w kolejce od nieba...- mężczyzna zaczął się śmiać. 

 - C-co? Nie! Nie możliwe!!! Gdzie ona jest? - pytał dalej nie dowierzając. 

 - Nie martw się...Zaraz do niej dołączysz!!!! - Dedor wyciągnął rękę w stronę Zen'a - Kiedy ty, jedyny następca tronu w królestwie Clarines zginie... Następne ziemie będą pod moim władaniem Hahahaha...

 - NIE!!! - krzyczałam próbując przebić się przez tę ścianę - Nie! Proszę... nie wierz mu!!!! Uciekaj!!! - płakałam coraz bardziej..

Szybko wypowiedziałam jakieś zaklęcie i strzeliłam w tę ścianę. I tak próbowałam 3 razy...Nagle usłyszałam coś jak pękające szkło...W końcu cała szyba posypała się jak zbite okno. Dedor nie wiedząc co się dzieje, przerwał swój atak obserwując sytuację. 

 Kiedy ściana pękła szybko pobiegłam do Zen'a. 

 - [T/I]!!! T-ty żyjesz! - chłopak mocno mnie przytulił - Tak się bałem...



- Zen...

Co ty tutaj robisz? - dalej płakałam - Przecież Vanessa. 

 -Ciii...Nie ożeniłem się z Vanessą. Odmówiłem....nie mogłem oszukać jej, samego siebie i...ciebie - tłumaczył Zen. 

 - A-ale..- odsunęłam się od niego, by spojrzeć mu w oczy - Ale jak to?

   - To ciebie kocham...Nie mogę myśleć o nikim innym. Gdybyś odeszła nie wiem, czy mógłbym dalej bez Ciebie żyć. Kocham Cię!! Słyszysz...kocham! 

 Zen zbliżył się do mnie i...pocałował mnie...

Kiedy chłopak odsunął się ode mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.

- Z-Zen..

- Dobra, dobra, dobra... Dosyć tego migdalenia się..  - przerwał nam Dedor.

Odwróciliśmy się w jego stronę. 

- Pora to zakończyć - mężczyzna zaczął nas atakować.

Na początku unikaliśmy ataków potem próbowaliśmy mu je oddać. Niestety nie robiły one na nim żadnego wrażenia.

- Jesteście słabi. Po co w ogóle walczycie? Sami nic nie zdziałacie... Jest was tylko dwójka - mężczyzna dalej się śmiał.

Podeszłam do Zen'a. Nie wiedzieliśmy co zrobić. Kiki która leżała niedaleko była jeszcze nie przytomna. Była nas tylko dwójka... 

Zen chwycił mnie za rękę, a ja spojrzałam mu w oczy.

Nagle wpadłam na pomysł... Właśnie, była nas tylko dwójka... A może, AŻ dwójka...

Ścisnęłam Zen'a mocniej za rękę. On po krótkiej chwili, chyba wyczytał z moich oczu o co mi chodzi.

Obróciliśmy się pewnie w stronę Dedora.

- Co jest? Dalej próbujecie stawiać opór? Przecież to nie ma sensu... Jest was tylko dwój...

- Czy jesteś tego pewien? - przerwałam mu wypowiedź.

Uniosłam razem z Zen'em nasze splecione ręce w stronę mężczyzny. Następnie zaczęliśmy wymawiać słowa dosyć ciężkiego zaklęcia. Mówiliśmy to z wielkim skupieniem... Postanowiliśmy właśnie w tym momencie wykorzystać całą moc jaka nam jeszcze została...

- I myślicie, że tym słabym zaklęciem mnie pokonacie? - zakpił Dedor.


Perspektywa narratora*

Nagle w królestwie Clarines wszyscy, którzy mieli jakąkolwiek moc, usłyszeli coś w rodzaju komunikatu od Zen'a i [T/I]. Wszyscy jasno zrozumieli i zaczęli wypowiadać pewne zaklęcie. Tym sposobem wysyłali swoją moc i siłę pomagając naszej dwójce bohaterów.


Perspektywa [T/I]*

Błyskawicznie poczuliśmy tą napływającą moc. Otworzyliśmy oczy, jednak zamiast tęczówek z  naszych oczu, wydobywało się niesamowite światło.

- Mówiłeś, że jest nas dwójka... Jednak zebrało się sporo ludzi którzy chcą Cię zniszczyć, więc to chyba teraz ty powinieneś się martwić... ponieważ jesteś sam... - mówiłam zadowolona - To chyba twój koniec Dedorze.

Razem z Zen'em wymówiliśmy zaklęcie ataku... Promień mocy jaka wypłynęła z nas, była tak duża, że światło pochłonęło ciemność wokół ruin zamku.

Kiedy moc do końca się wyczerpała, nasze oczy wróciły do normy, a my oddychaliśmy szybko z wyczerpania.

Spojrzeliśmy w miejsce, gdzie stał Dedor... Nie było go... Zamiast tego, na jego miejscu pojawił się popiół. Widocznie atak był tak silny, że spalił starucha.

Przytuliłam się do Zen'a

- Udało się! - krzyknęłaś szczęśliwa.

- Tak, już po wszystkim - Zen pogłaskał mnie po głowie.

Nagle usłyszałam, czyjś głos mamroczący głos...

- Kiki! - krzyknęłam i podbiegłam do leżącej dziewczyny...potykając się co chwilę z wyczerpania.

- C-co się stało? - dziewczyna podniosła się, trzymając swoją głowę - Gdzie ja... gdzie ja jestem?

- Kiki, nic ci nie jest? - przytuliłam ją.

- [T/I]? Gdzie my jesteśmy? Co z Dedorem? 

- Już po wszystkim... razem z Zen'em i pomocą innych pokonaliśmy go - wytłumaczyłam dziewczynie.

- Z Zen'em? - dziewczyna w końcu zauważyła chłopaka, który stał kawałek za mną - Ale co on tu robi? 

- Długa historia - stwierdził Zen.

- Na szczęście już po wszystkim - powiedziałam z ulgą.

Nagle po pomieszczeniu rozległ się głos klaskania...


C.D.N.

______________________________________________________________
Hejka!!

Zbliżamy się powoli do końca tej opowieści....

Czy ktoś tu jeszcze w ogóle jest i to czyta? xD Przepraszam znów za tą przerwę...

Mam nadzieję, że rozdział się podobał, a następny jest już napisany, więc dzisiaj jeszcze opublikuję kolejny rozdział w ramach rekompensaty za tak długa przerwę!

Komentarze zawsze mile widziane!!! UwU



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro