13. Koniec??!
[W tym samym czasie...]
Perspektywa Zen'a*
Już drugi dzień jestem w drodze. Oczywiście, ostatniej nocy musiałem się zatrzymać, by odpocząć. Nie chciałem tego... Wolałem nie tracić czasu i pragnąłem jak najszybciej dotrzeć do [T/I]. Niestety mój koń był zbyt wykończony.
Znów zbliżał się wieczór co oznaczało, że za niedługo, będę zmuszony zrobić sobie przystanek.
Właśnie jechałem przez bardzo gęsty las. Więc musiałem się spieszyć, by noc mnie w nim nie zatrzymała. Kiedy w końcu udało mi się dotrzeć do wyjścia z niego, natrafiłem na dosyć sporą polanę. Było na niej bardzo dużo wygaszonych ognisk. Zsiadłem z konia by trochę się rozejrzeć. Trawa była w niektórych miejscach ubita. Nagle coś zabłysło, niedaleko w trawie. Podszedłem sprawdzić co to. Była to jakaś biżuteria. Schyliłem się i podniosłem przedmiot z trawy. Nie myliłem się. Był to naszyjnik, który bardzo dobrze znałem. Teraz miałem pewność, iż [T/I] tu była, razem ze swoim wojskiem.
- Oj dziewczyno... Coś za często gubisz ten naszyjnik - powiedziałem do siebie - Ale mam przynajmniej pewność, że tu byłaś.
Zbliżyłem wisiorek do ust i pocałowałem go.
- Hayate! Zrobimy sobie przerwę. Co ty na to? - zawołałem konia.
Zwierzę podskoczyło lekko z radości. (Przepraszam, ale nie jestem ekspertem jeśli chodzi o konie xD /od aut./)
Perspektywa [T/I]*
Była już noc. Wszyscy już spali. Jedynie kilku wartowników krążyło co jakiś czas między śpiącymi ludźmi. Nagle obudził mnie jakiś ryk. Szybko wstałam z prowizorycznego posłania i wyszłam z namiotu. Wszyscy strażnicy stali w gotowości. Jednak połowa z ludzi jeszcze spała. Rozglądałam się dookoła czekając na jeszcze jeden odgłos. Miałam nadzieję, iż był to po prostu jakiś wilk.
Po chwili doczekałam się następnego ryku. Dobiegał on za lasu po prawej stronie naszego obozowiska.
- Hej! Wszyscy wstawać!!!! - krzyknął dowódca wojska.
Większość żołnierzy pobiegło w stronę dobiegającego głosu, osłaniając obozowisko. Podeszłam bliżej gotowego do obrony wojska.
- Niech panienka się odsunie... To może być niebezpieczne - krzyknął jeden z żołnierzy.
- Nic mi nie będzie - odpowiedziałam.
- Panienko! - krzyknęła Kiki - Co się dzieje?
- Nie wiem... coś jest w lesie....
Kiki wyciągnęła miecz, gotowa do walki.
Nagle z lasu dobiegł ten sam odgłos tylko dużo głośniejszy i z innej strony.
- Jest ich więcej - krzyknął dowódca wojska.
Nagle z lasu jeden po drugim zaczęły wychodzić wielkie bestie. Ni to wilki, ni cokolwiek innego.
Kreatury okrążyły całe obozowisko. Warcząc i tocząc ślinę. Nigdy nie widziałam takich stworów. Były przerażające.
Nagle rzuciły się do ataku. Ludzie nie mieli z nimi szans. Pożerały ich jeden po drugim. Musiałam coś zrobić.
Pomimo, że mało ćwiczyłam starałam się wyczarować cokolwiek co by ochroniło wojsko. Skupiłam się i zgromadziłam w sobie jak najwięcej mocy. Uniosłam ręce do góry, a z dłoni wydobył się słup światła. Jakimś sposobem udało mi się stworzyć barierę ochronną, która okryła cały obóz. Jednak potwory nadal atakowały co osłabiało moje czary. Traciłam siły. Żeby utrzymać tą barierę potrzebowałam naprawdę dużego skupienia, ale czułam już po kilku minutach, że nie wytrzymam długo.
- [T/I]!!! O nie! Ona nie da rady tak dłużej. Kapitanie musimy coś wymyślić - Kiki podbiegła do mężczyzny.
- jesteśmy okrążeni, nie damy rady - odpowiedział zrezygnowany dowódca.
- Nie... To nie może być prawda! - Blondynka nie dopuszczała do siebie myśli, że to może być koniec.
- Niestety.. - odparł zrezygnowany mężczyzna.
- Tak szubko się poddajecie? Hahahahah - Nagle rozległ się głos jakiegoś chłopaka.
Wszyscy zaczęli się rozglądać dookoła, a ja nadal utrzymywałam barierę, skupiając się tylko na tym.
- Ohhh... Słabi jesteście. Przecież to tylko małe psinki - nagle pojawił się właściciel tajemniczego głosu.
Był to chłopak mniej-więcej w moim wieku. Unosił się nad ziemią.
- Kim jesteś?! - krzyknęła Kiki.
- Hahahaha - chłopak tylko głośno się zaśmiał i zniknął.
Pojawił się tuż za mną, chwytając mnie za szyję. Drugą ręką oplótł moją talię. Ja próbowałam nie zwracać na to uwagi i nadal usiłowałam bronić ludzi przed tymi kreaturami.
- Puść ją! - krzyknęła Kiki
- No i po co tak się starać? - zaczął szeptać mi do ucha. - Przecież i tak nie dasz już rady dłużej. Ci wszyscy słabi ludzie tu zginą. Pięknisiu daj sobie spokój...Przegrałaś...
- N-NIE!! Wytrzymam! Dam radę - wypowiedziałam przez zęby.
- Przecież dobrze wiesz, że nie dasz..
Miał rację. Po chwili nie byłam już w stanie ustać na nogach i gdyby nie ten chłopak, upadła bym na ziemię. Następnie straciłam przytomność i jak zresztą przeczuwałam... Był to koniec... Wiedziałam, że jeśli teraz zemdleję, to już się nie obudzę, a całe wojsko i Kiki, zginą w tamtym miejscu.
Żałowałam tylko, że nie udało mi się ich uratować i tego, że w ogóle wyruszałam na tą wyprawę.
??? (Jak myślicie? To koniec czy nie?/od aut./)???
____________________________________________________________
Hejka!😘
Wiem, znów zniknęłam bez śladu. Ale jak mówiłam w ostatnim rozdziale... Musiałam wszytko uporządkować. Na szczęście jeszcze żyję i nie skończyłam ze sobą xD (Chociaż było blisko😅😑)
Dobrze wiem, że straciłam na tym większość czytelników... Ale mogę obwiniać tylko siebie. Jestem jednak bardzo wdzięczna tym, którzy jeszcze to czytają i chodź trochę interesują się moim losem xD Ps. Dziękuje za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem!! Kocham was! ❤❤❤😘😘
Mam nadzieję, że się podobało!
Komentarz zawsze mile widziany!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro