Świetlisty 24
Amare czuła się dziwnie sunąc wirującym wokół niej tunelem światła i błękitnych przebłysków. Zatrzymała się w końcu w jaśniejącej jednolicie przestrzeni i poczuła wokół siebie nieziemską obecność. A po chwili raczej poczuła niż usłyszała głos stwórcy.
- Witaj Amare.
- Bądź pozdrowiony Przedwieczny - schyliła głowę.
- Wiesz dziecko, dlaczego cię wezwałem? - spytał.
- Nie mam pojęcia Panie - pokręciła głową.
- Ponieważ jesteś moją ostatnią nadzieją. Jesteś jedyną Smoczą Kapłanką, która może poradzić sobie z nadciągającym złem. Posiadasz niespotykaną moc.
- Wybacz stwórco, ale ja już nie posiadam żadnej mocy.
Na chwilę zapanowała dziwna cisza przerwana nagle dziwnym wybuchem śmiechu.
- Od dawna tak się nie śmiałem - oświadczył Bóg Początku. - Dlaczego dziecko uważasz, że nie posiadasz mocy? - spytał a w jego głosie pobrzmiewały jeszcze nuty śmiechu.
- Bo ją wyczerpałam w walce ze smokami - odparła. - Jestem pusta w środku i nic nie czuję.
- To, że nie czujesz nie znaczy, że tego nie ma. Mnie nikt nie widzi a jednak jestem. Córko moja, więcej wiary w siebie. Masz moc tak potężną, że zwykłego człowieka z pewnością by zabiła.
- Ale przecież ja jestem człowiekiem - odezwała się z oburzeniem.
Przedwieczny ponownie się roześmiał, co już trochę zdenerwowało dziewczynę, ale zacisnęła zęby i nic się nie odezwała.
W końcu Bóg odezwał się ponownie.
- Masz tylko powłokę człowieka, moja droga Amare. Twoi praprzodkowie mieli wielką moc. A że im się nudziło, więc zawierali bliższe znajomości z rodzajem ludzkim.
Kapłance z wrażenia zabrakło głosu. Od kogo więc pochodziła i kim była naprawdę, jeśli nie człowiekiem? Chyba jednak wolała nie wiedzieć.
- Jesteś jedyna w swoim rodzaju, czy tego chcesz czy nie. Masz smocze znamię i już od chwili twojego poczęcia jesteś tą wybraną. Tylko ty możesz zakończyć wieczną walkę dobra ze złem.
Amare od tych wiadomości zakręciło się w głowie. Nie wiedziała już, co o tym wszystkim myśleć. Kim jest i czego właściwie chce od niej Świetlisty.
- Zapowiedziałem wojnę, która zdawała się być nieunikniona od chwili, gdy ta wiedźma Zuela sprowadziła smoki do Krainy Iridis. Myślała, że wykorzysta ich do swoich celów. Nie przewidziała jednak, że była tylko pionkiem w grze Gorgona. On i taki kiedyś w końcu musiał tu wrócić by upomnieć się o swoje. Przed wiekami, bowiem, ta ziemia nie należała do ludzi.
- Tak wiem - odezwała się Amare. - Darmir mówił, że należała do smoków.
Przedwieczny roześmiał się ponownie.
- Poczciwy starzec nie wie połowy wszystkiego drogie dziecko.
Dziewczyna miała już dość. Nie wystarczyło, że stwórca nie mówił jej całej prawdy to jeszcze traktował ją niepoważnie. A przecież to ona z przyjaciółmi wyruszyła, aby przegonić bestie.
- Czego więc chcesz Przedwieczny? - spytała ostrzej niż zamierzała. - Abym wypowiedziała wojnę smokom i wyruszyła przeciw nim, mimo iż nie posiadam mocy? Jestem w końcu tylko dzieckiem jak to zauważyłeś w swojej łaskawości.
Stwórca roześmiał się ponownie.
- Nie wiedziałem, że tyle radości przyniesie mi twoja obecność. Chyba powinienem lepiej poznać tych, którym dałem życie. Nie dasz sobie w kaszę dmuchać droga Amare. Jeśli więc tak stawiasz sprawę to przejdźmy do sedna twoich problemów. Twierdzisz, iż nie posiadasz mocy, ale ona tu jest. W tobie zawsze była, jest i będzie. Płynie z twojego wnętrza, siły, opanowania i miłości. A także z genów odziedziczonych po praprzodkach. Jesteś boską pośredniczką, która posiada cechy światła i mroku. Nie lękaj się, więc o swoją siłę. Ona będzie trwała wiecznie tu w twoim sercu.
Nagły cios boskiej energii wycisną z kapłanki powietrze i spowodował, że niemal przestała oddychać. Czuła, że unosi się w powietrzu a jej ciało skrzy blaskiem tysiąca słońc. W palcach czuła przyjemne mrowienie a umysł był jasny jak nigdy dotąd. Miała wrażenie, że po długiej wędrówce w końcu wróciła do domu, do początku czasów, których nie pamięta. Była częścią boskiego planu.
- Pamiętaj Amare i nigdy nie wątp w swoje siły. Czułaś się zmęczona po walce ze smokami, ponieważ pobierałaś za duże dawki swojej energii. Lecz teraz to się zmieni. Po spotkaniu ze mną zrównoważą się w tobie dwie siły. Boska i ludzka a to pozwoli ci odpowiednio kierować mocą. Pamiętaj, że jesteś moim Pośrednikiem i możesz wiele dokonać. A smocze bestie muszą się ciebie słuchać. Pod warunkiem jednak, że będziesz odpowiednio formułować polecenia. Nie możesz powiedzieć tylko „ Odejdź", bo stwór będzie gotów powrócić.
- Wiedz jednak - kontynuował Pierwszy z Pierwszych. - Że oprócz smoków przyjdzie ci się zmierzyć z inną mroczną siłą i cieniami własnej przeszłości. Musisz, bowiem wiedzieć moje dziecko, że mój brat Mroczny pozwolił wrócić Smoczym Bogom. Będą oni dążyli do zagłady całej ludzkości, aby ponownie zasiedlić Krainę Iridis a być może i sąsiednie królestwa. Nie możesz do tego dopuścić. Nie dokonasz tego sama. Musisz zwrócić się do swoich przyjaciół i zebrać własne wojsko. Nie ważne, czy to będzie człowiek, zwierz czy gad. Ważne, aby stał po twojej stronie. Gdyby nie daj, co zwyciężyli poplecznicy Mroku cały świat pogrąży się w ciemnościach. Zdobądź własne wojsko i podejmij wyzwanie. Czy podejmiesz się tej misji Amare? W imię pokoju na świecie i na chwałę moją?
Dziewczyna poczuła bezrozumny lęk przed tym, co ją może czekać, jednocześnie doskonale wiedziała, co powinna zrobić.
- Dobrze Przedwieczny - zgodziła się. - Podejmę się tego zadania w Imię Twoje.
- Pochyl się, zatem moje dziecko.
Kapłanka wykonała jego polecenie a on ją pobłogosławił. Zalała ją fala ciepła, miłości i spokoju. W chwilę potem wracała świetlistym tunelem do własnej rzeczywistości. Wypchną ją do niej nagły wybuch światła. Poczuła się tak jakby zaraz miała wyskoczyć z własnego ciała i w jednej chwili znalazła się z powrotem na Skale Przeznaczenia. Po smoczym talizmanie przeskakiwały jeszcze ostatnie iskry boskiej światłości. Przyjaciele na jej widok spojrzeli na nią z zaskoczeniem i ulgą.
Simi już w normalnych kocich rozmiarach z miłością otarła się o jej nogi i zamruczała z ukontentowania zaś Darmir objął po ojcowsku. Dziewczyna od razu chciała im wszystko opowiedzieć, ale starzec uparł się, że musi najpierw odpocząć i przynajmniej czegoś się napić. Gdy już ochłonęła po spotkaniu ze stwórcą zauważyła brak Dargona.
- A gdzież ten nieustraszony wojownik? - spytała ze śmiechem przypominając sobie minę mężczyzny, gdy w końcu zsiadł wczoraj ze smoka.
Smoczyca spojrzała na nią jakoś dziwnie.
- Chyba nie zjadłaś go Zefiro? - zażartowała a starzec zaniósł się śmiechem.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Dziadek, gdy się opanował opowiedział jej wszystko. Na te wieści Amare zażądała, aby Zefira natychmiast przyniosła łowcę z powrotem.
- No już dobrze, dobrze. Polecę po tego morona. Ale załatwię to po swojemu - dodała.
-Rób jak uważasz, ale Dargon ma być tu z powrotem. Może nam się jeszcze przydać - odezwała się i poczuła na sobie zdziwiony wzrok przyjaciół. Nawet Simi spojrzała na nią z zaskoczeniem.
- Opowiem wam wszystko jak wrócicie - obiecała.
Zefira odleciała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro