Zła wiadomość - 4
Zuela z niecierpliwością czekała na powrót straży i wiadomość o śmierci przyrodniej siostry. Już dawno powinna była się jej pozbyć, gdy tylko przybyła z matką do tego zamku.
- To dla nas wielka szansa – powtarzała jej matka. – Ten nieszczęsny głupiec jest zaślepiony miłością.
Zuela na te słowa uśmiechnęła się cynicznie kącikiem ust.
- Ten nieszczęsny głupiec został przez ciebie „oczarowany" i w dodatku ma córkę z pierwszego małżeństwa – zauważyła zimno. – I to ona pierwsza ma prawo do tronu.
- Tą gówniarą się nie przejmuj. Zajmę się nią.
- Nie – przerwała jej córka ostro. – Ty potrafisz tylko wszystko zepsuć. Ja się nią zajmę.
Kobieta w milczeniu przełknęła zniewagę i nic nie powiedziała, w końcu córka okazała się być lepszą wiedźmą od niej. Miała nieodparty urok, któremu nikt nie potrafił się oprzeć. Zuela była filigranową blondynką o długich, prostych włosach, przejrzyście niebieskich oczach i zniewalającym uśmiechu. Jej ukochana córka istotnie zajęła się swoją rywalką, jaką była dla niej Amare. Na każdym kroku okazywała jej swoją niechęć i dawała odczuć, że jest od niej lepsza i mądrzejsza. A matka dzielnie jej w tym sekundowała, była zwyczajnie nie miła dla pasierbicy. Król starał się tego nie dostrzegać zajęty sprawami wagi państwowej. Chciał podpisać umowę z sąsiednim królestwem, na mocy, której król Xylen nie będzie interweniował zbrojnie w granice Krainy Iridis. Dlatego też wybierał się w długą podróż i nie za bardzo miał pojęcia co dzieje się na jego własnym podwórku.
Tak, więc jego córka była zdana na łaskę macochy i przyrodniej siostry, która robiła wszystko, aby zdyskredytować Amare. Uciekła się nawet do czarów wprawiając w ruch przedmioty, gdy rywalka była w pobliżu. Nawet król Ardan Draconis jej ojciec uwierzył, że jego córka ma magiczne zdolności, ale kochał ją nad życie i twierdził, że to nic takiego. Niestety otaczający go ludzie uważali inaczej i coraz bardziej krzywo patrzyli na księżniczkę. Spotęgowane to było dziwnymi rzeczami, jakie zaczęły się dziać w królestwie. W gospodarstwach, do których zachodziła chorowały zwierzęta, mleko od krów kisło a kury przestały się jajka znosić. Gospodynie na widok Amare żegnały się znakiem krzyża a mężczyźni spluwali na jej widok. I jak do tej pory była lubiana przez poddanych, tak teraz zaczęły się plotki i szemrania na tyle ciche, że poddani bali się króla. Gdy więc król wyjechał dla biednej Amare zaczęła się gehenna. Przestała wychodzić z pokoju a jedyną jej przyjaciółką była kotka Simi.
Była to dziwna kotka: czarna, ale w rude cętki i paski, miała kremowy brzuszek, jedno uszko i czubek ogonka. Była powiernicą wszystkich sekretów i łez królewny. Nie potrafiła jednak pomóc dziewczynie, gdy pewnej nocy ta usłyszała przez przypadek rozmowę Zeneke z córką, że podwładni żądają, aby coś zrobić z czarownicą. Zueli zabłysły oczy i oznajmiła, że to ich szansa, aby pozbyć się Amare a wtedy droga na tron stanie otworem.
- Wydam rozkaz, aby ją aresztowali - odezwała się królowa. - Tyle, że gówniara najpierw trafi przed sąd.
- Ale ty jesteś głupia – Zuela spojrzała z politowaniem na matkę. – Żadnego sądu nie będzie. Każemy ją aresztować i zabić a publicznie podamy do wiadomości, że to czarownica chciała ich zgładzić a oni tylko się bronili.
Stojąca za kotarą Amare zdusiła w sobie szloch i bezszelestnie wycofała się do tyłu. Po cichu zeszła po schodach, złapała pierwszy lepszy płaszcz i wybiegła z zamku nie zważając na drepczącą za nią kotkę. Simi wiedziała, że jej pani jest w niebezpieczeństwie, ale cóż może mały kotek? Mały kotek miał jednak dużą przyjaciółkę i nie zawahał się prosić ją o pomoc. Dziewczyna uniknęła śmierci, ale Zuela jeszcze o tym nie wiedziała, czekała na wiadomość.
Zerwała się z łóżka, gdy tylko usłyszała tętent końskich kopyt na bruku. Zarzuciła płaszcz i wybiegła na spotkanie zbrojnych. Stali w zamkowym westybulu i byli przemoczeni do suchej nitki, ale Zueli to nie obchodziło.
- No i? – Spytała krótko. – Nie żyje?
- Nie wiem pani – przywódca straży skłonił się przed nią.
- Jak to nie wiesz? – Spytała ze złością. – Amare miała zginąć.
- Już mieliśmy tę czarownicę pani, ale jakiś diabeł porwał nam ją sprzed nosa.
- Co za bzdury opowiadasz idioto! – Syknęła. – Gdzie ona jest?! Nie zabiliście jej i boicie się do tego przyznać! – Była wściekła. – Ty – pokazała palcem na przywódcę. – Idziesz na śmierć! – Zgniotła dłoń w pięść a mężczyzna zgiął się z bólu w pół, upadł i przestał oddychać.
Jego podwładni pobledli ze strachu, to ona była prawdziwą czarownicą.
- Który następny, no?! – Wrzasnęła. – Co tak naprawdę stało się z dziewczyną?
- Smok ją porwał pani – odezwał się najodważniejszy z nich. – Srebrzysty smok.
- Kretyni, idioci! – Wściekła się. – Żaden z was pożytek! Ale nic, poradzę sobie i bez was.
Zacisnęła dłoń w pięść i upadł kolejny strażnik.
- Dość Zuelo – powstrzymała ją matka, która przyszła zwabiona hałasami.
- Nie matko, nie dość – podniosła hardo podbródek. – Ale tym niedojdom dam już spokój. Wynoście się stąd!
Nie musiała powtarzać tego drugi raz, mężczyźni pośpiesznie zabrali martwych towarzyszy i uciekli przerażeni.
- Pora pogadać ze starymi przyjaciółmi – odezwała się z błyskiem w oku. – Ale to później, teraz idę spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro