W Słonecznym Zamku 36
W Castrum Nubila było już cicho i ciemno, ustał ruch i pogaszono światła. Tylko w gabinecie królewskim na pierwszym piętrze paliło się mdłe światło. Padało ono na królewskie piórko z siedmioramiennego kandelabru. Weszły do niego dwie postacie, z których jedna miała problemy ze zmieszczeniem się we drzwi. Była za wysoka na człowieka i za szeroka w skrzydłach, mimo iż potwór położył je ciasno po plecach. Jego towarzysz mało nie roześmiał się na ten widok, opanował się jednak, niebezpiecznie było śmiać się z Króla Smoków. Weszli do gabinetu. Gorgon odpiął uprząż z obusiecznym mieczem i z brzękiem rzucił na biurko.
- Dlaczego cały czas chodzisz w swojej boskiej postaci? - spytał go towarzyszący mu wojownik. - Przecież to niewygodne. Nawet na tronie się nie zmieścisz z tymi skrzydłami nietoperza.
Król spojrzał na niego krzywo.
- No niewygodne - przyznał i zaczął zmieniać sylwetkę. - Ale gorzej się boją Króla Smoków niż człowieka. Strach działa motywująco.
Już po chwili za biurkiem rozwalił się wysoki, dobrze zbudowany wojownik o czarnej, lśniącej skórze i długich do pasa, prostych, czarnych jak noc włosach. Nad jego demoniczną brwią lśniło znamię mroku.
- To zrób tak jak ja - podpowiedział mu Maddar. - Szerz wśród nich terror i strach. Gwałć kobiety i zabijaj mężów. Dzieci strasz szponami i kłami a na psy warcz jak smok. Zapewniam cię, że działa.
- A co, zarwałeś już jakąś? - spytał z kpiną w głosie wyciągając nogi w buciorach na mahoniowe biurko i rysując je kolcami.
- Oczywiście, że tak - odparł dłubiąc szponem w zębach. - Ładniutkie te ludzkie dziewczyny. Ty nie masz chęci?
Król Cieni przypomniał sobie swoją dzisiejszą zdobycz jak się szarpała i broniła. Nie przeszkadzało mu to wcale a tylko dodawało smaczku. Poddała się, gdy zabił jej chłopaka, który chciał ją bronić. Jednym ruchem pazura rozpruł młodzieńca na pół. Dziewczyna zaczęła histerycznie zawodzić a wtedy on zrobił to, co chciał.
- Nie o babach mamy gadać! - warknął wojownik groźnie błyskając czerwonymi oczyma. - Miałeś powiedzieć gdzie jest Kapłanka i dlaczego nie ma do niej dostępu. Gadaj, że mi zaraz - pogonił.
Maddar poczuł się niezadowolony, miał chęć pochwalić się swoją zdobyczą, ale króla najwyraźniej to nie interesowało.
- Jest na Górze Przeznaczenia u tego święte...tfu świrniętego Dającego Pokój.
Gorgon uniósł do góry demoniczną brew.
- Razem z nią jest Zefira, Orkanus i ta twoja Orga.
- Nie moja - warknął Król Smoków zdejmując nogi z biurka i opierając się o niego dłońmi. - Zdradziła mnie ta szizmi. Osobiście się z nią policzę i ogniste skrzydełka powyrywam. Rozumiem, że Amare jest przez nich chroniona - bardziej stwierdził niż spytał.
- Tak, poza tym te dwie sluts są już w ludzkiej postaci w dodatku dużo silniejsze niż dotychczas. Założyły blokadę, której nie da się przebić.
- Bulwanać - zaklął szpetnie Gorgon i uderzył dłonią o biurko, po czym gwałtownie wstał. - To nawet mroczne słowa jej nie przebiją. A chciałem jej wysłać wiadomość, że mamy jej tatusia. Wtedy gówniara sama by do nas przyszła. Musimy wywabić ją stamtąd podstępem - uważnie spojrzał na Boga Cieni i usiadł na brzegu biurka. - Masz jakiś pomysł?
Maddar popadł w zamyślenie.
- Posła z palcem jej tatusia? Żeby nie myślała, że żartujemy.
- O właśnie - Gorgon z zadowoleniem machnął ręką. - Najlepiej ten z królewskim sygnetem. Na skrzydełkach wtedy do nas przyleci.
- Ona nie ma skrzydeł - mruknął do siebie Maddar, król go jednak usłyszał.
- Jak będziesz tak marudził to ciebie po nią wyślę razem z Batharem.
Cienistemu zabłysło w ślepiach. Bathar był jednym z najlepszych, krwawych smoczych potworów, jakie przybyły tu za wezwaniem Gorgona.
- Może być, to, co już? - zapalił się do pomysłu.
- A odpocząć to nie musimy? - warknął Gorgon mało przyjemnie. - Jutro też jest dzień a ten moron Ardan z lochu nie ucieknie. Załatwimy to rano. Gdy zaś będziemy mieli Amare, król już nie będzie potrzebny i go zabijemy - uśmiechnął się wrednie. Maddar uśmiechnął się z satysfakcją. Lubił krwawe rozwiązania.
Panowała już głęboka cisza i egipskie ciemności, gdy z gabinetu władcy wychylił się cień. Rozejrzał się na boki, ale było pusto, więc bez wahania wyszedł na korytarz i skierował się w dół po schodach gdzie pod kominkiem spał jego najlepszy kumpel. Poruszał się bezszelestnie niczym duch, którym prawie był. Był niewidzialny, gdy tylko tego chciał. Ale teraz już nie musiał, odrzucił kamuflaż i trącił kumpla łapą. Ten coś tylko mruknął przez sen.
- Jadek, Jadek! - cicho syknęło stworzenie. - Jadek, obudź się jest sprawa.
Zielony smok z niechęcią otworzył wyłupiaste oko.
- No, co - mruknął niechętnie. - Śpi się, idź stąd Stinker straszyć kogoś innego.
- Nie chcę nikogo straszyć - mrukną do siebie smok iluzji. - Wstawaj ty ciapo - kopną go szponiastą stopą. - To sprawa życia lub śmirci. Mamy okazję uratować króla i odgryźć się na królu.
- Co ty bredzisz? - Jadowiec w końcu się podniósł i przeciągnął zupełnie jak człowiek aż mu skrzydła chrupnęły.
- Nic nie bredzę - Stinker ze zdenerwowania aż zaczął migotać, raz był raz go nie było. - Podsłuchałem króla, chcą okaleczyć króla i jego palec z sygnetem wysłać jakiejś Amare. A potem król chce zabić króla. To nasza szansa, aby odgryźć się na tym potworze, który traktuje nas jak pomiotła. I daje najgorsze prace do wykonania.
Mimo iż przyjaciel mówił trochę niezrozumiale Jadowiec wiedział, o co mu chodzi i oczy zalśniły z radości. Tak to była ich szansa.
- Pokrzyżujemy mu plany tak? Świetnie, niech nie myśli, że jak mniejsze smoki to już nic nie warte i można ich poniewierać i wykorzystywać do woli. Dobrze mówię Stinker iluzjo ty moja?
- Bardzo dobrze - potwierdził, nie obrażając się za przezwisko.
Znali się od dawna Jadowiec ze Stinkerem, i razem przybyli za wezwaniem Króla Smoków do Krainy Iridis
- To, co robimy? Bo pomysł dobry tylko musimy mieć jakiś plan - odezwał się Stinker. - A od myślenia to jesteś ty, ja potrafię tylko żarty stroić - ze smutkiem zwiesił pysk w dół.
Kumpel spojrzał na niego z rozbawieniem.
- Oj Stinki, Stinki - pokręcił głową. - Zacznij ty doceniać sam siebie. Mylisz, że jak jesteś trochę inny od pozostałych smoków i znasz się na żartach to już jesteś głupi i gorszy? Puknij się przyjacielu w głowę, bo tak nie jest.
Na te słowa smok iluzji podniósł łeb w górę.
- Naprawdę nie uważasz, że jestem głupi? - spojrzał na kumpla z nadzieją.
- Naprawdę - Jadek poklepał go po ramieniu. - A teraz trzeba ruszyć głową i coś wymyśleć.
- To może zrobimy tak - Stinker pochylił się w stronę przyjaciela i konspiracyjnym szeptem przekazał mu swój pomysł. Ku własnemu zdziwieniu kumpel zgodził się na jego plan, bez mrugnięcia okiem a nawet ucieszył się z pomysłu.
Był wczesny poranek, gdy coś z piskiem wpadło pomiędzy strażników.
- Z drogi śledzie Jadzio jedzie! Mysz, mysz, mysz - pisnął Jadowiec uganiający się za gryzoniem.
Strażnicy nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi. I o to chodziło, nikt go nie widział i wszyscy go lekceważyli. Gdyby był człowiekiem powiedziałby, głupcy. Był tylko jednak stworzeniem, któremu ludzkie przywary były zupełnie obce. Wpadł do lochów za gryzoniem, którego nie było. Węsząc i udając skradał się pod celę króla. Gdy w końcu tam dotarł zobaczył za kratami śpiącą pod ścianą postać władcy.
- Królu! - zawołał. - Królu! Krulicccku! - wysyczał przeraźliwie, na co w końcu Ardan otworzył oczy. Podniósł się powoli gdyż od niewygodnego spania cały zdrętwiał. Podszedł do krat i spojrzał na niedużego smoka.
- Słucham.
- Trzeba uciekać panie - odezwało się stworzenie. - Chcą cię zabić królicku.
Na tę wiadomość twarz byłego władcy zastygła niczym blada maska.
- A niby jak mam uciec? - spytał. - Przecież to zamknięte na cztery spusty - beznadziejnie szarpnął kratą.
- Spokojna twoja makówka - Jadowiec stukną się szponem w czoło. - Zaraz sam się otworzysz - to mówiąc wyciągnął przed siebie do przodu drugą łapę, gdzie na szponie wisiał klucz od celi. - Bierz królicku i otwieraj, bo ja sam to nie potrafię.
Ardanowi nie trzeba było powtarzać dwa razy i już po chwil był wolny. Wrócił jeszcze po swoje berło i był gotów do wyjścia.
- Zaraz, zaraz - powstrzymał go gad. - Chwilunia, musimy jeszcze zrobić szacher, macher, bo zetną ci tą slicną główkę jak tylko cię zobaczą, królu. Stinker jesteś?
- Jak nie, jak tak - dał się słyszeć bezosobowy głos i już po chwili zmaterializował się przed nimi smok iluzji.
Był to średniej wielkości, grubawy smok z żółtym brzuchem i czarną łuską na grzbiecie. Miał szare przeźroczyste skrzydła i zaokrąglony pysk przypominający kartofel. W jego obsydianowych oczach odbijała się sylwetka Ardana.
- Nie powinno być trudno - mruknęło do siebie stworzenie i położyło swoją łapę na królewskiej dłoni. - Popatrz w oczy swojej postaci - gad odezwał się dziwnie.
- Co? - były władca nie wiedział, o co chodzi.
- Jak rany! - jękną Jadek. - Po prostu popatrz mu w oczy panie, czas ucieka.
Ardan wykonał polecenie i już po chwili miał przed sobą swoją własną postać. Ze zdumienia zamrugał oczami.
- Idą - pisnął smok w panice. - Stinker właź do celi. A ty królu zamykaj i spadamy - pogonił.
Jadowiec miał rację gdyż na schodach dało się słyszeć odgłosy kroków. Ardan trzęsącymi się dłońmi przekręcił klucz w zamku zamykając w środku fałszywego króla.
- No idziemy, idziemy - pogonił go gad i pociągnął za rękę w kierunku wyjścia.
- Ale jak to, zobaczą mnie - władca chciał zaprotestować.
- Hehehe - zaśmiał się smok. - Hehe. Zobaczą, ale dwa smoki. Królicek został smokiem. Hehe - śmiał się. - Oni nie widzą ciebie, panie tylko smoczą iluzję. Były władca za nic nie miał pojęcia, o co chodzi i dlaczego te dwa potwory w ludzkiej skórze go nie widzą, ale już nic nie mówił tylko podążał za swoim wybawcą. Nie wiedział, więc bo i skąd, co działo się w zamkowych lochach.
- Ej ty! - ryknął Maddar na byłego króla jednocześnie otwierając kratę bez użycia klucza. - Pobudka psie.
Ardan podniósł się powoli i przeciągnął. Wyglądał tak jakby wcale nie przejął się ich wizytą.
- Co jest? - mruknął tylko nie wyraźnie, gdy bogowie weszli do jego celi.
- Chcemy od ciebie prezent dla Amare - oświecił go Gorgon. - Twój paluszek z królewskim sygnetem. Aby dziewczyna nie myślała, że żartujemy - to mówiąc sięgną po swój okrutny miecz.
- Nie można po prostu odgryźć? - zasugerował Maddar, który lubił smak krwi. Władca spojrzał na niego z obrzydzeniem.
- Nie można! - warknął mało przyjemnie. - Dasz sobie odciąć po dobroci, czy zrobimy to na siłę?
Ardan spojrzał na niego dziwnym spojrzeniem i schował dłonie za siebie. Maddar warknął i gwałtownym ruchem złapał za dłoń króla wyciągając ja do przodu.
- Tnij i miejmy to z głowy. Chcę zobaczyć minę dziewczyny, gdy otrzyma kawałek tatuśka.
Gorgona nie trzeba było zachęcać. Okrutny miecz świstaną z nieludzką siłą i przeleciał przez próżnię widmowej dłoni. To, co wydarzyło się następnie trwało dosłownie ułamki sekund. Postać króla Ardana zaczęła się przekształcać w okrutnego, trójgłowego smoka, który z trudem mieścił się w celi. Z jego trzech paszczęk wydobył się śmierdzący, trujący dym, od którego wszystkim zabrakło tchu, zaś spod ogona bestii wypadł okrutnie cuchnący śmierdziel. Bogom od zapaszku pociemniało przed oczyma i padli jak ścięci.
- Tak! - wykrzyknął Stinker odzyskawszy swoją prawdziwą postać, po czym pospiesznie odleciał.
Dwa smoki i były król spotkali się pod murami miasta w cieniu wysokiego drzewa.
- Dziękuję wam przyjaciele - odezwał się do nich Ardan. - Bardzo dziękuję za to, co dla mnie zrobiliście.
- Ależ nie ma sprawy - smok iluzji zbył to machnięciem łapą. - To była sama przyjemność zagazować tych moronów. A teraz nie gadamy tylko spadamy. Nie wiem jak długo będą pod wpływem mych smrodów.
- W smrodzeniu jesteś geniuszem - pochwalił go Jadowy. - I masz rację, lecimy stąd.
Poderwali się do lotu a król pobiegł za nimi. Smoki popatrzyły po sobie wzrokiem, który mówił, że żaden z nich króla nie uniesie a wiadomo, że na skrzydłach szybciej niż na nogach. Byli już w połowie łąki, która rozciągała się poza murami zamku, gdy nagle ogromny cień przysłonił słońce. Po chwili przed królem wylądował ogromny, fioletowy smok z wojowniczką na grzbiecie. Słońce tak oślepiało króla, że widział tylko zarys kobiecej sylwetki.
- Chodź Ardan, zabieram cię do domu - odezwała się. - A wy lećcie za nami - poleciła mniejszym smokom.
Król mimo obaw przy pomocy silnej kobiecej dłoni znalazł się na plecach smoka. Owiał go słodki kobiecy zapach, a fioletowe włosy zafalowały odsłaniając twarz nieznajomej. Zamarł jak rażony piorunem i nawet nie wiedział, kiedy znaleźli się w powietrzu i oddalali od zamku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro