Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

W drodze do domu 27

Amare siedząc na swoim smoku i lecąc w stronę domu, za jaki uznała jaskinię Darmira, zaczęła się zastanawiać nad słowami przyjaciółki. Pomyślała, że skoro ma takich pomocników to można by już teraz, zaraz włączyć się do walki i stawić opór sługom Gorgona. Wiedziona tą myślą, przekazała swój pomysł Zefirze. Smoczycy ten pomysł średnio przypadł do gustu, gdyż twierdziła, że Kapłanka powinna odpocząć, ale jakoś szczególnie nie protestowała i zmieniła kurs. W ślad za nią podążyła Orga i Orkanus.

- Jesteś pewna tego, co robisz? - spytała dziewczynę.

- Nigdy nie będę pewna, jeśli tego nie zrobię. Poza tym mam dość patrzenia na to, co robią te wredne bestie. Ile jeszcze miast i wiosek musi spłonąć zanim przyłączymy się do walki? Gorgon dopnie swego, jeśli czegoś nie zrobimy.

Królowa Światła nie mogła się z nią nie zgodzić. Jej smoczy radar skierował ich do górniczej osady gdzie mimo ciemnej nocy trwało zamieszanie i poruszenie. Działo się tam coś niedobrego.

W tym samym czasie do Gorgona doszły wieści przyniesione przez Smoka Zamętu, że Amare wraz z nowymi sprzymierzeńcami pokonała Królową Burz i rozgoniła smocze towarzystwo.

Król Smoków wpadł we wściekłość.

- Ta smarkata ma czelność walczyć z moimi sługami?!

- Chyba nie spodziewałeś się, że przyjdzie do ciebie po dobroci? - odezwała się Maris Stella unosząc do góry ciemnozieloną brew. Cwana ta mała i ma potężnych przyjaciół. Zefirę i Orgę. A także Orkanusa - dodała szeptem bojąc się reakcji władcy.

- Taaa - odezwał się ze złością. - Jakim cudem ta gadzina przeżyła?

- No wiesz, jest jednym z nas.

Spojrzał na nią ze złością.

- Niestety - wysyczał. - Dlatego osobiście się nim zajmę.

Królowa Mórz już miała powiedzieć, że za dużo bierze sobie na głowę, ale nic się już nie odezwała. Posiadała na tyle rozumu w głowie, aby nie podwyższać jego zdania.

Nobit jest to górnicza osada znajduje się u podnóża Wielkich Skał, które stanowią północną część Gór Accendert. Jest ona zamieszkana przez nobilików (czyli górników wydobywających kamienie szlachetne). We wnętrzach gór znajdują się tunele prowadzące do wyrobisk. Teraz góry drżały i osuwały się z nich lawiny kamieni zasypujące wejścia. Wylegli z domów ludzie patrzyli ze strachem na to, co się dzieje i gasili dziwne, zielonkawe ogniska, wydobywające się z pęknięć w ziemi. Panika powoli narastała, mimo iż był to lud cierpliwy i opanowany. Rozstępująca się pod ich nogami ziemia zdawała się ryczeć i domagać ofiar.

- Górmega - szeptem odezwała się Zefira. A głośno ryknęła:

- Ty, skalny! Pokaż się, wiem, że tam jesteś!

- Ależ witam szanowną panią - odezwała się najbliższa, ogromna góra, z której ukształtował się pysk skalnej bestii. - Co cię do mnie sprowadza? - zaczął tonem luźnej pogawędki. Jednocześnie ruchem łapy, która przypominała skalny blok, wydźwigał z ziemi kolejne kamienne góry, które otoczyły osadę odcinając ludziom drogę ucieczki. Zaś z niezasypanych jeszcze tuneli zaczęły wyskakiwać kamienne, złośliwe stworki. Były to ożywione przez Skalnego Smoka twory, które kamieniami zaczęły rzucać w ludzi.

- Dlaczego to robisz Skalny? - zapytała Zefira.

- Bo mogę - twardo odparło stworzenie, które już teraz całkowicie przypominało smoczą bestię.

Miało twardą, kamienną skórę poprzecinaną rysami żlebów i okrutne, czarne ślepia. Jego łeb wieńczył las ostrych szpikulców, zaś jego ciężki chód powodował trzęsienie ziemi. Zatrzymał się nieopodal Zefiry.

- Co cię tu sprowadza? - warknął niegrzecznie.

Odwróć jego uwagę poleciła jej w myślach Amare. Orkanus i Orga bezszelestnie zniknęli za rosnącymi w górę skałami. Z osady dały się słyszeć hurgoty i zgrzyty, gdy smoki rozprawiały się ze stworami.

- Ty sam - odwarknęła smoczyca. - Przecież ci ludzie nie zrobili ci nic złego!

- Ale tak śmiesznie wyglądają gdy się ich przestraszy - odparł Górmega.

- To wcale nie jest śmieszne. Powinieneś się nazywać Durmega. Duży i durny - docięła mu Zefira.

- Grrr... - warkną smok a miało się wrażenie, że w gardle chrobocze mu lawina kamieni. - Obraziłaś mnie! Poza tym precz z ludźmi! Gorgon pozwolił się z nimi rozprawić. Nie myślisz chyba, że pokonasz mnie sama jedna - spluną zielonym, jadowitym ogniem w jej stronę. Amare na ten gest wyciągnęła dłoń do przodu, z której wystrzelił ognisty promień i zagasił w powietrzu trujący, zielony płomień. Gad, który miał zamiar już odlecieć odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią skosem.

Zabij go Zefira poleciła jej w myślach, Bo odleci i skrzywdzi innych.

- Nolite Petram Draco! (stój Skalny Smoku) - poleciła Amare spokojnym, pewnym głosem stając na plecach przyjaciółki i promieniejąc mocą. 

Górmega stanął niczym sparaliżowany.

- Rozkazuję ci uwolnić mieszkańców i zabieraj te swoje pagórki.

Stworzenie ryknęło z niechęcią, ale rozkaz wykonało, musiało poddać się woli Kapłanki. Skały skryły się z powrotem w ziemię. Poobijani i przestraszeni mieszkańcy odetchnęli z ulgą i mimo iż wcześniej byli przestraszeni pojawieniem się smoków, to teraz im serdecznie dziękowali.

- Zdrajcy! - syknął Skalny Smok. - Jeszcze wrócę i się z wami policzę.

Chciał odlecieć, ale nie zdążył, Kapłanka pchnęła w jego stronę boską moc i na wieki zamieniła go w kamień. Górmega nie mógł już nikogo skrzywdzić.

- Tak! Dobra robota! - ryknął Orkanus. - Należało się moronowi . No co? -wzruszył skrzydłami widząc na sobie zgorszony wzrok Amare. - Co pomniejsze wiatry przynoszą do mnie ludzkie słowa. Można się od was sporo nauczyć. 

Chyba nie dajemy najlepszego przykładu, pomyślała dziewczyna. 

Tej nocy nikt nie spał. Orga, Orkanus i Amare z Zefirą przeganiali złe smoki i stwory z miast, wiosek i osad. Lecz mimo swojej niewyczerpanej mocy dziewczyna w końcu poczuła się zmęczona i głodna. Smoki też miały chęć na odpoczynek. Nad ranem, więc Zefira zarządziła, że wracają na Skałę Przeznaczenia. Trzeba było odpocząć.

Darmir całą noc czuwał czekając na powrót Amare i Zefiry. Teraz nad ranem był jak półprzytomny. Jednak jeszcze raz z nadzieją spojrzał na jaśniejący horyzont. Wreszcie w oddali zobaczył trzy unoszące się w powietrzu sylwetki. Ze zdumieniem przetarł oczy. Oprzytomniał całkowicie, gdy trzy gady i Kapłanka wylądowali na skale.

- Wszelki duch - wymamrotał do siebie.

Takich gości to się raczej nie spodziewał. Miał zamiar dać burę Zefirze i Amare, że nie wracają na noc i on się zamartwia, ale przy innych jakoś się zmitygował i nic nie powiedział. Przytulił tylko dziewczynę po ojcowsku, pogłaskał po głowie i z ulgą poszedł spać. Reszta towarzystwa poszła w jego ślady kładąc się koło siebie na skalnej półce, która nagle zdawała się być za mała.

Dargon wstał wyjątkowo rześki i wyspany. Wyszedł z jaskini na dwór w samych portkach i na boso. Przeciągną się i zamarł z rękoma w górze. Przed sobą widział trzy śpiące smoki. Srebrny, czerwony i srebrzyście czarny. Przetarł twarz dłońmi, chcąc się obudzić, zamrugał oczyma, ale stwory nadal tam były. Z niewiarą pokręcił głową i pomyślał, że coś mu się jeszcze śni. Postanowił zignorować senny majak i położył się koło najbliższego stworzenia, opierając o niego głowę i wystawiwszy twarz do słońca usnął ponownie. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro