Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sojusznicy 26


Starzec kręcąc głową patrzył jak dwa smoki lecą w stronę słońca, które powoli chyliło się ku zachodowi. Swą poświatą malowało wierzchołki skał, które zdawały się płonąć niczym ogniska. Zaś załomy i żleby górskich grani lśniły pomarańczową barwą. Góry Accendert wyglądały pięknie i strasznie zarazem. Darmir nie podziwiał jednak uroków przyrody. Martwił się. Trwała wojna, Gorgon ze swoimi poddanymi gnębił kraj. Wszędzie mogło czaić się niebezpieczeństwo a ta uparta dziewucha Amare, ze smokami wyruszyła na pomoc nie wiadomo, komu. Westchną ciężko i wszedł do jaskini, aby przygotować coś do jedzenia. Rzucił jeszcze okiem na śpiącego Dargona i westchną ciężko. Nie podobało mu się to wszystko, ale nic na to nie mógł poradzić. Mógłby dla ochrony tego morona postawić swój kostur, ale miał wrażenie, że łowca wcale ochrony nie potrzebuje. Postanowił, że obudzi mężczyznę, gdy już przygotuje strawę.

Zefira z Amare na grzbiecie leciała w ślad za Orgą, która kierowała się w stronę Nieprzebytego Lasu znajdującego się nieopodal Miasta Królów. Po drodze Kapłanka widziała ślady walk; spalone wioski, zgliszcza i ruiny miast. Ludzi grzebiący swoich bliskich i oprócz litości w jej sercu wzbierało jakieś inne uczucie. Buzujące ogniem i dziwnym mrowieniem w dłoniach. Jej oczy z do tej pory łagodnych zamieniły się w lodowatą stal. Chciała o wszystko obarczyć siebie, że gdyby nie jej słabość to nie doszłoby do tego. Wiedziała jednak, że to nie ona podpalała miasta i brała w niewolę ludzi. Za tą całą masakrą stał tylko jeden smok. Bezlitosny Gorgon, który powrócił, aby jej ukochaną krainę zmieść z ziemi i wprowadzić swoje bezlitosne rządy. Nie wyobrażała sobie tylko jak taki potwór zmieści się na tronie jej ojca. Chyba, że będzie sprawował rządy z najwyższej wieży południowej. Wyobraziła sobie ten widok i wcale nie było jej do śmiechu.

Tymczasem Orga zniżyła swój lot, aby w chwilę potem wylądować nieopodal lasu na rozległej łące obok ciała ogromnego, czarnego smoka.

- Orkanus - wyszeptała Zefira z niepokojem.

- Pomóż mu - błagalnie odezwała się Królowa Ognia. - Albo go uratuj albo zabij. Ja nie potrafiłam. Gdyby był normalnym smokiem już by nie żył.

Kapłanka spojrzała na nią w zaskoczeniu, po czym zbliżyła się do leżącego potwora. Orkanus wyglądał okropnie. Jego ciemna, matowa teraz łuska miejscami odchodziła od mięśni jakby coś ją chciało oderwać. Liczne zadrapania i głębokie rany, złamane skrzydło, świadczyło o tym, że zwierze walczyło z okrutnym przeciwnikiem zanim zostało przez niego pokonane. Najgorzej wyglądała głęboka rana na ramieniu gada. Coś wyrwało mu tam duży kawał mięśnia aż widać było bielejącą strukturę kości. Z rany nadal sączyła się krzepnąca już na brzegach krew. Nastoletnia Pośredniczka Pierwszego z Pierwszych poczuła mdłości. Nawet do głowy by jej nie przyszło, że będąc Kapłanką Smoka będzie musiała patrzeć na tak okrutne rany i leczyć z nich te okropne, nieznające litości bestie. Do tej pory pamiętała jak chciał ją zabić.

- On nie oddycha - stwierdziła Zefira pochylając się nad łbem Smoka Powietrza.

- Ale jeszcze żyje - Orga starała się mówić spokojnie. - Uratuj go, proszę. Gdyby nie on, ja... - zacięła się a Amare pierwszy raz zobaczyła smocze łzy. Były lśniące niczym górski kryształ i odbijały bezbrzeżny smutek załamanej smoczycy.

- Dobrze - zgodziła się podchodząc do głowy Orkanusa.

Kapłanka widząc zamknięte ślepia gada i nie czując jego oddechu miała wrażenie, że już nic nie może tu zrobić. Jednak ze względu na Orgę nic nie powiedziała tylko podeszła do okaleczonego gada. Położyła dłoń na pysku smoka. Zamknęła oczy. Spod jej dłoni wypłyną jasny blask i powoli obejmował całe ciało stworzenia. Rany powoli zaczęły się zabliźniać a skóra odzyskiwała swój blask. Mimo tego Amare czuła jakiś wewnętrzny niepokój. Coś jeszcze było nie tak. Nie słyszała pulsowania krwi ani bicia serca gada. Skupiła się jeszcze bardziej i poczuła nagłe szarpnięcie jakby jej moc chciała dostać się do ciała zwierzęcia.

Nie widziała ani nie słyszała jak Zefira ciężko wciąga powietrze na widok promieniującej sylwetki dziewczyny. To nie była już jej dziewczynka, która potrzebuje opieki. Miała przed sobą potężną Smoczą Kapłankę, której energia otaczała ją lśniącym blaskiem układającym się na kształt smoka. Amare skierowała swoją moc w stronę ledwo bijącego smoczego serca a tym samym zmusiła go do ponownej pracy. Już po chwili dało się słyszeć jego miarowy stukot. Smok Powietrza wracał do życia. Nadal jednak coś nie dawało jej spokoju. Miała wrażenie,  że razem z gadem budzi się jakaś inna istota o wiele bardziej potężna i magiczna od niego. Uczucie to wypełniało ciało i duszę dziewczyny dziwnym lękiem. Pospiesznie zabrała dłoń z pyska zwierzęcia i otworzyła oczy. Poczuła na sobie uważny wzrok ożywionego stworzenia.

- Dziękuję moja pani - wyszeptał smok głębokim basem, po czym się podniósł i skłonił łeb przed Amare. - Od tej pory będę twoim wiernym sługą za to, że uratowałaś mi życie mimo tego, iż chciałem cię zabić.

- Tak! Tak...- usłyszała szczęśliwy głos zbliżającej się Orgi a po chwili i ona sama podeszła, do Orkanusa. - Jesteś nareszcie! Wiedziałam, że jeszcze nie odeszłeś - odezwała się z ulgą w głosie. - Wyczuwałam jeszcze twoją jaśniejącą aurę życia, dlatego sprowadziłam Kapłankę, aby ci pomogła. Dziękuję ci Amare - zwróciła się do niej. - Będę ci za to wdzięczna do końca mojego istnienia. Możesz mną dysponować w dowolny sposób.

Już boska Pośredniczka miała coś powiedzieć, że nie trzeba, ale ugryzła się w język. W obliczu zagrożenia ze strony Gorgona każda pomoc może być bezcenna. Skłoniła się, więc tylko grzecznie i odsunęła od smoków, aby mogły w spokoju nacieszyć się swoją obecnością.

- Ej tam, gołąbeczki - usłyszeli nagle głos Zefiry. - Jak już wszystko dobrze, to przestańcie gruchać. Nadlatują.

Dziewczyna oderwała wzrok od szczęśliwych smoków i spojrzała w górę.

Tam na ciemniejącym raptownie niebie dało się zobaczyć ogromną, burzową chmurę w kształcie smoka. Bo istotnie był to smok. Zygzaki błyskawic przecinały jego ciało a z pyska wydobywały się dźwięki grzmotów. Była to Królowa Burz, towarzyszyła jej gromadka pomniejszych stworzeń. Były to wiwerny, trollsmoki (nieduże brzuchate smoczyska z okrągłymi łbami, odstającymi uszami i błoniastymi skrzydłami) oraz średniej wielkości Smok Zamętu.

- Tam są! - dał się słyszeć głos tego ostatniego. - Zdrajczynie. Brać ich! - wydał rozkaz.

- To co? Bierzemy dupę w troki czy walczymy? - spytała Zefira a na jej słowa zapanowała konsternacja.

- Co powiedziałaś? - wykrztusiła z siebie zaskoczona Amare. Nie spodziewała się takiego słownictwa po swoim smoku.

- No co? - smoczyca wzruszyła skrzydłami. - Ludzie tak mówią, sama słyszałam. A my łatwo się uczymy przebywając między wami.

- No to nie weźmiemy dupy w troki - oznajmił z dumą Orkanus stając tuż za dziewczyną tak jakby był jej strażnikiem. - Tylko stawimy im czoła.

Kapłanka już nic nie powiedziała, zatkało ją. W tym samym momencie tuż obok nich strzelił piorun wysłany przez Królową Burz. Na tę jawną zapowiedź walki Smok Powietrza wzniósł się do góry zasłaniając przytym swoją wskrzesicielkę. Zamachał skrzydłami wywołując wiatr i rykną:

- Precz!

Na Królową Burz jednak to nie zadziałało.

- Nie, nie walcz! - Amare krzyknęła się w jego stronę. - Jesteś jeszcze zbyt słaby.

Spojrzał na nią z rozbawieniem a dziewczynę zatkało, gdy w przebłysku pioruna kulistego zobaczyła zamiast smoka potężna sylwetkę Boga Wiatru. Nie wierzyła własny oczom, gdyż po chwili obraz ten zniknął.

Pomniejsze smoki wylądowały na ziemi, okrążyły ich dookoła i zaczęły się zbliżać.

- Stać! - Kapłanka wydała rozkaz a jej sylwetka ponownie rozbłysła ogniem.

Gady zatrzymały się jak rażone prądem.

- Brać ich! - syknął Smok Zamętu , ale sam się nie zbliżył. Stwory zrobiły krok do przodu.

W ręku dziewczyny pojawiła się kula ognia, którą gotowa była rzucić w te wredne pyski.

- Ej dziewczynko, teraz moja kolej - powstrzymał ją głos Orkanusa, który stanął za jej plecami. - Nie szastaj tak energią moja pani. Oszczędzaj siły.

Co powiedziawszy rozpostarł skrzydła, machną nimi wywołując potężny ruch wiatru, który cisną stworami do tyłu. Odleciały w ciemność koziołkując i obijając się o siebie nawzajem. Jeszcze jeden podmuch i wywiało wszystkich w ciemność nocy.

- Ty! - ryknęła Królowa Burz. - Miałeś być martwy!

- Ale nie jestem, jak widzisz. I nie waż się do nas zbliżyć - ostrzegł.

Wredna smoczyca jednak nie dała za wygraną i smagnęła nagłym, zimnym deszczem troje smoków i dziewczynę, i rzucając między nich rozszczepioną błyskawicę. Odskoczyli od siebie.

- O nie! - warknęła Orga. - Tak dobrze to nie będzie.

Zapłonęła ogniem osuszając swoich towarzyszy i posłała w paszczę burzy kulę ognia. W odpowiedzi bestia ryknęła tak strasznie, że od jej grzmotu zatrzęsła się cała ziemia. Orkanus miał dość. Uniósł się do góry na silnych skrzydłach a w ślad za nim wzniosła się Królowa Ognia.

- Już po Amesis - z zadowoleniem odezwała się Zefira. - Nie ma z nimi szans. Nad nimi w powietrzu rozgorzała straszliwa walka, która trwała zadziwiająco krótko. Burzowe chmury zniknęły a nad lasem i łąką ukazało się rozgwieżdżone niebo.

- Doniosą Gorgonowi o tym, co tu się stało - stwierdziła Amare, gdy już lecieli z powrotem w stronę Skały Przeznaczenia.

- I dobrze. Niech wie, że nie jesteśmy bezbronni - odezwała się Zefira. - Masz potężnych sojuszników moja droga.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro